20
Tak jak Crystal myślała Stevena Rogersa znaleźli dopiero po dwóch godzinach. Poturbowany i nieprzytomny leżał na brzegu rzeki. Od razu zawieziono go do pobliskiego szpitala, gdzie miał zostać jeszcze przez długi czas.
Sam oraz Crystal pojechali tam z nim. Sam żeby mieć oko na dziewczynę, która również potrzebowała paru badań, oraz żeby zostać ze swoim przyjacielem Rogersem.
Na miejscu Stark dostała kroplówkę żeby szybciej dojść do siebie. Nie obyło się bez paru zastrzyków i tabletek, czy bandaży i gazików.
Lekarze w szpitalu chcieli również ją zostawić na obserwację ale ona się na to nie zgodziła, i twierdziła że już wszystko jest ok i zdecydowanie lepiej się już czuje.
Oni na szczęście jej uwierzyli, ale pielęgniarki ciągle krzątały się obok niej sprawdzając czy dalej jest tak ok jak wcześniej twierdziła.
Kolejne godziny mijały a ona nie wiedziała co ze sobą zrobić. Siedziała z Samem i Steve'm w jego szpitalnym pokoju. Nadal był nieprzytomny ale na szczęście żył. Ciągle był przypięty do paru maszyn których zastosowań dziewczyna nie znała. Sam włączył jakąś muzykę żeby umilić czas, ale ona jakoś nie czuła poprawy humoru.
Kiedy poszła się przejść, na dole przy głównym wejściu kupiła kartkę z napisem: "Powrotu do zdrowia!" Pożyczyła od jakiejś kobiety długopis i pod gotowymi już życzeniami w środku podpisała ją swoim i ojca imieniem. Dopisała jeszcze tylko:
I dorysowała parę kwiatków czy baloników na pocieszenie. Ruszyła z powrotem do góry, schodami myśląc o wszystkim i o niczym.
Będąc już znów z Samem i Steve'm, usiadła na swoim jak zwykle miejscu którym było krzesełko przy łóżku z prawej strony Rogersa. Kartkę położyła na stoliku Kapitana, żeby mógł ją zobaczyć jak tylko wróci do zdrowia.
Siedzieli w ciszy kolejne minuty. Po jakimś czasie Crystal odezwała się szybko w stronę Wilsona.
-Mogę pożyczyć twój telefon?
-Tak, jasne. Bierz. -odpowiedział nie odwracając wzroku od gazety którą właśnie czytał. Dziewczyna złapała komórkę Sama, i wybiegła z pomieszczenia wybierając ważny dla niej numer. Wcisnęła zieloną słuchawkę i czekała aż on odbierze.
Dopiero po trzecim sygnale ktoś odebrał urządzenie.
-Halo? -zapytał męski głos.
-Halo? Tata? -spytała oczekując odpowiedzi bo nie była pewna że to był Tony.
-Crystal? Rany Boskie, Crys, córciu gdzie jesteś? -zapytał on przejętym głosem. Bardzo się martwił o swoją córkę.
-Tato? -zaczęła. -Przyjedź po mnie, proszę. Chcę już do domu. -dodała prawie że płaczliwym głosem. W jej oczach zebrały się łzy ale żadna nie wypłynęła.
-Kochanie gdzie jesteś? -odezwał się jeszcze bardziej przejętym głosem kiedy usłyszał swoją pawie rozpłakaną Crystal.
-Główny szpital od urazów ciężkich w Waszyngtonie. -odpowiedziała szybko starając się nie rozpłakać. To była tylko zwykła rozmowa ale kiedy słyszała znów ojca miała ochotę pęknąć płaczem.
-Coś ci się stało Crys?! -prawie krzyknął słysząc gdzie się znajduje.
-Fizycznie nie. Psychicznie tak. -odparła, po czym szybko dodała.- Piętro czwarte skrzydło wschodnie. Powinieneś tu Być.
-Już jadę do Ciebie córciu. -odparł i rozłączył się.
Po policzku dziewczyny poleciała jedna łza ale szybko ją starła się się opanowała.
-To tylko rozmowa , nie ma co się mazać. -powiedziała cicho do ciebie, tak żeby nikt jej nie słyszał. Weszła z powrotem do pomieszczenia Stevena, i znów usiadła na swoim miejscu.
-Jak tam? -zapytał sam odkładając swoją gazetę na bok.
-W porządku. -odparła oddając mu komórkę.
-Nie widzę żeby było w porządku. -powiedział. -Mów co się dzieje.
-Nic, nic po prostu jestem wykończona... -mówiła zwieszając głowę. -Nie należę do tych normalnych.
-Steve mi wspominał.
-Jezu ten to by tylko plotkował. -uśmiechnęła się lekko, ale Sam nie zwrócił na to uwagi.
-Opowiedz jeśli chcesz. -powiedział miłym i spokojnym głosem patrząc jej w twarz.
-A jeśli nie chcę?
-To i tak opowiedz. Wysłucham. -dodał namawiając ją. Miała ochotę komuś się wygadać, i akurat miała na to szansę.
-Ciągłe głosy w mojej głowie doprowadzając mnie do szału. Czasami myślę godzinami tylko o tym jak mam się ich pozbyć! Nie wiem co robić, i wierz że lekarz w tej sprawie nie pomoże. To sprawy "pozaziemskie". Tylko w ten sposób mogę to określić. -zakończyła swoją krótką wymowę.
-Głosy w głowie? -zapytał powtarzając jej zdanie.
-Tak, ale to nie schizofrenia. -powiedziała.
Sam już się nie odezwał, jedynie udawał że zastanawia się nad odpowiedzią na jej zdanie. Kolejne minuty mijały powolnie, a ona czekała.
Czekała na Tonego, który już Powinien tu Być.
Powinien tu Być.
Ale go nie ma.
Zaczęła się zamartwiać o to że coś mogło by się stać. Teraz była przewrażliwiona jeśli chodzi o takie sytuacje. Normalnie już pewnie by już tutaj był, z nią. Ale niestety musiała jeszcze czekać.
Po jakiś piętnastu minutach usłyszała że na korytarzu zrobił się trochę za duży szum i zamieszanie jak na taki spokojny szpital. Wyszła chcąc sprawdzić co się dzieje. Kiedy tylko zobaczyła co dzieje się na korytarzu, od razu się uśmiechnęła szeroko.
Tony kłócił się o coś głośno z pielęgniarką. On widocznie trzymała przy swoim bo Stark robił się coraz bardziej zdenerwowany.
-Tato! -krzyknęła głośno tak żeby mógł ją usłyszeć.
On odwrócił się w stronę skąd pochodził dziewczęcy głos, i również się uśmiechnął ukazując swoje nieskazitelnie białe zęby.
-Crys. -odpowiedział już łapiąc ją w silne ramiona. -Tak się martwiłem.
-A ja tak bardzo tęskniłam. -odpowiedziała już płacząc jak dziecko. Ściskana przez Tonego poczuła się w końcu bezpiecznie. Przez tak długi czas nie była bezpieczna że już zapomniała jak to jest. -Tak bardzo Cię kocham.
-Córciu ja Ciebie też. Przepraszam że mnie nie było kiedy mnie potrzebowałaś. -mówił załamującym się głosem.
-Nic nie szkodzi. Ważne że teraz jesteś. -dodała ocierając szybko łzy z policzków.
-Nic się nie zmieniłaś. -zaśmiał się Tony.
-No prawie. -uśmiechnęła się.
-To co? Wracamy do domu? -zapytał Tony uśmiechając się.
-Oczywiście. Tam gdzie powinniśmy być.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top