Rozdział 10.
Jedliśmy obiad. Ciszę przerywały stukoty widelców i noży o talerze.
Zerkałam na wszystkich po kolei. Każdy był zatopiony we własnych myślach.
Naczelnych nie było. Dziwnie się czułam w tej ciszy. Słyszałam, jak moje serce obija się o moją klatkę piersiową, stukając rytmicznie
stuk
stuk
stuk
Kenji nagle się wyprostował. Odłożył widelec.
— Muszę lecieć.
Przerwaliśmy jedzenie.
— Jak to musisz? — zapytał zaniepokojony Castle. — O co chodzi?
— Nic... po prostu przypomniałem sobie o czymś. Przepraszam. — Wstał i wyszedł.
Dziwne.
Kenji nigdy nie zachowywał się tak...
Dziwnie.
— O co mogło mu chodzić? — mruknęłam.
Aaron spojrzał na mnie z troską.
— Nie martw się tyle.
Martwiłam się. Moi przyjaciele są dla mnie ważni i Aaron dobrze o tym wiedział.
— Martwię się — powiedział poważnie Winston. — Kenji nigdy by nie zostawił jedzenia.
Brendan ze śmiechu prawie zakrztusił się sokiem.
***
Do kolacji siedzieliśmy w salonie, rozmawiając o niczym.
Nagle wszedł Kenji. Ukłonił się teatralnie i klapnął koło mnie na kanapę. Klepnął mnie w udo.
— Cześć, lenie.
Walnęłam go łokciem, aż się skrzywił.
— Cholera, musisz tak mocno bić, Dżej? — Rozmasował żebro. — Poćwiczyłabyś na kimś ciosy czułe i okrutne.
— Gdzie byłeś?
Oczy wszystkich osób obecnych w pokoju były utkwione w Japończyku.
Kenji wyszczerzył zęby.
— Było małe święto w jednym pokoju. Na moją cześć. Tylko ja i kobiety z tego budynku. — Zaplótł dłonie za głową i rozłożył się na kanapie, kładąc nogę na moje uda.
— Aż dziw, że jesteś cały — prychnęłam.
— Prosiłeś kucharkę o przemycanie ciastek do twojej sypialni? — zapytał Winston.
— I żeby trzymała z dala od ciebie kawę, gumanie — mrugnął do niego Kenji.
Wszyscy jednocześnie przewróciliśmy oczami.
***
Po kolacji Aaron, Adam i James udali się do pokoju Aileen.
Zaniepokojona czekałam na ich powrót.
— Dżej — usłyszałam za sobą głos. Kenji uśmiechał się złośliwie. — Umiesz grać w karty?
Pokręciłam głową. Normalna gra, bez żadnego strachu o nikogo.
— Chodź. Może Naczelni powiedzą, żebyś zagrała z nimi o zwycięstwo, a ty wtedy — objął mnie ramieniem — przypomnisz sobie swojego przystojnego przyjaciela — przewróciłam oczami po usłyszeniu tych słów — który dał ci wiele wskazówek i ich ograsz.
Parsknęłam śmiechem i poszłam z nim do salonu.
Uczyli mnie grać w pokera.
Czy raczej próbowali.
Sromotna, sromotna klęska.
Lily chichotała za każdym razem, gdy przegrywałam.
Brendan pokręcił litościwie głową.
— W życiu bym nie pomyślał, że można cię jakoś pokonać.
Spojrzałam na niego gniewnie i rzuciłam kartą.
Za sobą usłyszeliśmy dźwięk otwieranych drzwi. Wrócili.
A Kenji... wyszedł.
— Kenji! — zawołałam.
— Co do... — Adam w ostatniej chwili usunął mu się z drogi. Kenji wybiegł, przed wyjściem włączając niewidzialność.
— Co mu się stało? — mruknął Castle.
***
Kenji biegł niewidzialny przez korytarze. Zatrzymał się przed wybranymi drzwiami i wystukał knykciami sekwencję.
Otworzyły się i Regentka wciągnęła go szybko do środka.
— Gotowe? — szepnął.
April rozejrzała się przestraszona.
— Kto to?
Kenji na moment wyłączył moc.
— To ja. — Uśmiechnął się, by dodać dziewczynce otuchy.
Bledsza cera, szare oczy. Obie były zestresowane.
— Oby się udało. Jak coś się stanie, osobiście cię zabiję — syknęła Aileen. Złapała duży plecak i zarzuciła go na plecy. Wzięła April za rękę i kiwnęła głową.
— Gotowe.
Objął je niewidzialnością i wyszli szybko na korytarz. Starając się nie tupać, zeszli wąskimi schodami na dół, do wyjścia awaryjnego wychodzącego na ogród za budynkiem.
— Dojdziemy do dużej altany— szeptała Aileen. — Potem się przeniesiemy.
— Przeniesiemy? — Aprilynne podniosła głos.
— Cii! — syk siostry uciszył dziewczynkę.
Jakie przenosiny? Co przeniosą?
Kenji, poważnie zaniepokojony, głowił się nad tym, dopóki nie doszli do altany w głębi ogrodu. Coraz bardziej mu się to nie podobało.
— Są tu kamery? — zapytał cicho.
— Nie. Możesz to wyłączyć.
Aileen, już widoczna, zdjęła plecak i klęknęła naprzeciw April.
— Kochanie, pamiętasz, co mówiłam o podróży do innego miejsca? — spytała łagodnie.
— Tak. — April kiwnęła głową. — Pojedziemy razem tam, gdzie nie będzie wielu ludzi i będę mogła kontrolować to, co mam. Ty też nie będziesz musiała ukrywać się przed złymi ludźmi.
Kenji osłupiał, słysząc to.
Czyli mieli rację! Obie miały dar!
Aileen pogłaskała siostrę po policzku.
— Tylko ty.
— Jak to? — Dziewczynka spojrzała na nią z szokiem wypisanym na twarzy.
— Pojedziesz sama...
— Nie chcę!
— ... będziesz tam bezpieczna bardziej, niż tu...
— Ale nie chcę jechać bez ciebie!
— Gdybyśmy zniknęły obie, zaczęliby nas szukać. A tak tylko powiem, że wyjechałaś w nocy do sanatorium, bo tylko o tej porze było to możliwe. — W oczach Aileen błyszczały łzy, które nie spłynęły po policzkach.
April zaczęła płakać.
— Kiedy ty przyjedziesz? Bo przyjedziesz, wrócisz do mnie? — szeptała.
Objęły się mocno. Kenji zobaczył twarz Aileen.
Uderzył go brak nadziei Regentki.
— Tak — wyszeptała bez przekonania. — Wrócę. I będziemy zawsze razem.
Nieoczekiwanie zniknęły razem z plecakiem.
Kenji odskoczył do tyłu.
Niech to szlag!
Rozglądał się, jakby to był głupi żart.
Po długiej chwili w tym samym miejscu pojawiła się Aileen.
Sama.
Obróciła się bokiem do Kenjiego i wpatrywała się badawczo w linię lasu. Chciał ją o to spytać, bo czuł, że jeśli tego nie zrobi, to go rozsadzi. Jednak czuł, że to niewłaściwy moment.
Także tam popatrzył.
Po kilku minutach zobaczył wznoszący się helikopter.
Aileen odetchnęła z ulgą. I zaczęła szlochać.
Kenji niepewnie podszedł i objął ją ramieniem. A potem przytulił do piersi.
Jej włosy pachniały czymś delikatnym, słodkim. Gładził ją po głowie, a ona powoli przestawała płakać.
Wracali w milczeniu do środka.
Na schodach, którymi schodzili przedtem na dół, kazała mu wyłączyć moc.
Wpatrywał się w nią, kiedy szła przed nim, blada, już bez śladów po płaczu.
Na szczycie schodów odwróciła się do niego.
— Tam już działają kamery.
Kenji złapał ją za rękę.
— Dlaczego nam nie powiedziałaś o mocy?
Aileen skrzywiła się.
— Jest bezużyteczna.
— Żartujesz? — osłupiał. — Niee! Uważasz, że masz bezużyteczną moc, bo w końcu kto by chciał się teleportować do każdego miejsca na świecie!
— Nie mogę. Powoduję zakłócenia w odbiorach, kamerach, silnikach... w czymkolwiek. I czerpie moc ze mnie.
— O dupa. — Otworzył szerzej oczy. — Temu potrzebowałaś mojej pomocy.
— A ty nikomu o tym nie powiesz. Nawet twoim przyjaciołom. — Słowo przyjaciele ledwo przeszło jej przez gardło.
Kiwnęła mu głową, po czym odwróciła się, by odejść. Zachwiała się, a on ją podtrzymał. Odsunęła się od niego.
— Odejdź.
Wzniósł oczy do góry.
— Nie ma za co.
Spojrzała na niego.
— Co?
— Nic. — Rozłożył ramiona. — Właśnie wymknąłem się z tobą i twoją siostrą z gmachu. Pomogłem jej w ucieczce, bo czym to było? A ty w zamian kiwasz mi głową, zabraniasz mówić o czymkolwiek i zamierzasz sobie tak odejść. — Wciągnął powietrze.
Nieco poróżowiała na twarzy.
— Wybacz. Nie jestem nauczona do bycia komuś wdzięczną. Dziękuję. — Lekko, z wahaniem pocałowała go w policzek.
Uśmiechnął się kpiąco. Podszedł do niej tak blisko, że stykali się piersiami.
— Interesuje mnie inna nagroda. Dokładniej inna część twojego ciała. Ta. — Dotknął jej warg palcami i nachylił się lekko, czekając na jej ruch.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top