19
Crystal biegła korytarzem po śladach butów. Jej włosy kleiły jej się do czoła ale nie zwracała na to uwagi. Ciasne i długie pomieszczenie nie dawało jej spokoju już przez dłuższy czas. Pajęczyny, kurz, szczury i ogromne pająki mijały ją po drodze. gdzie nie gdzie na ziemi również leżały jakieś stare papiery które szybko przeglądała. Niestety na nic ciekawego nie trafiła a do tego ciężko jej było czytać w takich warunkach bez światła w ciemnościach. Po dobrych trzech kilometrach biegu po ciemnych i zakurzonych korytarzach starej bazy Hydry na Syberii w końcu zauważyła wyjście. Ślady prowadziły tam więc była uratowana inaczej by się nie wydostała bo nie znała tego miejsca a telefon już zgubiła. Jak zwykle, można to było przewidzieć już wcześniej. W ogóle mogła go ze sobą nie zabierać, wtedy byłby cały. Kiedy znalazła się już w wyjściu zmrużyła oczy ponieważ biały śnieg był odmianą od razu po ciemnych korytarzach pełnych robactwa i nie tylko. Kiedy jej oczy już przyzwyczaiły się do jasnego miejsca, obejrzała się dookoła. Niedaleko na jednym z większych kamieni siedział doktor Zemo. Miał telefon przy uchu, albo z kimś rozmawiał albo wysłuchiwał poczty głosowej. Crys ruszyła powolnym krokiem w jego stronę starając się nie wydawać żadnego dźwięku. Jednak śnieg pod jej butami dawał o sobie się we znaki. Poprawiła szybko mokre włosy i ruszyła dalej. Mężczyzna odwrócił głowę w jej stronę i zaczął rozmowę.
-Wiedziałem że tu jesteś. Słyszałem jak biegłaś. -powiedział powoli po czym usiadł z powrotem tak jak siedział wcześniej.
-Tylko o to Ci chodziło? -zapytała dziewczyna podchodząc obok niego.- Żeby napuścić tych dwóch na siebie?
-Mój ojciec wyprowadził się na wieś. -zaczął również spokojnie. -Myślałem że tam, nic nam nie grozi. Nasz synek skakał z radości, bo zobaczył jak Iron Man przelatuje nad samochodem. Więc powiedziałem że, spokojnie. Walki toczą się gdzie indziej, tutaj nic nam się nie stanie... -mówił a w oczach miał łzy.- Gdy wiatr rozwiał kurz, a rzeź dobiegła końca zacząłem szukać ciał. Znalazłem ich po dwóch dniach. Mojego ojca nadal trzymającego moją żonę i synka w objęciach. -Crystal patrzyła na niego smutnym wzrokiem. Łzy napłynęły jej do oczu już po chwili.- A wielcy Avengers? Wrócili do domu. Wiedziałem że nie dam rady ich zabić. Nie tacy jak jak już próbowali. Ale mogłem sprawić by pozabijali się nawzajem. -wydawałoby się że już zakończył ale po chwili dodał.- Współczuję ci śmierci dziadków. Bardzo porządni ludzie. Wychowali mądrego syna a on córkę. -powiedział wpatrując się ciągle w oddalone dalej góry. Crystal naprawdę mu zaczęła współczuć.
-Jak wiesz był do podpisania jeden papierek. Przez to podzieliliśmy się na strony na początku, potem zrobiłeś to ty. -zwróciła się do mężczyzny, siadając powoli obok niego.-Ja z ojcem i paroma innymi osobami postanowiliśmy podpisać. Wszyscy myśleli że ja tego nie zrobię, ale zrobiłam i to nie ze względu na ojca. Powodem były ofiary. -spojrzała na niego, ale on nie odwracał wzroku zza białych i opatulonych śniegiem gór.- Podpisałam to dla twojej rodziny i innych rodzin które kogoś straciły. Nikt nie z tym nie rozumiał. Myśleli, jaka ona jest dziwna że postanawia podpisać coś tak ważnego dla kogoś kto już nie żyje. Ale ty jedyny mnie chyba rozumiesz...
-Dobrze zrobiłaś podejmując taką decyzję. Nikt więcej dzięki tobie nie zginie. -odpowiedział smutnym głosem.
Crystal nie spuszczała z niego wzroku. Widziała że położył telefon na śniegu a teraz w dłoni trzymał pistolet. Doskonale wiedziała co chce zrobić.
-Pragnienie zemsty cię strawiło. A im odebrało rozum. -pomyślała o Kapitanie i Tonym.- Nie pozwolę by zniszczyło i mnie. Rachunki zostaną wyrównane. -oznajmiła spokojnym głosem dalej siedząc obok mężczyzny.
-Powiedź to umarłym. -powiedział po czym przyłożył sobie pistolet do gardła i strzelił. Na szczęście Crystal szybko zareagowała i złapała w ostatniej chwili jego rękę z bronią w ręku przez co strzał trafił gdzieś indziej. Dziewczyna wyrwała broń doktorowi, i przytrzymała go w taki sposób aby nie mógł się ruszyć. Broń wyrzuciła z daleka od niego.
-Nikt więcej dzięki mnie nie zginie. -powiedziała do niego po czym swoim pistoletem strzeliła w jego głowę.
Czerwona ciecz popłynęła po jego nosie a następie ustach a on i jego ciało opadło bezwładnie. Crystal puściła go, i spojrzała na jego smutną i wycieńczoną twarz. Było jej go szkoda, i to bardzo. Stracił całą rodzinę przez Avengers. Współczuła mu.
-Niestety ale jesteś jeszcze coś winien żywym. -powiedziała spokojnym głosem, po czym zaciągnęła Zemo do jej helikoptera.
Kiedy tylko Zemo znalazł się bezpieczny w jej maszynie, dziewczyna szybko ruszyła z powrotem do wejścia. Szybko przebiegła tą samą drogę zjechała windą na dół, ominęła gruz i zabitych innych zimowych żołnierzy i szybko pobiegła w stronę odgłosów walki. Kiedy tylko znalazła się na miejscu doznała ogromnego szoku. Barnes leżał na ziemi nieprzytomny bez swojej metalowej ręki. Kapitan ledwo walczył tak samo jak Tony, ale walczył lepiej tylko dzięki Iron Manowi, którego Rogers nie posiadał.
-To mój przyjaciel. -powiedział Steve pokazując na Bucky'ego.
-Tak jak ja kiedyś. -odpowiedział wściekły Tony po czym znów zadał cios Kapitanowi. Który upadł tak że Crystal sama jęknęła.
-Nie wstawaj dobrze ci radzę. -powiedział znów Tony już celując w Rogersa laserem. On jednak nie posłuchał i wstał powoli mocno się podtrzymując ściany obok.
Rogers wyglądał jak tysiąc nieszczęść. Barnes jeszcze gorzej a twarzy Tonego Crys nie widziała przez maskę którą miał na sobie.
-Mogę tak cały dzień. -powiedział już szykując się do kolejnego ciosu, jednak Crystal nie zdążyła zareagować gdyż Barnes przebudził się i złapał Tonego za nogę, ale Stark od razu obrócił się i go kopnął w twarz. Kapitan w tym czasie złapał Iron Mana i podniósł go do góry rzucając na ziemię. Następnie usiadł na nim okrakiem przytrzymując go aby nie mógł odlecieć. Crystal szybko podeszła do miejsca gdzie na ziemi leżała tarcza i ją złapała.
-Steve! -krzyknął Barnesa ale on i tak nie zdążył zareagować gdzieś Crystal zamachnęła się i walnęła Kapitana jego własną tarczą tak mocno że zdołał się przewrócić do tyłu. Tony nie zdołał się podnieść, był zbyt wyczerpany. Barnes pociągnął dziewczynę za nogę a ona odwdzięczyła się mocnym kopniakiem w brzuch. Rogers zdążył w tym czasie wstać i zrobić to samo z Stark co ona przed chwilą z nim. Steve zamachnął się swoją tarczą i uderzył nią Crystal mocno że ona straciła na chwilę przytomność.
Kiedy przebudziła się zdała sobie sprawę że nie minęło dużo czasu bo Barnesa i Tony znajdowali się ciągle w tym samym miejscu. Steve za to siedział na Starku zadając mu mnóstwo uderzeń. Crystal nie miała siły żeby wstać, starała się to zrobił ale jej noga z przepaską odmawiała posłuszeństwa. Rogers rozwalił swoimi ciosami maskę Iron Mana. Tony wyglądał tak fatalnie że jego własna córka zacisnęła powieki chcąc ten widok wymazać z pamięci. Wyglądał strasznie. Steve był wściekły i nie zamierzał odpuścić. Złapał swoją tarczę i uderzył nią jeszcze parę razy po czym wbił ją w reaktor łukowy na piersi Iron Mana. Reaktor przestał świecić, co oznaczało że Tony nie ma już zasilania. Oznaczało to również koniec walki. Rogers ledwo oddychał ale po chwili wstał i wyrwał swoją tarczę ze stroju Iron Mana.
Podszedł do już przytomnego Barnesa bez jednego ramienia i pomógł mu się podnieść. Wziął go pod ramię i pomógł iść.
-A w ogóle to nie twoja tarcza. Nie zasługujesz na nią. Mój ojciec ją zrobił! -powiedział Tony zatrzymując ich w drodze do wyjścia.
Steve w odpowiedzi rzucił tylko tarczę na ziemię i odszedł z kulejącym Barnesem mijając Crystal po drodze. Rogers spojrzał na nią mając w oczach przeprosiny. Ona zignorowała to i spróbowała się podnieść ale znów nie mogła tego zrobić.
Rogersa i Barnesa już po chwili nie było.
Crystal przekręciła się na bok i spróbowała znów stać. Ledwo dała radę się podnieść do pozycji siedzącej. Oparła się plecami o ścianę i odetchnęła głęboko. Tony w strasznym stanie plunął krwią na ziemię. Również nie mógł się zbyt ruszać.
-Wszystko ok? -zapytał Tony.
Crys pokręciła głową na znak nie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top