5: tamte dni, tamte noce
Spocone ciała ocierały się o siebie w rytm muzyki bądź pożądania, które w nich płonęło. Ale Xuan wcale to nie przeszkadzało. Patrzyła tylko na ukochaną, nie dostrzegając nic poza nią. Liczyło się tylko tu i teraz. Dawna Lulu uciekłaby jak najdalej stąd.
Zbyt głośna muzyka.
Zbyt dużo alkoholu.
Zbyt wielu obcych ludzi.
To były wystarczające powody do ucieczki.
Tak naprawdę znała tutaj tylko organizatorkę imprezy oraz jeszcze dwie osoby, nie licząc swojej towarzyszki.
A teraz? Zmieniła się. I to wszystko przez Ziyi, choć wcale tego nie planowała. Sama siebie powoli już nie poznawała, ale czy to jest ważne? Bynajmniej. Chciała bez reszty zatracić się w tym nowym świecie, który odkryła za sprawą trzydziestopięciolatki.
Obejmując swoją dziewczynę, jednocześnie spoglądała głęboko w jej ciemne oczy. Dłonie zaplotła na karku, tuż pod luźno związanymi włosami. Wtedy Zi zaczęła muskać szyję brunetki, a czasami zostawiała mokre liźnięcia, które wprawiały ciało młodszej w słodkie drżenie. Przygryzając dolną wargę Lulu zastanawiała się czy ta noc zakończy się tak jak tego chciała...
Przemawiało przez nie pragnienie, pożądanie wraz z alkoholem płynęło w ich żyłach, popychając ku bardziej odważnym działaniom. Dłonie Ziyi zaginęły pod obcisłą bluzką parząc jasną, delikatną skórę. Ona również chciała coś zrobić, lecz nie do końca wiedziała co. Nigdy nie była z kobietą, więc zaczęła się obawiać czy nie zrobi czegoś nie tak.
A co jeśli jej się nie spodoba? - ta myśl nie dawała spokoju Lu, ciągle tłukąc się gdzieś tam z tyłu głowy.
- Za dużo myślisz - wydyszała Meng.
Miała rację. Zbyt dużo myśli. Alkohol. Potrzebowała więcej jeśli chciała się rozluźnić.
A gdy tak się stało chwyciła Zi za dłoń i poprowadziła do pierwszego z pokoi. Na szczęście był pusty. To było nawet zabawne, bo czuła się jak Popey. Z tą różnicą, że on wpierdzielał szpinak i rósł w siłę. Natomiast paliwem Chinki była kolorowa wódka, a supermocą - odwaga. To ją tak rozśmieszyło, że zaczęła chichotać jak wariatka. I tylko starsza dziewczyna nie mogła zrozumieć dlaczego jest jej tak wesoło.
- Walić to - powiedziała Lu zamykając za nimi drzwi.
Popchnęła swoją towarzyszkę na materac, po czym zajęła się swoją garderobą chcąc się pozbyć jej jak najszybciej. Jednak napotkała nieoczekiwane przeszkody. Spocone od tańca ciało niemal stało się jednością z tkaniną. Po chwili siłowania się zdjęła górę oraz dżinsową spódniczkę, pozostając finalnie jedynie w bieliźnie. Wskakując na łóżko zaczęła obsypywać pocałunkami zaskoczoną Meng, jednocześnie dobierając się do rozporka dziewczyny. Długo nie trzeba było przekonywać tej drugiej, by odpuściła. I wszelkie hamulce zniknęły...
Erotyczny taniec nagich ciał, które lśniły mokre od potu, wiły się w pościeli w poszukiwaniu jeszcze większej przyjemności. Dotyk palił i odkrywał nowe ścieżki pożądaniu, które nie dawało się zaspokoić. A ich oczy były jakby głodne upragnionych widoków. Siedziała na biodrach Ziyi, badając palcami delikatnie rysujące się pod skórą żebra kobiety. Jej dłonie były niczym niezaspokojony podróżnik poszukujący nowych, nieodkrytych przez nikogo lądów.
- Do gwiazd - szepnęła, wcale nie mając na myśli lotu w kosmos.
I szybko znalazła się na dole, by kilka minut później płynąć pośród ciał niebieskich próbując przy tym odzyskać jasność umysłu, lecz na próżno.
Mimo, że obie tego chciały to jednak starsza z nich poczuła nagłe wyrzuty sumienia. Czuła się tak, jakby właśnie wykorzystała swoją dziewczynę, co wcale nie było prawdą.
Podpierając się na prawej ręce, oparła policzek na dłoni, w milczeniu podziwiając szeroki uśmiech, który widniał na twarzy Lulu.
- To było... - Xuan szukała w głowie odpowiedniego słowa, lecz bezskutecznie.
- Zajebiste?
- Nie - szybko zaprzeczyła kręcąc głową, po czym doszła do jednego wniosku. - Brak mi słów, które mogłyby opisać to jak się czułam. Ale jedno wiem na pewno - obróciła się w stronę Ziyi i z powagą w brązowych oczach wyznała: - Jesteś całym moim światem i najlepszym co mnie spotkało. Kiedy jestem przy tobie to... Czuję się jakbym odkrywała siebie na nowo. Sprawiasz, że mam ochotę chwycić cię w dłonie niczym motyla i już nigdy nie wypuścić. Kocham cię Meng Ziyi. Nie mam zielonego pojęcia jaki urok na mnie rzuciłaś, ale zakochałam się w tobie bez względu na to czy ci się to podoba czy nie.
- Jezu... Lulu... Ja nie wiem co mam powiedzieć.
- Może, że też cię kocham? A potem zrobimy jeszcze jedną rundkę, hmm? - zażartowała nerwowo się śmiejąc w oczekiwaniu na dalsze słowa.
- Lulu to nie jest takie proste jak ci się wydaje. Owszem czuję coś do ciebie, ale... Nie jestem pewna czy mogę te uczucie już nazwać miłością. Przepraszam.
- Nie przepraszaj. To ja się chyba pośpieszyłam z tym wyznaniem. Ale wiedz, że poczekam na ciebie tyle ile będzie trzeba - a obietnicę przypieczętowała pocałunkiem. - To może zamiast kolejnej rundy, papieroska? - zmieniła temat, chcąc rozluźnić atmosferę i wyciągnęła sobie papierosa częstując również starszą.
- Palisz jak smok. Zdecydowanie powinnaś rzucić to w cholerę lub przynajmniej ograniczyć - narzekała Ziyi.
- Oj tam oj tam. I widzisz? - odpaliła fajkę od razu zaciągając się, po czym wręczyła zapalniczkę kochance. - Nie jesteśmy jeszcze małżeństwem, a ty już zaczynasz zrzędzić - dokończyła, za co oberwała poduszką po głowie.
Ehh... Nie ma nic lepszego niż papieros tuż po i pocałunek tuż przed - zadowolona z siebie uznała, że wszystkie zmiany, których sprawczynią była Zi wyszły jej na dobre.
I gdyby tylko starczyło mi tej odwagi żeby powiedzieć jej, że rzuciłam studia, to byłoby super... - a tak biedna, była już studentka, musiała kombinować jak najlepiej ją poinformować o tym drobnym szczególe.
Tak samo chyba było u Popeye. Jak wysrał szpinak tak już koniec... - pomyślała, ostatni raz wciągając do swych płuc truciznę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top