2. Jego bolesne wspomnienia

Biegł. Nie wiedział dokąd. Łzy zalewały mu oczy, więc po prostu uciekał. Jak najdalej stąd.

Czuł ból w łydkach. Wiedział, że długo nie wytrzyma. Ale nie mógł się poddać. Jeśli go złapią, jeśli jeszcze raz go dotkną...

- Chodź do nas, Pieseczku! - wykrzyknął Sebastian, śmiejąc się szyderczo. Chyba znowu za dużo wypił. Po alkoholu robił się bardzo agresywny. - Pobawimy się...

Mimo braku sił, chłopiec przyśpieszył bieg. Sama myśl o dotyku tego człowieka przyprawiała go o mdłości. Kiedyś go kochał. A raczej kochał maskę, za którą się ukrywał. Bo jego prawdziwego oblicza nienawidził z całego serca.

Czuł, jak podłoże się obniża. Upadł na szorstki asfalt, rozdzierając swoje kolano. Wstał. Nie mógł się poddać.

W tamtym momencie oświetliło go białe światło. Patrzył przerażony na maskę pędzącego samochodu. Nie mógł się ruszyć, sparaliżował go strach. Czy teraz umrze? Wizja śmierci nie była w tamtym momencie aż tak przerażająca, jak zazwyczaj...

Samochód gwałtownie skręcił. Chłopiec patrzył przerażony, jak kierowca wjeżdża na chodnik, prosto w dwie kobiety i kilkoro dzieci. Zasłonił usta dłońmi.

To wszystko moja wina...

Samochód zasłaniał mu widok, jednak mimo tego dostrzegł zakrwawione ciało małej dziewczynki. Upadł na kolana. Przyłożył dłoń do ust, czując jak zbiera mu się na wymioty. Nie udało mu się ich opanować, już po chwili nieprzyjemna ciecz rozlała się po asfalcie. Otarł usta dłonią. To nie tak miało się skończyć. W  głowie krążyła mu tylko jedna myśl. 

To miałem być ja.

- Chodź do nas, Piesku! - usłyszał ten głos. Zmusił się do kontynuowania ucieczki. Nie mógł się poddać. Zawinił, niech ofiara tej dziewczynki nie pójdzie na marne.

Biegł. Wręcz dławił się swoimi łzami. Nie miał z nimi szans. W końcu był tylko ładnym chłopcem, który chce odmienić swój los. Bo dla wszystkich był tylko laleczką do zabawy. Niejednokrotnie słyszał, że wygląda bardzo niewinnie. Że jego usta kuszą do grzechu, mleczna skóra zaprasza do zabawy, a blond włosy i błękitne oczka nadają mu wygląd aniołka. Szkoda tylko, że nikt nie zapytał go, czy ma ochotę się pobawić. Siłą wydarto mu dzieciństwo i zrobiono z niego laleczkę, pieska do zaspakajania chorych fantazji.

Wbiegł do jakiejś bocznej uliczki po drodze trącając jakiegoś chłopaka. Rzucił szybkie przepraszam", gorączkowo poszukując jakiejś kryjówki. Nogi odmawiały mu już posłuszeństwa. Upadł na asfalt, udało mu się jednak podnieść i wejść do zagrody z kontenerami na śmieci. Miał ochotę śmiać się z bezsilności. Nie miał pojęcia gdzie jest, a bateria w telefonie już dawno mu padła. Wiedział, że to jest głupie. Tak głupie, że aż śmieszne.

- Gdzie się podział ten mały skurwiel? - usłyszał głos Seby. - Pieseczku! Chodź się z nami pobawić!

Zacisnął oczy. Starał się nie wydawać żadnego dźwięku. On nie może go znaleźć... zwłaszcza, że jest teraz ze swoimi „przyjaciółmi", a w ich towarzystwie robi się jeszcze bardziej brutalny.

- Ejj, czy to nie jest ten Liamek pedałek? - odezwał się jeden z nich. - Chodźmy mu wpierdolić.

Chłopca śmieszyła ta hipokryzja. Młodzi mężczyźni szukają trzynastoletniego chłopca, aby go zgwałcić, ale innemu „pedałkowi" chcą wpierdolić. Jednak czy potrzeba jakichkolwiek argumentów, aby kogoś pobić? Zawsze można coś zmyślić na poczekaniu...

- Ja chcę się pobawić z moim pieskiem – zaprotestował Seba.

- Daj młodemu spokój, zajmiesz się nim innym razem. Ja mam potrzebę komuś solidnie wpierdolić i to teraz. A twojej zabaweczki nie będę tykał, ja jednak wolę dziewczynki. 

- Ani mi się kurwa waż - warknął Seba. - Idziemy komuś wpierdolić.

Chłopiec nie wiedział, ile czasu minęło. Pół godziny? Godzina? A może tylko dziesięć minut? Z otępienia wyrwał go odgłos kroków. I cisza. Cisza, niosąca ulgę. Bo skoro ich nie słychać, to znaczy, że sobie poszli... prawda? Wstał i ostrożnie opuścił swoją kryjówkę. W okolicy nie było nikogo. Zaśmiał się cicho. Był to śmiech ulgi. Nie miał pojęcia gdzie jest, ani jak trafić do domu. Ale to nie było ważne. Oni go dziś nie znajdą. Wygrał.

W następnej chwili został przyparty do ściany. Z przerażeniem wpatrywał się w brązowe tęczówki Sebastiana. Co on tutaj robi? Przecież słyszał, jak odchodzi...?

- Nieładnie tak uciekać, Piesku... - warknął mężczyzna, z szyderczym uśmiechem na ustach.

Axel gwałtownie poderwał się z łóżka. Dłonie miał zaciśnięte na pościeli, w oczach zebrały mu się łzy. Oddech miał zdecydowanie zbyt szybki, cały się trząsł.

To tylko sen - próbował sobie wmówić. Wiedział jednak, że to nie jest prawda. To nie był sen. To było wspomnienie.


Ze snu wybudziło Liama delikatne potrząśnięcie i cichy głos nakazujący mu wstać.

- Jeszcze pięć minut... - mruknął, nakrywając kołdrą głowę.

- Liam, nie możesz zawsze się spóźniać. Dzisiaj jesteś u mnie, więc przyjdziesz na lekcje na czas.

- Ale mamoooo... - jęknął chłopak.

- Chyba chciałeś powiedzieć kochanie, w końcu nie poszedłbyś na randkę ze swoją matką...

- Jesteś okrutny.

- Zdarza się. A teraz ruszaj dupę i idziesz się ogarnąć. Zrobię ci nawet śniadanko.

- Wiesz, że rano nie jestem głodny?

- A wiesz, że organizm potrzebuje jedzenia do funkcjonowania?

Liam jęknął cierpiętniczo.

- Ty mi na nic nie pozwalasz...

- Trudno. Wstawaj, albo nie dostaniesz przytulasa.

- I jaki okrutny... - mruknął cicho. Z cichym westchnieniem podniósł się z materaca. I został nagrodzony mocnym uściskiem blondyna.

- Idź się ogarnąć. Ja lecę bawić się w perfekcyjną panią domu.

- Najpierw naucz się gotować - prychnął.

- Zabolało! - Axel teatralnie przyłożył rękę do klatki piersiowej. - Umiem gotować, naprawdę!

- Wiem, tylko się droczę - zaśmiał się brunet.

Został sam w pokoju. Kąciki ust opadły mu w dół. Westchnął cicho. Wypakował z torby wszystkie zbędne rzeczy, zostawiając tylko książki i zeszyty, piórnik, telefon oraz butelkę z wodą. Następnie wziął kosmetyczkę i ubrania, aby nawiedzić świątynię dumania, zwaną potocznie łazienką.

Po ogarnięciu swojego wyglądu przyjrzał się odbiciu, które odbijało się w szklanej tafli. Uznał, że nie ma potrzeby się malować. Udało mu się uniknąć siniaków na twarzy, w końcu bicie ofiary w widocznych miejscach jest bardzo nieopłacalne. Łatwiej wtedy zorientować się, że coś jest nie tak, a nie ma gwarancji, że poszkodowany będzie krył swoich oprawców.

Po skonsumowaniu śniadania chłopcy udali się do szkoły, aby ponownie zmierzyć się z problemami życia codziennego. Byli jednak razem, więc co mogło pójść nie tak?

[1028 słów]

Witajcie, fenoloftaleinki c: 

Tak oto powstał drugi rozdział! Jak wrażenia? Chętnie wysłucham [dokładniej przeczytam ale who cares] waszych uwag, opinii itp. 

Chcę tylko powiedzieć, że fotosynteza nie jest tak łatwa, jak to się wydaje. Na początku myślałam, że to będzie łatwy temat, ale po fosfoenolopirograniacjj i rybulozo-1,5-bifosforanach zmieniłam swoją opinię na ten temat XD 

A co tam u was? Miejsce na żalenie się na swoje życie --------------------------------------------------------------------------> 

Trzymajcie się <3

Podłoga

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top