4

Crystal dotarła do swojego pokoju już po chwili. Jednak długo w nim nie posiedziała gdyż do jej pokoju wparował bez pukania Tony. Był w garniturze co nie zdarzało się w dniach kiedy nigdzie nie wychodził. Stanął przed Crystal i powiedział jedno zdanie żeby ruszyć ją z łóżka na którym leżała. 

-Przyjechał sekretarz stanu. 

Crystal szybko wstała z łóżka i ruszyła z ojcem krok w krok idąc w stronę sali konferencyjnej której zbyt często nie używali. 

-Coś się stało? -spytała po drodze na salę. 

-Dowiesz się na miejscu. Długo by opowiadać.-odparła idąc krok w krok z córką.- Na początku sekretarz nie chciał abyś uczestniczyła w spotkaniu ale tłumaczyłem że brałaś udział w największych misjach i pomagałaś drużynie więc się zgodził. 

-Mam się bać? -spytała stojąc już przed drzwiami uśmiechając się głupio. Nie czekając na odpowiedź weszła do środka. 

W sali przy dużym stole siedzieli wszyscy Avengers. Przed nimi stał sekretarz stanu. Widocznie wszyscy czekali na Crys i Tonego. 

-Panienka Crystal. Wszyscy byli za tym żeby Cię tutaj sprowadzić. -oznajmił mężczyzna w bardzo drogim garniturze. Crystal zajęła miejsce na końcu stołu obok Visiona. Przez chwilę zauważyła że na przeciwko Steve przygląda się jej więc nawiązała kontakt wzrokowy, ale on po chwili zmieszania przerwał go. Wszyscy wiedzieli że ta rozmowa nie będzie miła i przyjemna. 

-Och, no więc pięć lat temu przeszedłem atak serca. -zaczął sekretarz. Crystal patrzyła teraz na niego, ciekawiąc się co ma im do powiedzenia. -Ścięło mnie z nóg gdy chciałem trafić do 12 dołka. okazało się że był to strzał w dziesiątkę, ponieważ po 13 godzinnej operacji wszczepienia bajpasów odkryłem coś czego nie zdobyłem przez 40 lat w armii. Pewien dystans.-uśmiechnął się lekko, a Stark spojrzała przelotnie na ojca. Siedział na końcu sali zamiast przy stole, ale odwzajemnił wzrok a po chwili sekretarz dalej zaczął mówić.- Ludzkość ma u avengers wielki dług. Przez tyle lat broniliście nas i nadstawialiście za nas karku niezliczoną ilość razy. Dla wielu ludzi wasza działalność to bohaterstwo, jednak innym bardziej pasuje słowo samowolka. 

-A dla pana czym jest panie sekretarzu? -spytała Natasha Romanoff siedząca teraz obok Rogersa. Uśmiechała się delikatnie żeby rozluźnić spiętą atmosferę, ale to nie pomogło. 

-Wielką beczką prochu. Bo jak inaczej nazwać grupę agentów, odmieńców i innych dziwnych istot, które regularnie naruszają granice państwowe, rzucają swoją wolę demokratyczną innym rządom a w dodatku nie przejmują się bardzo skutkami ubocznymi tych akcji. -oznajmił mężczyzna odsuwając się na bok sali. Po chwili na ekranie przed którym wcześniej stał pojawiła się mapa a następnie filmy z poszczególnych miast w których Avengers mieli największe misje. 

-Nowy Jork. -oznajmił sekretarz a na ekranie pojawił się film z chitauri i ogromnym portalem z którego potwory wyciekały. krzyczący i uciekający w popłochu ludzie. Hulk rozwalający budynki z potworami. -Dalej Waszyngton. -dodał mężczyzna a na ekranie pojawiła się stolica. Płonące budynki, spadające na ziemię latające lotniskowce Tarczy. Krzyki i huki. Sam zwiesił głowę przypominając sobie wspomnienia z Waszyngtonu. -Sokovia. -Uciekający ludzie. Kurz, krzyk i strach. Miasto lecące w górę, burzące się budynki z mieszkańcami w środku. Crystal odwróciła wzrok szybko aby nie widzieć dalszego filmu z Sokovii. Tony i Steve to zauważyli ale nie odezwali się. Wiedzieli że Stark ma problemy z wspomnieniami z Tamtego miejsca. Steve wiedział więcej od Tonego więc współczuł jej tym bardziej. -Lagos. -Płonący budynek. Ewakuacja rannych ze szpitala. Dym z pożaru i ciała na ulicy. Wanda widząc to również zwiesiła głowę wzdychając. Dla niej misja z Lagos była tak ciężka jak dla Crystal Sokovia. 

-Wystarczy. -przerwał sekretarzowi Rogers widząc obie dziewczyny w złym stanie. -Wszystko jasne. 

-Przez ostatnie cztery lata dysponowaliście całkowitą swobodą bez żadnej kontroli. W takiej sytuacji społeczność światowa nie będzie dłużej tolerować. Mamy jednak dla was propozycję.-oznajmił podając Wandzie jakiś zbiór papierów- Protokół z Sokovii. Został zatwierdzony przez 117 krajów. Głosi że Avengers przestają być organizacją prywatną. Co więcej że będą działać pod kontrolą komisji ONZ, wtedy i tylko wtedy kiedy komisja ta uzna to za stosowne. 

-Avengers powstali żeby świat stał się bezpieczniejszy. -odezwał się Rogers.- Sądzę że nam się udało. 

-No dobrze Kapitanie. Czy wie pan gdzie aktualnie znajdują się Thor i Banner? -spytał sekretarz patrząc na Steve'a srogim wzrokiem.-Gdybym ja posiał gdzieś dwie dużych rozmiarów atomówki Nie uszłoby im to na sucho. -dokończył ale potem zaczął znów tym razem zwracając się do reszty.-Kompromisy i gwarancje, na tym opiera się porządek świata. Możecie mi wierzyć to rozwiązanie korzystne dla obu stron. 

-Okej, a jakie są warunki? -spytał tym razem Rhodey.  

-Za trzy dni ONZ zbiera się w Wiedniu by aktywować i omówić protokół. -zakończył sekretarz chcąc już wyjść z pomieszczenia.- Przegadajcie to. 

-A jeśli nasza decyzja wam się nie spodoba, co wtedy? -zatrzymała go jeszcze Nat. 

-Wczesna emerytura. -odpowiedział po czym wyszedł zostawiając wszystkich na przegadanie sprawy. Crystal nie wiedziała że sprawa będzie aż tak poważna. Spojrzała na ojca który wydawał się być już zdecydowany. Jego córka natomiast nie wiedziała co myśleć. Według siebie nie była jedną z Avengers, ale według reszty zupełnie odwrotnie. Na poczatku wszyscy siedzieli w ciszy myśląc nad podpisaniem kontraktu. Decyzja musi być jednogłośna, przecież co my zrobili gdyby nagle wszyscy się porozdzielali? Wszyscy przenieśli się do salonu gzie każdy zajął jakieś miejsce. 

Nagle atmosfera zaczęła się powoli rozluźniać, a niektórzy zaczęli między sobą już dyskutować. Po paru minutach jednak zaczęła się kłótnia między Samem a Rhodey'em, którzy nie mogli się zgodzić ze sobą w postanowieniu. 

-Sekretarz ross został odznaczony medalem kongresu czego nie można powiedzieć o tobie. 

-I co z tego? -spytał zły Sam. -Jeżeli to podpiszemy, sami zafundujemy sobie obrożę i kaganiec. 

-Protokół chce podpisać aż 117 krajów. Cały świat jest za a ty na to wiem swoje! -odpowiedział James, znany jako War Machine. 

-Będziesz grał na dwa fronty? -spytał Sam zakładając rękę na piersi. 

-Rozprasowałem wzór. -odezwał się po chwili Vision. Obok niego na sofie siedziała Wanda. 

-O! Od razu mi lepiej. -odparł sarkastycznie Sam. 

-Odkąd 8 lat temu Pan Stark ogłosił że jest Iron Manem, liczba znanych udoskonalonych osób wzrosła w tempie geometrycznym. A w tym samym okresie liczba prób zniszczenia tej cywilizacji wzrastała w analogicznym tempie. 

-Twierdzisz że to nasza wina? -spytał Steve zza protokołu. Stwierdził że trochę go rozpracuje zanim podejmie jakąkolwiek decyzję. Siedział na swoim miejscu przy stoliku do picia kawy. Crystal również siedziała na swoim miejscu przy stoliku w ogóle się nie odzywając. 

-Nie, że te zjawiska są powiązane. -odpowiedział Vision. -Nasza niezwykła siła stanowi wyzwanie, wyzwanie z kolei oznacza konflikt. A konflikt prowadzi do katastrofy. Dlatego kontrola... wydaje mi się warto wprowadzić jakąś formę kontroli. -zakończył. 

-I amen. -dodał Rhodey patrząc zwycięsko na Sama. 

-Tony? -spytała Natasha w stronę leżącego na sofie Tonego. -Jesteś podejrzanie cichy i dziwnie nie przemądrzały. 

-Bo już dawno podjął decyzję. -odezwała się pierwszy raz od dłuższego czasu Crystal nawet nie podnosząc głowy. 

-Matko, jak ty mnie znasz. -odpowiedział Tony podnosząc się do pozycji siedzącej.-Tak naprawdę to mam migrenę poeksperymentową. -wstał z kanapy i ruszył do kuchni która była w otwartej przestrzeni z salonem. -Tylko tyle po prostu ból. Dolegliwość. -mówił biorąc kubek chcąc nalać do niego wody.- I kto znów mi wrzucił fusy do zlewu?! -powiedział donośnym głosem. Crystal już widziała że coś musiało się stać. -To baza czy terapia dla aspołecznych troglodytów? -dodał zły wyciągając z kieszeni telefon. Położył go na blacie a przed wszystkimi pojawił się holograficzny obraz jakiegoś chłopaka. -O patrzcie to niejaki Charlie Spencer. Fajny chłopaczek. Skończył z wyróżnieniem informatykę, średnia 5.0. Właśnie dostał pierwszą pracę. Miał zacząć już na jesieni. Ale pomyślał że zanim sprzeda duszę korpo to sobie pojeździ trochę po świecie, i zrobi coś pożytecznego. Nie wybrał się na Florydę czy do Vegas, jak ja bym to zrobił, ani do Paryża czy Amsterdamu gdzie jest ekstra, tylko postanowił spędzić wakacje budując tanie mieszkania. Zgadnijcie gdzie? W Sokovii. chciał zrobić coś dla innych Chyba, nigdy się nie dowiemy bo zrzuciliśmy mu pół miasta na głowę ratując ludzkość. Zasadniczo nie mamy pojęcia co robimy. Należy nas wziąć w karby. Wszystko jedno jak. Głosuję za. Nie godzimy się na kontrolę, robimy co chcemy, nie jesteśmy lepsi niż nasi wrogowie. 

-Tony Poczucie winy to nie powód by się poddawać....-przerwał mu Rogers. 

-A kto się poddaje? -spytał również przerywając Steve'owi Tony. 

-My. Jeśli odrzucimy odpowiedzialność za swoje czyny. A ta umowa przerzuca ją na inne. 

-Nie gniewaj się Steve, ale to już jest szczyt arogancji. Mówimy o organizacji narodów zjednoczonych. Już nie o żadnej dziwnej agencji, nie o Tarczy, nie o Hydrze. -dodał Rhodey trzymając się ciągle swojego zdania. 

-Ale tam siedzą ludzie którzy mają cele, a te się zmieniają. 

-Na szczęście jestem. Kiedy zrozumiałem ile krzywd można wyrządzić moją bronią, zamknąłem fabryki i zwinąłem interes. -powiedział Tony podchodząc z powrotem do reszty. 

-A widzisz. Podjąłeś taką decyzję. Podpisując ten papier zrzekniesz się prawa do decyzji. A jeśli wyślą nas gdzieś gdzie nie będziemy chcieli być? Albo gdzieś będziemy potrzebni a oni nam zabronią. Nie jesteśmy idealni ale i tak jesteśmy najlepszą opcją. -oznajmił Steve nie poddając się. 

Crystal bała się właśnie tego. Muszą przecież podjąć jednogłośną decyzję. Jak mają to zrobić jeśli wszyscy się podzielili. 

-Jeśli nie zgodzimy się na to teraz, za jakiś czas i tak nam to zrobią. Bez pytania i skończy się zabawa. -dodał Tony. 

-Mówisz że wezmą się za mnie? -spytała Wanda siedząc ciągle obok Vision'a. 

-Obronilibyśmy Cię. -odpowiedział zwracając się do Wandy Vision. 

-Może Tony ma rację. -przerwała wszystkim Natasha.- Jeśli masz jedną rękę na kierownicy wciąż możesz kierować. A jak ją zdejmiesz...

-A to nie ty mi kiedyś powiedziałaś że wszystkie żady świata mogą cię cmoknąć gdzieś? -przerwał jej Sam. 

-Próbuję ocenić sytuację. Parę razy ulicznie daliśmy ciała. Musimy odzyskać ich zaufanie. 

-Ludzie, uwaga, przepraszam, coś mi się przesłyszało. Czy ty mi właśnie przyznałaś rację?-spytał Tony nie wierząc że Romanoff przyznała mu rację.  

-Bo Chyba się rozmyślę. 

-Nie, nie mam świadków. -dodał zadowolony Stark. 

-Crystal? -usłyszała swoje imię wymawiane przez Rogersa. -Po której jesteś stronie? 

-Obu. -zaczęła Crystal. Poprawiła szybko włosy i kontynuowała widząc zdziwione miny Steve'a i Tonego. - Normalnie nie powinnam się wypowiadać, ale a sprawa jest zbyt ważna żebym się nie odezwała. Po części wszyscy mają rację. 117 krajów to dużo, ale ... dać im palec będą chcieli całą rękę... 

-Przesłyszałem się? -spytał Rogers patrząc zdziwiony na dziewczynę. -Jesteś po mojej stronie? 

-Jeszcze nie skończyłam. -dodała widząc minę ojca. nikt nie spodziewał się że Crystal stanie po stronie przeciwnej do ojca. -Mamy swój honor. Podpisanie tego świadczyłoby o tym że chcemy się po części poddać... 

-Crys... -Tony chciał jej przerwać ale ta go powstrzymała. 

-Ale jest jedna rzecz która mnie przekonała co do mojego zdania. Jeśli damy im swobodę rządzenia nad Avengers poddamy się, ale jeśli to ustabilizujemy i będziemy powstrzymywać ich przed tym to wygramy. Nie możemy przejść obojętnie obok czegoś co chce podpisać aż 117 krajów. Musimy to podpisać. Powinniśmy to zrobić. Dla wszystkich ofiar które przez nas zginęły. -zakończyła przyglądając się wszystkim po kolei.Niektórzy nie byli zadowoleni tym co właśnie dziewczyna powiedziała.- Steve rozumiem że według ciebie podpisanie tego będzie głupie, ale pomyśl chociaż o ofiarach. straciły przez nas życie. Tak jak Pietro. Poświęcił się dla mnie, i nie zamierzam teraz siedzieć i nic dla niego nie zrobić. Zasługuje na to tak jak każda inna ofiara. -zakończyła dziewczyna zdając sobie sprawę że powiedziała ojcu co stało się w Sokovii. Może w końcu wypisze ją od tego psychologa.  Nie żałuje że to powiedziała. Wręcz przeciwnie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top