Rozdział 36.
— No i dupa z planu — burknął Kenji.
— Co ty nie powiesz — westchnęła Aileen.
Mieli plan. Ale nie mogli go zrealizować, bo Warner został zamknięty dosyć daleko od reszty. Lena, nadal nieprzytomna, została skuta kajdanami, które nie puszczały wolno Energii, tak jak reszta. Ulokowali po dwie osoby w wąskich celach. Aileen trafiła do jednej z Kenjim i tuż po tym, jak skończyła się wściekać na zdrajcę Temple'a, zaczęła warczeć na miejsce, w jakim przebywali. W końcu chłopak nie wytrzymał.
— Kobieto, wiesz, że najlepiej myśli się w ciszy? — warknął.
— Ty umiesz myśleć? — sarknęła.
— A zdziwisz się.
Jęknęła i oparła głowę o mur, po czym zamknęła oczy. Kenji poczekał, aż się nieco rozluźni i kopnął ją lekko w nogę. Otworzyła jedno oko i zmierzyła go zimnym spojrzeniem.
— Nie wiesz, że najlepiej się myśli z zamkniętymi oczami? — zadrwiła.
— Musimy coś wymyślić, a nie spać.
Westchnęła.
— Szkoda, że nie mogę użyć mojego daru.
— Czemu nie?
— Po pierwsze... — uniosła do góry skute ręce. — A po drugie, cały Kapitol działa dzięki prądowi. Moja teleportacja zakłóciłaby ich pracę, co doprowadziłoby do wielu nieciekawych sytuacji.
— Przejmujesz się?
Aileen zmrużyła powieki.
— Jesteśmy w podziemiach. Brak prądu równa się brakowi klimatyzacji. Brak klimatyzacji jest jednoznaczny z brakiem powietrza. To dalej skutkuje tym, że albo by nas tu zostawiono, byśmy umarli, albo zabraliby nas do innych cel, w najdalszym skrzydle. A z tego miejsca mamy bliżej do kwater. Zatem tak. Przejmuję się.
Kenji otworzył usta.
— Co jeszcze?
— Są tu różne aparatury, nie tylko medyczne. Drzwi, blokady, komputery... — Dziewczyna wzniosła oczy do góry. — Potrzebujemy tego, bo nie możemy polegać wyłącznie na Lenie i Warnerze.
— O... ok. — Kiwnął głową.
Aileen posłała mu słaby uśmiech i zamknęła oczy. Kenji zrobił to samo.
***
— Usiądź wygodnie — powiedział Bhaduri.
— Dziękuję.
Warner zajął miejsce na krześle i położył skute ręce na udach. Zmierzył Naczelnych wzrokiem. Oczywiście pominął Temple'a. Jego obdarzył jedynie spojrzeniem wyrażającym najgłębszą pogardę. Nie dał po sobie poznać, że zabolał go brak Julii.
— Obstawiam, że wasza uprzejmość to zaledwie początek mojego piekła?
— Dlaczego tak sądzisz? — spytał Casas. — Wystarczy, że będziesz współpracował, a tobie i twoim koleżkom nie stanie się krzywda.
— I sądzicie, że to zrobię?
Warner uśmiechnął się chłodno. Był znacznie młodszy od Naczelnych. Jednak był synem jednego z nich. Był synem człowieka, który miał największe wpływy na Ziemi i przez którego Komitet tak bardzo wzrósł w potęgę. I to właśnie zaważyło na tym, że Warnera traktowali tak, a nie inaczej.
— Masz inne wyjście?
Naczelni nie zamierzali się z nim kłócić.
— Czego chcecie? — Warner stracił chęć na bycie kulturalnym. Za długo przebywał z Kenjim.
— Jesteś zdolny, chłopcze.
— Dziękuję.
— Zamknij pysk — warknęła Naczelna Promise. Jej czarna twarz pociemniała.
Warner jedynie uniósł brew.
— Mogę kontynuować? — prychnął Bhaduri. — Dziękuję. Do rzeczy, Aaronie. Jako syn Naczelnego Andersona i głównodowodzący sektora...
— Były — poprawił go Warner.
— ... wiesz, na czym polega władza.
Kiwnął głową. Spojrzał poważnie na Naczelnych i poczuł niepokojące uczucie w żołądku. Naczelni mówili o władzy... a nie było z nimi Julii. Gdzie była? Czyżby się im sprzeciwiła i straciła życie?
Nie. Po co mieliby zabijać osobę, której śmierć przedtem ukartowali?
— Do rzeczy — rzucił sucho. Modlił się, by jego przypuszczenia nie okazały się być faktami.
— Jeżeli namówisz twoich towarzyszy na to, by wstąpili do naszej armii, zostaniesz nowym Naczelnym.
Warner otworzył szeroko oczy. Naczelny. Stanowisko człowieka, który był jednym z sześciu najważniejszych na całym świecie. Na czyje miejsce?
Nie tylko jego dręczyły te myśli. Temple poruszył się na krześle.
— W czyim zastępstwie? — spytał zaskoczony.
— Twoim — odparł spokojnie Bhaduri. Skinął głową, a strażnik stojący za zdrajcą wyciągnął pistolet i wymierzył w jego głowę. Nie zdążył jednak go zastrzelić. Jego ręka wygięła się w nienaturalny sposób, co sprawiło mu wręcz nieludzki ból, sądząc po jego krzyku. Nabój, który miał trafić w głowę Temple'a, jakimś cudem przestrzelił kajdany Warnera. Chłopak otarł nadgarstki i zerwał się na równe nogi. Prędko zaczerpnął Energii zdrajcy i zaczął ją poznawać.
Sterowanie materią. Boże, to była chyba tak potężna moc, jak Energia Julii i Leny. Z takim czymś można zrobić wszystko. Wyciągnął rękę w stronę stołu. Maleńkie atomy, z których był zbudowany, zaczęły zmieniać swoje miejsce, co spowodowało, że kształt stołu również uległ zmianie. Poczuł euforię. Naczelni wycofali się w popłochu, a Warner stanął naprzeciwko Temple'a. Nie wypuszczał Energii. Stół zaczął się formować i otaczać lidera-Naczelnego. Mężczyzna również dosięgnął mocą przedmiotu. I on, i Warner używali tego samego daru na jednym przedmiocie. Jednak chłopak poznał go kilka chwil przedtem. Temple znał go całe życie. Sprawdzali swoje możliwości w walce. Na skroniach blondyna pojawił się pot. Z jego gardła wydarł się cichy jęk.
Naczelna Promise zakradła się od tyłu do Temple'a. Ten, zajęty Warnerem, nie zwrócił na nią uwagi. I to wystarczyło, aby kobieta uderzyła go od tyłu krzesłem. Kiedy upadł, Warner podbiegł, a raczej zatoczył się, po czym złapał lidera za szyję i ścisnął mocno. Brał resztki jego Energii i skupiał się na tym, by cząsteczki jego ciała zabudowywały jego tchawicę i zakłócały pracę mięśni serca. Ciało Temple'a zaczęło dygotać. Warner był mokry od potu, ale skupiał się na tym, by dokończyć dzieła. Kiedy poczuł, że w mężczyźnie pod nim zamiera życie, puścił go i upadł bezwładnie na podłogę. Jak przez mgłę dochodziły do niego wściekłe krzyki Promise, rozgniewanej na sparaliżowanych ze strachu strażników. I tyle zapamiętał, zanim odpłynął.
***
— Co jest? — Kenji ocknął się gwałtownie, kiedy do jego oczu dosięgły jasne promienie. Usłyszał dźwięk, jakby rzucono workiem z ziemniakami, po czym w celi znowu zapanowała ciemność.
Usłyszeli cichy jęk. Znajomy jęk.
— Warner? — spytała Aileen.
— Aileen?
— Co ci się stało?
Ostrożnie do niego podeszli. Dziewczyna dotknęła twarzy brata i wzdrygnęła się, czując napiętą i mokrą skórę.
— Temple.
Warner z wysiłkiem usiadł, podpierając się na skutych rękach. Aileen i Kenji pomogli mu oprzeć się o ścianę.
— Co z nim?
— Zabiłem go.
Osłupieli.
— Jak?
Opowiedział im wszystko. Przerywał co jakiś czas, ziewając. Nie przerywali mu i nie zadawali pytań. Kiedy skończył, w celi zapanowała cisza. Aileen i Kenji intensywnie rozmyślali nad tym, co usłyszeli. Warner położył się na podłodze i zamknął oczy. Po chwili już spał. Aileen położyła rękę na jego czole.
— Za dużo Energii przepłynęło przez jego ciało — stwierdziła cicho.
— Co teraz?
— Jest silny, powinien się przespać... i wziąć proteiny.
— Skąd ci wezmę proteiny? - prychnął cicho Kenji.
— Z ukrytej kieszeni. Pomóż mi, nie dosięgnę jej w kajdanach.
Usiadła tyłem do chłopaka i cichym głosem instruowała go, co ma robić. Kenji włożył ręce pod jej bluzkę i sunął nimi do góry.
— W lewo — szepnęła. Znalazł grubszą warstwę materiału pod jej lewą łopatką. Szwy były tam luźne, dzięki czemu mógł je rozerwać. Wyciągnął trzy maleńkie tubki i spinkę do włosów.
— Typowa dziewczyna — mruknął.
— Daj to.
Zaczęła gmerać przy zamku kajdan chłopaka. Kenji obserwował jej zmagania z powątpiewaniem. Aileen, mamrocząc coś pod nosem, napięła palce i przycisnęła mocno. Coś w kajdanach zachrobotało. Po chwili Kenji z zaskoczeniem obserwował nagie nadgarstki z podrażnioną skórą. Uniósł do góry przedmiot, który do niedawna więził jego Energię.
— Jak? — sapnął z niedowierzaniem.
— Sama wymyśliłam ten zamek, a idioci o tym zapomnieli. — Aileen uśmiechnęła się szeroko, ukazując równe zęby i dołeczki w policzkach. — Będę ci mówić, co robić.
Kenji złapał spinkę w wolne już dłonie i zaczął gmerać w zamku kajdan według poleceń dziewczyny. Szło mu opornie, często warczał coś pod nosem, ale nie przerywał. W końcu udało mu się uwolnić dziewczynę.
— No! — Zadowolona strzepnęła dłońmi i objęła Kenjiego.
Ten przytulił ją do siebie, mile zaskoczony. Wtulił twarz w jej szyję i odetchnął, czując jej zapach. Dziewczyna drgnęła. Odsunęła się nieco od niego. Patrzyli sobie w oczy, milcząc. Nagle jednocześnie nachylili się ku sobie, a ich usta się zetknęły. To nie był ich pierwszy pocałunek. Ale był zdecydowanie najlepszy. Kenji objął dziewczynę mocniej w talii, a ta uśmiechnęła się lekko i wplotła palce w jego włosy.
Przerwali to i jednocześnie westchnęli. Aileen zaśmiała się cicho.
— Dobra, lovelasie, czas przywrócić mojego brata do życia i zakończyć wszystko.
— A już myślałem, że będziemy tu siedzieć na zawsze, razem.
— Ciekawe, ale Warner by nam przeszkadzał.
Kenji parsknął cichym śmiechem, słysząc kpiący ton Aileen. Dziewczyna, już poważna, sięgnęła po tubki z proteinami. Ostrożnie odkorkowała jedną i pociągnęła łyk, po czym zerknęła w smudze światła padającej spod drzwi, ile zostało, po czym podała Kenjiemu z poleceniem, by wypił całe. Wykonał polecenie i wzdrygnął się. Smakowało... dziwnie. Jednocześnie słono, słodko, gorzko i kwaśno.
— Co to?
— Wszystko, co jest potrzebne dla organizmu człowieka. Viatorzy byli leniwi, więc nazwali to jedynie proteinami. Normalnie człowiek musi wypić całą tubkę, która jest jak dwa pełnowartościowe posiłki, ale musimy te dwie oddać Warnerowi. Stracił za dużo siły, a potrzebujemy go.
— Rozumiem.
Usiedli w ciszy, jednak tym razem oparli się o siebie. Kenji położył dłoń na dłoni Aileen.
— Nie ciesz się tak.
— Nie cieszę się. — Ukrył to, że na twarzy miał zadowolony uśmiech.
— Wcale.
— Jak sądzisz, gdzie jest Julia? — spytał.
Aileen spoważniała.
— Boję się tego, gdzie może być. Nie bez powodu się nie zjawiła.
— Myślisz, że coś jej zrobili?
Pokręciła głową.
— Jest zbyt cenna. Jej potęga może nas wszystkich zabić. I uratować. A oni chcą ją kontrolować.
— Wiesz... twoja siostra kiedyś powiedziała, że ty i Lena jesteście jak yin i yang.
Aileen przekręciła głowę, by na niego spojrzeć. Kiedy zobaczyła, że mówi poważnie, wykrzywiła wargi.
— Na pewno źle ją zrozumiałeś.
— Ale ona powiedziała...
— Ja i Lena nie jesteśmy swoimi przeciwieństwami — przerwała mu. — Znasz zasady yin i yang?
— Tak.
— Właśnie. Jedno nie może istnieć bez drugiego. Jedno jest przeciwieństwem drugiego. Jedno może się zamienić w drugie. Nie jesteśmy nimi. To... Boże. — Sapnęła przerażona.
Kenji nachylił się nad nią.
— Co? — spytał z niecierpliwością. — O co chodzi, Aileen?
— Moja siostra... zmieniała Lenę. Razem z pewnym chłopakiem o takim samym darze. On potem wyjechał. Na misję... Kenji. Kenji, April miała rację — złapała go za ramiona i potrząsnęła. — Nie ja i Lena jesteśmy yin i yang, ale Lena i Julia. Rozumiesz?
— Jedno jest przeciwieństwem drugiego... — osłupiał Kenji.
— Tak! Widzisz to? To, jaka jest teraz Julia... Lena była tak samo zła. Tylko, że znała jedynie Viatorów, a nie Komitet. Wybrała stronę, która się nią opiekuje. Dlatego Julia jest z Naczelnymi. Ten chłopak pojechał na misję, czyli do Kapitolu, a pomógł mu Temple.
— On zmienił Lenę na inne, a potem Julię. Bo wiedział, jak ma mieć w głowie Dżej — dopowiedział Kenji.
— A jedno nie może istnieć bez drugiego. Obie oberwały w tym samym czasie. Gdyby jedna umarła, druga także odeszłaby z tego świata — zakończył trzeci, zachrypnięty głos.
— Obudziłeś się. — Aileen podeszła do Warnera i zaczęła szybko otwierać jego kajdany. — Bardzo dobrze. Musisz szybko wziąć się w garść.
— No co ty. — Chłopak powoli podniósł się do pozycji siedzącej, a siostra podała mu tubki.
— Pij.
— Co to?
— Proteiny.
Warner kiwnął głową i bez marudzenia wypił zawartość obu tubek. Nie skrzywił się przy tym. Potem rzucił tubki w kąt i spojrzał na Aileen.
— Wymyśliliście coś?
— Ledwo.
Chłopak zamknął oczy i skupił się.
— Potrzebujemy Leny?
— Jak najbardziej.
— Jest dwie cele dalej. Za drzwiami nie ma nikogo, nie wiem, dlaczego.
Kenji zerwał się na równe nogi i pomógł wstać Aileen, a potem wyciągnął rękę do Warnera. Ten uniósł brwi.
— No chodź, ziom, musisz się oszczędzać.
— Czyli będziesz mnie nosił. — Warner skorzystał z wyciągniętej ręki Kenjiego, a potem zrobił gest, jakby chciał skoczyć mu na plecy. Ten odskoczył przerażony.
— Dobra, koniec zabawy — rzuciła Aileen. — Czas uratować ludzi.
Warner kiwnął głową i z całej siły kopnął w drzwi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top