𝑺𝒌𝒖𝒓𝒘𝒚𝒔𝒚𝒏
INFORMUJĘ PO RAZ KOLEJNY, ŻE HISTORIA ZAWIERA PRZEMOC OPISANĄ W DETALU JAK I SPOJLERY Z ARCHON QUESTA 3.5!!!
TO CO TU SIĘ DZIEJE JEST NAPRAWDĘ MOCNO POJEBANE I W ŻADNYM WYPADKU NIE POPIERAM ZACHOWAŃ, KTÓRE SĄ TU ZAWARTE
zostałeś ostrzeżony
- Hm... Nie sądziłem, że weźmiesz moją ofertę na serio- powiedział Kaeya siedząc na przeciwko blondwłosego mężczyzny.
Było już trochę po północy i z ulic ubywało ludzi. Dainsleif nie odezwał się ani słowem do kapitana kawalerii po tym jak Alberich spostrzegł jak go śledzi. To był błąd ze strony Daina. Myślał, że jako iż Sumeru to była zupełnie nowa nacja dla Kaeyi to będzie miał tu przewagę. Nic z tych rzeczy. Rycerz zawsze znakomicie obserwował swoje otoczenie nieważne w jakim miejscu oraz wszędzie miał kontakty. Kaeya wiedział o nieumiejętnych próbach śledzenia go przez Dainsleifa, jednak wspomniał o tym dopiero jak byli z dala od zgiełku. Właśnie te lekceważenie umiejętności niebieskowłosego zgubiło Daina. Teraz więc siedział na przeciwko Albericha w Djafar Tavern w której ostatnio rozmawiali z drogim podróżnikiem.
- ...
Oczywiście wciąż brak jakiejkolwiek odpowiedzi. Kto by się spodziewał? Cóż to prawda, że ich ostatnie spotkanie w tym miejscu nie należało do przyjemnych, ale to nie była wina Kaeyi. On zwyczajnie miał parę sekretów, które miały zostać niewyjawione, lecz Dainsleif postanowił inaczej. Ze wszystkich tematów do rozmowy blondyn wybrał akurat historię jego rodu. Dodatkowo zaczął o tym mówić przy podróżniku. Niebieskowłosy stał się wtedy lekko zirytowany, aczkolwiek wspaniale to ukrył. Na małą wzmiankę o jego rodzie, Alberich zaraz się ulotnił. Tradycyjna ucieczka gdy ktokolwiek zagłębi się w temat jego przeszłości.
Oferta kupienia drinka dla Dainsleifa była czystym żartem ze strony Kaeyi. Cóż, ale oto tu byli z dwoma szklankami alkoholu najlepszej jakości. Death Afternoon było wyśmienite, ale byłoby jeszcze lepsze gdyby osoba na przeciwko niego wreszcie się odezwała.
Po dłuższym czasie Alberich skończył swój trunek. Siedzenie tu w ciszy nie miało większego sensu. Kapitan już się tym znudził, więc rzucił odpowiednią ilość mory na stół za oba drinki i wstał.
- Miła pogawędka. Naprawdę powinniśmy to kiedyś powtórzyć- uśmiechnął się Kaeya machając blondynowi na pożegnanie.
W drodze powrotnej do jego zakwaterowania panowała zewsząd ogłuszająca cisza. Nie było słychać nawet delikatnych ruchów wiatru. Chociaż może był do tego przyzwyczajony z Mondstadt i w innych nacjach wiatr był po prostu mniej aktywny? Mimo tego racjonalnego wytłumaczenia niebieskowłosy dalej czuł się dziwnie. Rycerz podszedł do drzwi domu udając, że wypadły mu klucze na podłogę. Przy schylaniu się po nie dostrzegł sylwetkę w ciemnych ubraniach za krzakami. Ach to tylko Dainsleif nie ma czego się obawiać. Kaeya podniósł kluczę po czym odwrócił się i pomachał blondynowi z szerokim uśmiechem na ustach. Mężczyzna wyszedł zza krzaków z wyraźnym grymasem na twarzy.
- Nie krzyw się tak, bo szkoda twojej ładnej buźki- zaśmiał się kapitan odkluczając drzwi.
Blondwłosy głęboko westchnął w odpowiedzi najwyraźniej nie rozbawiony słowami Kaeyi.
- Chcesz wejść do środka?- zapytał rycerz.
Mężczyzna stał nieruchomo nic nie mówiąc.
- Nie wiem jak to było w Khaenri'ah, ale w Mondstadt jest taki zwyczaj, że pomaga się tym potrzebie, a przed moimi drzwiami stoi wysoki, przystojny mężczyzna, który chyba nie ma gdzie spać. - Alberich otworzył drzwi na oścież.
Tym razem zamiast westchnięcia Dainsleif ugryzł policzek od środka.
- Stanie przed czyimś domem w nocy może kiedyś sprawić, że ktoś wezwie na ciebie odpowiednie służby. Nie chciałbyś żyć z łatką stalkera prawda?- Rycerz oparł się o framugę drzwi.
Blondwłosy nadal nie poruszył się ani o centymetr. Niebieskowłosy już miał przewrócić oczami i zamknąć drzwi gdy mężczyzna niespodziewanie skinął głową. Dainsleif nawet na niego nie spojrzał zamiast tego wolał wpatrywać się w doniczkę na parapecie pełną Padisarah. To była chyba jedyna odpowiedź jaką od niego dostał tej nocy. Ich relacja naprawdę postępowała.
Dainsleif krótko rozejrzał się wokół. Wszystko było w stylu architektury sumeryjskiej. Nic podejrzanego na widoku. Całkiem luksusowe miejsce zapewne zważywszy na to, że mieszkał w nim kapitan kawalerii. Z tego co orientował się blondyn to była całkiem wysoka ranga wśród rycerzy.
- Jeśli chciałbyś kontynuować konwersację, którą zaczęliśmy z podróżnikiem to niestety muszę cię rozczarować- rzekł Alberich próbując odczytać coś z wyrazu twarzy blondyna.
Dain wciąż stał przy drzwiach wejściowych uważnie obserwując wszystko dookoła. Na środku stał stolik z tacą filiżanek. Czy to znaczyło, że rycerz miał wcześniej gości? Po lewej stronie stała drewniana szafa, a tuż obok były okna. Alberich chcąc zapewnić im odrobinę prywatności podszedł zasłonić aksamitne zasłony.
Kaeya nie wiedząc o czym ma rozmawiać z tajemniczym mężczyzną poruszył wiele tematów. Żaden nie zachęcił Dainsleifa do wypowiedzi. Najwyraźniej tylko Khaenri'ah była w jego zainteresowaniach. Co kto lubi. Niebieskowłosego niezbyt to obchodziło.
- Jeden z moich wiernych informatorów przekazał mi, że są pewne kłopoty z Ley Lines w pobliżu Avidya Forest. Ciekaw jestem czy to twoja sprawka- wreszcie słowa Kaeyi spotkały się z jakąś większą reakcją ze strony blondyna.
Dainsleif zadrżał. To było tylko lekkie drgnięcie ramienia, lecz rycerz był pewien, że trafił w dziesiątkę. Informator mówił jeszcze, że Dain był tam w obecności podróżnika, ale o tym kapitan już nie wspomniał.
Ekspresja blondyna całkowicie się zmieniła. Dainsleif wyglądał jakby wpadł w furię. Nic nie powiedział, ale sposób w jaki mocniej zacisnął szczękę i spiął mięśnie mówił wszystko. Był absolutnie rozwścieczony przez coś, a raczej kogoś. A przez kogoś mam na myśli Kaeyę.
- Czy ta mała anomalia ma coś wspólnego z moimi korzeniami? Chyba już mówiłem, że jestem całkowicie odcięty od mojej przeszłości i...- Dainsleif uderzył ręką w ścianę tuż przy głowie niebieskowłosego, znajdowali się teraz bardzo blisko.
- Kontroluj swoje zachowanie. Nie chcę płacić za żadne zniszczenia, drogi panie stalkerze- rycerz niezainteresowany przyglądał się twarzy blondyna.
Dainowi coraz ciężej przychodziło kontrolowanie swojej złości.
- Naprawdę musisz się zamknąć. Ród Alberich zawsze...
To było wszystko czego potrzebował usłyszeć Kaeya. To jak Dainsleif wymawiał to nazwisko z czystą nienawiścią. Alberich...
- Wiesz... jeśli chcesz żebym się zamknął- niebieskowłosy oplótł dłonie wokół blondwłosego przyciągając go jeszcze bliżej siebie.- To jest naprawdę wiele sposobów na osiągnięcie tego celu.
Dainsleif długo nie odpowiadał, patrząc na usta drugiego. Kaeya dał mu takie zaproszenie, a on stał w miejscu patrząc na to ze sceptycyzmem. Mężczyzna czuł oddech rycerza na swojej skórze.
- Jesteś szalony- powiedział w końcu złączając ich usta.
Jakby ktoś zapytał co Dainsleif myślał w trakcie pasjonującego całowania się z jednym z Alberichów to odpowiedź brzmiałaby, że nie myślał. Blondyn żył o wiele dłużej niż jakikolwiek człowiek i w swoim życiu doświadczył wielu najróżniejszych przyjemności wliczając w to też te seksualne. Jednak po pierwszych latach nieśmiertelności to mu się zdecydowanie przejadło. Przestał odczuwać już jakikolwiek pociąg to drugiej osoby. Cóż po 500 latach życia wszystko może stać się szare i niewarte uwagi. Szczególnie jak jesteś inny od wszystkich innych z powodu swojego pochodzenia. Dain nie potrzebował zbyt dużo jedzenia, wody do przetrwania ani nie chorował, a to wszystko przez klątwę. Sprawiała ona, że jego dusza była z dnia na dzień coraz obojętniejsza.
Budowanie romantycznej relacji z kimś kto był z poza Khaenri'ah było problematyczne. Długość życia normalnych ludzi była taka krótka. Dainsleif ujrzał jak ulotne jest życie ludzkie dopiero po dostaniu klątwy. Blondyn miał dość patrzenia jak jego przyjaciele bądź kochankowie umierali podczas gdy on się nie starzał. Teoretycznie mógłby chodzić do burdeli jeśli chciałby zaspokoić swoje żądzę bez emocjonalnego przywiązania, lecz Dain nie był człowiekiem powierzchownym. Nie mógłby tak bezmyślnie chodzić do takich miejsc. Miał jeszcze jakieś resztki honoru, które głęboko cenił. I skoro jego potrzeby w tym zakresie nie były wygórowane to ograniczał je do minimum.
Dziś jednak wbrew swojej jakiejkolwiek moralności był z tu z drugim mężczyzną z klanu Alberich. Nawet nie spostrzegł się gdy Kaeya przyciągnął go jeszcze bliżej, a ich pocałunek stał się jeszcze głębszy. Dainsleif nie miał pojęcia czemu ze wszystkich ludzi z którymi mógłby to robić padło na kogoś z rodu Alberich. Zanim blondyn nawet zarejestrował co się dzieje był już w sypialni popychając niebieskowłosego na łóżko. Ich pocałunek został przerwany gdy Kaeya opadł plecami na pościel.
Blondwłosy był zajęty pozbywaniem się swoich ubrań gdy kapitan z wielce rozbawionym uśmiechem dodał:
- I to jest wspaniały sposób na to żebym się zamknął- rycerz zdjął swoje futerko rzucając je gdzieś na podłogę.
Dain nic na to nie odpowiedział wspinając się na drugiego. Szybko pozbył już się swojej zbędnej odzieży, będąc nago przed Kaeyą.
Kapitan nawet nie ukrywał swojego wielkiego zaintrygowania nagim ciałem blondwłosego. Mężczyzna bezwstydnie patrzył się na jego klatkę piersiową. Szczególnie zainteresował go znak jego klątwy na jego prawej ręce, który rozciągał się aż do łopatki. Palce niebieskowłosego uważnie rysowały mapy po jego niebieskich liniach przesuwając nimi od łopatki do opuszków jego dłoni.
- Zdejmij to- powiedział prosto Dainsleif wskazując na ubrania Kaeyi.
- Jaki władczy, spokojnie...- Alberich zaczął zdejmować koszulę.
To trwało o wiele za długo jak na gust blondyna. Dainsleif zniecierpliwiony sam wziął się do roboty. Blade ręce sięgnęły po pasek kapitana omal go nie rozrywając swoją siłą. Zaraz później blondyn prędko zdjął czarne spodnie niebieskowłosego z odgłosem rwania się materiału biorąc pod uwagę siłę z jaką to zrobił. Nie żeby to był problem Daina.
- Hej! To były moje jedne z moich ulubionych spodni, drogi panie stalkerze...- Kaeya się zatrzymał.
Dłonie kapitana wzięły Dainsleifa za policzki, lekko przybliżając jego twarz do tej Albericha. Przez pojedyncze, piękne oko Kaeyi przeszło zdumienie. Jego złośliwy uśmieszek był zastąpiony czymś innym czego blondyn nie umiał nazwać. Wkrótce jego ekspresja stała się lekko melancholijna. Alberich coś zobaczył, ale co? Wieloletnią agonię, która dusiła go każdej nocy? Co on zobaczył? Pytał siebie Dain. Nieskończony ból i cierpienie? Stare blizny zdobyte w bitwach z abyss? Co on zobaczył? Pytał siebie nieustannie Dain.
- Jesteś skrzywdzony- Kaeya zapytał... nie on to stwierdził, nie zapytał.
Dainsleif go zignorował, a raczej nie mógł się skupić na słowach Albericha. Jego głupi umysł sprowadzał go znów do Aethera, który recytował mu sytuację z drżącym głosem i łzami w oczach.
Historia grzesznika, abyss, ojca w żałobie, straconej duszy dziecka. Historia, która sprawiła, że jego wieloletnia kompanka zmieniła punkt widzenia i wyzwała niebo na wojnę.
Aether próbował jakoś zrozumieć bardziej dzięki tej historii jego siostrę i jej opaczne spojrzenie na świat. Pytał o to Dainsleifa, lecz ten nie odpowiadał. Nie umiał odpowiedzieć. Nie znał odpowiedzi na jego pytania, ale również nie chciał ich poznać.
Coraz ciężej było oddychać. Wszystko wirowało i dzwoniło mu w uszach. Jakby ktoś chciał mu coś zrobić. Jakby ktoś chciał go skrzywdzić.
- Dainsleif skończ to.
Głos Kaeyi szeptał z tyłu głowy blondyna. Na jego policzku czuł delikatny dotyk. Wkrótce zorientował się, że niebieskowłosy wycierał mu łzy. Od kiedy on niby płakał?
Kaeya ofiarował lekkie pocałunki w kącikach ust Dainsleifa by przestał zagryzać swoje wargi. Blondyn robił to tak mocno, że zaczęła lecieć krew. Od kiedy on niby zagryzał swoje usta? Kapitan złożył porządny pocałunek na jego wargach magicznie sprawiając, że przestał się ranić. Blondwłosy niemal zwymiotował przez to jak delikatne i niewinne to się wydawało.
- Nie rozpamiętuj tego, bo będzie bolało bardziej. Wszystko będzie dobrze, możesz wyładować się na mnie. Jestem z rodu Alberich pamiętasz? Przypomnij sobie swoją nienawiść. Możesz to wszystko skończyć- wyszeptał Kaeya.
To było ledwie słyszalne w całej burzy myśli w głowie Dainsleifa. To nie były słowa pocieszenia. Nie miały sprawić by się uspokoił. Nie one miały coś kompletnie odwrotnego na celu. Miały jeszcze mocniej rozbudzić w nim złość. Kaeya chciał by blondyn wypuścił burzę. Nawet sam Dain nie wiedział na kogo był zły. Na Chlothara Alberich? Jak mógłby być zły na ojca, który chciał desperacko jeszcze raz usłyszeć głos swojej ukochanej pociechy? Czy dusza Dainsleifa była na tyle zatruta, że mógł być zły na normalną reakcję rodzica? Czy to sprawiało, że sam był złym człowiekiem? Co konkretnie było powodem tej nienawiści?
Tylko furia, dezorientacja i desperacja.
Czy to była złość kierowana na Celestię? Nie... Dainsleif zawsze był zły na Celestię. Ci niesprawiedliwi bogowie, którzy zsyłali biednych, niewinnych ludzi na tak okrutny los. Nie oszczędzili nikogo bez względu na wiek, płeć czy krew. Każdy był potraktowany tą niesprawiedliwością. Rozpacz związana z byciem świadkiem tego upadku coś w nim zostawiła, ale to było już tak dawno temu, a czas leczył rany. Więc po raz kolejny: Co konkretnie było powodem tej nienawiści? Tak dużo pytań, a tak mało odpowiedzi.
- Od kiedy świat obchodzi czy coś jest sprawiedliwe czy nie? To co spotkało nas, czyż to nie jest niesprawiedliwe? Ale nikogo to nie obchodzi, więc ciebie także nie powinno.
Nie mogę.
- Cierpisz Dainsleif
Tak, cierpię.
- Jesteś rozwścieczony
Tak, jestem.
- Skończ to. Nie tłum tego i nie cierp w samotności. Jeśli choć trochę zmniejszę twój ból to... pozwól, że ci pomogę.
Blondyn popełnił błąd przychodząc tutaj. Nie powinien w ogóle przychodzić do domu potomka Alberichów, ponieważ coś w głosie Kaeyi na niego wpływało. Jego głos jakby rzucił na niego urok. Ostatnie słowa jakie wypowiedział niebieskowłosy to było wystarczająco by ostatnie zahamowania puściły
Dainsleif się złamał.
Cała wściekłość i furia sprawiały, że widział w czerwieni. Zatracił się w swoim przekleństwie ciemności i zepsuciu. Zawsze sobie mówił, że był cywilizowany, lecz jego ciało i umysł go zdradzały gdy przyszło co do czego.
- Jak ja cię kurwa nienawidzę jebany skurwysynie- wypowiedziane z taką intensywnością, że włosy na karku Kaeyi stanęły dęba.
Ręce Dainsleifa były wszędzie na ciele drugiego, drapiąc i łapiąc. Całował go po szyi, klatce piersiowej i udach wgryzając się w jego skórę jakby chciał zostawić blizny. Na początku robił to lekko, lecz im więcej czasu mijało tym więcej flustracji się z niego wylewało. Gryzł go tak jakby chciał go pożreć w całości na surowo do tego stopnia, że niebieskowłosy krwawił. Zachowywał się jak wygłodniałe zwierzę. Był oślepiony przez samotność. Oślepiony przez furię. Oślepiony przez prawdę. Oślepiony przez niesprawiedliwość tego świata.
Kaeya pozwalał mu na wszystko. Drugi mógł z nim robić co tylko zechciał. Bo Kaeya Alberich był nikim jeśli nie narzędziem. Najpierw był narzędziem swojego ojca będąc jego ostatnią nadzieją. Potem był narzędziem w rękach Ragvindrów, które za kulisami pomogło Dilucowi zostać najmłodszym kapitanem kawalerii w historii. Był do tego przyzwyczajony. Jego ciało i umysł nigdy nie były jego i nigdy też nie będą. Kapitan czuł radość z tego, że wreszcie ktoś ma z niego pożytek, choć następnie jak zawsze zostanie porzucony. Ale to nie szkodzi, bo do tego też już się zdążył przyzwyczaić.
- Posunąłeś się nawet do zwrócenia na siebie uwagi bogów, pokładając w nich swoje zaufanie- blondyn z obrzydzeniem spojrzał na wizję przypiętą do paska, który leżał na ziemi. Wizja zaczęła świecić jaśniej jakby go usłyszała i chciała z niego zadrwić.- Jak to jest? Być w ich łasce? Czy jesteś pełen spokoju i wyciszenia jak to próbowali nam głosić żebyśmy w nich wierzyli?
Zanim się spostrzegł to już otworzył nogi Kaeyi. Blondwłosy spojrzał w dół. Był twardy od czegoś takiego? Dain tego nie kwestionował.
- Odcięty od przeszłości mówisz? Wiesz jak wiele z nas chciało to zrobić? Jak wiele osób z Khaenri'ah to zrobiło?- blondyn kontynuował swój monolog.
Dainsleif splunął na jedną z dłoni, gładząc nią swojego penisa. Popatrzył ponuro na klatkę piersiową Kaeyi, która nierówno się unosiła. Drugiej ręki użył by rozsunąć jego pośladki. Następnie ustawił członka równo z wejściem Albericha. Spojrzał w jego samotne gwieździste oko. Symbol skąd pochodził.
- Odpowiedź na to pytanie brzmi zero, żaden, nikt. Nawet ja- mężczyzna zacisnął zęby.
Ślina to zdecydowanie niewystraczający lubrykant, była o wiele daleko od wystarczającego. Jednak po co się tym przejmować?
- Bez względu na to, jak bardzo próbowaliśmy, bez względu na to, ile wycierpieliśmy, nie możemy ignorować rzeczywistości
Dain wiedział, że to za mało, lecz mimo to złapał dłonią Kaeyę za talię dla większej stabilności.
- Nie da się uciec od rzeczywistości- jednym pchnięciem blondyn wszedł w rycerza.
Kapitan krzyknął. Krzyknął tak jak krzyczeli jego przyjaciele gdy na jego kraj spadł gniew bogów. Dainsleif dobrze pamiętał ich krzyki absolutnej agonii. Krzyk Kaeyi nie był nawet w połowie tak intensywny jak te ich, ale wciąż rozbudzał w blondwłosym furię. Niebieskowłosy zakrył usta ręką aby więcej nie wydawać dźwięków, lecz wściekłość Daina była rozbudzona jeszcze bardziej.
Bez ani chwili wytchnienia dla rycerza Dainsleif zaczął się poruszać. Blondyn mógł poczuć jak coś się rozrywa i wylewa się jakaś ciepła ciecz, ale go to nie obchodziło. Dla Daina liczyła się teraz ta wściekłość, której próbował raz na zawsze się pozbyć goniąc za swoją przyjemnością.
Dainsleif znów spojrzał w dół. Był ciekawy jak potomek Alberichów to znosił. Czy żałował, że złożył taką ofertę blondynowi? Może bał się, że Dain poważnie go skrzywdzi? Jego jasne oczy przeszły do miejsca, w którym ich ciała było złączone. Kaeya krwawił. Oczywiście, że on krwawił. Kto nie krwawiłby po czymś takim? Czerwona ciesz spływała mu po udach niszcząc śnieżnobiałą pościel i prześcieradło.
Dain nie wiedział co myśleć. Po takim traktowaniu nie powinno odczuwać się przyjemności, lecz członek drugiego stał dumnie w górze. Z ust niebieskowłosego było słychać sapanie i głośne wzdechy, ale nigdy go nie odepchnął lub kazał mu przestać. Kaeya wyglądał jakby kompletnie nie wiedział co się z nim dzieje. Jego oko wykazywało przyjemność, a plecy wyginały się w cudowny łuk. Dainsleif miał ochotę jakoś to wszystko skrytykować. Zarówno tą bezbożną postawę ciała Albericha jak i swoją własną palącą potrzebę zadania mu więcej bólu.
Oboje byli grzesznikami. A tylko grzesznik mógł przynieść odkupienie drugiemu grzesznikowi. Kto powiedział, że nie mógł także go potępić?
Dainsleif zaczął poruszać się szybciej, sprawiając że jego miednica spotykała się z tyłkiem Kaeyi z obrzydliwym dźwiękiem. Blondyn patrzył na swoją rękę dotkniętą klątwą, która ciasno trzymała talię Albericha zostawiając na niej brzydki siniak w kształcie dłoni. Blondwłosy wziął Kaeyę za jego długie, niebieskie włosy złączając ich usta w gorącym pocałunku. Dain zrobił to by usunąć z twarzy Kaeyi ten okropny uśmiech pełen przyjemności. Choć jego ciało było aktywnie krzywdzone, lecz ten uśmiechał się do blondyna. Niewiarygodne.
Nie powinno to mu się podobać.
Blondyn ugryzł usta drugiego do krwi, sprawiając by ten na sekundę je otworzył wypuszczając dźwięk bólu. Dainsleif nie czekał na pozwolenie. Jego język od razu znalazł się w buzi Kaeyi eksplorując każdy zakamarek z nieopisywalną nienawiścią. Wszystko Dainsleif robił Alberichowi było ordynarne i brutalne.
Dain odepchnął od siebie głowę niebieskowłosego i wyszedł z niego. Blondyn obrócił mężczyznę na brzuch rozsuwając mu pośladki. Chwilę potem znów w niego wszedł jeszcze mocniej i okrutniej niż wcześniej. Z ust Kaeyi posypała się seria jęków. Dainsleif oplótł rękę wokół penisa drugiego wolno go stymulując.
- Więcej agh~! Daj mi więcej- prosił Alberich starając się poruszając biodrami tak by jego członek był zadowalany przez rękę Dainsleifa.
- Naprawdę myślisz, że możesz wystawiać jakiekolwiek żądania?- blondwłosy zabrał swoją rękę z penisa Kaeyi.
Alberich zaczął coraz głośniej jęczeć gdy Dain cały czas trafiał w idealne miejsce. Po krótkim czasie blondyn zrobił jeden mocniejszy ruch bioder i doszedł w środku Kaeyi od razu potem wyciągając.
- A-ah.. ngh~
Dainsleif znów obrócił mężczyznę. Blondyn chciał widzieć jego twarz. Chciał widzieć jak jego ciało to znosi.
Głodne oczy blondyna następnie rozpoczęły wędrówkę po całym ciele Albericha. Jego uda całe podrapane oraz w licznych ugryzieniach. Na talii miał ślad w kształcie dłoni Dainsleifa i mnóstwo drobnych ugryzień. Klatka piersiowa to był najbardziej poraniony region. Skóra Kaeyi przybierała tam lekko czerwony kolor z powodu licznych malinek i ugryzień. Wreszcie Dain spojrzał na wejście niebieskowłosego. Wydobywała się z niego mieszanka krwi ze spermą. Odrażający widok.
- Jesteś obrzydliwy.
Alberich głośno oddychał patrząc w sufit. Jego dolna partia ciała była była praktycznie bezczucia. Z ust niebieskowłosego wypływała ślina i krew. Dainsleif już miał znów wpijać się w jego wargi jednak coś go powstrzymało.
- T-tutaj...- rzekł ochryple Kaeya.
Dain przerwał swoje procesy myślowe gdy delikatny dotyk spotkał jego rękę. Właśnie wtedy blondyn zdał sobie sprawę jak mocno zaciskał prześcieradło tuż przy głowie Kaeyi. Ściskał je tak mocno, że jego knykcie pobielały. Ostrożne dłonie Albericha otworzyły zaciśniętą dłoń, masując spięte mięśnie. Dainsleif patrzył na to wszystko zdezorientowany, dłonie niebieskowłosego prowadziły jego rękę...
...do jego szyi.
- Tutaj- powtórzył Alberich, poprawiając dłoń Daina na swojej szyi.- Możesz tutaj.
Ręka skażona wpływem abyss. Odznaczała się tak bardzo na tle skóry kapitana kawalerii. Blade ciało zaczęło się trząść na tą ofertę. Dainsleif czuł jak gorące łzy budują się w jego oczach. Blondyn wiedział, że to złe. Nie powinien był wyrzucać całej swojej wściekłości na Kaeyę, a ten nie powinien był tak bezmyślnie siebie ofiarować. Kaeya nie powinien dawać swojego życia w ręce kogoś kto zawiódł w obronie Khaenri'ah. Dain w zasadzie nic nie wiedział o tym człowieku. Znał tylko i wyłącznie jego nazwisko.
Ale...
Alberich otworzył usta najpewniej by coś powiedzieć. Dainsleif szybko go powstrzymał naciskając na jego chudą szyję. Ucisk był przemyślany, zaczynając od lekkiego nacisku i stopniowo narastając, aż zaczął utrudniać przepływ powietrza drugiemu. Oko Kaeyi się rozszerzyło w lekkim zaskoczeniu. Niebieskowłosy jednak spokojnie leżał nigdy nie krzywdząc Daina by się uwolnić.
- Nienawidzę cię skurwysynie- wypowiedział Dainsleif, a po jego pięknej twarzy spływały łzy.
Wieki bólu, cierpienia i samotności wychodziły na zewnątrz. Im mocniej ściskał szyję potomka rodu Alberich tym więcej łez leciało z jego gwiezdnych oczu. Mimo że to Kaeya był tym, który był duszony to Dain również miał trudności z oddychaniem. Jednocześnie ta cała sytuacja sprawiała, że czuł się okropnie i wspaniale w tym samym czasie. Wspaniale, bo to był jednej z nich, jeden z Alberichów. To Alberich spowodował, że jego biedna Lumine miała takie okrutne spojrzenie na świat i wyzwała Celestię na wojnę. To Alberich mu ją ukradł oraz zdeprawował, żeby robiła te wszystkie złe rzeczy dla rewanżu na bogach.
A okropnie... bo to zwyczajnie było okropne.
- Jak możesz? Jak możesz tak bezwstydnie używać tego nazwiska nie wiedząc nawet o grzechu, które nosi?- spytał nie oczekując żadnej odpowiedzi z powodu jego ręki zaciśniętej wokół szyi Kaeyi.
Blondyn lekko zwolnił uścisk pozwalając Alberichowi na łyk powietrza zanim znów niemiłosiernie zabrał mu do niego dostęp. Dainsleif patrzył z poczuciem winy jak i chorą przyjemnością jak pojedyncze oko łzawi z braku tlenu. Jego oko coraz bardziej traciło skupienie aż w końcu omal się nie zamknęło. Dain na ten widok puścił gardło rycerza, lecz wciąż zostawił na nim swoją dłoń. Niebieskowłosy zaczął siarczyście kaszleć, biorąc to płuc tlen, który należał się jego ciału.
- Czy ty w ogóle wiesz co próbowali zrobić twoi przodkowie? Czy masz pojęcie jak dużo bólu przynieśli mieszkańcom Khaenri'ah?
Kaeya był zbyt zajęty łapaniem powietrza by chociaż usłyszeć pytanie. Dainsleifowi to się nie podobało. Blondyn wszedł brutalnie w niebieskowłosego trafiając perfekcyjnie w jego prostatę. Niebieskowłosy ponownie poczuł rękę zaciskającą się na jego gardle. Dain patrzył na to jak Kaeya wbił paznokcie w wierzch dłoni najpewniej nawet tego nie zauważając. Mężczyzna tak ładnie się przed nim eksponował.
- Oni wszyscy cierpieli... a wy Alberichowie... twój przodek i to przeklęte abyss order tylko pogarszali ich sytuację! Co ty w ogóle wiesz o tej klątwie?
Blondyn znów lekko zwolnił uścisk, patrząc mu w oczy. Zrobił ruch biodrami w tył wolno wysuwając się z Kaeyi. Niebieskowłosy już przez sekundę myślał, że to koniec gniewu Daina, lecz się mylił. Dainsleif po raz kolejny mocno się w niego wbił poruszając się w nim bezlitości. Blondwłosy zaczął bawić się oddechem mężczyzny dopasowując presję wywieraną na jego szyję do szybkości jego pchnięć.
- Czy to niewystarczające, że bogowie raz nas ukarali? Czy to niewystarczające, że nasz naród został zniszczony jak domek z kart? Dlaczego nie nauczyliście się niczego z przeszłości!?
Dain wolną ręką zaczął dotykać członka Kaeyi. Poruszał biodrami i stymulował jego penisa w tym samym czasie. Głowa niebieskowłosego była gdzieś w całkowicie innym wymiarze. Był pieprzony, duszony i stymulowany od przodu. Nie mógł się na niczym skupić.
- A..ach
Idealnie wymierzone pchnięcie sprawiło, że Alberich doszedł brudząc swój brzuch białą cieczą. Kaeya aż trząsł się z tej wszechogarniającej przyjemności. To nie było wystarczające dla Dainsleifa. Blondyn nie przestawał poruszać biodrami nieważne czy Kaeya syczał z bólu.
Wreszcie ręka trzymająca go za szyję odpuściła zostawiając po sobie ślad jak drogocenny naszyjnik. Dain zbliżył się do szyi niebieskowłosego liżąc podrażnioną skórę. Tak ładnie wyglądały te siniaki rosnące na skórze Albericha zrobione własnoręcznie przez niego. Dainsleif na ten widok kompletnie zatracił się w pokusie.
Kaeya był nadwrażliwy. Dopiero miał orgazm, a Dain ani myślał o przerwie. Jego ruchy wręcz bestialsko brutalne i szybkie. Cała siła Dainsleifa została włożona w jego pchnięcia. Chciał widzieć więcej tych żałosnych wyrazów twarzy Kaeyi, chciał usłyszeć więcej jęków Kaeyi, chciał wszystkiego więcej.
Alberich przechylił głowę na bok krzycząc z bólu jak i przyjemności. Jego ciało było tak wrażliwe, że czuł absolutnie każdy ruch Daina dwa razy mocniej. Niebieskowłosy po prostu leżał i przyjmował to co dawał mu Dainsleif.
Blondyn w pewnym momencie się zatrzymał i po raz drugi doszedł tej nocy z jękiem na ustach. Ciepło znów zalało Kaeyę od środka. Niebieskowłosy był na granicy przytomności, a jego wnętrze płonęło.
Kaeya skupiał się na tym by nie pozwolić sobie zamknąć oczu gdy poczuł coś mokrego na swojej szyi. Dainsleif chował twarz w szyi drugiego płacząc. Alberich nie mógł zobaczyć twarzy Daina, lecz blondyn miał świadomość, że ten wie o jego szlochu. Dainsleif nigdy nie przestał płakać podczas seksu nawet gdy szeptał pod nosem "nienawidzę cię" bądź "ty skurwysynie" skierowane do Kaeyi.
- Nie mogę zmusić cię do dźwigania tego ciężaru. To nie twoja wina- głos Daina był cichy i delikatny, zupełne przeciwieństwo jego wcześniejszego tonu.
Po byciu pochłoniętym przez wściekłość oraz nienawiść, Dainsleif zaczął być pożerany przez poczucie winy. Łzy, które teraz spływały mu po policzkach były inne niż te wcześniejsze. Choć też były zrodzone ze flustracji.
- Jeśli pozwolę ci przyjąć na siebie wszystkie grzechy... to nie będę niczym się różnić od nich
W jego gardle rosła wielka gula. Dainsleif zauważył, że Kaeya czuł się odpowiedzialny za wykroczenia swojego klanu tak bardzo, że myślał, że zasługuje na karę. Za każdym razem gdy Dain próbował się odsunąć, Kaeya go powstrzymywał, żeby kontynuował ranienie go. Robił to swoimi rękami bądź nogami lub spojrzeniem. Coś we spojrzeniu Albericha sprawiało, że blondyn nie mógł się ruszyć bez pozwolenia. Za każdym razem gdy Dain miał przestać robić coś z tak intensywną siłą, Kaeya go prowokował by ten wciąż go ranił. To było przerażające jak Alberich łatwo czytał w myślach Dainsleifa. Wiedział dokładnie co zrobić i kiedy., żeby dostać oczekiwany rezultat.
- Nie chcę cię nienawidzić...- zostało wypowiedziane prawie niesłyszalnie.
Za każdym razem gdy Dain ofiarował mu delikatny dotyk, Kaeya uciekał od niego.
Blondyn spoglądnął na Albericha ostatni raz łącząc ich usta w pocałunku. Tym razem był on czysty i miły, czyli taki jaki powinien być.
***
Następnego dnia Kaeya obudził się sam w zimnym, zakrwawionym łóżku. W zasadzie właśnie tego się spodziewał. Nie był ani odrobinę tym faktem zaskoczony. Zawsze tak było prawda? Ludzie przychodzili dostawali to czego chcieli i odchodzili. Tak zrobił jego ojciec, Crepus i Diluc, a teraz również i Dainsleif.
Kaeya znów był sam. Znów był zraniony i znów był sam. Ale to nieważne. Sam się pozbiera i wróci na nogi jak zawsze. W końcu znał siebie najlepiej, więc wiedział czego potrzebował.
Alberich wstał z łóżka szybko orientując się, że to błąd. Jego nogi odmówiły mu posłuszeństwa i z hukiem znalazł się na twardej podłodze. Kaeya został tak przez jakiś czas zbyt zmęczony by się podnieść. Po paru minutach zaczął się czołgać w stronę łazienki po drodze biorąc swoją wizję, która razem z jego paskiem leżała na podłodze.
Niebieskowłosy usiadł w prysznicu. Kapitan wziął do lewej ręki wizję i wolno rozchylił uda lekko obawiając się widoku, który go zastanie. Alberich syknął gdy dotknął swojego wejścia prawą dłonią. Już wiedział, że to nie będzie przyjemne, ale cóż takie życie. Kaeya wziął parę głębokich wdechów zanim wziął słuchawkę prysznica wkładając ją sobie między nogi. Alberich metodycznie umył się od zewnątrz. Teraz czekała go najgorsza część. Kaeya przełknął ślinę. Kapitan mocniej zacisnął lewą dłoń na wizji.
Wdech i wydech. Palce wewnątrz i palce na zewnątrz. Palący ból rozpierał jego wnętrze. Kaeya dokładnie zeskrobywał ze swoich ścian całe pozostałości z zeszłej nocy, co nie należało do przyjemnych odczuć. Alberich głęboko westchnął gdy wreszcie skończył. Za chwilę to się skończy musiał tylko jeszcze coś zrobić i wszystko będzie dobrze. Kaeya wsadził w siebie dwa palce aplikując na nie cryo. Kolejny wdech i wydech. Nie było innego wyjścia jeśli chciał chodzić. Jego cryo mogło leczyć. Wystarczy tylko, że znajdzie miejsce w którym Dainsleif go rozerwał.
Stłumiony krzyk rozszedł się po łazience. To tak cholernie bolało. Wystarczy, że trochę przytrzyma tam rękę i już wszystko będzie dobrze. Kaeya dodał więcej cryo potęgując swój ból.
Po paru minutach Kaeya wreszcie stanął na nogi. Próbował się przejść by zobaczyć jak bardzo po nim widać, że coś było nie tak. Jego chód był dość sztywny, a jak próbował chodzić szybciej to na jego twarzy pojawiał się grymas bólu. Nie tylko swoim chodem martwił się Alberich. Swoim cryo udało mu się załatwić parę zadrapać i siniaków, które podarował mu Dain, lecz było ich zwyczajnie za dużo by mógł wszystkie uleczyć. Jak jego uda mogły być pokryte malinkami i zadrapaniami, to nikt i tak ich nie widział w jego spodniach, tak jego szyja oraz klatka piersiowa to zupełnie inna sprawa. Ślad ręki Dainsleifa na jego szyi był nadal bardzo widoczny mimo licznych prób zlikwidowania go lodem.
Chociaż z drugiej strony... czy Alberich chciał żeby jego ciało znów było tak obrzydliwie puste? Musiał sobie przyznać, że lepiej się prezentował w takiej postaci. Na to właśnie zasługiwał.
Kaeya nie wziął do Sumeru żadnego golfa, gdyż wątpił żeby były mu potrzebne w ciepłym klimacie. Oj jak bardzo się mylił...
- To będzie 500 mora- powiedziała ciepłym głosem sprzedawczyni pakując mu trzy golfy.
- Proszę bardzo- Kaeya wręczył jej pieniądze.
Kobieta przez dłuższy czas go obserwowała w ciszy. Musiała zauważyć sińce na szyi, jednak nic nie powiedziała wręczając mu jego zakupy.
Alberich błyskawicznie ulotnił się ze sklepu idąc do mieszkania. Wziął jednej ze swoich nowych golfów i go nałożył. Pasował idealnie i co najważniejsze ukrywał wszystkie ślady. Kaeya pierwszy raz od kiedy Varka zabrał mu kawalerię cieszył się, że nie będzie musiał jechać konno do Mondstadt. To byłaby istna katorga.
Niebieskowłosy ostatni raz ogarnął wzrokiem apartament. Zakrwawiona pościel i prześcieradło zostały zmienione, a kabina prysznicowa również była wyczyszczona. Nie pozostało żadnych dowodów. Kaeya wziął do ręki czystą kartkę papieru. Wiedział, że Dain tu wróci i chciał zostawić mu wiadomość. Zadowolony z rezultatów Alberich wreszcie wyszedł z mieszkania udając się do domu.
Może Dainsleif mówiąc, że Kaeya bezprawnie używał swojego nazwiska albo że był w łasce bogów nie był w błędzie. Może Kaeya naprawdę był uprzywilejowany.
Chociaż... czy łaska bogów to mondstadzka wizja z brakującą trzecią parą skrzydeł, ironicznie cryo czyli przeciwieństwo żywiołu jego brata? Czy łaska bogów to danie mu tej wizji w chwili gdy miał umrzeć z rąk Ragvindra jako kara za jego oszustwa? Nie pozwolili mu nawet umrzeć w prawdzie zmuszając go do dalszego życia w kłamstwie. Wizja choć pięknie lśniła niebieskim światłem i była przedłużeniem jego duszy to wciąż była drwiną w jego kierunku. To był jakby żart bogów z którego mogli się śmiać z góry. Każdego dnia patrzył na wizję u swojego pasa i przypominał sobie jak bardzo tu nie pasował. Brakująca para skrzydeł świadczyła o tym aż nadto.
Skoro nie było dla niego miejsca w Mondstadt to czemu tam zostawał? Mógłby wrócić pod ziemię do innych mu podobnych zrodzonych z głodu i cierpienia. Nie było jednak w tym sensu. Kaeya nie chciał tam wracać. Kaeya bał się tam wracać. Dziedzictwo Khaenri'ah dawno przeminęło. Pozostali tylko grzesznicy, a o nich nie warto wspominać. Alberich był tego świadom. On i inni mu podobni nigdy nie zaznają spokoju. Dokładnie jak to powiedział Dainsleif.
Nie ważne jak bardzo próbował sobie wmówić, że jego korzenie nie były ważne. To Dain miał rację. Nie da się uciec od rzeczywistości.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top