[SasuSaku]

~*~

~Spóźnię się. Na pewno się spóźnię...

Zdenerwowana Sakura prawie biegła korytarzem biura Hokage. Był już kwadrans po piętnastej, a ona nie została powiadomiona o zebraniu Rady. Oczywiście winny wszystkiemu był jej asystent, który był jej notatnikiem i kalendarzem w jednym. Jeszcze nigdy nie spóźniła się na zebranie. HA! Jeszcze nigdy nie szła nieprzygotowana.

-Jak tylko go spotkam to mu kości porachuję!

Warknęła do siebie wbiegając po ostatnich schodach. Nie miała czasu na umycie się po operacji. Zdjęła fartuch operacyjny i ruszyła z kilkoma kartkami licząc w duchu, że to wystarczy. Botki, które miała na nogach tupały nieznośnie jeszcze bardziej denerwując kobietę. Będąc przed samymi drzwiami zorientowała się, że biały kitel, tylko z nazwy był biały, mimo iż ochraniał go wcześniej inny materiał.

Otworzyła drzwi, a duszne powietrze uderzyło w nią, jak opary z sauny.

-Przepraszam za spóźnienie - mruknęła między płytkimi oddechami. Jej płuca domagały się większej dawki tlenu. Haruno szybko rozpięła kitel, po czym wsadziła notatki między zęby. Rozglądając się po sali zorientowała się, że znajdowało się tutaj o wiele więcej osób niż kiedykolwiek. Nie wiedziała czym to było spowodowane, ale nie czuła z tego powodu presji. Rzuciła kitel pod ścianę i z nadal urywanym oddechem, i rumianymi policzkami udała się na swoje miejsce. Jeszcze raz pobieżnie rozejrzała się po sali dostrzegając wzrok wielu osób na swojej postaci. Istniało kilka powodów, jak na przykład krew znajdująca się tu i ówdzie na jej ciele, bądź też spóźnienie. Osobiście liczyła na to pierwsze. Nie miała siły się kłócić z kimkolwiek. Nie teraz.

-Co się stało? - Głos zabrał Shikamaru, gdy usiadła po jego lewej stronie. Zmarszczone brwi i troska wypisana na twarzy zawsze ją rozczulała.

-Nie pytaj - odezwała się i kiwnęła głową Ibikiemu, po czym spojrzała na resztę sali. Miała to zaszczytne miejsce pośrodku długiego stołu jako Główny Medyk. Po jej prawej znajdował się Główny Strateg, a zaraz za nim Morino, który był przełożonym wszystkich członków ANBU.

-Wracając do sprawy... - kontynuował Morino patrząc uważnie na Haruno. - Obrona wioski została znacznie wzmocniona, nie tylko przy bramach, ale także dokoła wioski. Oddziały są wysyłane na patrole dwadzieścia cztery godziny na dobę. Nie możemy sobie pozwolić na kolejny atak. - Ostatnie zdanie wypowiedział patrząc na pozostałych zgromadzonych.

Mimo, iż te zebrania były otwarte, niewielu na nie przychodziło. Ale członkowie Rady nie dziwili się frekwencji. Liść był tak zniszczony, że powstanie na nogi mogło potrwać nawet kilka miesięcy.

Haruno natomiast zdziwiona była liczbą osób „utajonych". Większość zebranych znajdowała się w płaszczach, a u niektórych widoczne były maski ANBU. Zdumiewała ją chęć bycia anonimowym na takim posiedzeniu, chyba że sprawa była zgoła inna.

Zmęczone spojrzenie zawędrowało na trzech osobników na samym końcu stołu, którzy wydali się jej dziwni. Ale odpuściła, wiedząc, że Ibiki na pewno nie wpuściłby ich od tak.

-Co mnie ominęło?

-W sumie niewiele - szepnął Nara. - Nic, co zaciekawiłoby ciebie.

Wiedział, że przyjaciółka miała wystarczająco na głowie, a dodawanie jej zmartwień nie było jego zamiarem. Sakura kiwnęła głową i oparła się na krześle słuchając kolejnych informacji.

-Odbudowa wioski idzie opornie, ale staramy się robić co w naszej mocy. - Głos zabrał nieznany kobiecie mężczyzna w średnim wieku, z lekką siwizną. Jego łagodne spojrzenie przesuwało się to z Nary na Morino i odwrotnie. Haruno odczuwała tak wielkie zmęczenie, że nawet nie irytował jej fakt, że była ignorowana. - Opady mają się podobno utrzymać jeszcze jakiś tydzień, ale pogoda nie jest w stanie nas zatrzymać. Co najwyżej spowolnić.

-Dobrze. - Nara kiwnął głową po kilku sekundach, wiedząc, że ani Sakura, ani Ibiki nie mieli zamiaru przytaknąć. - Jeżeli będą jakiekolwiek problemy proszę się zgłaszać do sekretarza - poinformował go wskazując palcem na siedzącego dwudziestoparolatka, który także był stałym bywalcem zebrań.

-Jak stoimy... jak wyglądają nasze stosunki z Suną? - Słysząc to zdanie, Sakurze zadrżała warga i zaciekawiona posłała spojrzenie przyjacielowi. Narę na chwilę zamurowało, ale zaraz powaga zagościła na jego twarzy.

-W porządku. Suna wysłała wczoraj kilka osób, które mają pomóc nam stanąć na nogi.

-Można wiedzieć kogo? - odezwała się jedna z zakapturzonych postaci. Sakura z ironią stwierdziła, że była tu jedyną (widoczną) kobietą.

-Dane te nie są poufne... - mruknął z niechęcią Shikamaru, licząc na szybką interwencję pozostałych członków Rady.

-Ale otrzymają je państwo, gdy wszyscy tutaj dotrą. - Lodowaty głos Morino spowodował, że atmosfera nagle uległa zmianie. Już nie była luźna, obojętna, lecz napięta niczym struna.

Sakura zamknęła na chwilę oczy czując ból głowy. Przez kilka ostatnich dni miała taki zapieprz, że nie wiedziała już gdzie góra, a gdzie dół. Oparła się na jednej dłoni i zaciągnęła dusznym powietrzem. Stanik się jej wpijał, obcisły top na ramiączkach uwierał, a skóra swędziała. Marzyła się jej kąpiel w wannie z bąbelkami i porządny sen. Czyli coś, czego nie doświadczyła od wojny. Tak bardzo chciała zasnąć spokojnie nie martwiąc się o pacjentów w szpitalu.

-Sakura. Wszystko w porządku? - zapytał Shikamaru nachylając się w jej stronę. - Nie wyglądasz dobrze... - mruknął dokładnie badając jej twarz, na której gościło zmęczenie i stres. Wory pod oczami dodawały jej dziesięć lat, zapadnięte policzki aż prosiły o chwilę snu, a nagie ramiona ukazywały jej wystające kości. Nara odruchowo przejechał po sylwetce Haruno i ze zgrozą stwierdził, że kobieta sporo schudła. - Powinnaś odpocząć.

-Nie martw się o mnie, Shikamaru. I tak masz za dużo na głowie.

-Jak ty. Dobrze, że Suna niedługo dotrze.

Sakura kiwnęła głową i ziewnęła. Nie zdawała sobie sprawy, ale jej rozmowa z przyjacielem wydała się zebranym tu osobom o wiele bardziej wciągająca, niż informacje podawane przez Ibikiego.

-Pani ordynator? - Uniosła głowę patrząc na kobietę, która siedziała zaraz koło tych „dziwnych" postaci. Kiwnęła jej głową, by ta mogła kontynuować. - Możemy wiedzieć jak wygląda sytuacja w szpitalu?

Kunoichi otworzyła dwukrotnie usta, ale żadne słowo z nich nie padło. Przeczesała grzywkę do tyłu w zapomnieniu. Szybko przymknęła oczy czując ból głowy. Wiedziała jak było w szpitalu. Znała wszystkie statystyki. Każdą najmniejszą cyferkę.

-Mamy stu czterdziestu ośmiu rannych, z czego tylko niecałe pięć procent będzie w stanie wyjść jeszcze w tym tygodniu. - Otworzyła oczy słysząc czyjeś głośne westchnienie. - Oczywiście nie biorę pod uwagę oddziału położniczo-ginekologicznego. W zasadzie, to tylko... oddział intensywnej terapii i zakaźny. - Jej głos był ledwo słyszalny w sali, ale cisza sprawiła, że każdy zrozumiał przekaz. Sakura wyglądała teraz jak osoba, która miała dość życia i zaraz umrze, i tak też się czuła.

Adrenalina, która zawsze towarzyszyła jej podczas operacji spadła i kobieta czuła zmęczenie z powodu nieprzespanych kilku nocy.

-Uważa pani, że jest w stanie sama sobie z tym poradzić? - Głos, który do niej dotarł nie był ani nieprzyjemny, ani przykry, więc kobieta zareagowała spokojnie i z rozwagą.

-Nie. - Jej odpowiedź zaskoczyła większość osób tu siedzących, bo popatrzyli na siebie nie rozumiejąc. - Dlatego nie mogę się doczekać posiłków z Piasku.

-Nie powinniśmy w tak dużym stopniu polegać na sprzymierzeńcach.

-Gdy Suna potrzebowała pomocy nie wahała się o nią prosić. - Już dawno nie była zmuszona użyć takiego tonu, ale to zdanie ją zdenerwowało. Warknęła jeszcze: - I my też nie będziemy.

-Poważnie, nie jest pani w stanie sobie poradzić?

-Dlaczego miałabym kłamać? - zapytała całkiem ciekawa, gdy negatywne emocje opuściły jej ciało. Nie wiedziała czego w takim razie po niej oczekiwali.

-Ponieważ to zawsze pani była od tych tragicznych przypadków - odezwał się racjonalnie młody chłopak, a gdy zorientował się, że zielone spojrzenie utknęło na nim, spłonął rumieńcem.

-To prawda. To panią brano do przypadków ekstremalnych...

-Dziękuję, że macie o mnie aż tak dobre zdanie - mruknęła zaskoczona. Różowe plamy ledwo się ukazały na jej zmęczonej, bladej twarzy. - Ale powinniście brać po uwagę, że jestem tylko człowiekiem. - Zamknęła ponownie oczy i oparła głowę na obu dłoniach. - W szpitalu mamy rzeź. Braki w kadrach i gówniana sytuacja stawia nas na przegranej pozycji.

Oczy zaszły jej łzami, gdy ziewnęła.

-A możemy wiedzieć jak z... ze zmarłymi?

Po tym pytaniu nastąpiła całkowita cisza. Nikt nawet nie ruszył się, nie mówiąc o tym, że każde spojrzenie skierowane było na Sakurę.

-Do mnie trafiło dwieście siedemdziesiąt dziewięć ciał. A w szpitalu zmarło siedemnaście.

Bała się otworzyć oczy. Bała się, że ujrzy w ich oczach zawód. Statystyki szpitala nie były tak tragiczne od ładnych paru, jak nie kilkunastu, lat. Czuła się odpowiedzialna za ten stan rzeczy.

-A... A - jąkał się jeden z mężczyzn - ilu wyszło ze szpitala?

Haruno próbowała przypomnieć sobie dokładną liczbę wyleczonych pacjentów, ale ból głowy jej to uniemożliwiał. Czuła się jakby mózg miał jej zaraz eksplodować.

-Sto... sto dwadzieścia... nie, nie. Stu siedemnastu pacjentów - mruknęła nie będąc pewna. Czuła się jakby jej mózg walnął porządny restart, bo nagle wszystko uleciało. Przygryzła kciuk i głośno westchnęła. Nie mogła się na niczym skupić i nie miała bladego pojęcia dlaczego tak się czuła.

-Ktoś ma jeszcze jakieś pytania? - Może gdyby to pytanie zadała pozostała dwójka, to dostałaby pozytywny odzew, ale zimny ton Ibikiego zniechęcił zgromadzonych do zadawania pytań. - W takim razie uważam zebranie za zamknięte.

Wszyscy jak jeden mąż powstali ze swych siedzeń. Sakurę jednak powstrzymało silne ramię bruneta.

-Poczekasz tu chwilę. - To nawet nie było pytanie, co bardzo zdziwiło kobietę. Rzadko Shikamaru posługiwał się takim trybem podczas rozmowy. Nie mając chęci i siły się kłócić położyła głowę na stole w oczekiwaniu na ciąg dalszy.

Gdy w pomieszczeniu zapanowała absolutna cisza, usłyszała: - Czy ty chcesz się zajechać? - Warknięcie, które wydał z siebie strateg, ocuciło kobietę. - Wiem jak wygląda sytuacja, ale musisz przystopować!

-Kiedy ostatni raz spałaś? - zapytał Ibiki czym zdziwił kobietę. Myślała, że zostali sami.

-Chyba dwa dni temu?

-Chyba?

-Dwa dni?

-Może trzy... - mruknęła nie odrywając głowy od zimnego blatu. Jej oczy łzawiły domagając się odpoczynku. Przekrwione białka jasno mówiły: zamknijcie się powieki!

Po tym zdaniu nic już do niej nie docierało. Była zbyt zmęczona, by wsłuchiwać się w krzyki i komendy pod jej adresem.

Shikamaru widząc sen, który zmorzył przyjaciółkę, westchnął. Ponownie usiadł na krześle zastanawiając się nad sytuacją i zdrowiem przyjaciółki.

Czując się dziwnie wziął w dłoń notatki, które Sakura tu przyniosła. Podejrzewał, że coś jeszcze było na rzeczy, zwłaszcza, gdy widział jak kobieta chodziła. Zjeżdżające litery tylko utwierdziły go w przypuszczeniach.

~Cholera!

~*~*~

Obudziła się, gdy niebo szarzało. Nie była jednak przekonana czy to rano, czy wieczór. Uniosła się z posłania, które teraz było pomięte i gorące. Była u „siebie" w pokoju. W domu, który należał do jej przyjaciół, a teraz także i niej. Z łóżka wstała dopiero wtedy, gdy ciśnienie się jej uspokoiło. W półmroku zebrała rzeczy leżące na podłodze i skierowała się do łazienki. Czuła odór, który się od niej ulatniał. Nie wiedziała jakim cudem znalazła się w tym mieszkaniu, ale podejrzewała, że to Shikamaru ją tutaj przyniósł. Oczywiście mogła się mylić.

Gdy nałożyła na siebie czyste ubrania, otworzyła okno, by nie było tu duszno i po cichu opuściła dom. Było jeszcze wcześnie i jeżeli Ino i Sai spali, to ona nie miała zamiaru ich budzić.

Krótkie włosy powiewały na lekkim wietrze, gdy kierowała się do szpitala. Na ulicach mimo wczesnej pory pałętało się sporo shinobi.

-Dzień dobry! - krzyknął do niej jakiś mężczyzna w średnim wieku. Haruno odpowiedziała mu uśmiechając się delikatnie, po czym na jej bladej twarzy ponownie zagościła obojętność.

W szpitalu jak zwykle panował rozgardiasz, ale po takim czasie, Sakura przywykła. Od wojny nie było tu nawet minuty spokoju. Podeszła do recepcji, przywitała się z sekretarką i odebrała wykaz pacjentów. Zignorowała ciekawskie spojrzenia osób tu przebywających.

-Doktor Hiro jest w szpitalu? - zapytała zaglądając znad dokumentów. Gdy odpowiedziało jej kiwnięcie głową, ruszyła do gabinetu numer siedemnaście, w oddziale intensywnej terapii. Musiała z nim pomówić o jednym z pacjentów.

Idąc korytarzem nie zwracała uwagi na mijane osoby. Było ich tak dużo, że nie sposób było zapamiętać twarze, nie mówiąc, że kobieta nie miała czasu na pogaduszki. Prawie cały czas przeglądała listy pacjentów, oceniając ich stan. Wyniki badań znała na pamięć, ale w duchu modliła się, żeby żadnemu się nie pogorszyło. Gdy potwierdziła, że nie musiała iść na interwencję, uspokoiła się w duchu.

Te dwanaście godzin, podczas których spała, dało jej tyle energii, że mogła teraz leczyć i leczyć. Zgodziła się z Shikamaru, że potrzebowała odpoczynku.

Podczas wędrówki na oddział jeszcze zajrzała do swojego gabinetu, z którego zabrała czysty kitel i zniknęła w odmętach szpitalnego rozgardiaszu.

-Pani ordynator, co cię do mnie sprowadza? - zapytał badając pacjenta. Przez to, że był kardiologiem i jedną ze starszych osób w tym szpitalu, miał duże poważanie.

-Chciałam zapytać o tego pacjenta spod ósemki. Zbieram się do niego i... - Usiadła widząc miejsce, które wskazał jej kolega po fachu.

-Widzę, że w końcu odpoczęłaś, tak jak ci radziłem. Nie wiem jednak czy cokolwiek zdziałasz na tym polu. Od twojej ostatniej wizyty w tym gabinecie nic się nie zmieniło - powiedział w końcu racząc ją spojrzeniem niebieskich oczu pełnych dobroci i nadziei. - Żadnych zmian. Poza tym. - Wrócił do badania pacjenta. - Pisz proszę wyraźniej. Wiem, że zawsze gonisz i jesteś zapracowana, ale taki charakter pisma nie jest do ciebie podobny i ja już nie wiem czy ktoś się pod ciebie podszywa, czy może piszesz podczas snu.

Zamarła nie wiedząc co powiedzieć. Otworzyła usta, ale zaraz je zamknęła bojąc się potoku słów, które nieuchronnie opuściłyby jej ciało.

-Dobrze - odezwawszy się, podniosła swoje cztery litery i opuściła gabinet krótko się żegnając.

Nie chciała tracić zapału, który tlił się w niej od samego ranka, to też naprzeciw oczekiwaniom ruszyła w kierunku sali numer osiem.

~Już ja wam wszystkim pokażę!

Przed salą przystanęła, nałożyła maseczkę ochronną, rękawice i fartuch ochronny. Zostawiła wszystko co niepotrzebne członkowi ANBU, który stał na straży i weszła do pokoju. Pikanie maszyny, przeraźliwa biel i pojedyncze łóżko z mężczyzną nie przyciągnęłoby zbytniej uwagi, gdyby nie fakt, że na tymże łóżku spał jej były mistrz: Yamato.

W tej wojnie straciła wiele osób, nie tylko samą Hokage, ale też Kakashiego i Yamato. Maska tlenowa była nieodłącznym elementem „ubioru" mężczyzny.

Jego stan był gorzej niż tragiczny. Urwana noga, transfuzja krwi, zmiażdżone organy wewnętrzne, wstrząs mózgu, śpiączka... Sakura by mogła wymieniać w nieskończoność przykrości jakie przydarzyły się jej nauczycielowi. Dodatkowo osłabiony układ odpornościowy powodował, że w każdej chwili mógł złapać jakąś chorobę, choćby głupi kaszel, a wtedy zapalenie płuc gwarantowane.

Haruno miała ochotę płakać za każdym razem, gdy znajdowała się w tej sali, ale ośli upór, duma uczennicy Hokage i niechęć względem bycia słabej zaraz przywoływała ją do porządku. Do tej pory miała w głowie komentarz Sasuke względem jej osoby. Co z tego, że powiedział, żeby na niego czekała. Co z tego, że poprosił ją o to. Haruno miała do niego już taką niechęć, iż miała ochotę eksplodować. Albo sama, albo jego. Jej zdaniem słowa „przyjaciela" nie miały odniesienia do rzeczywistości. Dla niej już nie miały żadnej wagi.

Wyszła z sali, a za cel obrała prosektorium.

Znalazła się w „swoim sanktuarium". Tak żartobliwie mówią o tym miejscu pracownicy szpitala. Nikt prócz niej tutaj się nie zapuszczał, co na początku drażniło kobietę, ale później odkryła tego zalety. Dobrze oświetlone pomieszczenie ukazało, trzy masywne, metalowe stoły, na których leżały rozłożone ciała, przykryte jedynie białym płótnem.

W sali miała najnowszy sprzęt i wiele udogodnień, jak na przykład kanapa. Ona jednak skierował się się do jedynego pokoju, który został tutaj dobudowany, a o którym istnieniu nikt nie wiedział. Odsunęła plakaty z anatomią ludzkiego ciała i otworzyła drzwi, jednocześnie odblokowując przepływ chakry. Postawiła pierwszy krok i zapaliła światło. Szybko zamknęła drzwi i oparła się o nie z westchnięciem.

~Mój Boże...

W pomieszczeniu trzy na pięć stały dwa łóżka z pacjentami, kanapa, ława i aneks kuchenny. Podeszła na miękkich nogach do kozetki znajdującej się po lewej i położyła zimną dłoń na blond głowie. Ciało drżało jej za każdym razem, gdy tylko wchodziła do tego pomieszczenia. I z bólem stwierdziła, że nie była tutaj od prawie dwudziestu czterech godzin. Sala była klimatyzowana tak, że nikt nie miał prawa się tu udusić. Poza tym pacjenci nosili maski tlenowe, a ich ciała cały czas podpięte były do aparatur medycznych i kroplówek. Ordynator dbała o każdy szczegół, by tylko zapewnić dobro bliskich.

~Tsunade-sama.

Przesunęła palcami po nieumytych włosach sanninki, które teraz nabrały siwych pasm. Delikatne dłonie przeniosły się na zmizerniałą twarz noszącą ślady wycieńczenia i odwodnienia. Odwróciła się, by podejść do Hatake. Oboje nosili tylko szpitalne koszule, ale kobieta zadbała o ukrycie Kakashiego. Szanowała jego prywatność, więc na masce tlenowej znajdował się kawałek materiału, który skutecznie uniemożliwiał dostrzeżenie twarzy.

Usiadła na jego kozetce i zamknęła oczy z bezsilności.

Cudem udało się jej ich uratować. Zarówno Tsunade jak i Kakashi byli na skraju wyczerpania i gdyby nie ogólne zamieszane na wojnie, to nie byłaby w stanie zapewnić im spokoju. Nikt nie wiedział, że żyli. Nikt nie mógł im zaszkodzić.

Wyszukała jego dłoń, którą delikatnie ścisnęła próbując się zmotywować. Były chwile, gdy myślała, że nie uda się jej utrzymać ich przy życiu. Gdy ich wyniki były gorsze niż Yamato. Ale udało się jej ich uratować, wyleczyć i doprowadzić do stabilizacji. Oboje znajdowali się w śpiączce, której przyczyn nie znała, co powodowało, że czuła się nic nie warta. Ale zapłaciła za to pewną cenę.

Miała wielu przyjaciół, którzy przeżyli bitwy, ale brakowało jej mentorów. Jej najbliższymi byli teraz Shikamaru, Ibiki, którzy także mieli dużo na głowie; Ino, Sai, którym zawracała gitarę oraz doktor Hiro. Starała się jak mogłanby nie polegać na nikim, ale nie udawało się jej to.

Gorycz przegranej powiększała nieobecność „przyjaciół". Sasuke jak odszedł z wioski, tak słuch o nim zaginął. A Naruto? Pół roku temu poszedł odszukać przyjaciela, mimo iż ten nie został uciekinierem.

Mrzonki Uzumakiego były dla niej najgłupszą rzeczą jaką kiedykolwiek się kierował.

Czuła się rozdarta. We wszystkich dziedzinach. Jej samoocena spadała na łeb na szyję, zwłaszcza teraz, gdy statystyki szpitala były tragiczne. Najlepszy medyk leżał w śpiączce. Shizune zginęła.

~Zostałam z tym sama.

By nie popaść w jeszcze większą przepaść emocjonalną, sprawdziła wszystkie funkcje życiowe mentorów i wyszła z pomieszczenia. Oczywiście wcześniej upewniwszy się, że nikt nie przebywał w prosektorium. Niepotrzebne jej było tłumaczenie się.

~*~*~*~

Późnym popołudniem została wezwana na rzekome posiedzenie Rady. Szła zdziwiona i lekko poddenerwowana, zastanawiając się czy to jakiś żart, czy faktycznie Morino postanowił zorganizować kolejne spotkanie.

-Mówił coś więcej? - zapytała asystenta niemiłym tonem. Żal z poprzedniego dnia całkowicie uleciał, ale niesmak pozostał.

-Nic. Tylko, że musi się pani stawić na godzinę dwunastą trzydzieści, a tam już pani się wszystkiego dowie. Panowie Nara i Morino wyglądali na poważnych. Uważam więc, że to nie błaha sprawa, Ordynator-sama.

Kilka ostatnich słów powiedział otwierając drzwi. Sakura weszła do pokoju i zamurowało ją. Skamieniała na widok osób tu siedzących. Przesunęła zszokowane spojrzenie na Naruto, później na Sasuke, aż w końcu zatrzymała się na Orochimaru.

~To jakieś żarty?

Nie wiedziała, co miała powiedzieć, co zrobić, jak się zachować. Postawiła dwa kolejne kroki w stronę stołu, starając się zachować obojętny, bądź najwyżej zaskoczony, wyraz twarzy. Najpierw jej ciało ogarnęło zdziwienie, które zastąpiła radość na widok przyjaciół. Gdy jednak ujrzała Orochimaru zwątpiła w dobre nowiny, które miała tu usłyszeć. Ze zmarszczonymi brwiami ruszyła na swoje miejsce.

-Sakura-chan... - mruknął Naruto. Ze zgrozą uświadomiła sobie, że wszystkie pary oczu skierowane były właśnie na nią. Nawet TE czarne.

Usiadła na swoim miejscu i zmierzyła każdego z przybyłych surowym wzrokiem. Jakoś nie przewidziała, że mogli się pojawić. Minęło już tyle czasu, że wątpiła w ich powrót.

-Przyszli wczoraj. Nawet byli na zebraniu - powiedział znudzony Shikamaru, patrząc z urazą na Ibikiego. Zielone spojrzenie również zawędrowało w stronę wcześniej wymienionego.

-Co? Dlaczego nie zostaliśmy powiadomieni, Ibiki? - Jej głos nie zachwiał się, ani nie zadrżał, ale można było wyczuć niezręczność tej sytuacji.

-Uważałem wtedy, że lepiej było, żeby jedno spotkanie obserwowali jako anonimowi członkowie ANBU. Żeby wiedzieli jak wszystko tu pracuje.

Różowe brwi zmarszczyły się niebezpiecznie. Nie lubiła być niedoinformowana, zwłaszcza, że zajmowała tak wysokie stanowisko. Nie wiedząc co powiedzieć, ponownie spojrzała na trzech mężczyzn.

-Dobrze... W takim razie po co to zebranie? - Jej ton nabrał oschłości i rezerwy. Nie odwzajemniała delikatnego uśmiechu Uzumakiego czy poważnego spojrzenia Sasuke. Patrzyła wprost na Morino. - Chyba nie po to, by mnie UŚWIADOMIĆ?

-Oczywiście, że nie.

-Miałem wrócić z Sasuke sam, ale wiadomość o wojnie, dotarła do nas, akurat w obecności Orochimaru, więc... wyruszył z nami.

Sakura patrzyła na Naruto, ale jej umysł powracał do dnia wcześniejszego. Według niej każdy na sali, ubrany w płaszcz ANBU, mógł być którymś z nich.

~Zaraz...

Dopiero teraz przypomniała sobie trzech mężczyzn zajmujących koniec stołu, którzy wydali się jej dziwni.

-Rozumiem. - Spojrzała na sannina z pewną obawą. - Więc dowiem się jaki jest cel tego zebrania?

Miała złe przeczucia, które po chwili sprawdziły się. Na słowa Shikamaru zamarła, próbując przyswoić informacje.

-Uważamy, że to najwyższy czas, by wybrać nowego Hokage. Za długo jesteśmy pozbawieni władcy.

Sakura tylko z zewnątrz wyglądała jak oaza spokoju. Miała ochotę wybuchnąć histerycznym śmiechem, który poprzedzałyby wrzaski i wulgarne opinie. Racjonalna część niej, już dawno podpowiadała, że tak należało zrobić, jednak była ciągle zagłuszana przez „dumę Hokage", która niezłomnie wierzyła, że Tsunade obudzi się lada dzień.

Haruno patrząc w stół, przejechała językiem po zębach, zastanawiając się jeszcze nad propozycją. W normalnych okolicznościach to następcą zostałby Kakashi.

~Jednak w tej sytuacji...

Ze słuszną obawą spojrzała na najstarszego mężczyznę w gronie, który skonfrontował z nią opanowane spojrzenie. Podczas wojny dużo pomógł, jednak kunoichi nie była stuprocentowo przekonana do zmiany nastawienia.

Dłonie, które miała na stole złączyła, gotowa do negocjacji.

Spojrzała jeszcze na Naruto, który gawędził spokojnie z Shikamaru, ale niespecjalnie wsłuchała się w potok słów. Miała ciężki orzech do zgryzienia.

Czując pewne obawy, które jednak nie dotyczyły Orochimaru, spojrzała na Sasuke. Z ledwością udało się jej powstrzymać uniesienie brwi, gdy zorientowała się, że czarne tęczówki wpatrują się w nią z zaciętością. Nie wiedziała skąd to zainteresowanie jej osobą, jednak czuła się mile połechtana.

Bała się też, gdyż nie wiedziała czego mogła się spodziewać po nim. Ponownego odrzucenia? Obojętności? Akceptacji? Bo na pewno nie miłości.

Podczas ostatniego spotkania powiedział, żeby na niego czekała. Jednak wcześniej próbował się pozbyć i jej, i Naruto.

On był mężczyzną, który we krwi miał nieprzewidywalność. Chęć przygody płynęła w jego żyłach częściej niż adrenalina.

Rozum ciągle jej mówił, że on nie nadawał się na faceta, z którym można by wiązać plany matrymonialne, jednak serce drżało za każdym razem, gdy tylko ktoś wypowiedział jego imię.

Ponadto żal, który miała do chłopców, mógł jeszcze pogorszyć ich stosunki. Starała się być obojętna, jednak jej dusza hulała między dwoma przeciwnymi biegunami: miłość do Sasuke; żal za opuszczenie Konohy.

Była rozdarta za co sama siebie nienawidziła.

-Sakura? - Shikamaru sprowadził ją na ziemię. Spojrzała zmęczonym wzrokiem na przyjaciela. - Uważamy, że najlepiej jest zrobić wybory.

-Wybory? - zapytała nie wiedząc jak to rozumieć.

Każdy z mężczyzn spojrzał na nią, co nie spodobało się Sakurze. Czuła się niedoinformowana, a to tylko i wyłącznie wina jej odpływania.

Podparła głowę na dłoniach i zamknęła oczy czekając na odpowiedź kolegi, który jednak nie spieszył się z jej udzieleniem.

-Wybory. Wyjaśnij mi główną myśl. Kto jest wystawiony? Orochimaru? Tylko? - Sakura gadała jak najęta, nie dając nikomu dojść do słowa. Skoro wcześniej nikt się nie kwapił do udzielenia jej odpowiedzi, to niech teraz czekają. - Kto ma wybierać? Tylko Rada? Przedstawiciele klanów? Głowa każdej rodziny? Każdy? Na jakich zasadach mają odbywać się wybory? - wypowiadając ostatnie zdanie spojrzała na każdego z osobna.

-Nie mamy nikogo innego na stanowisko Hokage. Yamato nadal leży w stanie tragicznym, prawda? A co do głosujących...

-Chyba najwygodniej, gdyby zagłosowały głowy rodzin. Jeśli byśmy wzięli pod uwagę tylko klany, spora część wioski mogłaby mieć nam to za złe - mruczał Ibiki podając racjonalne argumenty. Ta opcja też najbardziej podobała się Haruno. - A znowu każdy... jakoś mi się to nie widzi.

-Mi też.

Sakura czując ruchome piaski pod stopami, zaczęła wpadać na coraz to głupsze pomysły. Do głowy jej przyszło, by wtajemniczyć Radę w jej „misję ratowania Hokage". A najgorsze było to, że ta myśl wydała się jej racjonalna. Przygryzła kciuk i spojrzała na Narę, jakby nagle oświecona.

-A twój tato?

W pomieszczeniu zapanowała cisza. Wszyscy spojrzeli na Shikamaru w oczekiwaniu na odpowiedź.

-Co mój tato? - zapytał chcąc przeciągnąć trochę czasu dla siebie.

-No czy nie mógłby zostać Hokage?

-Mój tato?! - Ta myśl wydała mu się tak absurdalna, że mało nie padł ze śmiechu.

-A dlaczego nie?

-W sumie... - Na słowa Morino pomyślał, że członkowie Rady zwariowali. - Był głównym strategiem, jest świetnym wojownikiem.

-Ma doświadczenie. Ponadto Tsunade bardzo mu ufała i na nim polegała.

Ostrze spojrzeń i presja jaka się wytworzyła zmusiła Narę do wstania. Podszedł do okna i oparłszy się o zimną szybę wyjrzał na Konohę.

-Porozmawiasz z nim dzisiaj? - Nalegający głos Sakury drażnił go. Pierwszy raz od bardzo dawna czuł złość względem przyjaciółki. Ale nie dziwił się jej. Sam nie był zbytnio przekonany do pomysłu Naruto i Sasuke, by wystawić Orochimaru, ale nie rozumiał dlaczego alternatywą miał być jego tato.

-Porozmawiam - obiecał, po czym westchnął i usiadł na parapecie. Musiał chwilę ochłonąć.

-Pozostaje zatem kwestia wyborów. - Sakura dorwała pierwszą z brzegu kartkę, na której zaczęła szkicować. Nie patrząc na Narę, wskazała go długopisem. - Jeżeli twój tato się zgodzi, to będą trzy rubryki: OROCHIMARU, SHIKAKU i WSTRZYMUJĘ SIĘ OD GŁOSU. Natomiast jeśli pan Nara się nie zgodzi to rubryczki przemianowujemy na TAK, NIE, WSTRZYMUJĘ SIĘ OD GŁOSU. - Podniosła głowę patrząc na każdego z osobna. - Jakieś obiekcje?

-Nie.

-Pozostaje kwestia: głosowanie jawne czy tajne?

-Uważam, że o tym powinniśmy zdecydować, gdy dowiemy się co uważa pan Nara. - Sakura mimo wielkiej niechęci musiała się zgodzić z Orochimaru.

Gdy tylko ustalili, że mieszkańcy Konohy dowiedzą się o wszystkim jutro z samego rana, Sakura wstała gotowa do wyjścia. Nie miała o czym rozmawiać z byłymi członkami Drużyny Siódmej, więc nie myślała o tym, by z nimi zostać.

-Sakura? - Cichy głos przyjaciela, dotarł do niej, przebijając się przez rozmowę między Orochimaru a Ibikim. - Możemy porozmawiać? - Ciemne spojrzenie nalegało na chwilę dyskusji.

-Teraz?

-Widzę, że bardzo cię drażni obecność Sasuke i Naruto. Mogę wiedzieć dlaczego? - Sakura spojrzała na Narę, kątem oka wyłapując zaciekawione spojrzenie Uzumakiego. Kobieta westchnęła i podrapawszy się po nosie, odwróciła wzrok.

-To moja prywatna sprawa, Shikamaru. - Stanęła tak, żeby ani nie widzieć kolegów, ani żeby koledzy nie wdzieli jej. Nie czuła się na siłach, by z nimi porozmawiać. Chociaż podejrzewała, że Sasuke niespecjalnie się do tego palił.

-Sakura...

-Do zobaczenia później - wymamrotała i chciała się odwrócić, lecz uniemożliwiło jej to silne ramię, które zatrzymało ją w pół kroku.

-Sakura - warknął przyjaciel, który chcąc dowiedzieć się czegoś więcej, postanowił wyciągnąć mocne karty. - Wiem, że nie widzisz. Nie wiem jaki jest poziom twojej ślepoty, ale to wiem.

Sakura zamarła. Czuła jak opada z sił. Przed upadkiem uchroniło ją ramię przyjaciela. Wystraszona nie na żarty spojrzała w ciemne oczy, które szukały potwierdzenia, i które je otrzymały.

-Skąd...?

-Mam swoje sposoby. Wyjaśnisz mi to?

Sakura spuściła wzrok i zagryzła wargę, zdając sobie sprawę, że to już najwyższy czas, by odkryć wszystkie karty.

-Przyjdź dzisiaj do szpitala o czternastej. Tam ci wszystko wyjaśnię.

~*~*~*~*~

Czekając na Shikamaru stukała nerwowo palcami o ścianę kubka. Jej myśli kłębiły się w czaszce, starając się wyrzucić te irracjonalne. Głośno westchnęła i zamknęła oczy czując pulsujący ból głowy. Jej oddech był jednak równomierny i spokojny, w przeciwieństwie do tętna. Nie miała więcej powodów, by ukrywać pewne fakty. Oczywiście tylko dla najbardziej zaufanych ludzi, jakim był niekwestionowanie Nara.

Westchnęła rozglądając się po pomieszczeniu. Była cała masa zadań jakie powinno zająć jej czas wolny. Ta, jednak nie potrafiła się skupić na czymś innym niż jej odpowiedzialność i powinność względem Kage.

Pomiędzy tym lęgowiskiem głupich pomysłów znajdowali się jeszcze Naruto i Sasuke. W głębi serca ucieszyła się z ich obecności, którą mimo wszystko uważała za bezcelową.

~Co nam teraz po nich?

Haruno nie widziała sensu jaki powinien być, gdy tylko wrócili. W końcu na co oni mogli się teraz przydać?

~Na ratowanie wioski już za późno. Leczyć nie potrafią. Tak jak odbudowywać Liścia...

Spojrzała na okno, za którym szalał porywisty wiatr, a szaro-granatowe chmury ciążyły jakby miały zaraz spaść na Konohę. Oparła się o biurko słysząc krzątaninę na korytarzu. Nie było to coś niezwykłego, słysząc jednak głos Shikamaru, wiedziała, że oto nadszedł czas.

~Pozory trzeba zachować.

Ze swojego gabinetu do prosektorium miała do przejścia cały parter, więc nie wypadało iść w ciszy.

A nikt nie mógł się dowiedzieć prawdy. Jeszcze nikt, prócz Nary.

Gdy klamka poszła w dół, a w drzwiach pojawił się szatyn z miną żądającą odpowiedzi, chwyciła w dłonie kartki i ruszyła.

Nie musieli się witać. Nie musieli nikomu nic tłumaczyć. Haruno postanowiła wcielić swój plan w życie, a jako, że Shikamaru należał do ludzi inteligentnych, od razu połapał co i jak. Wiedział, że od wojny, od śmierci mentorów, Sakura nabrała dystansu i wszędzie widziała zagrożenie.

-W prosektorium mam trzech zmarłych - zaczęła swój wywód, mimo iż nikt ich nie śledził. Dała jedną kartkę szatynowi, a sama zaczęła czytać z drugiej.

Tekst nie zawierał absolutnie nic, co mogłoby kogokolwiek zaciekawić.

-Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie badania krwi. Każdy z nich ma tą samą grupę - nawijała fakty, a Nara udawał, że słuchał. Co jakiś czas podrapał się po brodzie, bądź kiwnął głową.

Nie wiedział co szykowała dla niego przyjaciółka, ale aż bał się zapytać, skoro nie potrafiła tego powiedzieć wprost.

-Sakura... - Mimo szybkiego chodu zerknęła na niego, marszcząc brwi. - Co z oczami?

-Tego dowiesz się dopiero w prosektorium.

Znalazłszy się w zimnym, ale dobrze oświetlonym pomieszczeniu, zaryglowała drzwi i oparła się o nie. Spuściła głowę, zamknęła oczy i głośno westchnęła.

Shikamaru ruszył w stronę krzeseł, chcąc spokojnie debatować, ale kobieta zatrzymała go.

-Nie siadaj. To nie tutaj będziemy rozmawiać. - Podniosła poważny wzrok, na który widok, Nara przełknął ślinę. Kompletnie nic nie rozumiał. Pierwszy raz w życiu nie wiedział o co chodziło. Ciągle brakowało mu faktów, które zatajała przyjaciółka, przez co czuł rozdrażnienie.

-Dlaczego mi nie ufasz? - zapytał z bólem w głosie. - Została nas mała garstka, więc nie możesz się zamykać w sobie. Ani Kiba ani Lee nie chcieliby...

-Ufam ci - przecięła jego wywód nie mogąc słuchać tych oszczerstw. - Ufam tobie w stu procentach. Dlatego tu właśnie jesteśmy.

Shikamaru zmarszczył brwi i głośno westchnął.

-Jak mniemam, nie będziemy rozmawiać o tych trupach, o których zanudzałaś mnie na korytarzu?

-Oczywiście, że nie.

-W końcu dowiem się co z twoim wzrokiem - zainsynuował mając dość bycia niedoinformowanym.

-Uwierz mi, że moje oczy będą niczym w porównaniu z tym co zobaczysz - mruknęła idąc w stronę ukrytego pomieszczenia. - Zanim to zobaczysz, muszę cię poinformować, żebyś był przygotowany na wszystko.

Zaintrygowany, ale i z lekkim niepokojem patrzył na tajemnicze zachowanie kobiety. Widząc machnięcie dłonią podążył za nią.

-Zaczynam się ciebie bać, Sakura.

-Dopiero teraz? - zapytała dla rozluźnienia.

Odsunęła plakat, za którym pokazały się drzwi. Shikamaru uniósł brwi, a krew w jego żyłach zaczęła szybciej krążyć. Sakura otworzyła je i przepuściła mężczyznę pierwszego. Z lekkim niepokojem wszedł do ciemnego pomieszczenia. Zapach sterylności uderzył w jego nozdrza. Usłyszał pstryknięcie włącznika do światła i porażająca jasność ukazała mu dwa łóżka, na których leżały dwa, bardzo dobrze mu znane, ciała. Zamarł.

Haruno zamknęła drzwi i wprowadziła do nich chakrę. Nie zdziwił jej szok u szatyna, dlatego minęła go i usiadła na kozetce Godaime. Przeczesała jej siwo-blond włosy i pocałowała w czoło.

-J-jak...? - Jego zduszony głos zmusił ją do podniesienia wzroku. Zbolała mina mówiła: dlaczego ja nic nie wiedziałem? - Jak długo? Jakim cudem?!

-Nie krzycz, Shikamaru.

Sakura wstała i skierowała się do małego aneksu. Wstawiła czajnik z wodą na kawę i oparłszy się o blat, kazała koledze usiąść.

-Nie było to łatwe. Przed samym końcowym atakiem udało mi się z nimi uciec. Myśleli, że wykończyli oboje, podczas gdy ja zabrałam ich w odosobnione miejsce.

Dla Shikamaru nadal było to tak niewiarygodne, że nie mógł nic z siebie wydusić. Zamiast zajęcia kanapy, podszedł do Hatake i Hokage.

-Kto jeszcze wie?

-Oprócz nas? Nikt. - Mężczyzna spojrzał na przyjaciółkę, próbując zrozumieć jej zachowanie i sposób postępowania. Nie wiedział co było bardziej niewiarygodne. To, że udało się jej ocalić tak ważnych ludzi, czy to, że tak długo utrzymywała to w tajemnicy.

-To mnie wykańczało, Shikamaru - powiedziała ze łzami w oczach. Jej głos się załamał, na co szatyn przełknął ślinę. - Bałam się komukolwiek o tym powiedzieć, na wypadek kolejnego ataku. Bałam się, że ktoś będzie chciał ich wykończyć. - Nie była w stanie powstrzymać łez płynących po bladych policzkach. W spazmatycznym ataku nabrała powietrza. Zamknęła oczy i kucnęła. Całkowicie zignorowała czajnik który piszczał żądając wyłączenia. - Nie potrafię. Nie potrafię przywrócić im świadomości. Zatrzymali się na tym etapie i nie chcą się obudzić. - Płakała nie potrafiąc się powstrzymać.

Nara nie wiedział co powiedzieć, więc po prostu podszedł i wyłączył czajnik. Kucnął koło koleżanki i pogłaskał ją po głowie.

-Mam do ciebie żal, że nie powiedziałaś mi o tym wcześniej. Jak mniemam to obecność Orochimaru przechyliła szalę, prawda?

-Tak! Nie mogę sobie wyobrazić co będzie, gdy to on przejmie władzę.

-Sakura nie martw się tyle. On na pewno nie jest gorszy niż Starszyzna, to raz. Dwa - zmienił się po wojnie. A trzy - porozmawiam z ojcem, skoro tak bardzo ci zależy.

-Dlaczego Ibiki nie zgłosił się na ochotnika? Też by się nadawał!

-Sakura! - Podniósł ją i zaprowadził na sofę. - Teraz o tym nie myśl. Mówiłem, że obsadzenie ciebie w Radzie to zły pomysł. Jakbym wiedział, że prócz samych obowiązków w szpitalu masz jeszcze ich, nigdy bym się nie zgodził na Radę! Ludzie za dużo od ciebie wymagają.

Sakura powoli się uspokajała. Oddychała spokojnie i delikatnie.

-Dziękuję, że się o mnie troszczysz.

Nara z uśmiechem cisnącym się na usta zrobił im po herbacie i ponownie usiadł na kanapie. Nie mógł uwierzyć w to co widział, ale jego samopoczucie wzrosło na wysoki poziom. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego!

-A jak to było ze wzrokiem?

-Coś za coś, Shikamaru - mruknęła zachrypniętym głosem i podciągnęła kolana pod brodę. - Był moment, gdy byłam na skraju wyczerpania. Ciągłe operacje, podtrzymywanie życia i leczenie, spowodowało, że straciłam wzrok w lewym oku. Oczywiście, nie tak od razu. To był powolny proces, aż skończyło się na tym, że całkowicie nie widzę. Cieszę się tylko, że to jedno oko.

-Sakura - warknął zduszonym tonem. - Dlaczego nic nie powiedziałaś? Ktoś na pewno byłby w stanie ci pomóc.

-Każdy dawał z siebie wszystko. Nie mogłam wymagać więcej.

-Jesteś wkurwiająca.

Sakura podniosła zdezorientowany wzrok, nie rozumiejąc obelgi.

-Co...?

-Eh... jestem tak rozdwojony, że nie wiem co powiedzieć. Z jednej strony jestem przeszczęśliwy, że dokonałaś czegoś takiego, ale... z drugiej wściekam się, że tak bardzo starałaś się zrobić wszystko sama. Dlaczego nie zrezygnowałaś ze stanowiska w Radzie? Mogłaś tam obsadzić... każdego.

-Wiem, Shikamaru... - mruknęła nie chcąc się przyznać, że była to jej słabość. Czuła niesamowitą radość z tego tytułu. W końcu była kimś! - Ale ludzie tak bardzo na mnie polegali, że nie chciałam ich zawieść. Uczennica Hokage. To do czegoś zobowiązuje.

Nara pokręcił zrezygnowany głową.

-Ale zaraz pojawi się grupa z Suny. Co masz zamiar zrobić?

-Właśnie mi coś podsunąłeś - wyszeptała Sakura uśmiechając się pod nosem.

-Co? - Zdziwiony szatyn uniósł brwi.

-Mniejsza... ty lepiej porozmawiaj z ojcem o posadzie!

-Sakura! Jak ja mogę teraz z nim o tym rozmawiać, wiedząc kto żyje?!

-Właśnie DLATEGO z nim o tym pogadaj.

~*~*~*~*~*~

Wychodząc ze szpitala było już grubo po dziesiątej. Mrok owinął Konohę jakby kocem, chłód dobierał się do ludzi, którzy jeszcze nie pouciekali do swych domów, a cisza i spokój jaki panował w Wiosce od wojny był nieodłączną częścią powojennej codzienności. Sakura pluła sobie w brodę, że nie wzięła bluzy wiszącej w gabinecie. Podczas rozstania z Shikamaru została poproszona o krótką rozmowę z kilkoma lekarzami. Rozmowę, która jednak skończyła się po kilku godzinach. Została również poinformowana, że przybyły posiłki z Suny. Jednak zrządzono, że dzisiaj jeszcze odpoczną po podróży, zwłaszcza, że Chiyo należała już do grona starszych osób. Sakura nie mając groźnych wypadków postanowiła udać się na spoczynek. Chciała być w pełni formy przed jutrzejszym dniem, który z pewnością będzie obfity w ciężką pracę i stres.

Doszły do niej słuchy, że większa część wioski już wiedziała o kandydacie na Hokage. Zastanawiała się jak ludzie zareagowali na tą nowinę. Entuzjazm? Poruszenie? Wściekłość?

Coś na pewno.

Nagle jej myśli przerwało skowycie. Zmarszczyła brwi szukając źródła hałasu. Przeszła kilkanaście metrów wzdłuż budynku, aż natrafiła na ukryty w całkowitej ciemności zaułek. To stamtąd dochodziły jęki rannego psiaka.

Nie czując stuprocentowej pewności, podniosła prawą dłoń, którą pokryła medyczna chakra i oświetliła chociaż część zaułka. Pod obdrapaną ścianą leżało ranne zwierzę, które lizało zakrwawioną łapę i ukrywało pysk przed światłem. Sakurze serce zamarło na ten widok i bez zbędnych ceregieli podeszła do zwierzęcia. Kucnąwszy wyciągnęła do niego drugą dłoń w oczekiwaniu na akceptację. Gdy takowego się doczekała przesunęła nią po szyi psa, by go pogłaskać. Nie chciała przechodzić od razu do leczenia. Wpierw wolała go przyzwyczaić do swojej obecności. Dopiero po chwili dotarł do niej smród jaki zwierzę wydzielało. Uklękła na obu kolanach i wtedy to przyłożyła dłoń z medyczną chakrą do rannej łapy psiaka. Nie minęła minuta jak zwierzę wstało na cztery łapy i zamerdało ogonem z radości. Sakura znowu pogłaskała psa, gdy ten polizał ją po policzku.

-Hej! - krzyknęła przez śmiech. Mimo wszystko nie potrafiła go odepchnąć. To zwierzę było bardzo do niej podobne. Sakura patrząc na nie miała wrażenie, że jest idealnym odzwierciedleniem jej duszy. Opuszczone, ranne, zostawione samemu sobie...

W ułamku sekundy wyczuła za sobą duże pokłady chakry. Energię bardzo dobrze jej znaną. Nie wiedząc co zrobić, jakie kroki powziąć, wstała i powolnym ruchem obróciła się, mierząc spojrzenie z Sasuke.

Może gdyby nie fakt, że stał tylko dwa metry od niej i jawnie się na nią gapił, byłaby w stanie uwierzyć, że przechodził tędy przypadkiem. Zamiast tego, zmuszona była do skonfrontowania się z ukochaną osobą, jeszcze zanim była na to gotów.

-Cześć - mruknęła nie wiedząc co powiedzieć. Cały czas czuła psa, który ocierał się o jej nogę i merdał ogonem.

-Nie powstrzymałaś się nawet przed leczeniem bezdomnego psa.

Haruno czuła niepokój związany z mężczyzną. Nie dość, że nie rozumiała jego słów, to jeszcze nie mógł się normalnie przywitać.

-Nie rozumiem... To źle?

-Nie byłoby to źle, gdyby nie zagrożenie. - I jak na zawołanie pies zniknął w kłębach dymu, a zamiast niego pojawił się duży wąż. Sakura w pierwszej chwili cicho pisnęła i złapała się pod piersi, całkowicie zaskoczona przemianą. Czego jak czego, ale tego to się nie spodziewała.

-Po co to było? - zapytała kryjąc w sobie złość. - O co ci chodzi?

Jej zielone spojrzenie żądało odpowiedzi, której Uchiha najwyraźniej nie miał zamiaru udzielić. On był oazą spokoju. Haruno nienawidziła w nim tej obojętności.

-Rozumiem - mruknęła wiedząc, że nie uzyska odpowiedzi. Czując się oszukana, odwróciła się od mężczyzny i poczęła dalszą wędrówkę w stronę domu. Rozgoryczenie, złość i żal kłębiły się w jej organizmie szukając ujścia.

-O nic. Chciałem tylko porozmawiać.

Przystanęła i odwróciła się patrząc na niego z dystansem.

-I rozumiem, że najlepiej zacząć od zabawy moim kosztem. Uśmiałeś się?

Ponowiła chód nie mając zamiaru tracić nerwów i cennego czasu na tego typu rozmowy. Czuła się źle, zwłaszcza, że tak potraktował ją ktoś, kto jest dla niej ważny. To jednak nie powód do robienia sobie z kogoś żartów. Ona nie była już tak głupia, by tego wysłuchiwać. Wiedziała co potrafi, znała swoje możliwości i skoro jemu to nie odpowiadało, to ona nie miała zamiaru zmieniać tego stanu rzeczy.

-Poczekaj. Chciałem tylko cię zatrzymać. Nawet nie zauważyłaś, jak szedłem za tobą od samego szpitala. Rozumiem, że masz sporo obowiązków, jednak czujność powinnaś mieć na pierwszym miejscu. No chyba, że specjalnie mnie olewałaś. - Nie spodziewała się usłyszeć takiego potoku słów skierowanego tylko do niej. Zmarszczyła brwi i pozwoliła, by mężczyzna do niej dołączył.

-Nie olewałam cię - rzekła prosto z mostu.

-Tak myślałem. Zwłaszcza po tym jak zatrzymałaś się do psa. - Przeniósł na nią czarne spojrzenie. - Zauważyłem, że byłaś całkiem inna niż podczas rozmowy.

-Inna? Jakiej rozmowy? - Zatrzymała się coraz mniej rozumiejąc. Bała się, że Sasuke jak to Sasuke, nie odpowie jej tak, by zrozumiała.

-Każdej. Jesteś tak inna od tej Sakury jaką zapamiętałem, że to aż dziwne. W ciągu kilku lat nie zmieniłaś się tak bardzo, jak w ciągu ostatnich tygodni.

No i znowu nie rozumiała. To była obelga, komplement, stwierdzenie faktu? Powinna się obrazić, odszczekać?

Głośno westchnęła, po czym kontynuowała: - Możesz mi Sasuke powiedzieć o co ci chodzi? Jestem zmęczona i słowne gierki nie bardzo mnie interesują o jedenastej w nocy. Jaki jest cel tej rozmowy?

-Naruto nalegał na spotkanie, ale nigdzie nie mogliśmy cię znaleźć. Ten młotek więc odpuścił... - Sasuke powstrzymał się, by nie dodać: „Ale mi to nie dawało spokoju", zamiast tego rzekł: - A ja zacząłem łączyć pewne fakty.

Sakura spięła się, a na jej ciele wystąpiła gęsia skórka, która nijak związana była z chłodem.

-Pewne fakty?

-Myślisz, że tego nie widzę? Tego jak bardzo starasz się odepchnąć zarówno mnie jak i Naruto? - Sakura rozchyliła wargi, czując suchość w ustach. Nie spodziewała się... - Tego, jak nie dopuszczasz do siebie myśli, że ktoś inny mógłby ciebie zastąpić? - To było jak gwóźdź do trumny.

Przejrzał ją!

-C-co ty?

-Wiem też jak negatywnie nastawiona jesteś do Orochimaru. Ja w to nie wnikam. Sam pewnie nie opowiem się po żadnej stronie, więc nie mam zamiaru ci nic w tym temacie mówić.

Haruno nie mogąc uwierzyć w to co słyszała, po prostu zamarła. Jednak nie na długo. Szybko przyłożyła dwa palce pod klatkę piersiową i użyła jutsu uwolnienia.

Prócz zdziwienia Uchiha, nic się jednak nie stało.

-Naprawdę uważasz, że to genjutsu?

-Nigdy nie powiedziałeś do mnie tylu rzeczy, co teraz, Sasuke. Dziwisz mi się? Sam kazałeś stawić czujność na pierwszym miejscu.

Na widok jego uśmiechu Haruno całkowicie zdębiała.

~To nie ten Sasuke, którego znam!

-Wiem Sakura co sobie myślisz... Ale nie tylko ty się zmieniłaś. Gdy mówiłem, żebyś na mnie czekała, to mówiłem naprawdę. To nie były puste słowa.

Haruno nie wiedziała co powiedzieć. Gdyby powiedział to ktokolwiek inny, pewnie nie miałoby to takiej mocy jak u Sasuke. W stosunku do niego, takie słowa mogły brzmieć jak wyznanie miłosne. Z drugiej strony, Sakura nie chciała się łudzić i wymyślać sobie niestworzonych rzeczy. Przełknęła więc ślinę i nie mogąc wytrzymać pod naporem jego spojrzenia, spuściła wzrok.

-Uważam, że powinniśmy poważnie porozmawiać.

-A teraz nie rozmawialiśmy poważnie? - zapytała, a mała igiełka zakuła ją w, nie do końca wyleczone, serce.

-Poważnie o czymś, co nie dotyczy naszej dwójki.

-To znaczy?

-Powinniśmy usiąść. Najlepiej gdzieś, gdzie będzie ciepło.

Czuła się dziwnie, gdy Uchiha prowadził ją do jakiegoś lokalu. W tak wyniszczonej wiosce, nie było zbyt dużego wyboru, ale i tak nie narzekali na knajpę, która otwarta była do północy. Wszyscy w wiosce się tu znali, a i właściciel bardzo lubił i cenił Haruno. W sumie w lokalu znajdowało się raptem kilka osób, więc nie było szału. Dwie osoby na jej widok kiwnęły jej głową na powitanie, a Sakura z grzeczności odpowiedziała.

-Tam jest wolny stolik. - Sasuke pociągnął ją za ramię, gdy ujrzał jedno spojrzenie na niej zawieszone. Na jego szczęście Haruno wtedy patrzyła w przeciwległą stronę, więc Uchiha mógł bez przeszkód odstraszyć młokosa.

-Tu są prawie same wolne stoliki - mruknęła Sakura, czując się dziwnie pod dotykiem bruneta.

Gdy tylko usiedli Sasuke pokazał do barmana dwa palce, a gdy zostały im podane kieliszki, Sakura otworzyła usta w szoku.

-Próbujesz mnie upić? - Jej ton był tak oszołomiony, że Sasuke nie mógł zostawić tego bez komentarza.

-Próbuję cię rozgrzać - mruknął takim niskim tonem, że Sakura zaróżowiła się jak zakochana nastolatka. Czuła się idiotycznie nie mogąc powrócić do naturalnej barwy skóry, ale nie spuściła wzroku. - Twoje zdrowie.

Kobieta jak w transie podniosła kieliszek i stuknęła nim o naczynie Sasuke. Zachowanie bruneta było tak... oszałamiające, że zaczynała myśleć, iż już wypił nim ją spotkał. By nie męczyć się z tym bardziej, zapytała go o to, gdy tylko gorycz alkoholu zostawiła smugę w jej gardle. Ten jednak zaprzeczył, w co Sakura wątpiła.

-Więc o czym chcesz rozmawiać?

-Jak już mówiłem, nie tylko ty się zmieniłaś. Ja także. Ale co ważniejsze, zmienił się także Naruto. - Na te słowa, źrenice Sakury drgnęły, co Sasuke dokładnie wyłapał. - Przechodzi swego rodzaju załamanie. Całkowicie zrozumiałe, jednak...

-Załamanie?

Sakura próbowała sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz blondyn miał taki okres. Ale to było jeszcze na długo przed wojną. Nawet przed Czwartą Wojną. To było po śmierci Jirayi.

-Naruto obiecał coś Hinacie... Obiecał jej, że gdy tylko wróci, to pomoże jej pokonać nieśmiałość... Mam nadzieję, że wiesz co mam na myśli - zainsynuował, a Sakura bardzo dobrze rozumiała aluzję. - No, a teraz Hyuga...

-Nie żyje - dokończyła Sakura z bólem serca. Dopiero teraz do niej dotarło jak bardzo źle musiał się czuć Naruto. Ale ona nie miała z nim kontaktu od kilku miesięcy, nie mówiąc już, że Hinata z takich rzeczy się jej nie zwierzała. Sakura po prostu nie miała pojęcia na jakim etapie był ich związek. Nie mieszała się do tego. - Rozumiem.

Sasuke zamówił drugą kolejkę, podczas gdy Haruno starała się nie rozkleić. Dzisiaj już wystarczająco dużo razy płakała, nie chciała tego robić przy brunecie.

-Nie zdziwiło ciebie, że Naruto nie planował zrealizować swego marzenia?

Sakura uniosła wzrok ze stolika na Uchihę, który to nie odrywał od niej spojrzenia, nawet, gdy pojawił się kelner.

-Ja... nie rozmawiałam z nim jeszcze - powiedziała na swoje usprawiedliwienie. - Nie miałam pojęcia.

-A przydałoby się. Jest tak rozstrojony, że zrezygnował ze swojego marzenia.

-Co? - wydusiła z siebie w niedowierzaniu.

-Zdrowie, Sakura.

Kobieta szybko chwyciła kieliszek i połknęła jego zawartość chcąc dowiedzieć się czegoś więcej.

-Jak to zrezygnował? Że tak całkiem?

-Stwierdził, że jeżeli nie był w stanie ochronić ukochanej osoby, to nie będzie w stanie zagwarantować bezpieczeństwa wiosce.

Na te słowa w Haruno się zagotowało. Co miał piernik do wiatraka. Ona też straciła kilka osób, a niektóre z nich są w śpiączce od samej wojny, ale nie rezygnuje z marzeń. BA! Stara się do nich jeszcze bardziej dążyć, żeby nikt więcej nie musiał cierpieć i bać się o swoje życie.

-Stracił ją, bo poszedł za tobą - głośny ton i zawarty w nim żal spowodował, że Uchiha odchylił się od stołu. Kątem oka wyłapał jak kilka osób spojrzało w ich kierunku, ale jego lodowaty wzrok skuteczne ich wystraszył. - Do teraz nie wiem po co.

Tamy poszły. Uczucia, które Sakura kłębiła w sobie postanowiły w końcu się uwolnić spod jej jarzma.

-Nie chciałaś, żebym wrócił?- zapytał wyraźnie zaintrygowany.

-A czy to coś zmieniło? Czy wyleczysz moich pacjentów? Pomożesz odbudowywać domy? A może nagle zmieniłeś nastawienie względem mnie? Jeżeli nic z tych rzeczy, to po co wróciłeś?

Uchiha za mało wypił, by potwierdzić jej czwarte pytanie. A już na pewno nie miał zamiaru tego robić przy świadkach.

-Po co wróciłeś, jeśli tak dobrze ci było poza wioską? Na jak długo zamierzasz zostać?

Bombardowała go pytaniami, bojąc się, że drugiej takiej okazji nie dostanie.

-Współczuje Naruto, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Teraz już nic nie zrobi w związku z Hinatą. Chodź - powiedziała wstając z miejsca.

-Dokąd?

-Do tego młotka. Ktoś musi mu przemówić do rozsądku, skoro ty nie potrafiłeś.

~*~*~*~*~*~*~

Sasuke nadal nie mógł wyjść z podziwu dla stanowczości Sakury. Wiedział, że po objęciu stanowiska zmieniła się. Zwłaszcza nabrała zawziętości i nieustępliwości, ale nigdy nie widział jej aż tak zdeterminowanej.

Stojąc przed mieszkaniem Uzumakiego, brunet opierał się o barierkę, podczas gdy Sakura waliła pięścią w drzwi. To nie było pukanie, to nie było dobijanie się. Sasuke był pewny, że jeszcze chwila, a drzwi wypadną z zawiasów.

~W najlepszym razie.

-Nie ma go! - krzyknął kobiecy głos z budynku obok. Starsza pani machnęła im dłonią, tłumacząc, że blondyn nie pojawił się od popołudniowego wyjścia.

-Dziękujemy - odpowiedziała grzecznie Haruno zbliżając się do Sasuke. Gdy podniosła na niego wzrok, księżyc oświetlił jej sylwetkę. Widok przejętego spojrzenia, zgryzionej wargi i zmarszczonych brwi przyprawił Sasuke o palpitację serca. Nie wiedział skąd to się nagle brało, ale chyba jej siła, władczy styl bycia i wysoka pozycja wpłynęła na zmianę jego nastawienia. Już na wojnie mu zaimponowała, a teraz tylko dopełniała ten efekt. Uchiha dostrzegł jednak coś, co go zmartwiło. Gdy ich spojrzenia się zrównały, jedno jej oko wydawało się bielsze od drugiego, ale Sasuke zgonił to na światło księżyca.

-Gdzie on może być? - udało się wydusić Sakurze, gdy tylko jej rozum wydostał się spod magicznej chmury osnuwającej każdą racjonalną myśl, gdy tylko na horyzoncie pojawiał się Uchiha.

-Tam gdzie Hinata.

Droga na cmentarz zajęła im mniej więcej pięć minut. Skacząc po dachach, nie przyciągnęli zbytniej uwagi postronnych widzów, którzy jeszcze grasowali po ulicach. Plac przypominał miejsce wyjęte z filmu grozy. Sama Sakura nie mogła się przemóc, by przychodzić tutaj. Od dwóch tygodni omijała to miejsce szerokim łukiem. Patrząc na całą scenerię, dostała gęsiej skórki, co nie umknęło uwadze Sasuke, który zdjąwszy bluzę narzucił ją przyjaciółce. Coraz bardziej ją zadziwiał.

-Dz-dziękuję - mruknęła zaróżowiona czego akurat nie dostrzegł, bo spojrzał na cmentarz.

Nie trzeba było długo szukać Naruto, ze względu na moc Sharingan i wiedzę, gdzie akuratnie znajdował się grób Hyugi.

Blondyn siedział z głową opartą o kolana i mamrotał cicho. Od czasu do czasu pociągnął nosem, ze dwa razy uśmiechnął się smutno, a z jego oczu cały czas płynął potok łez.

-O jej śmierci dowiedział się w czasie powrotu. Źle to zniósł - opowiadał Sasuke, gdy zbliżali się do niebieskookiego. Naruto prychnął głośno, czym ściągnął uwagę przyjaciół.

-Mógłbyś nie donosić wszystkiego Sakurze-chan.

-Martwimy się o ciebie, Naruto.

Uzumaki, po krótkim spojrzeniu na dwójkę przybyłych, z powrotem skierował się w stronę nagrobka i zamknął oczy. Sakura czuła wewnętrzne rozdarcie i sama nie wiedziała co powiedzieć. Nie miała pojęcia jak daleko zaszedł romans pomiędzy nim a zmarłą Hinatą, więc nie wiedziała co powiedzieć. Kucnęła koło mężczyzny i pogłaskała go po głowie.

-Naruto... każdy z nas przechodzi teraz ciężki okres. Zginęła spora część wioski. Do tego... Tsunade, Kakashi... Yamato... jeśli teraz zaczęłabym wymieniać, to może do świtu skończyłabym.

-Yamato żyje - kontratakował, nie mając pojęcia o wcześniej wymienionych.

-Ale nie mogę go doprowadzić do dobrego stanu. Jest naprawdę ciężko. Nie tylko psychicznie, ale też fizycznie. Brakuje ludzi do wszystkiego. Mamy mało lekarzy i pielęgniarek. Budowniczowie robią co mogą, by jak najszybciej postawić, chociaż cześć domów. - Sakura westchnęła przytulając się do Uzumakiego. - Pamiętasz atak Paina? To dodaj do tego śmierć tych ludzi, których ani mi, ani Tsunade nie udało się zabrać z placu walki. Konoha jest na skraju ruiny. Musimy być silni. Musimy...

-Nienawidzę siebie za to, że nie było mnie tu wtedy. Nie było mnie, kiedy pomoc była potrzebna.

Sakura też czuła o to żal, ale on szybko minął. Zniknął zaraz po rozmowie z Uchihą. Zniknął, gdy odkryła, że Sasuke się zmienił i to Naruto teraz najbardziej cierpiał.

-Naruto, nie możemy się poddać.

-Ale Sakura...

-Naruto, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.

-Jakim rozlanym mlekiem!! - warknął odpychając od siebie jasnowłosą, która w całkowitym szoku półleżała na trawie.

-Naruto! - Do kłótni włączył się Uchiha, widząc, że rozmowa zmienia niebezpiecznie tor. Powtórka z jego rozgrywki. - Uspokój się.

Postawił Sakurę na nogi i dla bezpieczeństwa schował za sobą.

-Czy ty ją słyszysz?!?! - Jego twarz nabrała czerwonego koloru, łzy nadal spływały ciurkiem, a załamanie widoczne było już na pierwszy rzut oka.

Haruno była w takim szoku, że nie wiedziała co zrobić. Źle się czuła, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Mogła zaatakować go, ale nie chciała pogarszać sytuacji. W pocieszaniu najwidoczniej nie była dobra, więc by nie powiedzieć czegoś, co jeszcze bardziej zdenerwowałoby przyjaciela, po prostu stała.

-Wszyscy jesteście do niczego! Nie potraficie nic dobrze zrobić.

-Opamiętaj się, młotku!

-Gdybym... gdybym nie odchodził... - Jego oddech stał się urywany. Złapał się za bluzę w okolicy serca i upadł na kolana. - Gdybym jej nie zostawił.

Sakurze serce się krajało na ten widok.

-Gdybym nie poszedł na tobą!

Na wściekłość Uzumakiego, Sasuke pozostał niewzruszony. Kobieta patrzyła na plecy przyjaciela, zastanawiając się skąd wziął się ten spokój. To musiało zaboleć. Te słowa nie powinny zostać bez odzewu.

-Nie jesteś pierwszą osobą, która mi to wypomniała.

-Pieprzcie się. - Po tym zdaniu zniknął w kłębach dymu, zostawiając parę samą.

-Naruto...

Cisza jaka zapanowała na cmentarzu powodowała piszczenie w uszach Sakury, która niepewnym wzrokiem śledziła posturę ciemnowłosego. Widziała jego systematycznie ruszające się ramiona, świadczące o równomiernych oddechach. Nie mogła wyczuć o czym myślał Sasuke ani tym bardziej, gdzie udał się Naruto. Rozmowa z nim samym nie była taka, jaką wyobraziła sobie Sakura.

-Już raz taką rozmowę z nim odbyłem. Właśnie wtedy, gdy dowiedział się o śmierci Hyugi. Wiedziałem więc, czego się spodziewać. - Cały czas mówił, odwrócony do niej plecami. - Nie powinnaś nawet myśleć o tym, o czym gadał ten idiota. Do jutra mu przejdzie, a wtedy przyleci cię przeprosić.

W końcu się odwrócił, ale za to Sakura spuściła wzrok. Coś do niej dotarło.

-Przeprosił ciebie, tylko dlatego - podniosła wystraszony wzrok - że nie byłeś w wiosce. Ja tu cały czas byłam...

-Sakura. - Złapał jej ramiona, jakby bał się, że kobieta zaraz zemdleje. - Nie mogłaś uratować wszystkich. To jest fizycznie niemożliwe.

-Mogłam... - Nie potrafiła powstrzymać łez na myśl, że była szansa na uratowanie wszystkich, którzy zginęli. Tylko, że ona postąpiła samolubnie. Nawet nie wahała się nad zmianą decyzji. Gdy na szali miała życie Piątej Hokage i prawdopodobnie Szóstego Hokage... a życie pozostałych mieszkańców... ona postąpiła jak największa egoistka. Każdego dnia jej dusza truła się tym, nie mogąc dać jej spokoju, choćby na moment. Gdzieś w zakamarkach jej psychiki siedziała świadomość ratunku, która znęcała się nad nią i osłabiała. Aż w końcu słowa Naruto pomogły się im wydostać na światło dzienne. - Istniała taka możliwość... ale ja nie miałam wystarczająco dużej ilości chakry... - Nawet nie zdawała sobie sprawy, że mówiła to głośno. Była przekonana, że tłumaczyła się w myślach. Że próbowała się zrozumieć i osłabić winną stronę. Sasuke był tylko pobocznym obserwatorem, który nie powinien wiedzieć tych rzeczy za wcześnie.

Niewiele rozumiejąc chciał ją przytulić. Kobieta jednak, ku jego zaskoczeniu zrobiła coś całkowicie innego. Coś, co zmusiło go do szybkiej reakcji. Złapał jej lecące ciało i przytulił do siebie. Szeptał jej imię, by przywrócić jej świadomość, ale te próby na nic się zdały.

Głośno westchnął, nie mając innego wyboru jak po prostu zabrać ją do siebie. Nawet nie wiedział, gdzie mieszkała.

-Oj, Sakura... Same problemy z tobą.

~*~*~*~*~*~*~

Siedząc w swoim gabinecie patrzyła prosto przed siebie. Jej spojrzenie utkwione było na biurku, jednak nic nie widziała. I to nie dlatego, że straciła częściowo wzrok. W jej głowie kotłowało się jak w garnku, którego zawartość kipiała, chcąc się wydostać. Tak dużo myśli chciało znaleźć się w dziesiątce najważniejszych informacji, że kobieta mało nie zwariowała. Ubrana w granatowe spodnie i czarną bluzkę, nie nosiła charakterystycznego kitla, ani nic co sugerowałoby jej zawód.

Przez cały dzisiejszy dzień chodziła od pacjenta do pacjenta asystując Chiyo, której udało się pomóc w kilku przypadkach, za co Sakura była jej niezmiernie wdzięczna. Skoro samej się jej nie udało, to znaczyło, że kobieta jeszcze coś potrafiła zrobić. Nie mogła się więc zgodzić z mieszkanką Suny, która samą siebie nazywała niepotrzebną.

Cały dzień zbierała w sobie siły, by w końcu się przemóc i zaprowadzić starszą kobietę do prosektorium, gdzie znajdowali się Tsunade i Kakashi. Bała się. Tak straszliwie się bała, ale nie potrafiła nie skorzystać z okazji i musiała pokazać Chiyo jej sekret. Trzy przypadki, które udało się jej wyleczyć przemawiały na korzyść emerytki. To były tylko kolejne powody, by zabrać ją do Hokage.

Do tej pory nie mogła zapomnieć miny siwowłosej na widok nieprzytomnych mentorów. Jednak, jak przystało na osobę z wieloletnim stażem, niedługo dochodziła do siebie. W pierwszej chwili pochwaliła Sakurę za szybką reakcję, a w drugiej znalazła się przy pacjentach. Badała ich ciała, sprawdzała wyniki badań i krążyła po sali długo rozmyślając.

Jednak mimo wielkich chęci nic nie przyszło jej do głowy.

Zapał, który skumulowany był w ciele kunoichi, powoli wygasał. Bała się, że to była górna granica umiejętności Chiyo. Że kobieta nic więcej nie wymyśli. Sakura nawet nie kazała jej leczyć, nawet ją o to nie prosiła. Sakura błagała o rady, wiedzę i doświadczenie.

Błagała o coś w co sama uboga była.

Westchnęła i oparła się o dłonie splecione na blacie biurka. Bała się, że wykorzystała wszystkie możliwości mieszkanki Suny, która na pożegnanie powiedziała, że pójdzie dowiedzieć się więcej do biblioteki. Miała nadzieję, że kobieta tak właśnie uczyni.

By chwilę odpocząć od odpowiedzialności, skierowała swoje spojrzenie na okno, za którym panował mrok. Było już późno, a ona właśnie skończyła pracę.

Długo jednak nie krążyła myślami z dala od wszystkich zmartwień, gdyż do głosu doszedł Sasuke. Osoba, z którą obudziła się w łóżku. Do teraz na tą myśl Haruno nabierała rumieńców. Jej dłonie zaciskały się nerwowo na biurku, chcąc rozładować napięcie, które wisiało w powietrzu. Nie miała bladego pojęcia jakim cudem wylądowała u niego.

~Czyżby faktycznie mnie upił?

To było pierwsze pytanie, które zadała sobie kobieta, ale które szybko zostało obalone. Nie miała kaca. I nie przypominała sobie powrotu do knajpy. W sumie to niewiele pamiętała z poprzedniego dnia. Była tak skołowana obecnością przyjaciół, że dała się namówić Sasuke na wypad. Później...

~Później poszliśmy do Naruto.

To było dla Sakury jak olśnienie. Pamiętała, że Uzumakiego w domu nie było. Że był...

~U Hinaty.

Ostatnie co pamiętała co cmentarz. I tyle. Nie pamiętała nic, co działo się od pobytu na cmentarzysku aż do... poranka w jego łóżku. Chciała jakoś wyjaśnić tą sytuację, ale nie wiedziała jak się za to zabrać. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby do niego podejść ot tak i zapytać go o to wprost. To było nierealne. I idiotyczne. Tak idiotyczne jak jej reakcja na zaistniałą sytuację. Zamiast obudzić mężczyznę, zwiała nim ten otworzył oczy.

Ponownie westchnęła i położyła się na biurku.

Kolejną zagadką był dla niej Naruto, którego zachowanie zdecydowanie odbiegało od normy. Szok, który u niej wywołał spowodowany był tym, że jeszcze nigdy na nią nie krzyknął. Nie powiedział jej wprost, że była winna czemuś. Dopiero te słowa otworzyły Haruno oczy na miłość, która była między nim a już zmarłą przyjaciółką. Nawet za niepowodzenia z Sasuke nie winił jej w najmniejszym stopniu. Czuła się źle z tym, że nie wysiliła się bardziej w ratunek mieszkańców. Ciągle jej to chodziło po głowie, mimo iż nie powinno. Sakura nie była Hokage, nie była największym bohaterem wioski, by wypełniać to zadanie. Jednak uczucie zawodu nie opuszczało jej. Czasami miała wrażenie, że niektórzy mieszkańcy wioski, patrzyli na nią spode łba, wierząc, że specjalnie nie ratowała konohańczyków. Ale Sakura nie miała pewności, że tak było. To mógł być wymysł jej zmęczonej wyobraźni.

Wszystkie przemyślenia przerwał odgłos stukania

Szybko zerwała się z blatu dość wystraszona. Trochę odpłynęła, więc każdy, nawet najmniejszy, dźwięk wzbudził w niej odruch obronny. Głośno zaprosiła petenta, nastawiona na to, że będzie musiała kogoś wyleczyć. Odetchnęła z ulgą widząc asystenta, który dość niepewnie spojrzał na swoją przełożoną.

-Co się stało, Hao? - zapytała opierając się o fotel. Po nim mogła spodziewać się wszystkiego.

-Morino-san i Nara-san ogłosili wybory. Wypadają za godzinę. - Sakura zmarszczyła brwi, czując nieprzyjemne mrowienie w brzuchu. Asystent wszedł do pomieszczenia zamykając je jednocześnie. - Jako, że mieszkańców jest nieduża liczba, to wieść rozeszła się szybciej. Dodatkowo wszystko już zostało przygotowane. Nawet liczba głosujących jest określona.

-Określona? W jakim sensie? Wybierać będą przedstawiciele rodzin, prawda? - Wolała się upewnić wcześniej niż później wykłócać z przyjaciółmi.

-Tak. Tak jak pani wcześniej zarządziła. Włącznie z Radą będzie siedemdziesięciu czterech wyborców.

Sakura słuchała z uwagą jego wywodu, próbując zapamiętać wszystkie ważne informacje.

-Nie jest za późno na wybory? Już wieczór.

-Pozostali członkowie Rady nie widzą w tym problemu. Jako, że każdy z wyborców jest pełnoletni, pora dnia nie stanowi dla nikogo problemu.

~Nigdy nie posądziłabym Shikamaru o taki pośpiech.

Pomyślała zła, czując dziwne mrowienie.

-Dobrze. Chodźmy więc - rzekła na zakończenie rozmowy, chcąc jak najszybciej zobaczyć się z Shikamaru.

~*~*~*~*~*~*~*~

Siedząc w sali przygotowanej pod wybory, patrzyła na powoli zapełniające się pomieszczenie. Było piętnaście rzędów, po pięć miejsc w jednym. Rada miała swój osobny stół, przy którym siedziała bokiem zarówno do wyborców jak i wybieranych. Na podeście siedzieli kandydaci, którymi byli Orochimaru i - ku zadowoleniu Haruno - Nara Shikaku. Pomieszczenie było bardzo dobrze oświetlone, a pod ścianami znajdowały się oddziały ANBU, które odpowiedzialne były za spokój podczas wyborów. Sala zapełniła się do połowy i wtedy Sakura w trzecim rzędzie ujrzała siedzących przyjaciół. Naruto posyłał jej skruszone spojrzenie, a jego mina wyrażała chęć podejścia. Sakura miała nadzieję, że ten jednak tego nie uczyni i nie zrobi sensacji. Zerknęła na Sasuke, który patrzył na nią pewnym wzrokiem. Starała się zachować spokój i nie okazywać zmieszania, które w niej się rodziło. Musiała z nim poważnie porozmawiać, tylko nie wiedziała jeszcze jak i kiedy. Musiała chwilę psychiczne odpocząć. Zamknęła oczy czując pulsujący ból głowy.

-Dobrze się czujesz? - Usłyszała po swojej prawej. Shikamaru wydawał się zaalarmowany jej stanem.

-Tak, tak. - Posłała mu uśmiech. Dopiero przed samą salą dowiedziała się o starszym Narze i jawnych wyborach. Nie wiedziała jak potoczy się całe zebranie, ale miała nadzieję, że nie będzie żadnych cyrków i odpałów.

Rozejrzała się po sali. Dostrzegła Saia, który siedział koło pani Yamanaka. Chojiego i Hanę Inuzuka, którzy zaniepokojeni rozglądali się po sali. Akimichi posłał Sakurze uśmiech, gdy tylko ich spojrzenia się zrównały. Haruno odwzajemniła gest, choć był on dość wymuszony. Czuła niepokój, który spowodowany był wyborami.

Ciągle jej myśli biegały też do Chiyo, ale Sakura wiedziała, że kobieta potrzebowała odpoczynku. Mogła się więc wziąć za leczenie dopiero dnia następnego. Co było nie na rękę jasnowłosej kobiecie. A nuż widelec, w końcu coś by się poprawiło.

-Nie rób takiej miny. - Jej uwagę przyciągnął szatyn. - Nieświadomie patrzysz po sali i co poniektórzy mogą się czuć niepewnie pod twoim wzrokiem. Postaraj się uśmiechnąć.

-Nie czuję się najlepiej. I nie mówię tu o zdrowiu. Gdzie Temari? - Zadała pytanie chcąc, by temat zszedł z jej osoby.

-U mnie. Sakuro. - Przyciągnął jej uwagę, na co kobieta musiała zrównać z nim wzrok. Przełknęła ślinę widząc poważne ciemne tęczówki. Coś się szykowało. - Wiem co myślisz o... TYCH z prosektorium. - Źrenice w zielonych tęczówkach drgnęły, nie wiedząc do czego zmierzał przyjaciel. Dlaczego o tym wspominał akurat teraz? - Ale musisz poznać moje zdanie. A ja uważam, że jest kilka osób, które powinny o nich wiedzieć.

-Czyś ty... - zaczęła podnosząc głos, czym przyciągnęła uwagę pobliskich zgromadzonych. Nie sądziła, że uda się jej przedrzeć przez ten szum, który tworzyli wyborcy.

-Spokojnie - wyszeptał kładąc dłoń na jej ramieniu. - Chciałbym po prostu, żeby więcej osób wiedziało o nich. Nie chciałbym takiej sytuacji, w której nie daj Panie, tobie bądź mnie coś się stało. Musisz o tym powiedzieć kilku zaufanym osobom. Komuś, kto byłby w stanie zapewnić im ratunek.

Sakura mimo wielkiej niechęci musiała przyznać rację przyjacielowi.

-Dlatego powiedziałam to tobie.

-I dziękuję za zaufanie, ale...

-Ale co? - warknęła pod nosem marszcząc brwi.

-Nie uważasz... że znalazłoby się kilka osób, którym mogłabyś jeszcze powierzyć TYCH ludzi?

-Na przykład? - zapytała arogancko krzyżując dłonie pod piersiami.

-Sasuke i Naruto. Powiedziałaś Chiyo, ale uważam, że konohańczycy także zasługują na tą wiedzę. Zasługują na nadzieję.

-Nie chcę ich łudzić. Dlatego chciałam poczekać z wyborami, póki Chiyo czegoś nie wymyśli - warknęła ledwo panując nad swoimi emocjami. - Gdyby ich stan się poprawił, nie martw się, wiedziałbyś już dawno. Dlatego liczę na pomoc babci. Jeśli ona nic nie wymyśli, to ich stan może już taki pozostać na zawsze. Tego chcesz? Żeby żyli ze świadomością, że... - Ugryzła się w język. - Że oni żyją, a właściwie wegetują. Co im po tym?

-Ale będą żyli w nadziei. Będą mieli coś, czego nikt im nie odbierze. Nadzieja umiera ostatnia.

Sakura westchnęła czując złość do przyjaciela. Nie potrafiła kontratakować, więc po prostu posyłała mu gniewne spojrzenie.

-Ibiki także powinien wiedzieć - mruknął cicho zdając sobie sprawę, że osoba wymieniona siedziała za nim. Haruno zagryzła zęby i wzburzona odwróciła wzrok.

Odważnie spojrzała na Sasuke, który również na nią spoglądał. Zażenowanie zniknęło w okamgnieniu. Zniknęło na rzecz niezadowolenia.

-No i nowy Hokage.

-Co? Ciebie do reszty powaliło?

-Nie ufasz mojemu ojcu?

-A co jeśli wygra Orochimaru? - zapytała kiwając głową w jego stronę. - I nie wysuwaj argumentów, że to jej dawny przyjaciel.

-Sakura...

-Zakończmy ten temat - mruknęła opierając się o krzesło. Słowa Shikamaru mocno podniosły jej ciśnienie, a teraz ani nie mogła krzyczeć, ani się wyżyć. Nawet głośna rozmowa nie wchodziła w grę.

To, co powiedział wydawało się jej racjonalne, ale ledwo się przemogła, by jemu o tym powiedzieć, a ten od razu wyskoczył z resztą.

Warknęła pod nosem na swoją niemoc i zamknęła oczy.

-O twoim wzroku też powinni się dowiedzieć.

-Porozmawiamy po wyborach - warknęła czując coraz mniejszą cierpliwość.

~*~*~*~*~*~*~*~*~

-Porozmawiamy po wyborach..."

Po wyborach, które wygrał Nara z porażającą przewagą. Zadowolona Sakura siedziała w Ichiraku i zajadała ramen. Koło niej siedzieli przyjaciele i również w szampańskich nastrojach spożywali posiłek, który stawiał właściciel w związku z wyborem nowego Hokage.

Sakura cały czas czuła przeszywające spojrzenie Naruto, z którym jeszcze się nie rozmówiła. A miała zamiar to zrobić jeszcze dziś.

-Uff. Jak to dobrze, że w końcu wybrali kogoś na Hokage. Jakoś czuję się bezpieczniej.

Sakura ze zdziwieniem pomieszanym z rozdrażnieniem spojrzała na właściciela knajpy, który gadał trzy po trzy. Dla niej nie było różnicy. W końcu głową wioski i tak został ktoś, kto cały czas tu był. To tylko rola i nic poza tym. Gdyby to Orochimaru wygrał, to Sakura mogłaby się pokusić, że faktycznie sytuacja w Liściu się zmieniła. Ale musiała przyznać po części rację Teuchiemu - sytuacja się zmieniła. Właśnie dlatego, że do wioski zawitał Orochimaru. Pytanie tylko czy na lepsze, czy gorsze.

~Sasuke i Naruto mu ufają... Może nie jest tak źle.

-Ja tam się nie czuję bezpieczniej. No chyba, że dlatego, że Sasuke i Naruto wrócili. Zawsze to silnych shinobi więcej - mruknęła Ino starając się uśmiechnąć, choć od śmierci jej ojca i Hinaty, przychodziło jej to coraz ciężej.

-Co ma zamiar zrobić Orochimaru? Zostanie? - zapytała różowowłosa patrząc prosto w czarne oczy Sasuke, który jedynie wzruszył ramionami.

-Nie rozmawialiśmy o tym.

-Myślę, że tak. Skoro nawet zgłosił się na Hokage.

Sakura zmarszczyła brwi, co bardzo dobrze widział siedzący naprzeciwko niej Uchiha. Co jakiś czas posyłał jej niezrozumiałe dla niej spojrzenie, którego już nawet nie próbowała rozgryźć. Musiała z nim poważnie porozmawiać, więc i o to zapyta.

-Sakura? - Jej uwagę przyciągnął siedzący po jej prawej Naruto. Kobieta przeczuwała, że długo nie wytrzyma bez mruknięcia, więc jego odezwanie się to była tylko kwestia czasu. - Co z mistrzem Kakashim? Gdzie on leży?

Zielonooka poczuła na sobie przeszywające spojrzenie Shikamaru, który zamarł z dłonią w powietrzu. Szybko się jednak opamiętał, by tylko nie przyciągnąć niepotrzebnej uwagi.

-Jego grób znajduje się po drugiej stronie cmentarza. Z dala od Hinaty. Mogłeś tam nie zajrzeć - mruknęła powracając do jedzenia.

-A babcia Tsunade? - zapytał nie zdając sobie sprawy z samopoczucia przyjaciółki.

-Na zaszczytnym miejscu Hokage - zakończył za nią Nara. Jego grobowy ton idealnie odzwierciedlał atmosferę panującą w towarzystwie. Temari położyła dłoń na jego ramieniu we współczującym geście.

-Ja już dziękuję. Miło było gdzieś wyskoczyć - powiedziała, posłała szybki uśmiech i wstała. Za jej przykładem poszedł Sasuke, który jakby tylko na to czekał. Zdziwił tym nie tylko Sakurę, ale i pozostałą cześć towarzystwa. Wszystkich prócz Naruto.

-Trzymajcie się - pożegnał się Uchiha i wyszedł zaraz za Haruno.

Na podwórku uderzył w nich zimny powiew. Może i w dzień było ciepło, ale noce stawały się coraz to chłodniejsze. Nie zdążyła się obrócić w stronę Uchihy jak poczuła ciepłą, dużą bluzę na ramionach. Męski zapach uderzył w jej nozdrza jak najsilniejszy afrodyzjak. Zaciągnęła się zapachem i z ledwością powstrzymała uśmiech. Nie spodziewała się, że będzie się aż tak starał.

-Idziemy coś wypić? - zapytał jakby wiedział, że tego jej było trzeba.

-Nie piję z tobą - powiedziała stanowczo Sakura. Zmianą nastawienia zdziwiła nawet siebie. - Do tej pory nie wiem jakim cudem znalazłam się u ciebie w łóżku - mruknęła znacznie ciszej, bojąc się, że ktoś mógł to usłyszeć. Zarumieniła się na widok jego bystrego spojrzenia. Jakoś nie mogła się przestawić, że Sasuke się zmienił. Ba! Że się o nią będzie starał.

-Zemdlałaś.

Jedno słowo. Jedno słowo, które było racjonalną odpowiedzią na pytanie, które dręczyło ją cały dzień. Otworzyła usta, całkowicie zaskoczona.

~Teraz to ma sens...

-Podejrzewam, że to od przemęczenia. Chodź do mnie - powiedział to jakby to była najzwyklejsza propozycja pod słońcem.

A ona się zgodziła. Zgodziła się bez żadnych zastrzeżeń. Spuściła głowę i zbliżyła się do bruneta, wiedząc dokładnie gdzie iść. Przecież stamtąd dzisiaj zwiała.

Całą drogę panowała cisza. Żadne z nich się nie odezwało. Oboje wiedzieli, że przyjdzie na to czas. I to w domu Uchiha. Na spokojnie, z dala od wścibskich spojrzeń.

Sasuke przepuścił ją pierwszą, po czym zamknął za nimi drzwi. Ogarnęła ich ciemność, a mężczyzna z pamięci zaprowadził ją do salonu, gdzie zapalił małą lampkę. Kobieta nie czekając na pozwolenie usiadła na kanapie i rozejrzała się po pomieszczeniu. Zdjęła buty, które odłożyła na bok, gdy tylko Sasuke wyszedł z salonu. Podkuliła nogi pod siebie, gdyż sandały niewystarczająco ociepliły jej stopy. Sakura jeszcze raz rozejrzała się po pomieszczeniu, które służyło zarówno za salon jak i sypialnię. Kawalerka, w której mieszkał brunet była bardzo mała, ale Haruno wiedziała, że nie wypadało nikomu się skarżyć.

-Trochę tu zimno - mruknął wchodząc i kładąc na stoliku litrową butelkę wina i dwie szklanki. - Nie mam kieliszków - tłumaczył się nalewając alkoholu. Sakura zmarszczyła brwi nie będąc przekonana do tego pomysłu. - Nie chcesz?

-Powiedzmy, że wino działa na mnie gorzej niż sake - skomentowała, ale mimo swych słów chwyciła szklankę. Spojrzała na płyn bojąc się podnieść wzrok na ukochanego mężczyznę, który usiadł za blisko niej.

-Za nowego Hokage - mruknął, nie spuszczając wzroku z kobiety. W oczekiwaniu trzymał szklankę uniesioną na wysokość głowy. Haruno wiedząc, że czeka ją nieuniknione szybko stuknęła się szkłem i przystawiła napój do ust. Wzięła cztery głębokie łyki chcąc, by alkohol rozwiązał jej problem z nieśmiałością. - Chciałbym o czymś z tobą porozmawiać.

-Tak? - Oparła głowę o kanapę i spojrzała na mężczyznę, któremu ciemne włosy wpadały do oczu. Sakura nie powstrzymała się przed odsunięciem jego grzywki tak, by mógł spokojnie rozmawiać.

-O czym Shikamaru z tobą mówił?

Nie tego się spodziewała. Nabrała duży haust powietrza i opróżniła szklankę do dna.

-Widziałem to jak byłaś wzburzona. Kłóciliście się. O co?

-Dlaczego chcesz to wiedzieć? - zapytała nie wiedząc co odpowiedzieć.

-Po prostu chcę. Nie mam żadnego konkretnego powodu.

Szczerość. Tego Haruno mogła się po nim spodziewać.

-Shikamaru... - Nie spuszczała wzroku, mimo tego, iż brunet ją onieśmielał. - Chciał bym z wami porozmawiała. Miałam taki zamiar.

-O czym?

-O... wszystkim.

Zamknęła na chwilę oczy i delikatnie westchnęła. Usłyszała stuknięcie szkła, a po chwili poczuła ciepły dotyk jego dłoni na policzku. Usiadł do niej przodem i podniósł jej podbródek.

-Co cię gryzie? Nie wiem co ukrywasz, ale lepiej będzie jeśli mi o tym powiesz. - Po tym zdaniu Sakura zamarła.

-Co ukrywam?

-Masz coś... cały czas coś cię dręczy. Jakbyś coś ukrywała, bojąc się, żeby nikt nie dojrzał tego. - Sakura otworzyła szeroko oczy, a jej warga zadrżała. - No i... co z twoim okiem? - Na ciszę ze strony kobiety, Sasuke kontynuował: - Kiedy ostatni raz przeglądałaś się w lusterku? Wszyscy widzą, że lewe oko masz już prawie całkiem białe. Nie widzisz na nie, prawda?

Rozgryzł ją.

Przejrzał jej ciało i duszę.

W Sakurze wezbrały łzy, których nie chciała wypuścić na świat zewnętrzny. Shikamaru widział jak płakała i to jej starczyło.

-Ja... Ja... To zbyt ciężkie.

-Dlaczego więc dźwigasz to sama?

Haruno zgryzła wargę nie chcąc, by ta drżała jak u małolaty. Nabrała powietrza, pragnąc się uspokoić.

-Opowiedz mi wszystko. Opowiedz mi co cię gryzie.

-To... trudne.

Sakura przestała czuć ciepło jego dłoni, więc otworzyła oczy. Czuła się opuszczona, mimo iż tak nie powinna się czuć. Widziała plecy bruneta, gdy ten skierował się w stronę łóżka. Chwycił w dłonie koc i wrócił do kobiety. W powietrzu rozłożył materiał i dokładnie opatulił nim jasnowłosą. Usiadł tak blisko, że ich ciała się stykały i sam również się znalazł pod kocem.

-Gdyby nie było trudne, nie byłabyś w takim stanie.

-W jakim stanie?

-W rozsypce. Twoje rozdrażnienie daje się we znaki każdemu. Chodzisz naburmuszona, nieobecna i nieufna względem każdego. Więc jaki jest tego powód?

Sakura przełknęła ślinę i powolnym ruchem przytuliła się do przyjaciela. Wolała wybadać jego chęci w tym kierunku niż zostać odepchnięta. Gdy poczuła na sobie jego głowę, westchnęła po raz ostatni i zaczęła mówić.

-Gdy wybuchła wojna byłam akurat w szpitalu - mruczała w ramię Sasuke. - Wybiegłam na zewnątrz chcąc się dowiedzieć co i jak. To Oto nas zaatakowało, co pewnie wiesz... - Uchiha kiwnął głową potwierdzając jej słowa. - Było spore zamieszanie, ale shinobi od razu połapali się co i jak. To mieszkańcy biegali w popłochu. - Sakura westchnęła, zła na łzy, które cisnęły się jej do oczu. Nienawidziła wracać do tych wspomnień. - Wioska przeżyła wiele ataków, w tym Paina, ale...

-Hmm?

-To było coś zupełnie innego. Mieli kogoś wewnątrz. Tu był szpieg i sabotażysta. Wiele się działo. Wszyscy robili co w ich mocy, ale... jakoś nie potrafiliśmy wygrać. Na czele stanął Kakashi, którego to Tsunade wysłała. Wiesz jaki jest Kakashi... nie pozwoliłby, by coś stało się jego przyjaciołom. Po długiej i męczącej walce... dostał i to porządnie. - Sakura spazmatycznie łapała powietrze, chcąc doprowadzić się do porządku. - Gdy miał zostać zniszczony, udało mi się niepostrzeżenie zabrać go z placu boju. W jego miejsce podłożyłam już martwego człowieka.

Sasuke podniósł głowę. Sakura domyśliła się, że próbował zrozumieć jej słowa.

-Więc...

-Kakashi żyje. Tak jak Tsunade - dokończyła. Sasuke oderwał się od kanapy, przez co Sakura poleciała do przodu. By nie upaść zmuszona była złapać się jego nogi.

-Co?

-Są ukryci. Podtrzymuję ich przy życiu, ale nie... nie potrafię przywrócić im świadomości. To o to kłóciłam się z Shikamaru. Chciał, żebym wam powiedziała.

-Nara wie o tym - stwierdził Uchiha.

-Od wczoraj. - Sasuke ponownie oparł się o kanapę, jednocześnie zbliżając się do Haruno. - To wasz powrót i... widok Orochimaru zmusił mnie, bym w końcu komuś o tym powiedziała.

-Nikt nie wiedział? - zapytał niedowierzającym głosem. - Ale ich groby...

-Bałam się. - Spuściła wzrok wiedząc, jak Sasuke nie lubił tych słów. - Nie byłam w stanie im pomóc bardziej niż teraz, ale nie mogłam też zaufać nikomu. Bałam się, że ktoś chciałby ich wykończyć. Dlatego nikt nie wie, że żyją. Shikamaru starał mi się wytłumaczyć, że ludzie powinni wiedzieć - prychnęła, czego nie zrozumiał Sasuke.

-Ale...?

-A co im da ta wiedza? Nic. Ja nie jestem w stanie ich przywrócić, a...

-Jesteś głupia - warknął, odsuwając się ponownie, ale tym razem sam ją złapał za ramię. - Rozumiem, że to Hokage i Kakashi, i ich życie jest ważne. Ale po co się tyle męczyłaś? - Jego ciemne spojrzenie wyrażało niezrozumienie i naganę. - Po co dusiłaś to w sobie?

-Nie musiałabym tego robić, gdybyście tutaj byli, do cholery! - warknęła przestając się hamować. - Nawet nie zdajesz sobie jaki miałam do was żal. Do siebie! Tsunade nie zdołała wygrać walki! Ja nie byłam w stanie ukryć Hokage i jednocześnie ocalić mieszkańców jak to robiła Tsunade! - krzyczała nie licząc się z tym, że piętro wyżej spali ludzie, którzy mogli usłyszeć ich kłótnię. - Nie było Naruto, żeby ponownie mógł uchronić wioskę!

Zamknęła oczy, na które i tak już nie widziała przez falę łez.

-Przepraszam - powiedział z trudem przełykając dumę i mocno ją przytulił.

-Nie było was, kiedy najbardziej byliście potrzebni - jęknęła mocno zaciskając piąstki na jego koszuli.

-Wiem...

Po tym słowie, pociągnął ją na kolana i wtulił głowę w jej włosy.

-Ale teraz już jestem. I już zawsze będę.

Zapadła chwilowa cisza. Sakura poczuła jak głowa Uchihy delikatnie się porusza. Zmieniał ułożenie. Szukał jej spojrzenia.

-Teraz możesz mi powiedzieć wszystko. Możesz mi zaufać. Już cię nie zostawię...

Ich usta odnalazły się. Jego ciepłe i miękkie; jej wilgotne i delikatne. Pocałunek był subtelny. Było to tylko dotknięcie się warg, które z każdą sekundą pogłębiało doznania. Haruno wplotła dłoń w jego ciemne włosy chcąc zbliżyć się jeszcze bardziej. Potrzebowała tego. Potrzebowała ciepła, wsparcia, męskiego dotyku. Potrzebowała Sasuke.

Usiadła na nim w rozkroku. A gdy tylko to zrobiła, Sasuke spragniony jej ciała przyciągnął ją do siebie tak, że nawet igły nie można by było wcisnąć między nich.

Jedyną ręką próbował ściągnąć jej bluzkę, ale bez jej pomocy szło mu to zbyt opornie. Sakura szybko najpierw zdjęła swój ciuch, a później to samo zrobiła z jego bluzką.

Gdy kobieta chciała ponownie połączyć ich usta, Sasuke dobrał się do jej szyi, całując, ssąc i gryząc jej wrażliwą skórę.

Pożądanie, które ogarnęło ich ciała było jak bomba. Uśpione za dnia, wybuchło, przy pierwszym kontakcie.

-Sasuke... - wydyszała, gdy brunet zdjął jej stanik. Posłał jej ostatnie, pożądliwe spojrzenie nim jego usta wzięły w posiadanie jej piersi.

-Jesteś piękna, Sakura.

~I tylko moja...

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Stała nad łóżkiem Tsunade. Po drugiej stronie znajdowała się Chiyo, która ze zmarszczonymi brwiami uważnie obserwowała pacjentkę. Delikatnie przesunęła opuszkami palców po jej czole, później po policzku, a skończyła na podbródku. Westchnęła, czym dała młodszej kobiecie znak. Od kiedy Sakura poszła po nią, babcia nie odezwała się nawet słowem. Nie powiedziała nic, co sugerowałoby, że ma jakieś plany i pomysły.

-Mam pewien sposób. Ale nie gwarantuję, że się uda. Zapisałam sobie na kartce wszystko co zrobiłaś względem nich, ale... zabrakło ci czegoś.

Sakura spojrzała na nią zaciekawiona, czując mrowienie w okolicy dolnej partii kręgosłupa.

~Coś znalazła!!!

-Używałaś na niej swojej techniki Byakugou?

-Tak - potwierdziła.

-Ale nigdy nie próbowałaś fal magnetycznych - stwierdziła podnosząc rozbawiony wzrok znad ciała.

-Fale magnetyczne? - To wydało się Haruno tak śmieszne, że aż niemożliwe.

-Zgadza się. Kiedyś miałam pacjenta w śpiączce, którego wybudziłam właśnie tym sposobem. - Ponownie spojrzała na Tsunade, nad którą się nachyliła. - On obudził się w trakcie leczenie. Może u Tsunade też się powiedzie.

Sakura z otwartymi ustami patrzyła na Chiyo. Już dawno nie czuła takiej euforii. Liczyła się z niepowodzeniem. Jej radość wynikła z szansy. Nikt od miesiące nie dał jej nadziei na poprawę. Jej oddech przyspieszył, krew zaczęła krążyć szybciej, a usta drżały.

Czuła do siebie wstyd za to, że sama nie wpadła na ten rodzaj leczenia. Jednak radość nie pozwoliła zagnieździć się negatywnemu uczuciu na dłużej niż kilkanaście sekund.

-Czyli...

-Musimy spróbować - zarządziła Chiyo i zakasała rękawy. Sakura również nachyliła się nad mentorką. - Ja będę wprowadzała ładunki elektromagnetyczne za pomocą chakry, a ty uważnie śledź aktywność jej mózgu.

Sakura z rozkoszą wypełniała polecenia starszej lekarki.

Gdy tylko Chiyo rozpoczęła powolny proces przywracania świadomości, ordynator z uwagą przypatrywała się pacjentce. W pierwszej chwili Haruno zaczęła obserwować twarz blondynki, chcąc sprawdzić czy ta wykonała jakikolwiek grymas. Nie widząc jednak żadnych rezultatów, zaczęła sprawdzać pracę mózgu, tętno, ciśnienie i pozostałe funkcje życiowe.

Minęła godzina. Pracowita godzina, po której Chiyo spływała potem. Sakura nie mogąc dłużej patrzeć jak starsza kobieta się męczy, nakazała jej odpoczynek.

-Zrobimy krótką przerwę, po której wrócimy do leczenia.

Różowowłosa nastawiła wodę na herbatę i zaprowadziła Chiyo na kanapę. Krótka przerwa dobrze zrobi obu kobietom.

~*~*~*~*~*~*~*~*~*~*~

Ordynator weszła zrezygnowana do swojego gabinetu i przystanęła zszokowana na widok siedzącego Sasuke.

-Cześć. Przyniosłem ci obiad - powiedział z pokerową miną, rozgaszczając się na zajmowanym fotelu.

Haruno zgryzła wargi, zamykając jednocześnie drzwi. Nie spodziewała się go tu. Jakoś brunet nie pasował jej do romantycznego Uchihy, który dnia następnego odwiedzał ją. Z POSIŁKIEM!

Cały czas czuła na ciele jego dłonie, które rozpalały jej skórę do czerwoności.

-Cześć. Długo czekasz?

-Nie. Dopiero przyszedłem. - Głową kiwnął jej w stronę krzesła po drugiej stronie biurka. Haruno czując rosnącą radość usiadła powstrzymując w sobie uśmiech.

-Jadłeś już?

-Właśnie zamierzam - mruknął odpakowując posiłek.

Zaskoczył kobietę. Widział to w jej oczach, a szczęście, które starała się ukryć było dla niego najlepszą nagrodą.

Gdy tylko wszedł do tego pomieszczenia - oczywiście, bez zezwolenia kogokolwiek - poczuł mocny zapach perfum Sakury. Jakby cały gabinet był w nim skąpany. Rozkoszował się nim przez dobrą godzinę, zanim Haruno wpadła po pracy.

Ich spokój przerwały głośne kroki i rozmowa na korytarzu. Żadne z nich nie zwróciłoby na to szczególnej uwagi, gdyby nie fakt, że rozpoznali głos Uzumakiego. Sakura przeniosła spojrzenie z Sasuke na drzwi, wiedząc, że zaraz staną otworem. I tak się stało.

Bez pukania do środka wszedł Naruto, którego nie zdziwiła obecność bruneta. Pielęgniarz, który go prowadził był jednak w odmiennym stanie. Najpierw zbladł, chcąc powstrzymać blondyna przed wtargnięciem tam, a następnie otworzył usta w szoku.

-Sakura my musimy porozmawiać. - Nie licząc się z personelem szpitalnym, zatrzasnął drzwi. - A ty Sasuke, jak nie chcesz tego słuchać, to musisz wyjść.

Kątem oka ujrzała zmarszczone brwi ciemnowłosego i jego zacięty wyraz twarzy.

-Nie przeszkadzasz mi - wypowiedział te słowa skierowane do Naruto, na co kobieta pokręciła głową.

-Sasuke...

-Naruto. - Do rozmowy wkroczyła Sakura nie chcąc, by przyjaciele zaczęli się tłuc w jej gabinecie. - Zgadzam się. Musimy poważnie porozmawiać. Najpierw jednak... - Wstała i wyrzuciła pudełko po obiedzie do kosza na śmieci. - Chciałabym wam coś pokazać.

-Co? - zapytał Naruto nic nierozumiejącym tonem. Sakura nie dziwiła mu się, a Sasuke podejrzewał co, a raczej kogo, kobieta chciała im pokazać.

-Po prostu nic nie mów. - Sasuke poszedł w jej ślady i po chwili cała trójka szła korytarzami szpitala kierując się w stronę prosektorium.

Naruto miał swoją naburmuszoną minę, ale Sakura wiedziała, że zaraz ona zmieni się, gdy tylko zobaczy ich nauczyciela i babcię Tsunade.

Sasuke obojętność miał wypisaną na twarzy. W głębi duszy czuł się podobnie. Mimo, iż Kakashi był jego mentorem, to nie był z nim tak związany, jak z Naruto bądź Sakurą.

Sama kobieta szła z zaciętością, chcąc jak najszybciej pokazać im pacjentów. Najpierw uderzył w nich chłód pomieszczenia. Naruto zakrył usta w odruchu wymiotnym na widok trupa rozłożonego na stole operacyjnym.

-Nie miałam czasu się nim jeszcze zająć - wymamrotała Sakura na swoją obronę. Jednak, by dłużej się nie zatrzymywać, podeszła do plakatu wiszącego na ścianie. Sasuke pierwszy ruszył w jej kierunku, a kolejną osobą był blondyn. Zielonooka przesunęła papier, otworzyła drzwi i przepuściła ich przodem. - Po prawej jest włącznik światła - powiedziała do Sasuke.

Naruto nie zdążył minąć framugi, jak stanął zszokowany. Otwierał usta wodząc wzrokiem od jednego mistrza do drugiego, jakby nie mógł uwierzyć w to co widział. Najlepszym tego dowodem było przecieranie oczu, co w jego wykonaniu było bardzo zabawne.

-T-To...?

Sakura nie weszła jeszcze do pomieszczenia, a i nic nie dojrzała, gdyż przyjaciele byli wyżsi od niej o głowę i zasłaniali cały widok. Nie była więc świadkiem pierwszego spotkania.

-Udało mi się ich uratować po...

Zamarła, gdy Naruto podbiegł do blondynki.

~Boże...

Obudziła się.

Tsunade się obudziła.

Sakura z ledwością patrzyła na siedzącą blondynkę, która próbowała zorientować się, gdzie w ogóle była.

-C-Co się stało? Gdzie ja jestem? - Rozglądała się po zebranych. - Naruto? Sasuke? Kiedy wróciliście?

Sakura zakryła usta nie mogąc jednak powstrzymać szlochu i fali łez. Zszokowana, ale i uradowana podbiegła do łóżka i rzuciła się na mentorkę.

-Tsunade-sama!

Otoczyła ją ramionami, jakby bała się, że to tylko wyobraźnia płatała jej figle.

-Co się stało, Sakuro?

~Udało się! Babciu Chiyo, udało się!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top