22❤

Wracam na biały taras, oświetlony połyskującym słońcem. Louis'ego zastaję, rozłożonego na całej powierzchni pomalowanej ławki, okrytego trochę leżącym na niej brązowym kocem. Lekko przymknięte oczy, zwrócone są w stronę słońca, a twarz oświetlona ukazuje maleńkie plamki na nosie i policzkach. To niesamowite jak bardzo się zmienił od dnia kiedy go wyłowiłem. Wcześniej był blady jak kartka papieru, a teraz ma nawet małe piegi od słońca.

-Nie za wygodnie?- pytam, opierając się o drewnianą ścianę koło ławki.

-Wygodnie.- mówi płynnie, przymykając bardziej oczy.- Ale mogłoby być lepiej.- Rozciąga się, żartobliwie unosząc na mnie jasne spojrzenie.

-Haha, jeszcze czego.- śmieję się.- Masz ochotę na śniadanie?- zadaję pytanie retoryczne, dobrze wiedząc, że jest tak samo głodny jak ja.

-Oczywiście, że mam!- zrywa się entuzjastycznie do siadu, wyciągając nogi. By po chwili spojrzeć na mnie przymrużonymi oczyma.- To kiedy to śniadanie?

-Zaraz zrobię, tylko po pierwsze, muszę wiedzieć na co księżniczka miałaby ochotę.- pytam zaczepnie. Jednak przynosi to skutek odwrotny od zamierzonego.

Lou na wzmiankę o księżniczce, jakby traci swój dobry humor, chociaż niedawno by się z tego śmiał. Staje się smutny, a jego głowa nieznacznie idzie w dół.

-Powiedziałem coś nie tak?- pytam zaalarmowany jego zmianą nastroju. Nie odpowiada.- Ej, Lou?- Kucam, zrównując nas do tej samej wysokości.- Czemu nie chcesz mi o niczym powiedzieć? Przecież wiesz, że chcę ci pomóc i zawsze to zrobię.- zapewniam, gładząc delikatnie jego dłonie, które ukryłem w moich. Nie reaguje, a może nie chce reagować. Wzdycham do siebie. Co się z nim dzieje?

-To ja idę zrobić śniadanie, dobrze?- podnoszę wzrok, szukając w jego oczach odpowiedzi. Znów nic.- Okey. Jakbyś mnie potrzebował będę w kuchni.- wypuszczam niechętnie jego dłonie ze swoich i się podnoszę, idąc w stronę wyjścia z tarasu. Otwieram szklane drzwi tarasowe i obracam tęsknie głowę w jego stronę. Jego uśmiech tak szybko znika.

Szperam w prawie pustej lodówce, zastanawiając się co i z czego coś zrobić. Na szczęście mam jeszcze zamrażarkę, w której znajduję mrożone warzywa, które od razu wyciągam. W szufladach znajduje część rozpoczętego ryżu, który na szczęście ma jeszcze tydzień ważności. Ten dom naprawdę mnie zaskakuje.

Od razu biorę się za odszukanie garnka i patelni, na których mógłbym przyrządzić moje wymyślone danie. Ostatnio sprzątałem, a tu znowu jest taki syf.

Nastawiam ryż i odmrażam warzywa, przy okazji zastanawiając się z czego zrobię jakikolwiek sos. Na szczęście jest jeszcze mleko, które normalnie kupiłem do kawy. Teraz zostaje znaleźć mąkę i jakieś przyprawy i śniadanie, które przypomina obiad gotowe.

Po kuchennej rewolucji upragnione śniadanie wygląda wyśmienicie. Z uśmiechem wykładam potrawę na szare talerze, które dopełniają wygląd. Odkładam garnek, mając zamiar wyjść i zawołać Louis'ego, ale tak jakby wyczuł moje zamiary, wchodzi prosto do kuchni, wdychając odurzający zapach.

-Pięknie pachnie.- mówi, przyglądając się śniadaniu.

-Dziękuję. Siadaj.- odsuwam mu krzesło, na którym siada. Podaję mu jedzenie i odsuwam krzesło naprzeciwko.- Smacznego, Lou.

-Smacznego, Harry.

♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠

-Mogę się ciebie o coś spytać?- pyta niepewnie Louis, podając mi swój brudny talerz.

-Pewnie że możesz. Nie musisz się pytać o takie rzeczy.- odpowiadam, myjąc naczynia.- skąd w ogóle pomysł, że nie możesz się mnie o coś zapytać?

-J-ja... po prostu jesteś zajęty i no.- odpowiada zawstydzony, siadając na krześle.

-O co chodzi?- zerkam z nad pleców, odwracając głowę w jego stronę, wyczekując odpowiedzi.

-Bo... Ostatnio zauważyłem. Znaczy jak byłem na tym... Tarasie, to zauważyłem, że zgubiłem coś dla mnie bardzo wartościowego. Iii po prostu chcę się upewnić, czy przypadkiem tego nie widziałeś?- mówi niepewnie, patrząc mi w oczy.- to dla mnie naprawdę ważne.

Obracam się do niego przodem z mokrymi rękami, które wycieram o spodnie. Brzmi to dość poważnie.

-Co to takiego?- pytam, opierając się o zabudowany kran. Ręce, swobodnie zaplątane, wiszą na mojej klatce piersiowej, a zegar wiszący nad ścianą przypomina o zbliżającej się przejażdżce.

-To jest łuska- odpowiada.

-Łuska?- upewniam się, czy dobrze usłyszałem.

-Tak, to jest łuska. Ale nie moja. To jest łuska mojej mater, jest mocno niebieska z białymi plamkami.- opisuje.

-Okey...- mamy szukać łuski.- miałeś ją przy sobie cały czas?- pytam.

-Tak, zawsze była tutaj.- pokazuje środek swojej klatki piersiowej.

-Może wypadła? Wiesz, zgubiłeś dużo łusek.- mówię, próbując zrozumieć jak on mógł gdziekolwiek schować łuskę swojej mamy.

-Nie, na pewno nie. Kiedy łuski zaczęły mi wypadać zmieniłem jej miejsce, tak żeby była bezpieczna.- zaprzecza.

-Jak ją schowałeś?- pytam ciekawy. Bo wątpię, żeby Louis posiadał jakieś podskórne kieszenie.

-To proste, wsadzałem ją pod swoje łuski.- mówi, jakby to nie było nic nadzwyczajnego.

-To wy możecie poruszać łuskami? Znaczy, wiesz, podnosić je i w ogóle. Bo jednak, to tak jakby też wasza skóra. Poza tym wcześniej pokazałeś, że trzymałeś ją w swojej klatce piersiowej, a później sprecyzowałeś, że chowałeś ją pod łuskami. Ale ty miałeś łuski tylko na ogonie.- wyrzucam z siebie.

-Nie miałem ich tylko na ogonie.- mówi poważnie.- Harry, uratowałeś mnie w trakcie przemiany, dlatego tak wyglądałem.

-Przecież przemieniłeś się dopiero u mnie. Nie w sieci. Tak to byłaby cala z tego dziwnego śluzu co widziałem.- mówię od razu.

-To nie tak...

-To jak, Louis? Nawet mi nie powiedziałeś jak się w niej znalazłeś.- odpowiadam zdenerwowany.

-Bo mnie o to nie pytałeś!- podnosi głos wzburzony. Milknę od razu. Wiem, że ma racje, nie pytałem o to. Nawet nie wiem czemu. Może nie było czasu. W końcu tyle się działo.

-Dobrze, masz racje, nie pytałem.- przyznaję się, a on automatycznie się uspokaja.- nie powinienem tak na ciebie naskakiwać, przepraszam, po prostu nie lubię być w niewiedzy.- dodaje.

-Rozumiem.- odpowiada.- ale jeszcze nic straconego. Mówisz, że ci nic nie mówię. Powiem ci wszystko, tylko spytaj. Nie umiem wchodzić ci do głowy i widzieć, co wiesz, a czego nie.- żartuje.

-Hah, dobrze, będę pytać.- rozluźniam się.

-Możemy porozmawiać w salonie jeśli chcesz.- proponuje, wstając z krzesła, na którym siedział.

-Myślę że to dobry pomysł.- przytakuję ochoczo za nim idąc, nie przejmując się drobnym bałaganem w kuchni.

Siadamy swobodnie na środku beżowej sofy. Louis bierze w ręce jedną z wielu szarych poduszek, które na niej leżą i lekko ją do siebie przytula. Nie wiem czy to z nerwów o pytania, które zadam, czy tak mu po prostu wygodnie, ale postanawiam się nad tym nie zastanawiać, tylko zapytać się o myśli, które ostatnio zaprzątają moją głowę.

-To może jako pierwsze powiesz mi, o co chodzi z tymi łuskami?- zadaję pierwsze pytanie.

-Dobrze. Łuski są dla nas jak skóra, dlatego nie dam rady ich ruszać, ale mogę je trochę oderwać? Nie wiem jak to powiedzieć, ale to jest coś w tym stylu. Po prostu wydrapujesz trochę swoją łuskę i połowicznie ją wyrywasz. Znaczy, jak chcesz pod tą łuską schować łuskę syreny, która jest dla ciebie bliska.- tłumaczy.

-Okey, rozumiem, ale nie wiem czemu wyrywacie sobie łuski. To ma jakieś znaczenie?

- Tak, to w pewnym sensie tradycja. Wiesz, moja mater ma pod łuską, łuskę swojej mater i to jest tak jakby oddawanie cząstki siebie i taka przypominajka o tej bliskiej osobie. Ale nie może to być jakakolwiek łuska. To jest łuska ze środka klatki piersiowej. Znajduje się ona o tu.- pokazuje.- tam, gdzie najmocniej czujesz swoje serce. To ona właśnie boli najbardziej, bo to dość wrażliwe miejsce.- nieznacznie się krzywi, tuląc poduszkę.- Pokazujemy w ten sposób miłość do danej osoby. Ta łuska też ma za zadanie nas chronić. Dlatego trzyma się ją w tym samym miejscu.- kończy z lekkim smutkiem.

-Nie mylicie się? Znaczy, mam na myśli, że jak masz ją w tym samym miejscu, a ta druga jest naderwana i jak któraś odpadnie, to rozpoznacie tą, która należy do tej ważnej osoby?

-Oczywiście, że tak. Każda łuska jest inna. Ma inne umiejscowienie wypukleń, co jest charakterystyczne. Często też jej odcienie się różnią. W moim przypadku to kolor. Ale jestem jedynym takim dziwadłem w stadzie.- wzrusza ramionami.

-Nie jesteś dziwadłem.- zapewniam.

-Jestem. Tylko ja ze wszystkich syren jakie pływają w moich rejonach mam niebiesko zielony kolor.- odpowiada melancholijnie.- w wodzie jestem odmieńcem.

-Inny kolor sprawia, że jesteś unikalny.- kładę mu dłoń na ramieniu.- Szczerze mówiąc, zaskoczyłeś mnie tym, myślałem że wszystkie syreny są niebiesko zielone.- uśmiecham się.

-Nie, tylko ja jestem. Reszta mojej rodziny i syreniego społeczeństwa jest mocno niebieska z białymi przebarwieniami.- mówi, patrząc mi w oczy.

-Twoja mama tez?- pytam, zdając sobie sprawę, że przecież ostatnio znalazłem łuskę w takich kolorach.

-Masz na myśli mater?- pyta niepewnie.

-Tak. U nas się mówi na mater mama.- uśmiecham się.

-Brzmi podobnie.- stwierdza.- tak, moja mater też jest w takich kolorach.

-Chyba nie musimy szukać twojej łuski.- uśmiecham się do niego, wstając i podając mu rękę.

-Czemu?- smutnieje.- jest dla mnie bardzo ważna, mówiłem ci, muszę ją znaleźć.

-Bo wiem gdzie ona jest. Znalazłem ją na łóżku.- mówię, dostrzegając malujące się szczęście na twarzy syrena.

-Dziękuje. Tak się bałem, że ją zgubiłem.- wstaje, od razu się do mnie przytulając- gdzie jest?

-Na górze, schowałem ją w szafce.- odpowiadam, na co on już biegnie do schodów. Jak wchodzę na górę, słyszę odgłosy grzebania w szafkach. Kręcę na to przecząco głową i wchodzę do pokoju, otwierając tą właściwą.- jest tutaj.- wyciągam ją spod jakiś papierów i podaję Louis'emu, który z ulgą bierze ją w ręce i przytula do siebie. To naprawdę kochane.

-Czemu od razu nie sprawdziłem łóżka.- mówi do siebie, przypatrując się łusce.

-W ogóle to gdzie ty ją chowałeś jak już, no. Przeszedłeś całkowitą przemianę?- siadam na łóżku, poklepując miejsce obok siebie.

-Plątałem ją we włosach, a co innego miałem zrobić?- pyta, siadając obok mnie.

-Nie myślałeś o naszyjniku?

-Nie wiem co to jest naszyjnik.- odpowiada szczerze, a ja robię sobie mentalnego facepalma. Skąd on niby może wiedzieć co to naszyjnik.- to jest naszyjnik.- odsuwam bluzkę, wyciągając zloty krzyżyk z komunii, który noszę.

-Ale ładny.- dotyka go nieśmiało.- Ładnie się błyszczy. Czy to jest złoto?

-Eeee... Tak, to jest złoto.- mówię zaskoczony. Skąd on wiedział o złocie.- wiesz co to złoto?

-Tak, czasem jak ma się duże szczęście można znaleźć złoty sygnet we wraku statku. One zawsze się tak ładnie błyszczą. Moja siostra je zbiera.- odpowiada spokojnie.

♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠

Hej syrenki🖤

Ostatnio jakoś nie umiem się skupić na pisaniu temu rozdziały są co 2 tygodnie. Ale obiecuje się poprawić. Trzymajcie kciuki ^^

Beta: zasypiałam praktycznie przy poprawkach, więc nie zdziwię się, jeśli coś pominęłam :v szczególnie, że i tak powinnam wstać o 5:30... życie ssie i każdy to potwierdzi .-. także dobranoc dla mnie i weźcie jakoś ją zachęćcie do pisania, bo ja tu umieram z niewiedzy :c

Dziękuję za gwiazdki i komentarze🖤

Miłego dnia🖤

Nocy🖤

Do następnego🖤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top