Rozdział 23
„Śniłam o tobie. Śniłam, że błądzisz gdzieś w mroku, podobnie jak ja. Odnaleźliśmy się."
Stephen King – „Zielona mila"
- Przeprosiłaś pana Rensona? - zapytała Cheryl, gdy tylko tego nieszczęsnego wieczora wróciłam do domu od Alec'a. Rozmowa z ojcem chłopaków i Blase'm kompletnie pozbawiła mnie humoru i naprawdę ostatnie o czym chciałam teraz rozmawiać to znów oni i ich podłe charaktery, których większość nie dostrzegała, albo po prostu nie chciała dostrzec. W ich domu spędziłam jeszcze tak naprawdę pół godziny, żeby pomóc brunetowi w sprzątaniu, a później jak najszybciej się ulotniłam, wymyślając jakąś durną bajeczkę o złym samopoczuciu ciotki Carrie. Alec cały czas uważnie mi się przyglądał, więc byłam pewna, że wcale mi nie uwierzył, ale nie skomentował mojego zachowania w żaden sposób. W tej chwili marzyłam jedynie o gorącej kąpieli, a później o zaszyciu się pod kołdrą z nowym odcinkiem „Dynastii" włączonym na laptopie. Czemu nie mogłam być tak silna jak Fallon? Ona by sobie z tym wszystkim bez problemu poradziła, a ja miałam wrażenie, że problemy mnie po prostu przygniatały i nie dały normalnie oddychać.
- Nie.
- Więc nadal z tobą nie rozmawiam.
- Trudno. - podeszłam do szafki i wyjęłam z niej szklankę, po czym nalałam sobie do połowy wody.
- Zachowałaś się jak gówniarz i jeszcze nie potrafisz się do tego przyznać. Myślałam, że jesteś inna.
- A ja myślałam, że jesteś mądrzejsza. Widocznie obydwie byłyśmy w błędzie. - szepnęłam. - Wypiję jednak na górze. - machnęłam szklanką jakbym wznosiła toast, po czym udałam się na górę do swojego pokoju.
Udawałam, że wszystko był w jak najlepszym porządku, że wcale nie przeszkadzało mi to, że nie rozmawiam z Cheryl, a ciotka Carrie była na mnie zła, ale prawda była taka, że to wszystko zjadało mnie od środka. Może powinnam im powiedzieć dlaczego postąpiłam tak, a nie inaczej, ale chyba nie mogłam aż tak wtrącać się w sprawy Alec'a. Gdyby on tego chciał, już dawno powiedziałby o wszystkim Cher, a jednak to przemilczał i udawał, że wszystko było świetnie. Sądziłam nawet, że się przyjaźnią, ale gdyby tak było, powinien się chyba podzielić z nią swoimi problemami. Alec jednak właśnie taki był. Udawał wesołka i playboya, który cieszył się życiem, a tak naprawdę cierpiał, ale całe to cierpienie zakrywał leniwym uśmiechem i był w tym tak dobry, że każdy dawał się na to nabrać. Nawet ja. Dopiero teraz, gdy zaczęłam spędzać z nim więcej czasu, zdałam sobie sprawę, jaka była prawda i przez co on musiał przechodzić. Coś go zjadało od środka, ale z nikim nie chciał się tym podzielić. Nikt nie mógł długo wytrzymać z takimi emocjami uwięzionymi w ciele i czułam, że ta żółć niedługo go zaleje, niszcząc tego Alec'a, którego każdy z nas znał.
Weszłam do swojego pokoju, w którym panowała całkowita ciemność. Odstawiłam szklankę na szafkę stojącą tuż przy wejściu i zdjęłam z siebie bluzę, pozostając w samej koszulce na ramiączka. Boże, to był naprawdę ciężki dzień i zasłużyłam na gorącą kąpiel bez dwóch zdań. Podeszłam po omacku do swojego łóżka i pstryknęłam przycisk od lampki nocnej, dzięki któremu w pokoju zrobiło się widniej. Przeniosłam wzrok w stronę fotela, gdy mignęła mi na nim jakaś postać i pisnęłam zaskoczona, widząc siedzącego na nim Alec'a.
- Cicho, bo zaraz się tu zlecą. - westchnął ciężko i oparł się plecami o oparcie. Wyglądał, jakby jego obecność tu była czymś oczywistym, a ja zachowywała się jak typowa królowa dramatu. Okno balkonowe było jak zawsze uchylone, więc to zapewne nim się tutaj dostał. Wysportowany człowiek raczej bez problemu mógł się wspiąć na piętro po pergoli.
- Co ty tu robisz?
- Musiałem cię zobaczyć. - jego słowa lekko wytrąciły mnie z pantałyku.
- Widzieliśmy się dosłownie chwilę temu.
- Ale mi nie powiedziałaś o swojej rozmowie z moim ojcem i Blase'm. - wstał powoli z fotela, po czym podszedł bliżej mnie. Do moich nozdrzy dotarł jego przyjemny, otumaniający zapach, który sprawiał za każdym razem, że tak ciężko było mi racjonalnie myśleć.
- Powiedzieli ci?
- Wszystko słyszałem. - westchnął, patrząc na swoje buty. - Gdy zeszłaś po odkrzacz, byłem pewien, że go nie znajdziesz, bo kto normalny trzyma takie rzeczy w spiżarni, więc zszedłem za tobą na dół. Słyszałem całą waszą rozmowę.
- Przykro mi. Nie chciałam, żeby tak to wyszło. - nerwowo potarłam dłonią swoją rękę i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że zdjęłam swoją bluzę i całe moje blizny były na wierzchu, a Alec bez problemu mógł je zobaczyć. Odkręciłam się i chciałam jak najszybciej znaleźć swoją bluzę, ale brunet chwycił moją dłoń i przyciągnął mnie mocno do siebie, jak zwykle więżąc w stalowym uścisku. Było to chyba jedyne miejsce na świecie, w którym czułam się bezpiecznie.
- Nie zakrywaj się. Mówiłem ci już, że dla mnie jesteś najpiękniejsza na świecie. - delikatnym jak trzepot motyla ruchem przesunął dłońmi po moich nagich ramionach. - Nie pozwolę, żeby na twoim ciele pojawiła się choćby jedna, dodatkowa blizna. Już zbyt wiele osób cię zraniło i ja nie będę kolejną. Przysięgam ci to. Wiem już, co czuję. - przekręcił moją rękę tak, aby móc widzieć każdą z cienkich, różowych kreseczek, zdobiących moją skórę. Nie pytając o moje pozwolenie, przesunął swoim palcem po szorstkiej skórze. - Powiedziałaś im coś, co chciałbym usłyszeć od ciebie prosto w twarz.
- Alec...
- Powtórz mi to. Potrzebuję tego teraz. - na jego twarzy widniał taki smutek, że po prostu nie potrafiłam nie spełnić jego polecenia. Cierpiał tak bardzo, że moje serce rozpadało się na maleńkie kawałeczki, gdy na to patrzyłam. Chyba właśnie taki rodzaj cierpienia był najgorszy. Moje widział cały świat, wszyscy o nim słyszeli i wszyscy o nim mówili, ale cierpienie Alec'a było ukryte. Ukryte za pięknym uśmiechem. Podobno ludzie, którzy najwięcej się uśmiechają, najmocniej cierpią i w tym przypadku właśnie tak było. Jak najszybciej musiałam poznać powód jego cierpienia, aby móc mu pomóc.
- Jesteś dla mnie ważny. - szepnęłam cicho, starając się nie pokazać mu moich łez, które za wszelką cenę, chciały wydostać się z moich oczu.
- Ty też jesteś dla mnie ważna. Przyszedłem tu, bo... Chcę ci powiedzieć o wszystkim. Powiedziałaś, że mogę to zrobić, kiedy będę gotów, więc chyba jestem.
- Dobrze. - chwyciłam jego dłoń i pociągnęłam go w stronę łóżka. - Mów tyle i dasz radę. Nic na siłę. - myślałam, że zabierze swoją dłoń, gdy tylko usiądziemy, ale zamiast tego on splótł nasze palce. Miałam wrażenie, że właśnie tego potrzebował, więc nakryłam nasze dłonie swoją wolną i delikatnie gładziłam jego knykcie.
- Mówiłem ci, że mój ojciec miał kiedyś winnicę.
- Tak, pamiętam.
- Czasami mu tam pomagaliśmy. Blase jest ode mnie starszy, więc robił więcej rzeczy, ale ja też się starałem, żeby dostawać od ojca pochwały. Blase zawsze był dla niego ważniejszy, a ja za wszelką cenę próbowałem mu dorównać. - westchnął ciężko.
- Nie musisz do tego wracać, jeżeli nie chcesz.
- Chcę. - kiwnął od razu głową, choć jego mina wyrażała zgoła coś innego. - Pewnego dnia, pracowaliśmy na polu do późna, na dworze zrobiło się już ciemno i pracownicy poszli do swoich domów. Blase i ojciec odeszli w stronę magazynów, a ja zostałem na polu i dokończyłem zbieranie winogron ze swojego rzędu. Miałem wtedy może z dwanaście lat, więc tak naprawdę nie bardzo interesowałem się sprawami dorosłych. To właśnie miej więcej w tym czasie moja mama od nas odeszła.
- Odeszła? Cheryl mi chyba mówiła, że zmarła.
- Tak wmawia wszystkim ojciec, bo nie chce się przyznać, że go zdradziła i zostawiła. - za wszelką cenę unikał mojego spojrzenia. - Wtedy nie wiedziałem z kim go zdradziła, ale jak się okazało, mój ojciec się domyślał.
- I coś z tym zrobił?
- Wziąłem skrzynki z winogronami i poszedłem do magazynu, aby je odstawić na ich miejsce. Od razu usłyszałem krzyki dochodzące zza beczek z winem, więc się tam zakradłem. - mocno zacisnął dłoń na mojej, ale starałam się mu nie pokazać, że mnie to zabolało. - Zobaczyłem tam ojca, Blase'a i jednego z naszych wieloletnich pracowników. Ojciec... Był wściekły. Zaczął krzyczeć, że Mario mu za wszystko zapłaci, że moja matka też pożałuje tego, co zrobiła. Złapali go we dwóch i zaczęli topić w jednej z beczek.
- O Boże. - wciągnęłam głęboko powietrze, nie bardzo wiedząc, co powinnam powiedzieć.
- Nie wiedziałem, co mam zrobić. Byłem tylko głupim dzieckiem.
- Zabili go? - spytałam tak cicho, że nawet nie byłam pewna, czy mnie usłyszał, ale on lekko kiwnął głową na potwierdzenie.
- Mario szarpał się i próbował krzyczeć, ale oni byli bezlitośni. Podbiegłem do nich i próbowałem ich powstrzymać, ale wtedy ojciec podszedł do mnie, chwycił mnie za koszulkę i powiedział, że jeżeli komukolwiek o tym powiem, zrobi ze mną to samo. - w oczach mężczyzny stanęły łzy, a ja po prostu nie mogłam na nie patrzeć. Przysunęłam się bliżej do niego, po czym szczelnie owinęłam wokół niego swoje ramiona. Chciałam go chociaż w ten sposób jakoś pocieszyć, bo nic innego nie wydawało mi się być odpowiednie. Miałam nadzieję, że moja bliskość choć trochę go uspokoi i odrzuci w kąt te okropne wspomnienia. Brunet także mnie objął i wtulił twarz w zagłębienie na mojej szyi, przyjemnie przy tym łaskocząc moją skórę. Wyraźnie czułam jego łzy, co łamało mi serce. Nienawidziłam tego, że tak musiał cierpieć przez całe swoje życie. Jako młody chłopak został obarczony czymś tak okropnym, co większości osób zniszczyłoby psychikę. Brunet był niesamowicie silny, że przetrwał to wszystko, dusząc emocje głęboko w sobie, ukrywając je za maską radości.
- Już spokojnie. Jestem przy tobie. - zmierzwiłam lekko jego włosy. - Oni zrobili coś strasznego, ale ty nie mogłeś nic na to poradzić.
- Mogłem kogoś powiadomić.
- Byłeś tylko dzieckiem. Nie odpowiadałeś za rzeczy, które robią dorośli.
- Całe życie próbowałem ich bronić. Za każdym razem, gdy ktoś pukał do drzwi, bałem się, że to policja i ich zabiorą. Zrobili coś potwornego, ale ja nie chciałem zostać sam. Byłem gotów za nich walczyć, byle tylko kogoś przy sobie mieć. - szepnął.
- Doskonale cię rozumiem.
- Następnego dnia wezwali policję i powiedzieli, że go takiego znaleźli, że pewnie się upił i utopił w tej cholernej beczce. Zrobił się niezły skandal i ojciec postanowił zamknąć winnicę, żeby się wybielić, a zajął się budowlanką.
- Nigdy nie myślałeś o tym, bo powiadomić o wszystkim policję?
- Myślałem nie raz, ale brakowało mi odwagi. Policja od razu uwierzyła ojcu i zamknęła sprawę, bez szukania jakichkolwiek dowodów, a teraz nikt już nie chciałby wracać do tamtych wydarzeń.
- A twoja mama?
- Nie widziałem jej od tamtej pory i nikt tak naprawdę nie wie, gdzie ona się podziewa. Nawet jeżeli się domyśliła wszystkiego, to tak samo jak ja postanowiła schować głowę w piasek. - powoli odsunął się ode mnie i przetarł dłońmi twarz. - Bałem się, że mnie po tym znienawidzisz.
- Nie mów bzdur. To nie ty go zabiłeś. To nie ty jesteś zły.
- Blase też nie jest zły. - wstał ze swojego miejsca. - On po prostu jest pod wpływem mojego ojca i ślepo w niego wierzy.
- Może powinieneś się od nich odciąć na jakiś czas? Zmienić otoczenie?
- Nie potrafię być sam.
- I może to właśnie jest problem. - podniosłam się z łóżka, po czym zbliżyłam do niego. - Całe życie myślisz o nich, choć na to nie zasługują. Pomyśl w końcu o sobie. O tym, co chciałbyś robić, co sprawia ci przyjemność. Nie potrzebujesz ich w swoim życiu, żeby być szczęśliwy.
- Może masz rację. Jeszcze do niedawna pewnie nawet bym się z tobą zgodził.
- Więc co się zmieniło?
- Pojawiłaś się ty. A ciebie nie chcę zostawiać. Może powinnaś wyjechać ze mną? - jego pytanie kompletnie mnie zaskoczyło i sama nie wiedziałam, co powinnam mu właściwie na nie odpowiedzieć. Czy on naprawdę chciał, żebym gdziekolwiek z nim pojechała? To było jakieś szaleństwo! Nie potrafiłam sobie tego wszystkiego nawet wyobrazić. - Tylko pomyśl. - chwycił w dłonie moje nadgarstki. - Czuję się przy tobie tak dobrze jak nigdy. W całym swoim życiu nie byłem szczęśliwy mając przy sobie jakąkolwiek kobietę. Spotykałem się z wieloma dziewczynami, ale nigdy nie czułem do nich tego, co czuję do ciebie. Nigdy żadnej kobiety naprawdę nie kochałem i nie mam pojęcia jak to jest, ale... Chyba właśnie tak czują się ludzie zakochani. Cały świat nagle przestaje istnieć. Liczysz się tylko ty, serce zaczyna mi walić, dłonie się pocą, dosłownie jakbym przebiegł maraton, a gdy cię nie ma, ciągle zastanawiam się co robisz, gdzie jesteś. Czy jesteś zadowolona czy czasem ktoś cię nie zranił czy płaczesz czy się uśmiechasz. Chcę wiedzieć to wszystko od razu. Tęsknię nawet, gdy wychodzisz tylko na chwilę.
- Alec, to nie ma sensu. - westchnęłam cicho i wyciągnęłam dłonie z jego uścisku. - Ja jestem destrukcyjna. Chciałam się zabić tyle razy, że nawet nie mogę już tego zliczyć. Blase miał rację. Ja cię zniszczę. Potrzebujesz kogoś, kto będzie przy tobie dzielnie stał, a nie kogoś kto w każdej chwili może zniknąć.
- On nigdy nie miał racji. Za każdym razem pieprzy głupoty i w tym wypadku było tak samo. Nie zniszczysz mnie, bo ja już jestem zniszczony. Obydwoje jesteśmy. Całe nasze życie cierpieliśmy, a skoro tylko przy sobie czujemy się dobrze, to dlaczego nie możemy być razem? Nie musimy się spieszyć, nie musimy od razu robić nie wiadomo czego. Po prostu bądźmy przy sobie i się wpierajmy.
- Wszystko brzmi pięknie i nigdy nawet nie marzyłam o tym, żeby być z kimś takim jak ty. Tak idealny facet istnieje tylko w słabym romansie napisanym przez nastolatkę, która nie zna jeszcze świata, ale to nie jest romans, Alec. To jest prawdziwe życie, a w prawdziwym życiu nie ma happyendu. Nie jestem osobą, która może dać ci szczęście, chociaż bardzo bym tego chciała. Zasługujesz na kogoś lepszego, kogoś kto będzie potrafił cię kochać i kogoś kto nie stchórzy przy pierwszej lepszej okazji, a ja nie jestem tym kimś. - szybko zamrugałam powiekami, aby się na dobre nie rozpłakać, bo czułam, że kolejna fala łez właśnie nadchodziła.
- Ale przecież sama powiedziałaś, że jestem dla ciebie ważny. - miałam wrażenie, że łamię mu serce, co tylko jeszcze bardziej mnie dobijało.
- Bo jesteś, to oczywiste. Ja też już dawno nie czułam się tak jak teraz, ale nie zmienia to faktu, że nasz związek zniszczyłby nas oboje. Nie byłoby już co zbierać, a ty zasługujesz na wszystko, co najlepsze.
- Nie mów mi na kogo zasługuję. Ja wiem czego chcę. Chcę ciebie, bo ty właśnie jesteś najlepsza.
- Nie zawsze można mieć wszystko. - przełknęłam wielką gulę w gardle, która odbierałam już zdolność mówienia. Chciałam się rozpłakać, zakopać pod kołdrę i zapomnieć o całym świecie, całej tej rozmowie, o Alec'u, Blase, o ich ojcu, o tym co przeszli i po prostu wrócić do swojego dawnego życia, jakby nie było tego wszystkiego. Nie było tych wszystkich uczuć, które mnie przytłaczały, które chciały zniszczyć cały mój plan. Miałam tu tylko zostać na kilka tygodni, żeby pokazać matce, że wszystko jest w porządku, a gdy uśpię jej czujność, skończyć ze sobą raz na zawsze. Jednak teraz przede mną stał Alec i mówił takie rzeczy, przez co już wcale nie chciałam tego robić. Teraz chciałam być tylko z nim, nieważne gdzie. Chciałam spakować swoją torbę i wyjechać gdzie tylko by chciał, całkowicie zapominając o tym, że kiedykolwiek chciałam ze sobą skończyć. Niestety wtedy byłabym egoistką, a nie chciałam być nią po raz kolejny. Ten jeden raz postanowiłam nie martwić się o siebie. Związek ze mną nie mógł skończyć się dobrze, ale on jeszcze mógł być szczęśliwy. Gdyby tylko uwolnił się od ojca, od brata, wszystko mógłby zacząć od nowa. Mógłby poznać kogoś, kogo by pokochał, mógłby założyć rodzinę, wybudować dom, znaleźć pracę. Nawet jeżeli łamało mi to serce, to tak właśnie należało postąpić. To była jedyna racjonalna decyzja.
- Więc nie chcesz ze mną wyjechać?
- Nie mogę, ale ty powinieneś to zrobić. Powinieneś zostawić cały ten bałagan i ruszyć dalej. Bądź szczęśliwy Alecu Rensonie.
- A co z tobą?
- Ja będę szczęśliwa jeżeli znajdziesz to, czego szukasz.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top