Rozdział 32.


Dwa tygodnie później

— Niech to diabli — wyszeptał Charlie. Grayson i Temple, którzy razem z nim przebywali w gabinecie, nachylili się do ekranu. Wpatrywali się w wiadomość. W miarę czytania uświadamiali sobie, co ich czeka. I nie podobało im się to.

— I co teraz?

— Wezwij Jamie'go — powiedział Grayson. Charlie wyciągnął mały telefon i wystukał coś na nim. Mieli to szczęście, że ich zdolni informatycy potrafili stworzyć sieć podziemną. Służyła do kontaktów tylko wewnętrznych, ale to zawsze było coś.

Po kilku minutach do gabinetu wpadł zdyszany Jamie.

— Co się stało?

— Naczelni mają tu wtyki — warknął Temple.

— Jakim cudem?

— To ci ludzie z Sektora! Ktoś z nich jest zdrajcą! — krzyknął Temple.

Grayson spojrzał na niego ze złością.

— Kay, uspokój się. Nie oskarżaj nikogo bezpodstawnie.

Temple walnął pięścią w biurko. Jego oczy płonęły.

— Jak mam się uspokoić?! Przez jednego z nich Gniazda już nie ma! Ilu ludzi tam zginęło? A zginie jeszcze więcej!

Dwójka liderów wymieniła spojrzenie z Jamie'm. Temple nigdy nie wypominał ofiar. Był z nich najbardziej... krwiożerczy. Żył zasadą "po trupach do celu". A teraz to.

— Co tu jest grane? — spytał Czerwony.

— Naczelni jakimś cudem zdołali wysłać do nas wiadomość.

Jamie osłupiał.

— Przecież mamy zabezpieczoną całą sieć.

— Ktoś tu jest zdrajcą. Wysłał Naczelnym sygnalik, a oni już nas mają.

Czerwony usiadł na krześle i przetarł twarz dłonią.

— Czego chcą?

— Spotkania.

— Z kim?

W odpowiedzi liderzy odsunęli się, by mężczyzna mógł przeczytać wiadomość.


— Raz... dwa... trzy... —   Wszyscy obdarzeni przyglądali się, jak Winston walczył z Brendanem. Viatorzy radośnie krzyczeli, kiedy jeden z nich wykorzystywał swój dar. Po pewnym czasie Brendana bolały stawy od zamachnięć, które trafiały powietrze, ponieważ Winston niemożliwie się wyginał, by uniknąć ciosu, a z kolei on miał blond włosy stojące od pojedynczych dawek prądu.

— Iiii... wygrał Winston! — ryknął Kenji, kiedy mężczyzna kopniakiem w kolano powalił Brendana. Albinos zaśmiał się, leżąc na macie.

— Znowu to samo.

— Pilnuj kolana, zawsze w nie trafiam — odparł wesoło Winston, pomagając wstać chłopakowi.

— Bo jesteś po prostu mało oryginalny.

Dogryzając sobie, zeszli z maty. Uśmiechnięci podeszli do stołu z wodą i jedzeniem, który stał na swoim zwykłym miejscu. Castle wymieszał karteczki w małej misie i zawołał:

— Uwaga, następna para... Lena! — rudowłosa wyskoczyła energicznie na matę — i... Warner.

Wszyscy zahukali na widok Warnera wchodzącego z krzywą miną na matę. Chłopak stanął naprzeciwko rudowłosej, mierząc ją uważnym spojrzeniem. Ci, którzy znali go chociaż trochę, widzieli skupienie i wiedzieli, że w tym momencie Warner oblicza swoje szanse i układa plan, jak wygrać pojedynek. Ustawili się w pozycjach bojowych.

— Ktoś tu zaraz polegnie — rzuciła zaczepnie dziewczyna.

— Tak, zgadzam się, już po tobie.

Lena parsknęła ze złością, kiedy wszyscy wybuchnęli śmiechem. Warner posłał jej kpiący uśmieszek wiedząc, jak ją to zirytuje.

I rozpoczęła się walka.

— Ona wie, że nic mu nie zrobi darem, prawda? — spytał Kenji. Aileen uśmiechnęła się krzywo.

— Chyba nie. Ale nie przeszkadzajmy.

Wrócili do obserwowania, jak para na macie wymienia się ciosami.

Lena była szybka i zwinna, lecz nie miała dopracowanego dobrego stylu walki. To od razu wychwycił Warner. Zorientował się, że kiedy zaczyna ją osaczać, panikuje i zadaje ciosy na oślep. Starannie wymierzał ciosy, by nie uderzyć dziewczyny za mocno. W końcu dziewczyna zaczęła się męczyć. Kiedy zobaczył w jej oczach niepewność, wykorzystał to. Zwolnił. Lena uśmiechnęła się zwycięsko i zamachnęła pięścią. A on wtedy złapał tę rękę i pociągnął w ten sposób, że dziewczyna odbiła się od jego piersi, potknęła o nogę i upadła na matę. Po sali rozeszło się echo krzyków i oklasków. Warner oparł dłonie na kolanach i starał się uregulować oddech. Lena zaklęła cicho pod nosem i zacisnęła dłonie w pięści. Kiedy blondyn podał jej rękę, by pomóc jej wstać, spojrzała na niego ze złością i poradziła sobie bez jego pomocy.

— Próbowałam cię porazić. Ale jesteś odporny — prychnęła i zeszła z maty. Warner uniósł jedynie brwi. Alex pocieszająco objął dziewczynę ramieniem.

— Jestem dumna — powiedziała Aileen, kiedy Warner stanął obok niej i Kenjiego. Rzuciła mu ręcznik.

— Ja też. Chociaż jedna osoba nie wlała mi na macie.— Brat otarł twarz ręcznikiem. —  Aczkolwiek miała w planach zabicie mnie.  

 — Żartujesz. — Aileen spojrzała ze zdziwieniem na Lenę.

— Sama mi powiedziała, że próbowała mnie porazić.— Skrzywił się.

Dziewczyna pokręciła z dezaprobatą głową i zmierzyła plecy dziewczyny chłodnym wzrokiem. Lena wyczuła to. Obróciła się i, widząc spojrzenie Aileen wyrażające naganę, beztrosko wystawiła jej środkowy palec. Dziewczyna z chęcią go odwzajemniła.

— Następna para! — Castle ponownie wylosował dwie karteczki z imionami. — Kenji... i Vivian.

— Życzcie powodzenia — mruknął Kenji.

— Mogę cię kopnąć w tył, jeśli chcesz — odparła drwiąco Aileen.

Chłopak posłał jej przerażone spojrzenie i poszedł na matę, zasłaniając dłońmi tyłek. Vivian, Viatorka, która mogła mieć 14 lat, zmierzyła go obojętnym spojrzeniem.

— Jaką specjalizację ma ta dziewczyna? — spytał Warner Aileen.

— Potrafi szczypnąć... mrozem.

Warner wymamrotał pod nosem "Powodzenia, Kishimoto".

— Aileen - usłyszeli za sobą. Dziewczyna spojrzała na Jamiego. — Mogłabyś?

— Jasne. —  Poklepała Warnera po ramieniu i odeszła z Czerwonym. Chłopak spojrzał poważnie na ich plecy, po czym wrócił do obserwowania pojedynku. Rzuciła mu się w oczy nieobecność Kentów.


Jamie i Aileen udali się do małej sali liderów. Cała trójka siedziała skupiona wokół małego monitora, dyskutując o czymś.

— Co się stało? — spytała, widząc to.

— Aileen — zaczął poważnym tonem Grayson. —   Jest ważna sprawa.

— Domyśliłam się po waszych minach — mruknęła. — O co chodzi?

— O twojego brata. — Temple zabrał głos.

— Którego?

— Jak zauważyliśmy, bliższy kontakt masz tylko z jednym. Warnerem.

Uniosła brew.

— No i?

— Naczelni dostali się przez naszą sieć. Mamy od nich wiadomość — powiedział cicho Jamie.

Dziewczyna otworzyła szerzej oczy. Potem, mamrocząc coś pod nosem o słabej sieci, nachyliła się do ekranu i odczytała wiadomość. Skrzywiła się.

— Chcą zobaczyć się z wami, Warnerem, wszystkimi obdarzonymi? Z daleka śmierdzi. To pułapka.

— Właśnie. Kto z Viatorów umie tworzyć iluzję? - zapytał Grayson.

— Sean — odparła bez wahania. — Dziś kretyn zrobił mi kawał z fałszywą Leną. Miałam ochotę go zabić.

— Potrzebujemy go. Nie zamierzam wysyłać najlepszych graczy w tej cholernej grze na pewną śmierć. — Grayson zacisnął dłonie w pięści. — Wezwij go, Jamie.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top