8. Jego splamione krwią kłamstwa




Chelsea zatrzymała się w swoim rodzinnym domu na cały tydzień. W piątek musiała już jednak wracać do domu. Liam przytulił siostrę na pożegnanie i jeszcze przez chwilę odprowadzał wzrokiem samochód, którym wracała do swojego azylu.

A potem odwrócił się i wszedł do miejsca, które powinien nazywać domem. Aby zmierzyć się twarzą w twarz ze swoim koszmarem.

Pierwsze uderzenie nastąpiło zaraz po wyjściu z przedpokoju. Liam skrzywił się lekko czując pieczenie na policzku.

Czyli wracamy do codzienności?

- Ty gówniarzu! - wydarł się mężczyzna. - Co ci odpierdoliło!?

Liam naprawdę chciałby wiedzieć, co zrobił nie tak. Problem polegał na tym, że jego błędem było samo przyjście na świat. Jego błędem był fakt, że oddycha. Że miał w ogóle czelność istnieć.

Nie prosiłem o życie...

- Odpowiadaj! - warknął mężczyzna. Szarpnął chłopaka za szczękę, zmuszając chłopaka do spojrzenia mu w oczy. - Ile ten blondwłosy pedałek wie!? To twój chłopak, tak? Ty też jesteś jebanym, pedałem!?

- Nie! - zaprzeczył natychmiast Liam.

- I czego kłamiesz, gówniarzu!? Chelsea mówiła coś o tym, że to twój przyszły mąż, lepiej będzie dla ciebie, jeśli powiesz prawdę.

Chelsea...?

Mimo całej sympatii którą Liam darzył swoją siostrę, w tamtym momencie miał ochotę porządnie na nią nakrzyczeć. Może trochę bezpodstawnie, w końcu dziewczyna nie wiedziała nic o problemach, jakie spotykają go w domu, ale... przez jej chore domysły on teraz poniesie konsekwencje.

Bo w głębi serca Liam był... zawiedziony? Wkurzony na swoją siostrę? Zazdrosny o jej szczęście? Nie potrafił nazwać mieszanki negatywnych uczuć, która go wypełniała. Wiedział tylko, jak bardzo się za nią nienawidzi.

Chodziło po prostu o to, że bardzo rzadko ich odwiedzała. Że żyła w uroczej niewiedzy, nie zdając sobie sprawy z tego, jak wygląda codzienność Liama. Że była przeświadczona o dobroci ich ojca, że była oczkiem w jego głowie. Część nastolatka była z tego powodu zawiedziona, inna wkurzona, a jeszcze inna po prostu zazdrosna. Wypełniało go jeszcze wiele negatywnych uczuć, na których wolał się nie koncentrować. Był okropnym bratem, mając jej za złe rzeczy,na które nie miała wpływu. Był okropnym bratem, wkurzając się za to, że udało jej się w życiu. Był okropnym bratem, pałając zazdrością w kierunku swojej siostry.

Ale nie potrafił nic na to poradzić.

- Chelsea musiała coś źle zinterpretować... my tylko się przyjaźnimy, naprawdę!

Kolejne uderzenie. Mocniejsze. Liam syknął cicho.

- Pieprzony pedał! Ile twój chłoptaś wie!?

- N...nic, przysięgam! - skłamał brunet. Nie mógł powiedzieć prawdy. Zginąłby, gdyby to zrobił.

- Czyli to jednak twój chłopak? To po chuja kłamiesz!?

Następne uderzenie trafiło w brzuch. Liam osunął się na podłogę. Nie obchodziło go już nic. Chciał po prostu umrzeć.

To zawsze kończyło się tak samo. Bólem, upokorzeniem, jednak nie śmiercią. To nigdy nie kończyło się śmiercią.

Uderzenia zmieniły się w kopnięcia. Liam jednak miał tylko jeden cel. Jak najszybciej utracić jakąkolwiek przytomność. Aby nie czuć tego bólu. Aby nie czuć tego upokorzenia. W końcu nawet matka żałowała jego narodzin. Dobitnie dała mu to do zrozumienia. Chelsea już się wyprowadziła, więc nie miała o tym bladego pojęcia... Jednak już w wieku siedmiu lat matka spisała go na straty. Bo nie był idealną Chelsea. Bo był jebanym beztalenciem, pierdolonym humanistą, który nie radził sobie w życiu.

Witając się z Ciemnością, którą lubił nazywać swoją przyjaciółką, pomyślał tylko, że miło by było zobaczyć jeszcze raz Axela.

Axel cholernie martwił się o Liama. Póki jego siostra była w domu, był bezpieczny. Problem polegał na tym, że Chelsea miała wrócić do siebie w piątek. A piątek właśnie nastał.

Ojciec Liama po prostu musiał być wkurwiony. I na pewno zamierzał skorzystać z nieobecności swojej córki aby wyżyć się na Liamie.

Warknął wkurzony, po raz kolejny słysząc, że wybrany numer jest chwilowo niedostępny.

- Zaraz oszaleję... - warknął, wpychając telefon do kieszeni spodni. Chwycił słuchawki, klucze, narzucił kurtkę na ramiona i poinformował matkę, że wychodzi. Już po chwili biegł w stronę mieszkania Liama. Zatrzymało go dopiero zdarcie dłoni, kiedy potknął się o niezawiązaną sznurówkę i przewrócił się na chodnik. Wymamrotał pod nosem jakieś przekleństwo, widząc dziurę, które powstała na jego spodniach. Usłyszał śmiech dobiegający z drugiej strony ulicy i wiedział, że śmieją się z niego. Zignorował to jednak, zawiązał pośpiesznie sznurówki i kontynuował bieg w stronę domu Liama.

Muszę się upewnić, że jest w porządku. Muszę się upewnić, że on żyje.

Podbiegając do furtki stanął twarzą w twarz z tym skurwielem.

- Witaj, Axel - przywitał się mężczyzna. Jego twarz wyrażała zdziwienie, blondyn nie wiedział jednak, czy jest ono szczere, czy udawane. Nie ufał temu mężczyźnie. Nie miał do tego najmniejszych powodów. - Potrzebujesz pomocy?

- Dobry wieczór - wysapał, chociaż gdyby miał szczerze się przywitać, użyłby słów "zdechnij, jebany potworze". Bez obrazy dla potworów spod łóżka. - Jest może Liam? Mieliśmy się spotkać jakieś pięć minut, aby pouczyć się na sprawdzian z literatury...

Kłamał jak z nut. Był ciekawy reakcji jego ojca. Uważnie obserwował każdy jego gest, słuchał każdego wypowiedzianego słowa.

- Tak? Liam wyszedł z domu jakieś dwadzieścia minut temu... - westchnął mężczyzna. Był niezwykle przekonujący, Axel byłby gotów mu uwierzyć. Gdyby nie wiedział, jakim ścierwem w rzeczywistości jest. - Wpuściłbym cię do środka, ale śpieszę się na spotkanie z przyjaciółmi...

- Nie ma problemu. Poczekam pod drzwiami aż wróci.

- Skoro tak chcesz... - ojciec Liama wzruszył ramionami. - Miłej nauki!

Axel poczekał, aż mężczyzna zniknie za rogiem. Zmusił się jeszcze do przeczekania chwili. Zadzwonił jeszcze raz do Liama. Nie doczekał się jednak odpowiedzi.

Westchnął cicho, lustrując wzrokiem płot. Pora zamienić się w rasowego creepa.

Rozejrzał się dookoła. Ulica świeciła pustkami. Czas rozpocząć zabawę. Postawił nogę na podstawie płotu, wziął głęboki oddech.

Czy na pewno chcę to zrobić? Ten płot jest dosyć wysoki, a jeśli coś sobię zrobię? Poza tym ojciec Liama nie byłby taki spokojny, gdyby Liam nie żył...

Przez chwilę jeszcze się wahał.

Liam by się nie wahał, tylko od razu wpierdolił ci na chatę i opieprzył za nie odbieranie telefonów.

Ta myśl wystarczyła do podjęcia decyzji. Wziął ostatni oddech i...

- Ziomuś, co ty odpierdalasz?

Odwrócił się gwałtownie. Znał osobę, która go zaczepiła.

- Oooo, cześć Christine - zaśmiał się nerwowo. - To nie tak jak myślisz, serio. Razem z Liamem mieliśmy się uczyć na ten sprawdzian z literatury, ale on chyba o nim zapomniał. Nie odbiera telefonów, więc chcę po prostu sprawdzić czy żyje...

- To oczywiście bardzo urocze, że troszczysz się o swojego chłopaka, ale Liam jest już dużym chłopcem i umie o siebie zadbać. Nie możecie pogadać w szkole?

Czy ona musi wszystko utrudniać?

- Po pierwsze; on nie jest moim chłopakiem. A po drugie; razem mamy uczyć się na sprawdzian z literatury. Liam co prawda codziennie spóźnia się do szkoły, ale w kwestii spotkań towarzyskich jest niezwykle punktualny i napisałby mi, gdyby coś się stało. Wolę nadinterpretować niż później żałować, ze nie zareagowałem.

Christine wzruszyła ramionami.

- Jak coś, to cię nie widziałam. Tylko błagam, nie bądź seryjnym mordercą, ani kimś w tym stylu.

- No nie wiem... skrywam w sobie wiele tajemnic...

Christine zachichotała. A po chwili już jej nie było.

Axel ponownie nabrał powietrza do płuc. A potem wspiął się na ogrodzenie i zeskoczył, już na teren posesji przyjaciela. Syknął cicho, czując ból w kostce. Poza tym był nieuszkodzony.

Teraz musiał zmierzyć się z następnym problemem: jak dostać się do domu?

Postanowił na początek zapukać, jak kulturalny przedstawiciel gatunku homo sapiens. Nie pokładał w tym pomyśle zbyt wielkich nadziei, ale zawsze warto spróbować...

Haha. Oczywiście pomysł nie zadziałał. W życiu nie ma tak łatwo. Okrążył dom, mając nadzieję, że znajdzie gdzieś otwarte okno. I chyba był to jego szczęśliwy dzień.

Okno w salonie było uchylone.

Otwarcie go było niezwykle trudne. Axel prawie przytrzasnął sobie palce. Dwa razy. W końcu udało mu się jednak stworzyć sobie możliwość wejścia do środka.

Podciągnął się i usiadł na parapecie. Obramowanie okna wbijało mu się w tyłek. Ściągnął buty, nie chcąc zostawiać syfu w domu Liama. Co prawda nie były one szczególnie brudne, jednak nie ma co ryzykować.

A potem poszedł bawić się w rycerza w skarpetkach w ananasy.

Znalezienie Liama trwało nie dłużej niż minutę. Wypuścił buty, widząc pobitego nastolatka pokrytego w siniakach i we krwi.

- Liam? - zapytał, podchodząc do przyjaciela. Delikatnie potrząsnął jego ramionami.

Chłopak jęknął w odpowiedzi.

- Nie śpię. Po prostu nie mam siły wstać... - wymamrotał.

- Gdzie jest apteczka?

- W łazience.

Axel pobiegł w kierunku wskazanego miejsca i znalazł potrzebny przedmiot. Wrócił szybko, aby opatrzeć rany przyjaciela.

- Co tu robisz? - zapytał w pewnym momencie Liam. - Jak się tu dostałeś?

- Jak rasowy creep. Zostawiłeś otwarte okno.

- Zaczynam się ciebie bać - stwierdził brunet. Axel zachichotał uroczo w odpowiedzi.

- Masz jakieś rany na plecach i brzuchu?

- N... nie wiem - zająknął się Liam, spinając się lekko.

- Mogę zobaczyć?

- Nie! - zaprzeczył natychmiast. Axel zmarszczył brwi, nie rozumiejąc gwałtowności jego reakcji. Był w stanie zrozumieć zakłopotanie, czy niechęć do pokazywania swojego ciała. Sam często odczuwał podobne emocje. Ale czy odmowa powinna być aż tak gwałtowna?

- Musisz zadbać o swoje obrażenia. Co jeśli wda ci się zakażenie? Co jeśli coś ci się stanie? Nawet nie wiesz, jak bardzo się bałem, że już cię nie zobaczę...

Liam patrzył w błękitne oczy Axela. I nie był w stanie mu odmówić. Z drugiej strony, pęknie mu serce, jeśli dowie się o ranach, zdobiących jego przedramię...

Gdyby nie miał na sobie mundurka szkolnego, to pozwoliłby Axelowi obejrzeć plecy, nie zdejmując bluzy z ramion. Z marynarką i koszulą ta technika nie miała szans na zadziałanie.

- Umiem sam zobaczyć, czy nie mam siniaków na plecach - rzucił zamiast tego.

- A możesz w ogóle wstać?

- Oczywiście! - prychnął Liam. Wstał gwałtownie, świat natychmiast zawirował wokół niego. Podparł się ściany, próbując zachować resztki godności. Nie chciał upaść, ośmieszyłby się wtedy całkowicie. A tego wolał uniknąć.

- Ziomuś... ty się ledwo trzymasz. Odprowadzę cię do sypialni, gdzie zobaczysz, czy nie masz żadnych ran i się przebierzesz w normalne ciuchy. Jeśli będziesz miał jakieś rany, to je opatrzymy. Następnie idziesz spać. Ja niestety będę musiał się zbierać, spotkałem twojego ojca po drodze i powiedziałem mu, że mieliśmy się razem uczyć na literaturę. Oznajmił mi, że wyszedłeś jakieś dwadzieścia minut. A ja miałem na ciebie czekać pod domem, więc to będzie podejrzane, jeśli zastanie mnie w środku...

- Ale z ciebie kłamca - stwierdził Liam, ostrożnie kierując się w stronę swojego pokoju.

- Bo ty niby lepszy... - prychnął Axel. - Aha, pamiętaj aby wyprać mundurek. Krew lepiej schodzi pod zimną wodą. I zajmij się tym jak najszybciej, później może się nie sprać i miałbyś koszulę spisaną na straty...

- Ziom, czemu ty wiesz tak wiele na temat zmywania krwi z ubrań? To trochę niepokojące...

- To moja słodka tajemnica - zachichotał.

[1786 słów]

Siemanko ^^

Ostatnio rozdziały pojawiają się rzadziej, za co przepraszam. Skupiam się bardziej na moich pozawattpadowych projektach... Ale chyba nie ma dramatu, nie?

Ogólnie to miejsce na żalenie się na swoje życie ------------------------------------------------------->

Dajcie znać, co sądzicie o rozdziale C;

Trzymajcie się!

~Podłoga

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top