9❤
*Harry*
Głaszczę mięciutkie, mokre kosmyki włosów, dając sobie zajęcie. Chyba zasnął. Uśmiecham się lekko, poprawiając ścierkę na jego głowie. Biedaczek ma gorączkę. Po jakimś czasie do moich uszu dobiegają ciche głosy z salonu, które trochę mnie niepokoją. Czyżby chłopcy już przyszli? Niestety nie jestem w stanie nic usłyszeć, bo ściany jak i drzwi są bardzo grube, i nie dociera przez nie prawie żaden dźwięk.
Postanawiam się jednak tym nie przejmować, a skupić się na chwilach ciszy. No prawie. Zza okna co jakiś czas dobiegają wesołe śpiewy leśnych ptaków, które od wschodu słońca są na nogach. Poszukując pożywienia i partnera do tak zwanych "rozmów". Skrzypnięcie drzwi niszczy moją chwilę spokoju, a wraz z nią nadchodzi fala przekleństw. Liam łapie się za głowę, nie wiedząc co zrobić, a Zayn z kamienną twarzą wychodzi z pomieszczenia. Po paru chaotycznych wdechach Liam podąża śladami Zayna, mówiąc, że musi się przewietrzyć, bo nie wierzy własnym oczom. Potem słychać tylko zadowolony pomruk Nialla i niespokojne mrukniecie syrenki.
-A brali mnie za naćpanego.- prycha Niall.
-Niall... mógłbyś mi przynieść jakieś czyste ubrania z szafy w sypialni dziadków?- jęczę błagalnie. Muszę z nimi porozmawiać. Dobrze, że zawsze trzymam tu jakieś ubrania na zmianę. Odkąd zacząłem tu więcej przebywać sypialnia dziadków stała się moją nową sypialnią. Oczywiście trochę ją zmieniłem, żeby nie była tak bardzo starodawna.
-Spoko.- odpowiada, jednocześnie wychodząc Niall.
-Dzięki.- posyłam mu uśmiech, ale nie może już tego zobaczyć.
Delikatnie odsuwam się od Louis'ego i ostrożnie opieram jego głowę o brzeg wanny. Ściągam moją przemoczoną koszulkę i wyciskam ją porządnie, to samo robię ze spodniami. Wychodzę, odkładając wilgotne ciuchy do umywalki i po ściągnięciu bielizny sięgam po miękki ręcznik, który powinien być na wieszaku. No właśnie powinien, ale go tam nie ma. Marszczę zdezorientowany brwi, aż uświadamiam sobie ze ręcznik, którego szukam jest w wodzie. Wzdycham przeciągle i podchodzę do szafki w rogu, gdzie powinny być ręczniki. Po przekopaniu się przez tony papieru toaletowego wygrzebuję niebieski ręcznik. Kto normalny trzyma papier toaletowy z ręcznikami? No dobra, jednym ręcznikiem.
Coraz bardziej zaczynam odczuwać dziwne uczucie. Co najmniej, jakby ktoś się we mnie wpatrywał. Odruchowo się odwracam, napotykając duże, niebieskie oczy wychylające się z wanny.
Od razu robi mi się cieplej na twarzy z zażenowania tą całą sytuacją. Widzę niebieskie oczy śledzące powoli całą moją sylwetkę. Nie wiem czemu pierwsze co robię to wstrzymuje oddech, zamiast się zakryć, ale nie myślę jasno. Dopiero po chwili dociera do mnie to, że jestem przed nim całkowicie nagi. Zakrywam się prędko ale i tak wiem, że swoje zobaczył. Miał spać... A to drań.
Zażenowany ekspresowo wiążę ręcznik wokół bioder. Upewniając się dwa razy czy nic mi nie widać. Syren co jakiś czas chichocze z mojego głupkowatego zachowania przez co spada mu ścierka z czoła. Teraz nici z przebrania się. Mogłem sam pójść do tej sypialni.
Nagle drzwi się otwierają i wchodzi przez nie Niall.
-Dzięki.- z wdzięcznością odbieram od niego rzeczy.- Idę się przebrać. Miej oko na Lou, dobrze?
-Spoko, golasie.- zaśmiał się Niall.
-Taa, cichaj.
W salonie mijam Zayna, patrzącego się w wyłączony telewizor, ewidentnie nad czymś myślącego i Liama ze skupieniem wymalowanym na twarzy. Zayn zerka na mnie kątem oka, ale nic nie mówi.
Będąc już w sypialni szybko się wycieram i ubieram w rzeczy przyniesione przez Nialla. Gdy już jestem gotowy, wchodzę do salonu i siadam na jednym z pustych foteli.
- To porąbane. Wiem, że ciężko wam w to uwierzyć, ale nic na to nie poradzę, że chcę mu pomóc.
-Co się mu stało?- pyta zaciekawiony Liam.
-Ma zranioną płetwę. Jak go znalazłem był bardzo poharatany i zaplątany w porzuconą sieć rybacką.
-No to nieźle.- wtrąca się Zayn.- I co masz zamiar z nim zrobić?- bezpośrednio kieruje to pytanie do mnie.
-Tak jak mówiłem, pomóc mu. Wyleczyć.
-Ty wiesz w ogóle jak takie coś wyleczyć?!- wstaje Liam.- No nie. Super, jak masz zamiar wyleczyć pół człowieka, pół rybę, co? Jak w ogóle się leczy ryby?
-Spokojnie, Liam.- delikatnie uspokaja Zayn.- Bardziej mnie martwi co będzie potem.- wraca swoim dość mrocznym i intensywnym spojrzeniem do mnie.
-Potem to go wypuścimy. Prawda Harry?- wtrąca szczęśliwy Niall.
-Umm... Tak, tak... Wypuścimy go.- odpowiadam trochę przygnębiony.
-Ciekawe czy jest ich więcej.- zastanawia się Liam.
-Na pewno! Pomyśleć, że nie mieliśmy o nich pojęcia. Muszą się naprawdę dobrze ukrywać. Hmm, ciekawe gdzie są.- zamyśla się tym razem Niall.- A co jeśli Lou jest ostatni?- po chwili dodaje.
-Nie byłbym tego taki pewny.- dosięga nas spokojny głos Zayna.
-Skąd ta pewność, Zayn?- wtrącam, spoglądając na niego.
-Po prostu nie sądzę, żeby był ostatnim.- spogląda na nas wszystkich.- Ale jeśli takie dziwadła jak on istnieją. To ja się boję o czym jeszcze nie wiemy.
-Louis nie jest dziwadłem, Zayn.- wtrącam w ogóle nie słuchając jego wypowiedzi. Lou nie jest dziwadłem. Jest po prostu troszkę inny.
Zayn prycha pod nosem na moją wypowiedź i kontynuuje.- Mniejsza, teraz powinniśmy się skupić na innych, prawdopodobnie istniejących, niebezpiecznych istotach i zagrożeniu jakie ze sobą niosą. A co jeśli są u nas jakieś wampiry albo wilkołaki?!- delikatnie drży mu głos pod koniec wypowiedzi.
-To, że syreny istnieją nie oznacza od razu, że pozostałe wymysły też. A poza tym to Lou teraz jest najważniejszy, a nie jakieś bajki wymyślone do straszenia dzieci.
-Pragnę ci przypomnieć, że syreny też były taką bajką.- patrzy na mnie gniewnie.
-Zayn, a co cię to tak strasznie interesuje. Co? Nie odkryliśmy wilkołaków, czy czegoś tam, żeby teraz się nad tym zastanawiać. Mamy chorego syrena i teraz to na nim powinniśmy się skupić.
-Pragnę zaznaczyć, że to tak właściwie twój syren Harry i to, że żaden z nas nie zna się na leczeniu ryb.- ostatnie zdanie wypowiada z ironią.
Aha... Jak to dobrze mieć wsparcie w kumplach. Co jak co, ale miałem nadzieję, że Zayn bardziej mnie zrozumie i pomoże, a nie będzie się zachowywał jak skończony debil.
-Mogłeś sobie to darować Zayn.- odpowiadam zawiedziony jego zachowaniem.- Nie będę was dłużej męczył. Dzięki, że przyjechaliście, ale poradzę sobie.- dodaję na odchodne, po czym wychodzę.
♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠
*Liam*
Nie dziwię się Harry'emu. Też bym był zły na jego miejscu, bo jednak w tej dziwnej sytuacji przydałoby się trochę wsparcia, a Zayn od tak się na niego wypiął.
Ja też do końca nie mogę uwierzyć w to, co widziałem, ale wierzę w tego prawdziwość i postaram się jakoś pomóc. W końcu nie każdy ma zaszczyt pomagać syrenie. I ogólnie to jest naprawdę niezwykłe, że akurat nam się to przytrafiło.
-Co ty wyrabiasz, Malik?- w głosie Nialla można usłyszeć zdenerwowanie, a wręcz złość na Zayna, przez to jak zaciska zęby i patrzy się z irytacją na niego.
Jeszcze tego nam brakowało, żeby się wszyscy pokłócili i normalnie pozabijali spojrzeniem.
-O co ci chodzi, Horan?- zaczynają mówić po nazwisku. To nigdy nie wróżyło niczego dobrego, chyba że było w formie żartów.
-O tą twoją głupią gadkę, no bo co jak co, ale my z Liamem umieliśmy się zachować, w przeciwieństwie do ciebie.
-Nic przecież nie zrobiłem. Nie moja wina, że sobie poszedł.
-Trzymajcie mnie, bo zaraz ci wyjebię Malik. Zamiast okazać trochę wsparcia, to ty olewasz tę sprawę. Co z ciebie za przyjaciel, co?!
-A co, mam kurwa mu gratulować, że sprowadził jakieś dziwadło do domu, o którym kompletnie nic nie wiemy?! Tym bardziej, że wierząc legendom, to syreny wabiły swoje ofiary do wody, topiły i kurwa jadły! Ja z tym czymś takim nie chcę mieć nic wspólnego, jak was potopi i zeżre to zobaczycie kto miał rację.- wstaje szybko, idąc do drzwi frontowych.
-I co? Teraz tak po prostu sobie pojedziesz? Nie no zajebiście, Malik, nic tylko cię naśladować!-wykrzykuje mocno wkurzony Niall.
-Nigdzie nie jadę, zakuty łbie! Potrzebuję kurwa tylko zapalić, bo mam cię dość!- krzyczy Zayn z korytarza, po czym towarzyszy nam tylko trzask drzwi i jest cisza.
-Chuj...- mruknął pod nosem Niall.- Najpierw mnie denerwuje, a później idzie jakby nigdy nic. Nie no, wzorowy kumpel.
-Niall, wyluzuj.- wzdycham.- Każdy przeżywa to po swojemu. Jakby nie patrząc to teraz wszyscy w tym jesteśmy i musimy sobie radzić. Proponuję poszukać czegoś w sieci. Co ty na to?
-Jak tak mówisz, to wydaje się to najlepszym rozwiązaniem.-posyła mi uśmiech, który odwzajemniam.
Potem nastaje przyjemna cisza, w której obaj nurkujemy w czeluściach Internetu, szukając odpowiedzi na masę pytań związanych z tym nietypowym stworzeniem, które leży w wannie Harry'ego.
♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠
*Harry*
Wychodzę poirytowany na taras mojej babci. Opieram się o starą barierkę, z której już niestety odpada biała farba, ukazując jasne drewno, które kryje się pod spodem. Nie sądziłem, że jeden rejs będzie w stanie wywrócić moje spojrzenie na świat o 180°. Do dzisiaj nie miałem pojęcia o istotach nadnaturalnych, które żyją w morzach. No właśnie, w morzach! A w morzach przecież woda jest słona. To może wyjaśniać czemu Louis się źle czuje. Kurwa, jakim ja jestem idiotą!
W ekspresowym tempie odrywam się od balustrady i wbiegam do domu. Mijam, zapatrzonych w telefony, chłopaków na kanapie, z solą w ręce, przez co zyskuje od nich dość dziwne spojrzenia. Nawet nie zwracam na to uwagi. Szybko otwieram drzwi łazienki. Zastając Louis'ego leżącego pod wodą z ręką, służącą mu jako poduszka. Gdy tylko mnie dostrzega wynurza głowę, świdrując mnie ciekawskim spojrzeniem.
-Przepraszam.- mówię od razu jak wchodzę.
-A-ale z-za co?- odpowiada trochę drżącym głosem.
-Za to, że przeze mnie prawdopodobnie jesteś chory, bo nie dosypałem ci soli do kąpieli.
-Co to s-sól do kąpieli?- marszczy delikatnie brewki.
-No to jest... Znaczy nie taką sól mam na myśli. Chodzi mi o taka zwykłą sól. No bo tobie chyba odpowiada słona woda, bo zatoka morska i no... Dlatego cię przepraszam. Wiem... Jestem strasznie nieodpowiedzialny. Strasznie chcę ci pomóc, a tu cię zostawiłem i przeze mnie zachorowałeś.- czuję kumulującą się gulę w moim gardle.
-Hahaha.- niespodziewanie ogłusza mnie jego melodyjny śmiech. Daję słowo, jeszcze nigdy nie spotkałem się z kimś, kto śmiał się tak ślicznie. Tego się nie da opisać. Mógłbym go słuchać każdego dnia i dłużej. Myśląc, że jego chichot to najlepsze co słyszałem, byłem w wielkim błędzie. Jego śmiech jest sto razy lepszy. No, może pięćdziesiąt razy lepszy, bo ma najpiękniejszy i najsłodszy chichot jaki dane mi było słyszeć.
-Heh.- patrzę na niego nieśmiało, a on posyła mi piękny, duży uśmiech. Naprawdę duży, nie sądziłem, że określenie mieć "uśmiech od ucha do ucha" może być tak prawdziwe.
-To nie przez to źle się czuje.- odpowiada łagodnie.
-W takim razie przez co? Robię coś źle? Twój ogon się nie mieści? Naruszyłeś przez to ranę?! To przez to, że wanna jest za mała? Przepraszam, ale kurwa nie mam gdzie cię położyć, ja...
-Nie, nie, t-to nie przez ciebie ani przez to w czym jestem. Tu nie chodzi o żadną z tych rzeczy. T-tu chodzi o m-mnie.- zaskakuje mnie jego odpowiedź.
-Co masz na myśli mówiąc, że tu chodzi o ciebie?
-J-ja... Nic. Nie przejmuj się tym.- mówi po chwili, jakby wszystko było w początku.
-Jak to nic? Louis, co się stało?
-Z-zapomnij. Teraz czuję się lepiej, naprawdę.- uśmiecha się, wyciągając mokrą ścierkę z wody- P-proszę.- podaje mi.
-Okey... Niech ci będzie. Ale jak jeszcze poczujesz się źle to mów. Dobrze?- odbieram od niego szmatkę i wyciskam ją w zlewie.
-D-dobrze będę m-mówić.- przytakuje, patrząc na mnie błyszczącymi oczami.
-O, byłbym zapomniał... Niall zrobił dla ciebie herbatkę owocową. Po niej na pewno poczujesz się lepiej. Mam nadzieje, że jest jeszcze ciepła.- uśmiecham się delikatnie do niego, nim podchodzę do fioletowego kubka w białe kropki, wypełnionego pyszna cieczą.
-H-herbatkę?
-Tak, owocowa. Mam nadzieje, że ci zasmakuje.- biorę kubek do ręki i z zadowoleniem stwierdzam, że nie ostygła.- Proszę.- podaję mu ostrożnie naczynie, a on z uśmiechem je ode mnie odbiera.
Stoję z rękami swobodnie zaplątanymi na wysokości klatki piersiowej, czekając na jego reakcje po wypiciu mojej ulubionej herbaty. Standardowo Louis ją wącha, by po chwili wziąć pierwszego łyka. Po jego pomrukach i lekko przymkniętych oczach wnioskuję, że mu smakuje.
-I jak?
-D-dobre.- mruczy, rozkoszując się kolejnymi łykami tej niesamowitej cieczy.
-Moja ulubiona.- mówię po prostu z małym uśmieszkiem na twarzy.
-M-moja teraz też.- mruży słodko oczka, dzięki czemu dostrzegam tworzące się wokół nich kurze łapki. Sprawia wrażenie tak beztroskiego i ciepłego, że sam na swojej twarzy wyczuwam genetyczny defekt w postaci dołeczków. Dzięki niemu czuję się szczęśliwszy.
♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠
Hey syrenki 🖤
Oby rozdział wam się podobał. Jak widzicie jakieś błędy czy o coś chcielibyście zapytać to śmiało.
Myślałam jeszcze o tym, żeby w następnym rozdziale zrobić pytania do bohaterów ale nie wiem czy to nie za wcześnie. Czekam na wasze opinie odnośnie tego, chcecie takie coś czy nie? ;3
Dziękuje za gwiazdki i komentarze🖤
Miłego dnia🖤
Do następnego🖤
Poprawione 👽
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top