14
Crystal zakrwawiona na twarzy wróciła samotnie do domu.
Chłopaki wypuścili ją dopiero kiedy Aaronowi znudziło się uderzanie w nią jak w worek treningowy.
Co się z nią stało?
Kiedyś potrafiła pokonać Zimowego Żołnierza. Teraz nie mogła sobie dać rady z dwoma głupimi chłopakami w jej wieku.
Szła ulicą gdzie nie chodziło wcale dużo ludzi. Kiedy jednak ktoś przechodził od razu zakrywała się rekami co może dziwnie wyglądało ale przynajmniej lepiej niż poobijana dziewczyna. Idąc drogą w pewnym momencie pod jednym z budynków mieszkalnych zobaczyła porzucony bukiet róż w folii. "Ciekawe jaka jest jego historia." Pomyślała omijając go.
Wchodząc do mieszkania miała nadzieję że nie spotka nikogo na swojej drodze jak ostatnio. Szybko wyruszyła do swojego pokoju nie zasłaniając swojej twarzy. W pokoju szybko zmieniła zakrwawioną koszulkę i rzuciła swój plecak na ziemię.
Szybkim krokiem ruszyła do łazienki. Weszła do pomieszczenia i za sobą zamknęła drzwi na klucz. Podeszła do umywalki i spojrzała w lustro. Znów to samo.
To nie była Crystal tylko jakaś inna podobna do niej dziewczyna. Miała krew na twarzy i czarną grzywkę na czole. Oczy nie miały w sobie tego blasku co zwykle a włosy kleiły jej się do twarzy. Worki pod oczami dawały o sobie znać.
Szybko zmyła z siebie całą krew i znów spojrzała na lustro.
Nic się nie zmieniło. To nie była prawdziwa ona.
Crystal krzyknęła głośno do siebie ze złości. Co ona ze sobą zrobiła. Złożyła rękę w pięść i uderzyła nią o lustro na przeciwko.
Na lustrze pojawiło się rozgałęzienie pęknięć, a już po chwili pękło na miliony kawałeczków raniąc jej rękę. Crys syknęła z bólu.
Kawałki lustra posypały się po umywalce i podłodze.
Dziewczyna ominęła szkło na ziemi i podeszła do prysznica gdzie obmyła swoją dłoń.
Wyszła z łazienki zostawiając wszystko tak jak było. Potłuczone szkło nadal leżało na ziemi ale nie przejęła się tym bardzo z tego powodu że i tak jutro mieli wyjeżdżać.
Wróciła do pokoju i krzyknęła niezbyt głośno.
-Vision! Nie rób tak więcej. -powiedziała zwracając się do mężczyzny siedzącego u niej na łóżku. Weszła do pomieszczenia i złapała za swój telefon który leżał obok Visiona oraz jej plecaka.
-Miałaś wrócić jakąś godzinę temu. -oznajmił spokojnie.
-Miałam lekcje dodatkowe. -oznajmiła szybko. -A czemu pytasz?
-Bo na twojej koszulce jest krew. -odpowiedział od razu pokazując zakrwawiony materiał który dziewczyna jeszcze niedawno z siebie zdjęła.
-Nie muszę ci się tłumaczyć. -powiedziała tym razem ona spokojnie szybko zabierając bluzkę i rzucając ją do kosza.
-Masz kłopoty. -dodał patrząc na dziewczynę w skupieniu.
-Czemu tak sądzisz? -zapytała sprawdzając szybko swój telefon.
-Bo już drugi raz w tym tygodniu przychodzić do domu pobita. - powiedział spokojnie Vision.
-Nie twoja sprawa. -dodała. -Nie jesteś moim ojcem żeby wszystko wiedzieć.
-Ale jestem twoim przyjacielem Crystal, a według mnie to nie duża różnica.
-Przykro mi ale muszę lecieć. -powiedziała dziewczyna zabierając po drodze swoją kurkę jeansową. Uśmiechnęła się sztucznie i wyszła z pokoju kierując się niechętnie do wyjścia. Tylko tak mogła pozbyć się Visiona, inaczej nie dał by jej spokoju.
Stając przed wejściem do Stark Tower obejrzała się dookoła. Nie miała ochoty nigdzie iść. Jednak w pewnym momencie ruszyła chodnikiem w stronę parku.
Szła ulicą ciągle się rozglądając dookoła siebie.
Obiecała sobie że kiedy tylko minie godzina wróci do domu.
Chciała jakoś zacząć znów funkcjonować. Tak jak jeszcze miesiąc temu. Chciała żeby wszystko wróciło do normy. Chciała żeby Steve, Natasha, Bruce, Thor i Clint wrócili. chciała zapomnieć o wszystkich złych rzeczach które ją spotkały.
Chciała być znów tą samą dziewczyną która jest miła, mądra i uwielbia tworzyć, nie tylko broń czy inne narzędzia ale również sztukę.
Nie chce ciągle myśleć o tym że przez nią umierały osoby. Ciągle się o to obwiniała o śmierć Simona mimo że to nie ona pociągnęła za spust.
Teraz na pewno ktoś umiera i w czyiś ramionach wylewa łzy.
Przecież nie tak miało być.
Miała chodzić do szkoły, uczyć się i być szczęśliwa tu gdzie jest. A nie płakać, nie spać i bać się wychodzić na zewnątrz.
Crystal zmierzając do parku stanęła na chwilę przy witrynie jednego ze sklepów z używanymi rzeczami. Zapatrzyła się na sukienkę na wystawie.
Czarna sukienka z koła z dekoltem w serce. Sięgałaby idealnie do kolana, a jej naszyjnik idealnie by do niej pasował.
Weszła do środka sklepu i podeszła do starszej kobiety siedzącej przy kasie. Miała na sobie kocie okulary, i czytała jakąś bardzo grubą książkę. Jej włosy były bardzo krótkie a sama kobieta miała około 60 lat.
-Dzień Dobry. -odezwała się kobieta kiedy Crystal stanęła patrząc na tył sukienki. Nie miała pleców. Idealnie by się komponowała z jej nowymi płaskim butami. Nie mogłaby założyć obcasów bo byłaby wtedy wyższa od Petera.
-Dzień dobry. -odparła szybko. -Czy mogłabym ją przymierzyć? -zapytała wskazując na sukienkę.
-Od razu widać że będzie pasować słodziutka. -odparła starsza pani z uśmiechem. - Zaraz ją zdejmę i przymierzysz. Pewnie idziesz na bal szkolny. Wiele dziewczyna teraz chodzi po sklepach i szuka kreacji. -dodała wstając z krzesła i odkładając książkę.
Podeszła do manekina i ściągnęła z niego szybko sukienkę i podała ją Crystal.
Dziewczyna uśmiechnęła się w podziękowaniu i ruszyła do przymierzalni. Tam zdjęła swoje ubranie, i założyła na siebie czarną sukienkę.
Spojrzała na siebie do dużego lustra stojącego przed nią.
Jej włosy idealnie się komponowały z kreacją. Crystal wyobraziła sobie że na szyi na swój naszyjnik który błyszczałby się za każdym muśnięciem światła.
Uśmiechnęła się na swój widok.
Pierwszy raz od wielu dni.
-Kochanieńka pokaż mi się! -odezwała się starsza kobieta poza jej przymierzalnią. Crystal poprawiła szybko grzywkę i wyszła ukazując się w kreacji kobiecie. Ona tylko uśmiechnęła się do dziewczyny i podeszła ją przytulić.
-Ona jest dla ciebie stworzona. Rodzice będą dumni widząc swoją córkę w tak pięknej okazałości.
-Tak, na pewno będą. -odparła Crystal uśmiechając się delikatnie.
Dziewczyna weszła z powrotem do przymierzalni. Zdjęła kreację i założyła poprzednie ubranie. Wyszła z sukienką w dłoniach i zapłaciła miłej kobiecie. Podziękowała po czym wyszła ze sklepu już kierując się do domu.
W trakcie drogi jej telefon zaczął wibrować oznajmiając że ktoś do niej dzwoni. Wyjęła telefon i odebrała.
-Cześć słońce. -odezwał się głos w telefonie.
-Hej tato. -odparła idąc dalej chodnikiem.
-Martwię się. Wróć do domu to pogadamy.
-Ale czym się martwisz tato? Przecież wiesz że wszystko jest dobrze.
-Vision nie umie trzymać języka za zębami. Za ile będziesz? -spytał a w jego głosie naprawdę można było usłyszeć zmartwienie.
-Za parę minut. Już wracam... -powiedziała i rozłączyła się.
Kiedy już miała schować telefon do kieszeni zobaczyła że ma jedną nieprzeczytaną wiadomość. Szybko sprawdziła ją.
Evie: Masz jeszcze 24 godziny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top