16
Crystal wraz z ojcem siedzieli w helikopterze lecąc na środek jednego z oceanów. Tony opowiedział wszystko co się stało, że dostał informację od Berlińskiej policji o ciele lekarza znalezionym w hotelu, w pokoju nr 201.
-Wkrótce po schwytaniu Barnesa ten człowiek prawdziwy psychiatra, spotkał się w tym podrabianym. -powiedziała Friday kiedy omawiali całą sytuację. Chcieli szybko znaleźć w tym wszystkim prawdę.
-Sprawdziłaś kim jest ten podrabiany? -zapytał Tony szybko.
-Masz mnie za blondynkę? -spytała sztuczna inteligencja.
-To nie byłoby najgorsze rozwiązanie. -powiedział wywracając oczami.
-Chyba jednak myślisz o kimś innym. -dodała o Crystal od razu wiedziała że chodzi o Pepper z którą Tony jest aktualnie trochę pokłócony.
-Eh, może.
-Pod psychiatrę podszywa się człowiek o nazwisku Zemo. Wywiad z Sokovii. Był dowódcą Echo skorpion. -kontynuowała Friday szybko pokazując zdjęcia mężczyzny w całym wyposażeniu żołnierza.
-A gdzie prawdziwy psychiatra? -spytała tym razem Crystal.
-W wannie pokoju hotelowego w Berlinie. -pokazała zdjęcie ciała leżącego w wannie.- Oprócz niego policja znalazła perukę i maskę upodabniającą się do Jamesa Barnesa. -tym razem na monitorze pojawiło się zdjęcie sprawcy wybuchu w Wakandzie i obok Bucky'ego. Crystal spojrzała na ojca. Już wszystko wiedzieli.
-A żeby to szlag. -skomentował wszystko Tony. -Powiadom Rossa.
-Tak szefie. -odpowiedziała Friday szybko. Droga minęła w ciszy, ale już po dosłownie chwili i tak znajdowali się już na miejscu. Za szybą mocno padało a nieba praktycznie nie było widać przez chmury i mocny deszcz.
-Tu wieża kontrolna więzienia roaus. Może pan lądować panie Stark. -odezwał się już po chwili jeden z pracowników więzienia.
Kiedy tylko wieża kontrolna pozwoliła lądować Crystal spojrzała przez okno za którym zaczęła Wyłaniać się ogromna budowla. Więzienie znajdowało się pod wodą i kiedy tylko trzeba było się tam dostać musiało się wyłonić na powierzchnię. Stark mało widziała przez deszcz i ciemne chmury, ale już po chwili zobaczyła że ich helikopter już wylądował na przeznaczonym do tego miejscu. Kiedy po paru minutach Crystal i Tony wysiedli z helikoptera już będąc w środku budynku, od razu powitał ich sekretarz Ross. Nie wydawał się być szczęśliwy.
-Czy ty zawsze musisz pojawiać się ze swoim dziewczęcym klonem? -zapytał odzywając się pierwszy.
-Pana też miło widzieć panie Ross.- odparła dziewczyna nawet na niego nie spoglądając. W ten sposób nie pokazała do niego szacunku, co pewnie go zdenerwowało.
-I jak pliki doszły? Przestawcie satelity, to zaczniemy namierzać tego pseudo doktora.
-Naprawdę sądzisz że dalej cię będę słuchać po tej wtopie na lotnisku? Ciesz się że tutaj nie siedzisz. -powiedział zły w stronę Tonego, po czym nic nie mówiąc ruszył w stronę jakiś drzwi. Crys i jej ojciec poszli za nim doskonale wiedząc gdzie ich prowadzi. Weszli przez metalowe drzwi do pomieszczenia w którym siedziało mnóstwo żołnierzy przy komputerach. Wyglądało to na bazę w której wszystko co ważne się odbywało.
Tony i Crystal przeszli jeszcze przez dobre trzy pary metalowych drzwi, kiedy w końcu ostatnie wejście otworzyło się przed nimi i w końcu trafili do miejsca docelowego.
Dość duże, okrągłe pomieszczenie w którym znajdowało się parę dobrze strzeżonych cel. W każdej znajdowała się jedna osoba, i najgorsze było to że wszystkie te osoby Crystal znała. Kiedy weszła do pomieszczenie z ojcem od razu zrobiło jej się smutniej niż zwykle a nawet miała ochotę płakać. Nie była przyzwyczajona do takiego widoku. Po chwili jednak opamiętała się, przypominając sobie że sami sobie na to zasłużyli, i to przecież nie była jej wina. Tony wszedł na środek pomieszczenia oglądając się dookoła. Crystal stanęła przy wyjściu które już po chwili się zamknęła za nią. Oparła się o ścianę i patrzyła na dalszy ciąg wydarzeń.
Pierwszy odezwał się Clint, zaczynając klaskać.
-Proszę państwa oto i on jasnowidz i medium! -mówił dalej klaszcząc. -On zna przyszłość. Powie wam co dobre. Czy tego chcecie czy nie.
-Zejdź ze mnie Barton. -oznajmił Tony podchodząc do jego celi.- Skąd miałem wiedzieć że tu cię wsadzą.
-Ale że gdzieś nas wsadzą to doskonale wiedziałeś. -odpowiedział oburzony Clint. Crystal dalej stała przy wejściu i słuchała oburzona całej rozmowy. Sam doskonale wiedział że łamie prawo.
-Tak zgadza się. Ale nie do super ciężkiej pływającej ciupy. To miejsce dla psycholi, nie wiem dla jakiś...
-Przestępców? -przerwał Tonemu Barton.- Tak Tony przestępców. Tak to się fachowo nazywa. Nie? A dawniej tak na mnie nie mówili. Ani Sama czy Wandę.
-Złamaliście prawo. -trzymał się swojego zdania Stark.
-Jasne.
-Nikt Ci nie kazał. Czytałeś protokół, tak czy nie? Dobra jesteś już dorosły masz żonę i dzieci. Mogłeś o nich pomyśleć stając po złej stronie barykady. -mówił dalej Tony co chyba załatwiło Clinta. Wspomnienie o rodzinie samotnej w domku na odludziu to chyba nie dobre myśli dla zamkniętego w więzieniu mężczyzny.
-Patrzcie temu facetowi na ręce. -powiedział o wiele bardziej zły. Podszedł do kart za którymi siedział i walnął w nie mocno.- W którejś może mieć nóż.
Tony nie odpowiadając na ten typ agresji, odszedł od celi Clinta i ruszył dalej. Właśnie minął celę Langa który odezwał się od razu.
-Hank zawsze mi powtarzał że nie wolno ufać Starkom.
-A ty to kto? -zapytał Tony zdając sobie sprawę że naprawdę go nie zna. Crystal za to go kojarzyła głównie z roli Ant-Mana.
Tony mijając Langa podszedł do celi Sama gdzie się zatrzymał.
-Jak Rhodey? -spytał pierwszy Sam. Miał podbite oko podobnie jak Tony, ale Wilson jednak miał większego siniaka w porównaniu ze Starkiem.
-Leży już w szpitalu w Nowym Jorku. -odpowiedział spokojnie Tony- Więc, trzymaj kciuki. Trzeba ci czegoś? Dobrze karmią?
-Teraz jesteś dobra glina? -zapytał Sam będąc dość opanowanym.
-Teraz chce tylko wiedzieć gdzie dokładnie jest Steve. -powiedział Stark podchodząc bliżej krat do celi.
-Ale panie władzo ja nic nie wiem. -zaczął udawać głupkowato Sam.-A w ogóle to nie znam żadnego Steve'a, i chcę zadzwonić do adwokata.
Tony po chwili zaczął mącić coś przy swoim telefonie.
-Oj, chwilowo wysiadł dźwięk w monitoringu. -oznajmił.- Za jakieś pół minuty kapną się że to nie awaria sprzętu. Popatrz teraz. -pokazał mężczyźnie zdjęcie ciała które znaleziono w wannie w Berlinie.- To on. Miał w Berlinie przesłuchiwać Barnesa. Niestety popełniłem błąd. Sam, nie miałem racji.
-To coś nowego. -przerwał mu szybko Falcon.
-Kapitan zerwał się ze smyczy, ale każda pomoc na pewno mu się przyda. Nie znamy się za dobrze, nie musisz...
-Nie, spoko. -znów przerwał Tonemu Sam.- Zdradzę ci to jeśli polecisz do niego solo i jako przyjaciel.
-Wiadomo. -odpowiedział od razu Tony lekko prawie niewidocznie się uśmiechając.
Kiedy Sam szybko wszystko mu wytłumaczył Tony podziękował i z powrotem włączył dźwięk na monitoringu. Kiedy chciał już wyjść zabierając ze sobą Crystal ona zatrzymała ojca przed wyjściem.
-Dogonię cię.- oznajmiła tylko po czym Tony kiwnął głową i wyszedł zostawiając ją samą z przestępcami.
Crystal doszła do Clinta Bartona, i spojrzała na niego przez kraty celi.
-Zadzwoniłam już do Laury i dzieciaków. -oznajmiła pierwsza patrząc na mężczyznę.
-I co powiedziałaś? Że siedzę tutaj przez twojego ojca? -zapytał dość zły.
-Nie. Powiedziałam że wszystko z tobą w porządku i żeby się nie martwili. -odpowiedziała Crystal. -Nie powiedziałam im że tutaj siedzisz, i chciałam ci przypomnieć że to nie przez Tonego tu siedzisz. To tylko i tylko twoja wina. Nie obwiniaj nie winnych.
-Od kiedy Tony jest niewinny?
-Od kiedy starał się was uratować. Myślisz że chciał was tak tutaj zostawić? Starał się jak mógł ale niestety złamaliście prawo, co obalało wszystkie jego argumenty. -powiedziała Crystal spokojnym głosem.
Clint długi czas nie odpowiadał, więc Crystal podeszła do kolejnej celi do Scotta Langa. Oczywiście Tony go nie znał ale Crystal chciała chociaż trochę poprawić mu humor.
-My się chyba nie znamy. Jestem Crystal, ale może być też Crys. -uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę.
-Nie ufam Starkom.-odparł szybko.
-To nie ufaj, ale jakbyś czegoś potrzebował to tylko mów. Wszystko załatwię. Z kablówką może być trochę trudniej ale nawet o to się postaram.
-Zastanowię się. -odparł udając nie wzruszonego. Widocznie pewnie czegoś chciał.
Crystal podeszła również szybko do Sama, który siedział na swoim łóżku dość pogrążony myślami.
-Nie martw się o Steve'a. Tata wszystko załatwi. Postaram się o to. -powiedziała.
-Dzięki Crys. -odpowiedział w jej stronę. -Dlaczego jednocześnie jesteś tak podobna do Tonego i tak inna? -spytał delikatnie się śmiejąc. -Nie rozumiem tego.
-Też nie. Ale podobno wcale nie wdałam się w matkę. No oprócz płci. -zaśmiała się.
-Czy ona na co dzień też jest taka przesłodzona? -zapytał z sąsiedniej celi Lang.
-Niestety tak! -odparł cicho się śmiejąc Sam. -Ale walczyć z nią byś nie chciał!
Crystal uśmiechnęła się.
-Ale wiem że gdyby nie twój były chłopak pewnie byś nie podpisała protokołu. Nawet mimo wyboru ojca. -powiedział w pewnym momencie Sam.
-Nie wiem. -odpowiedziała starając się nie myśleć o Pietro.- Bynajmniej wiele osób zginęło, i to mi przeszkadza najbardziej. -dodała. -Śmierć mi przeszkadza.
-Przypomnij mi ile ty masz lat? -zapytał zdziwiony Scott, starając się choć trochę spojrzeć przez metalowe kraty.
-Już niedługo 17. -odparła.
-Nawet ja nie mam takich dorosłych tekstów. -powiedział po czym odetchnął jakby się tym przejmował. Crystal się uśmiechnęła.
-Niestety nie mogę was wyciągnąć. Jakbym mogła to bym to zrobiła, ale niestety..
-Wiemy. Złamaliśmy prawo. Nie twoja wina. -przerwał jej Sam. -Przynajmniej się o nas troszczysz, mimo takiego wieku.
-Nie chodzi o wiek, bo wiek to tylko liczba. Chcę wam pomóc bo jesteście moimi przyjaciółmi. Clint przez długi czas się mną opiekował, a ty Sam ze mną walczyłeś z Zimowym Żołnierzem z Waszyngtonie. Scott ciebie praktycznie nie znam ale wydajesz się być miły. -uśmiechnęła się ciepło w jego stronę. -Serio jestem zbyt słodka. -dodała po chwili.
-Przynajmniej nas wspierasz. -odpowiedział znów Sam.
-No mogłabym tak jeszcze rozmawiać przez długi czas, ale nie mogę. -powiedziała po czym ruszyła do drzwi. Kiedy już miała wychodzić uslyszała za sobą jeszcze głoś Bartona.
-Przepraszam Crys. Za numer ze strzałą. Po prostu musiałem...
-Się mnie pozbyć bo zależało ci na pomocy Rogersowi. Rozumiem. Nie gniewam się. -jej kąciki ust delikatnie podniosły się do góry po czym wyszła z pomieszczenia a drzwi za nią się zamknęły z głośnym hukiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top