6

Po skończeniu naprawiania ramienia Iron Mana, co zresztą zajęło bardzo dużo czasu, poskładała go całego z małych części i postawiła z ogromną trudnością na okrągłym podeście. Potem Crystal wybrała się do łazienki, wzięła prysznic i ubrała się w to co zwykle jeszcze związując włosy w długiego warkocza. Wiedząc że nikogo nie ma w domu, bo Tony pojechał gdzieś z Pepper, wybrała się do pokoju, chcąc iść się położyć spać, ale kiedy przypomniała sobie że pewnie nie zaśnie, po prostu usiadła na łóżku i zaczęła przeglądać telefon. 

Znalazła wiele ciekawych nowych informacji. Na przykład o tym że ludzie nadal żyją bitwą w Nowym Jorku. Ciągle można było spotkać wiadomości o tym że Kapitan Ameryka był widziany na ulicach Brooklyn'u, a sama Crystal na plaży w Miami, co było prawdą. 

Po jakiejś godzinie w internecie, już nie miała co robić, a że wszystkie książki w domu już przeczytała to stwierdziła że jednak może się położy a sen sam przyjdzie. Tak też zrobiła. Wyłączyła telefon i położyła się ukrywając się pod pościelą. 

Jednak nie poczuła strachu otwierając oczy. Nie bała się. 

Trochę szczęśliwsza niż zwykle opuściła powieki z powrotem na dół i próbowała zasnąć. Rozmyślała w tym czasie, co może robić Tony z Pepper, albo Steve czy Natasha. 

Kapitan pewnie znów na jakiejś misji, prawdopodobnie z Natashą. A Tony z Pepper gdzieś w eleganckiej restauracji w Nowym Jorku, a może nawet w Wenecji. 

Tylko ona jest sama. Bez nikogo przy niej. A jeśli ktoś przyjdzie po nią? A jeśli ktoś spróbuje ją zabić jak kiedyś Tonego? A jeśli ktoś ją chce porwać? 

-Boże, o czym ja myślę. - powiedziała cicho rozbawiona do siebie. 

Na szczęście nikt się nie odezwał w odpowiedzi, przez co dziewczyna trochę się uspokoiła. 

Niestety jak zwykle nie mogła zasnąć. 

Przekręciła się da drugi bok i pomyślała o tym czy już kiedykolwiek pójdzie spać.

Nagle i niespodziewanie zasypały ją wspomnienia z Nowego Jorku. Ból i strach. Wrzeszczący Hulk i Chitauri. Walka i Avengers. Pistolety i kurz przed oczami. Ogromny portal na niebie, i prawie stracenie ojca, na zawsze. 

I Loki, ze swoim berłem.

Stała z łóżka i włączyła lampkę nocną. 

-Coś się dzieje, Crystal?- zapytał Jarvis. Widocznie Tony kazał mu sprawdzać co się dzieje u trochę chorej córki.

-Nie, nic. -odpowiedziała.- Znów nie mogę zasnąć. 

-A czemu? -zapytał jeszcze.

-Jarvis. Naprawdę pytasz mnie o takie rzeczy? Myślałam że jesteś trochę mądrzejszy- Powiedziała przecierając twarz zimnymi rękoma. 

-Och, przepraszam cię bardzo. Myślałem że przypomniałaś sobie coś strasznego. -oznajmiła na co dziewczyna odrętwiała. Złapała się za głowę i zaczęła cała się trząść. 

Loki i Chitauri. Portal. Hulk. Bitwa. Śmierć. 

Crystal upadła na podłogę, tak że teraz siedziała na kolanach. Cała zaczęła się pocić i drżeć. 

-Barwo. Rozpętałeś burzę.- powiedziała tylko i zaczęła szybko oddychać. Tętno jej znacznie podskoczyło, tak samo jak adrenalina. Dziewczyna poczuła ciepło na swoim ciele, a gdy dotknęła czoła poczuła że całe jest mokre od zimnego potu, tak samo jak jej ciało od zewnątrz. Klatka piersiowa zaczęła ją nagle uwierać, tak jakby żebra przyciskały się mocno do płuc, przez co jeszcze bardziej przyśpieszył jej oddech. Poczuła również jeszcze silniejsze uczucie gorąca i przyśpieszone tętno. 

Śmierć. Ból. Nowy Jork. Portal. 

Tylko to teraz miała w głowie. I nie mogła się tego pozbyć.  Młoda Stark zaczęła ciągnąć się za włosy jak zwykle robiła gdy chciała się czegoś pozbyć z umysłu. 

Loki. Berło. Iron Man wlatujący do portalu. Kurz na ulicach. 

Dziewczyna zaczęła głośno płakać. 

Potwory z innego świata. Hulk. Płaczące dzieci i uciekający ludzie.

-Crystal. Przecież ty masz atak paniki. -powiedział po chwili Jarvis.- Zadzwonić do pana Starka? 

-Nie. - odpowiedziała tylko przez płacz. -Musi-sz-sz. Mnie-e. Uspoko-ić. -powiedziała jąkając się. Była cała przeraźliwie blada. Była biała jak papier. Wyglądała już powoli jak umierający. 

-Jestem sztuczną inteligencją. Nie robię takich rzeczy,  panienko Crystal.- powiedział spokojnym jak zawsze głosem. 

-Powie-e-dź coo-ś. -oznajmiła nadal płacząc na ziemi. 

Bogowie z innego świata. Portal. Pistolety. Krzyk.

-Nie-ee. Nie-ee. Niee-ee. -mówiła do siebie dziewczyna. Była w strasznym stanie. Nikt nie mógł jej pomóc. 

-Właśnie znalazłem w internecie informację o zapobieganiu atakom paniki. -powiedziała sztuczna inteligencja. - Piszą tu że osobom z napadem pomaga oddychanie przez reklamówkę lub woreczek foliowy. 

-Mam gdzieś twoje niepotrzebne woreczki. -powiedziała chłodno patrząc na swoje trzęsące się dłonie. 

-Pomagają też specjalne leki. 

-Po-oo prostt-u ze mną-ąą porozmawiaj-j. -mówiła z trudnością dziewczyna. 

-Co ostatnio robiłaś? -zapytał po chwili. Widocznie nie znalazł nic ciekawego w internecie. 

-Składała-aa-m Iro-on Mann-a.- powiedziała nadal płacząc. 

-Lubisz składać, majsterkować i budować? -zapytał głupio, bo wiedział że przecież Crystal lubi to robić. Nawet nie lubi, ona to kocha. 

-Ta-ak. -powiedziała nadal łkając. Nie mogła się pozbyć wspomnień z bitwy. 

-Więc coś zbuduj. -powiedział Jarvis nadal spokojnie. 

Crystal momentalnie przestała płakać. Uspokoiła się i wstała z podłogi. 

-Masz rację. -powiedziała tym razem normalnie. Serce już tak bardzo jej nie kołatało, i przestała się pocić. Nadal lekko się trzęsła, ale już nie tak bardzo jak wcześniej. Wytarła szybko oczy z łez dłonią, i powtórzyła. - Masz rację. Dzięki Jarvis. 

I wyszła z pokoju. Ruszyła jak zwykle schodami na dół do garażu. 

-Powiedzieć panu Starkowi...

-Nie. -przerwała Jarvisowi, kiedy wpisywała kod do wejścia do pomieszczenia. 

-Dobrze, Crystal. -odpowiedział szybko. 

Crystal weszła do pomieszczenia i zaczęła szukać po całym garażu potrzebnych materiałów i narzędzi. Kiedy wszystko znalazła włączyła tylko muzykę i zaczęła pracować. 

Po paru godzinach podśpiewywania piosenek i budowania, Jarvis oznajmił iż dzwoni Tony. Na początku nie chciała odbierać, ale kiedy Stark dzwonił już czwarty raz, dopiero odebrała, wyłączając muzykę. 

-Halo? -zapytała udając zaspaną. -O tej porze dzwonisz tato? 

-Tak. Nie nabierzesz mnie. -powiedział jakby zestresowany.- Co się stało? 

-Nic. -oznajmiła odkładając wiertarkę na jeden z blatów do pracowania. 

-Nie kłam. Mów co się stało. 

-Gdzie jesteś? -zapytała starając się oddalić powoli temat.  

-Jak wrócę to Ci powiem. A teraz mów. -oznajmił coraz bardziej zaniepokojony. 

-Kto Ci powiedział? -zapytała zła. Nie uda jej się wymigać. 

-Jarvis, a kto niby? 

-No nie. Obiecał że nie powie! -krzyknęła tak żeby sztuczna inteligencja usłyszała ją. 

-To jak? Nic Ci nie jest? -zapytał znów trochę bardziej opanowanie. 

-Nie nic, to był tylko krótki atak paniki. -powiedziała. 

-Jarvis mówił że to chyba coś poważnego. 

-Nie. Już jest wszystko ok. 

-Jeśli tak to ja wracam do Pepper. -powiedział jeszcze. 

-Jasne, bawcie się dobrze. -odpowiedziała, i rozłączyła się. 

Włączyła z powrotem piosenkę i zaczęła dalej skręcać elementy. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top