Rozdział 23.
Słuchał słów dobywających się z telefonu.
— Wycofali — wyszeptał Grayson. Podziękował rozmówcy i położył telefon na biurku.
Jak mało brakowało do zniszczenia i śmierci tylu ludzi. Jego szpieg dobrze pokierował Naczelnymi, by nie atakowali Sektora 45. Cywile są bezpieczni, a obdarzeni...
— Przepraszam. — W drzwiach pojawił się Willie. — Przyszła wiadomość od pana Jamiego.
— Co mówi? — spytał.
— Że sektor jest bezpieczny, a on z tymi... z mocami niedługo przybędą.
— Tyle?
— Chyba tak. Ruszyli dziesięć minut temu, będą za pięć godzin i pięćdziesiąt minut.
— W porządku. Dziękuję, chłopcze. Zawołaj Jenny.
Willie kiwnął głową i wyszedł. Po paru minutach weszła Jenny.
— No? — spytała obojętnie.
Grayson uniósł brwi.
— "No"? Tylko tyle?
— A co, mam mówić do ciebie "Słucham, jaśnie wielmożny panie"? — prychnęła kobieta. Odgarnęła ciemne włosy do tyłu.
— Na szacunek chyba zasługuję. W końcu pomogłem tobie i twojej rodzinie — zirytował się Grayson.
— Zniszczyłeś to, wykorzystując nas i narażając każdego dnia życie Jamiego.
— Twój brat dobrze sobie radzi. Gdyby się dowiedział, że się o to rzucasz, wściekłby się.
— Miałby wtedy przechlapane, tak samo, jak w dzieciństwie. Po co tu jestem? — warknęła rozdrażniona Jenny.
— Przypilnuj, żeby przygotowano pokoje. Twój brat wraca z 45-tki z obdarzonymi.
Jenny obrzuciła go zbolałym spojrzeniem.
— Tylko pogarszasz swoją sytuację.
***
Aileen otworzyła oczy. Źle się czuła.
— Dlaczego mnie niesiesz? — wymamrotała pytanie, kiedy tylko uświadomiła sobie, że nie leży ani nie stoi na własnych nogach.
Hansen spojrzał na nią krzywo.
— Bo spałaś.
— Puść mnie.
Hansen zrobił, co powiedziała. Chwiała się chwilę, stojąc na zdrętwiałych nogach. Claire podeszła i podtrzymała ją z drugiej strony.
— Dobra. Dobra — mruknęła Aileen. Przeszła ostrożnie parę kroków. — Jest dobrze.
Bliźniaczki obserwowały ją uważnie.
— Wyglądasz lepiej — powiedziała Sonia.
— Znacznie lepiej — dorzuciła Sara.
— Właściwie to nawet dobrze wyglądasz — powiedziały razem.
Dziewczyna uśmiechnęła się krzywo.
— Chodźcie. Gdzie my już jesteśmy? — spytała Hansena. Ten pokazał ścieżkę.
— Jeszcze cztery kilometry i będziemy na posterunku granicznym.
— Oby tam mieli jedzenie. Padam z głodu.
— Normalna reakcja organizmu — stwierdziła Claire. — Idziemy. Tylko nie za szybko.
— Cioteczko, lepiej być tam w miarę szybko — prychnął Hansen.
— Idź szybko, szybko padniesz — rzuciła pogardliwie uzdrowicielka. — Nie za szybkie tempo, a do granicy dotrzemy w nieco ponad godzinę.
Półtorej godziny później zobaczyli wydrapany na drzewie znak. Wszyscy poza bliźniaczkami znali jego znaczenie, więc ruszyli w kierunku, jaki im wskazywał.
— Jest — powiedział Milo. — Posterunek.
Cała grupa wydała zgodne westchnienie ulgi.
— Będzie woda? — spytała Sonia.
— I jedzenie? — dopytywała się Sara.
— No i łóżko? — Claire spojrzała na niego z nadzieją.
—Tak, tak i tak. A do tego jeszcze transport. — Uśmiechnął się szeroko. Aileen patrzyła na budynek.
— Mam złe przeczucia — wymamrotała.
Nikt z nich nie wiedział, że te przeczucia były słuszne.
— Padam ze zmęczenia — mruknęła Claire.
— Mhm — wymamrotała smętnie Aileen. — Już prawie jesteśmy.
Cała pięcioosobowa grupka wyszła spomiędzy drzew i stanęła zmęczona kilkanaście metrów od posterunku, w którym mieli być Viatorzy.
— Jesteś pewny, że ten posterunek należy do Viatorów? — spytała Aileen. Milo spojrzał na nią z irytacją.
— Myślisz, że byłbym na tyle głupi, żeby nas tu prowadzić, nie mając pewności? Grayson mi dał rok temu cynk, że przejęli opuszczony posterunek w tej okolicy. On jest jedyny, więc TAK, jest bezpiecznie.
— Niekoniecznie — usłyszeli za sobą głos. Poczuli lufy przystawiane do głów. Aileen spojrzała na Hansena. Jej oczy mówiły "Gratuluję pewności, idioto".
— Idźcie do przodu. Już — powiedział głos.
***
— Grayson. Grayson, wstawaj.
Lider Viatorów usłyszał nad sobą ostry głos. Podniósł głowę z biurka, przy którym zasnął. Jenny, siostra Jamie'go, stała nad nim z założonymi ramionami.
— Zaraz przyjadą.
— Nie krępuj się, kobieto — burknął ze złością. — Wchodź do mojego gabinetu, kiedy tylko zechcesz.— Przetarł oczy pięściami.
— Nie omieszkam. Wstań, człowieku, Jamie i ci odmieńcy zaraz tu będą.
— Nie nazywaj ich tak. — Grayson wstał, przeciągając się. — Nie było wieści ze stolicy?
— Nic nowego.
— Znaleźli już Aileen i Mila? — spytał.
— Nie — pokręciła głową Jenny. — Podobno wykradli bliźniaczki i jakąś kobietę i wyparowali.
Grayson otworzył szerzej oczy.
— Naprawdę?
Potaknęła.
— To świetnie... ale gdzie oni są?
— Panie Graysonie! — usłyszeli głos zza drzwi. Grayson otworzył je i odsunął się na widok zdyszanego Williego.
— Co się stało?
— Alarm! Z posterunku granicznego!
***
— Więc jeszcze raz. Jak się tu dostaliście? I dokąd zmierzacie? — pytał komendant straży Komitetu. Aileen i Hansen, przykuci do krzeseł stojących na środku pomieszczenia w posterunku, byli już tak wypytywani od kilkunastu minut. Claire i bliźniaczki siedziały zamknięte w pokoju obok.
— Rozkuj nas. Pamiętaj, kto tu jest wyższy rangą — powiedział lodowato Milo.
— Niekoniecznie, były Naczelny — zaśmiał się pogardliwie komendant. — Po twoim zatrzymaniu sprowadzono Regenta z Europy. Skończyła się twoja kariera, buntowniku.
Milo zesztywniał na krześle. Aileen rozglądała się w poszukiwaniu czegoś do pomocy w wydostaniu się stąd. Zamiast tego dojrzała na ścianach wielkie plamy krwi, których przedtem nie zauważyła.
Och. Przełknęła ślinę. A więc temu nie ma tu żadnych strażników Viatorów.
— Gdzie są strażnicy, którzy byli tu wcześniej? — spytała, udając głupią.
— Nie było tu nikogo — warknął na nią komendant. — Bądź cicho, dziewczynko.
Dziewczynko?
— A skąd tu są takie kolory na ścianach? Nowy wystrój? — Spojrzała na niego z uroczym uśmiechem. Komendant patrzył na nią, zbity z tropu jej nagłą zmianą.
I w tym momencie rozpętało się piekło.
Na posterunek wpadli żołnierze Viatorów. Aileen od razu to rozpoznała. Jednak nie mogła nic zrobić. Patrzyła jedynie na rozgrywającą się wokół niej jatkę, modląc się, by ich przypadkiem nie trafiono kulą albo ostrzem. Żołnierzy Komitetu było dużo, do tego świetnie wyszkolonych, jednak Viatorzy mieli zdecydowaną przewagę liczebną. Nagle koło ucha świsnęła jej kula. Błyskawicznie się pochyliła tyle, ile mogła, krzycząc do Mila:
— Pochyl się, bo zginiesz!
Hansen nie potrzebował dodatkowej zachęty. Obserwowali wszystko ze swojej niskiej perspektywy, wściekli na to, że byli skuci. Byli bezradni. Za nimi zatrzymał się starszy żołnierz, mówiąc pospiesznie, że ich uwolni. Gdy tylko rozkuł im ręce, padł martwy na ziemię. Zastrzelony przez komendanta z Komitetu. Złapał Aileen, wykręcając jej rękę na plecy. Dziewczyna jęknęła z bólu. Przyłożył jej lufę do skroni i krzyknął głośno:
— Jeszcze moment, a ona zginie!
Wszyscy znieruchomieli. Viatorzy, chociaż dziewczyna ostrożnie kręciła głową, powoli opuścili broń.
***
Jamie wysiadł z samolotu razem z Warnerem i grupą z Sektora 45. Rozejrzał się po placu. Nie widział Graysona. Wyszła tylko Jenny. Podbiegła do brata i uściskała go mocno.
— Nie uwierzysz, co się stało! — krzyknęła. Cała dygotała.
— O co chodzi? — spytał zdenerwowany.
— Zaatakowano posterunek graniczny i zabito wszystkich strażników, którzy tam byli...
— Szlag! — zaklął Jamie.
— ... panoszą się tam żołnierze Komitetu, a zanim zniszczyli kamery, widzieliśmy, jak prowadzą Naczelnego Hansena, Regentkę Aileen, te bliźniaczki uzdrowicielki i... i... — Jenny złapała oddech.
— Kogo? Kogo, Jenny? — Złapał ją za ramiona.
— Ją. Uciekła razem z nimi.
Warner podszedł do nich. Nie umknęło mu rozgorączkowane spojrzenie Jamiego.
— Co się stało?
— Zaatakowano posterunek na granicy, który mieliśmy już szmat czasu. Wykryli go jakimś cudem. — Jamie przeczesał palcami włosy. — Mogą znaleźć siedzibę. A wtedy już nie żyjemy.
Reszta grupy stała, cicho słuchając słów Jamiego.
— Chodźcie — powiedziała Jenny. — Grayson wysłał tam już odsiecz, a wy na razie wypoczniecie.
— Dla kogo ta odsiecz? — spytał Kenji.
- Zakładników. Naczelnego, Regentki, waszych przyjaciół i bliskiej nam osoby.
— Regentki? Aileen? — osłupiał.
— Tak. Chodźcie. Uda im się.
***
— I co? — Grayson słuchał szczegółowego meldunku. — Mhm... Tak... Dobrze, bardzo... Cholera!
W słuchawce rozległ się nagły huk. Usłyszał krzyk, łomot, kolejny strzał i szumiące głosy, wykrzykujące polecenia.
Co się tam dzieje?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top