Alibi

Devlin Lane

Odkąd otworzyłem oczy, czuję niesmak do samego siebie, a istnieją dwa powody, przez które mój nastrój diabli wzięli.

Pierwszy – pod wpływem niekontrolowanych emocji, napisałem wiadomość do Annie. Co mnie podkusiło? Dlaczego to zrobiłem? Ta wiadomość brzmiała mniej więcej tak: „Annie, widzę, że jesteś szczęśliwa. Moje gratulacje." Nic dodać nic ująć – desperacka treść.

Po drugie – ot co...jestem oziębłym palantem. Dlaczego byłem taki oschły dla Irene Holder? Nie potrafię tego logicznie wyjaśnić. Po prostu uznałem, że powinienem się wycofać. Być może moja podświadomość nie chce brać udziału w wyścigu o względy rudowłosej pięknotki. Niemniej jednak sądzę, że nie powinienem się wycofywać, nawet jeśli wiąże się to z zabieganiem o jej względy razem z Rowanem.

Annie jest moją pierwszą miłością, lecz pozostanie jedynie w moich wspomnieniach. Nasze drogi nigdy więcej się nie przetną. Ona wybrała inne życie i nie mogę jej za to winić. W końcu kto chciałby żyć z pracoholikiem, który był o krok od uzależnienia się alkoholem? Od naszego rozstania minęło kilka lat, a moje uczucia dopiero od niedawna zaczynają wygasać. Co więcej, kiedy myślę o jej narzeczeństwie, nie czuję już palącego bólu. Być może w końcu zaleczę swoje rany i pozwolę sobie na to, aby żyć.

Niemniej jednak nic nie tłumaczy mojej wiadomości, którą wysłałem przed snem. Liczę na to, że Annie zignoruje jej treść i od razu o niej zapomni. Czuję się źle z myślą, że ta wiadomość może ją zdenerwować bądź co gorsza, namieszać w życiu. Nigdy dotąd nie nawiązywałem z nią kontaktu, a od naszego rozstania widzieliśmy się tylko raz, dlatego powinno tak zostać. Aczkolwiek jestem przekonany, że moja chwila słabości była spowodowana napiętą sytuacją między mną a Rowanem oraz Irene Holder. Relacje międzyludzkie czasem są zbyt skomplikowane, aby je zrozumieć.

Biorę dwa głębokie wdechy, a następnie wysiadam z samochodu i od razu podążam wąską ścieżką do wiejskiego domku Johna Holdera, byłego męża Irene. Moja wizyta tutaj jest jedynie formalnością, ale mimo to muszę zdobyć dla Irene alibi. Jako że zapowiedziałem swoją wizytę, mężczyzna czeka na mnie w drzwiach domu i nie wygląda na niezadowolonego. Wręcz przeciwnie, nastrój mu dopisuje.

- Dzień dobry – witam się. – Detektyw Devlin Lane.

- John Holder. – wymieniamy uścisk dłoni. – Czym sobie zasłużyłem na wizytę policji? – uśmiecha się przyjaźnie. – Może usiądziemy w salonie? Zapraszam – mężczyzna prowadzi mnie do przestronnego salonu, urządzonego w minimalistycznym stylu. – A więc?

- Mam kilka pytań dotyczących pana byłej żony. – wyznaję, a brwi mężczyzny podjeżdżają do góry. – Kiedy ostatni raz państwo się widzieli?

- Na naszej rozprawie rozwodowej. – wyjaśnia. – Jakieś trzy tygodnie temu. Parę dni temu rozmawialiśmy przez telefon. Czy coś jej się stało? – w pytaniu można wyczuć nutkę troski, jakby Irene była dla niego kimś więcej niż ładnym trofeum, choć on sam często w wywiadach nazywał ją ładnym dodatkiem. Tak, prześledziłem ich wspólne życie. To również desperackie, prawda?

- Czy żona często wracała w rodzinne strony?

- Do Castle Combe? – przytakuję. – Nasza ostatnia wizyta do tego miejsca odbyła się parę lat temu. Wtedy zmarła jej babcia.

- Co działo się z jej rodzinnym domem?

- Nie wiem – wzrusza ramionami. – Prawdopodobnie popadał w coraz większą ruinę. Irene nie chciała go wynajmować ze względu na sentyment do tego miejsca. Nie chciała, aby ktoś obcy dotykał czegokolwiek, co wiąże się ze wspomnieniami o jej babci. Była do niej bardzo przywiązana, a jej śmierć mocno wpłynęła na jej psychikę. Płakała całymi dniami. Prawie nie wychodziła z łóżka.

- Jest pan pewien, że Irene tam nie wracała?

- Absolutnie. – odpowiada pewnie. – Jak już mówiłem, śmierć Valerie była dla niej ciosem. Powrót do tego domu wiązał się z otworzeniem na nowo ran. Skąd te wszystkie pytania?

- W Castle Combe doszło do trzech makabrycznych morderstw. – odpowiadam lakonicznie. – Tak się składa, że jedno z ciał odnalazła pańska była żona w rodzinnym domu.

- CO? – mężczyzna zrywa się z fotela. – Czy wszystko z nią w porządku? To musiało być dla niej straszne!

Mężczyzna wygląda na autentycznie przerażonego, co daje mi jasny sygnał, że Irene wciąż jest dla niego ważna, a to z kolei obala moją teorię, że ich małżeństwo miało charakter czysto transakcyjny. Być może były między nimi głębsze uczucia. Niemniej jednak nie powinienem się nad tym zastanawiać. Irene jest poza moim zasięgiem. Czas skupić się jedynie na pracy i rozwiązaniu tej sprawy. Relacja Irene i Johna to nie jest moja sprawa.

- Nic więcej nie mogę powiedzieć. – odpowiadam. – Przykro mi.

- Muszę tam jechać! Nie powinna być sama. Jest bardzo krucha.

- Obecnie mieszka w domu sąsiadki. – po co to mówisz, kretynie!? Po co go do niej doprowadzasz? Ta kobieta ci się podoba, ale nie masz odpowiednio dużych jaj, aby cokolwiek z tym faktem zrobić, frajerze!

- Dziękuję – posyła mi uśmiech. – Czy mogę jeszcze jakoś pomóc w śledztwie?

- Na ten moment nie. Pójdę już.

Opuszając ten wiejski dom, czuję, że popełniłem kolejny błąd w przeciągu dwudziestu czterech godzin. Ot co, jestem kretynem.

~***~

Kiedy wchodzę do swojego biura, zastaję Rowana w pozycji embrionalnej. Jego cielsko zajmuje całą kanapę, a jego obecność momentalnie podpala we mnie tlący się od paru dni żar. Przede mną znajduje się człowiek, którego uważałem za przyjaciela, lecz on ma w dupie naszą relację i męskie zasady.

- Co tu robisz? – pytam.

- O! – prostuje się na kanapie. – Jesteś już! Mam dwie sprawy.

- Zacznij od tej, która choć trochę związana jest z naszą sprawą. – burczę pod nosem. – Twoje prywatne przygody już mnie nie obchodzą.

- Co z tobą? – dziwi się. – A zresztą. – zbywa mnie machnięciem ręki. – Pewnie masz kolejny emocjonalny zjazd.

Czy on jest aż tak ślepy?

Czy nie widzi żadnego problemu w zaistniałej sytuacji?

Czy mam do czynienia z debilem?

- Do rzeczy. – odpowiadam.

- Właściciel aplikacji randkowej udostępnił nam zapisy rozmów Taylor. Wszystko masz na mailu.

- Choć raz zrobiłeś coś szybko i sprawnie. Coś jeszcze?

- Jasmine ma złamane serce. – zamykam na chwilę oczy. Tak miało być. Musiałeś zerwać ten plaster. Powtarzam sobie, aby zdusić poczucie winy. W momencie, w którym wybiegłem w poszukiwaniu Irene, Jasmine musiała zrozumieć, że nie łączy mnie z nią nic więcej, prócz relacji czysto zawodowych. – Opowiadała mi, że jesteś palantem.

- Nic nowego.

- Dlatego dziękuję ci za to, że nim jesteś. – szeroko się uśmiecha. Ciekawe, jakby wyglądał bez tych śnieżnobiałych jedynek...

- Co to znaczy? – dopytuję niepewnie, choć nie wiem, czy chcę poznać odpowiedź.

- Kiedy ty łamiesz kobiece serca, ja i mój czarodziejski fiut, na nowo je składamy.

- Chcesz mi powiedzieć, że wykorzystałeś smutek Jasmine i przespałeś się z nią?

- Genialne, prawda? – ekscytuje się.

- To obrzydliwe. – kwituję. – Dziewczyna została przez ciebie wykorzystania tylko dlatego, że potrzebowała pocieszenia.

- Co z tobą!? – oburza się. – Od dwóch dni traktujesz mnie jak swojego wroga!

- Irene Holder...

Wypowiadam tylko te dwa słowa, lecz one odpowiadają na wszystkiego jego pytania. Nasza wieloletnia przyjaźń została poddana próbie, ponieważ obaj wzdychamy do tej samej kobiety, lecz tylko ja jestem gotów się wycofać. 

_______

Przepraszam za dwa tygodnie przerwy! Chwilowe zawirowania 😊

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top