6: bad habits

Niedopalony papieros oparty o popielniczkę, która była koloru gówna, tak samo zresztą jak jej dzisiejszy nastrój, wciąż się żarzył, a szary dymek uchodził do góry. Siedziała sama i piła, także nie pierwszy raz. Ot zwykły środowy wieczór studentki. Była przekonana, że została wystawiona, lecz szkoda by było marnować alkohol. Dlatego została.

— Co taka ślicznotka robi tutaj sama? — po prawej usłyszała męski głos.

Poprawiając brązowe loki, spływające w dół nagich pleców, dopiero po chwili uzmysłowiła sobie, że pytanie było skierowane do niej. Z delikatnym uśmiechem błąkającym się na ustach odparła:

— To raczej nie jest twój biznes. I czekam na kogoś, więc spływaj — mruknęła poirytowana.

To nie była pierwsza zaczepka dziś. Odkąd przekroczyła próg lokalu już z pięć razy ktoś do niej zagadał. Kompletnie nieznajomi mężczyźni dodatkowo pijani zagadywali w podobnym stylu, co ów blondyn. Z tą różnicą, że on akurat wydawał się być trzeźwy. Kiedy otworzył usta wydawało się jej, że poczuła zapach mięty, co świadczyłoby o tym.
Wyglądał na człowieka zamożnego. Pytanie tylko czy sam zdobył fortunę czy może rodzice wszystko mu sponsorowali. I jakby na zawołanie, brązowe oczy napotkały usta wygięte w cwaniackim uśmieszku. Przez chwilę Lulu wydawało się, że nieznajomy przejżał jej myśli. Lecz przecież to było niemożliwym. A zdradzić mogło ją spojrzenie, którym go mierzyła oraz mina, gdy wyciągnęła na koniec własne wnioski.

— Spokojnie. Ja też jestem umówiony z... — mężczyzna zawahał się, dłużej zatrzymując jasnobłękitne oczy na niewielkim biuście dziewczyny, podkreślonym przez czarną bluzkę z wiązaniem na karku. — ...kimś — dokończył patrząc w brązowe oczy.

Wywracając oczami zgasiła całkiem papierosa, wrzucając go następnie do pozostałych dwóch i pchnęła popielniczkę po drewnianym blacie, byle dalej od siebie.

I w tym momencie, jakby na zawołanie, ciężkie, drewniane drzwi, takie które zwykle widuje się w starych kamienicach w ogóle nie pasujące do wystroju wnętrza, otworzyły się by wpuścić do środka dwoje ludzi.

Zarówno Lulu, jak i nieznajomy poderwali się na równe nogi gdy dojrzeli swoje towarzystwo na które czekali. Oboje wydawali się być szczęśliwi.

— A już myślałam, że...

— Cię wystawiłam? — dokończyła brunetka podchodząc do niej.

Xuan w odpowiedzi tylko skinęła głową, czując się na tyle zawstydzona, że nie mogła wydobyć z siebie głosu. Na policzkach muśniętych różem w brzoskwiniowym odcieniu wykwitły ciemne rumieńce, które były również po części dziełem trunku wypełniającego kieliszek dziewczyny. Szklane naczynie na smukłej, czarnej nóżce wkrótce pojawiło się rownież przed blondynem. W jasnoszarym prochowcu mógł się śmiało ubiegać o rolę młodego Columbo. Jedynie brakowało mu cygara. Szkło wypełniło się krwiście czerwonym płynem, zaserwowane przez mężczyznę, który zjawił się razem z Ziyi. Srebrnowłosy zaledwie kilka minut później szepnął coś na ucho Meng, na co dziewczyna z błyszczącymi oczami skinęła głową zajmując miejsce z lewej strony Lulu. A on sam stanął za barem przy którym siedziała cała trójka.

— To Xiao Zhan, mój szef — szepnęła Zi na ucho młodszej Chinki. — Wspominałam ci o nim, pamiętasz? — dodała widząc zdezorientowaną minę przyjaciółki.

Lulu jedynie skinęła głową w odpowiedzi, bowiem była pewna, że widzi go po raz pierwszy. Srebrne włosy na których tańczyło oświetlenie, bladoróżowe usta i przerażająco czarne oczy. One nie były zwyczajnego koloru. Sprawiały wrażenie, że jeśli raz w nie spojrzałeś to mogłeś zgubić się w nich na zawsze. I brązowowłosa zdawała sobie z tego doskonale sprawę.

Gdy zimne spojrzenie jasnobłękitnych tęczówek przesuwało się po kolejnych ciałach, ledwo muskając twarze, dziewczyny kontynuowały konwersację od czasu do czasu racząc się czerwonym winem.

Starsza kobieta ponownie została zaskoczona przez młodszą, kiedy ta zaprosiła ją do tego miejsca. Pierwszym był jej odważny strój.
Źrenice rozszerzyły się w jeszcze większym szoku, gdy wyszły na świeże powietrze, a studentka wyjęła z kieszeni króciutkich, dżinsowych szortów zapalniczkę oraz paczkę fajek. Przecież przy ich pierwszym spotkaniu wyraźnie zaznaczyła, że nie pali, a tymczasem jej czyny przeczyły słowom. Brunetka czuła się nie tylko oszukana, ale również w pewien sposób dotknięta całą tą sytuacją. Obiecały sobie szczerość i Meng wywiązała się z tego w przeciwieństwie do dziewczyny, która teraz stała obok niej. Choć spotykały się od pewnego czasu, to jednak oficjalnie żadna z nich nie nazwała ich relacji po imieniu. Nie zaczęły również mówić "moja dziewczyna."

Raz po raz zaciągała się trującym dymem, wypełniając nim płuca. Podziwiając nocne niebo, teraz usiane milionem gwiazd, potarła ramię bo właśnie zaczęła odczuwać brak jakiegokolwiek okrycia wierzchniego. Dzisiaj śnieg nie prószył, lecz temperatura i tak była minusowa.

— Powiem wprost, bez zbędnego owijania w bawełnę. Podobasz mi się i z chęcią zobaczyłabym gdzie ta relacja nas zaprowadzi. Co ty na to, by poznać się trochę bliżej?

Meng Ziyi rozchyliła usta pomalowane błyszczykiem, próbując przetrawić słowa wypowiedziane przez drugą kobietę. Czy Lulu właśnie zaproponowała jej, by ich "związek" przeszedł na wyższy poziom i być może zyskał oficjalne miano związku? Jej mózg odrobinę zamglony procentami próbował to ogarnąć. I nieważne z jakiej strony brunetka próbowała to ugryźć, to wciąż dochodziła tylko do jednego wniosku. Ich relacja właśnie awansowała!

Tylko... Nieważne jak bardzo się starała, to wciąż nie mogła zrozumieć dlaczego u dwudziestopięciolatki zaszła tak drastyczna zmiana. W porównaniu do ich pierwszego spotkania to było jak niebo i ziemia.

Właściciel jasnego prochowca wyszedł w ciemną noc, a każda z ulicznych latarni, które mijał gasła. Ani jedna nie zaświeciła się ponownie. A gdy z nieba zaczęły spadać pierwsze płatki śniegu, uznał, że już czas. Czas, by wrócić do początku tortury. Nudziły go owe scenki przepełnione miłością. O wiele bardziej wolał te, kiedy mógł się karmić jej bólem. Więc przyspieszył kroku, nie mogąc doczekać się następnego poranka, bo wtedy mógł zacząć się bawić od nowa. Białe płatki śniegu zdążyły już prawie całkowicie przykryć jego blond czuprynę, gdy do jego myśli wkradł się Zhan, który sam już nie do końca potrafił określić się po jakiej ścieżce aktualnie kroczy...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top