19❤
"Nie drąż tego" ciągle spoczywa w mojej głowie. Każdy ma prawo do wiedzy. Dlatego nie wiem czemu niektórzy tego zabraniają dla tak zwanego własnego dobra, bo w większości przypadków tylko im jest to na rękę. Rozumiem, że czasem wiedza jest gorsza od niewiedzy, ale i tak mnie to frustruje. Czuję się dziwnie tu na powierzchni. To wspaniałe uczucie odkrywać nowe rzeczy i samego siebie, lecz ciągle towarzyszy mi pewien niepokój i wstręt do rzeczy, które zrobiłem i niebawem jeszcze zrobię. To mnie po prostu zabija od środka. Czemu istnienie musi być tak drastyczne.
Wtulam się w puszystą poduszkę na kanapie i spoglądam na książki, które służą do czytania i zdobywania wiedzy. Tylko jest jeden problem. Nie rozumiem ich. Pozwoliłem sobie oglądnąć jedną z niewielu, które się tam znajdują i to, co w niej zobaczyłem było całkowicie mi obce. Powyginane znaczki, które dla mnie nie mają żadnego sensu, Liam potrafił z nich wyczytać wszystko bez problemu. Za moją prośbą przeczytał mi parę stron, jak mi powiedział, kryminału. Choć niewiele mi to mówi.
Chciałbym czytać książki. Muszę poprosić o to Harry'ego. Liama już dość powykorzystywałem, aż mi głupio go prosić o cokolwiek. Tyle mi pokazał, jestem mu naprawdę za to wdzięczny. Może pierwsze godziny razem nie były przyjemne, ale szybko się to naprawiło i doszliśmy do porozumienia. Rozciągam się, ziewając cicho. Zostałem sam z Niallem, który nie odrywa spojrzenia od swojego telefonu. nie wiem co on tam widzi. z nudów sięgam po pilota, po którego muszę się nagimnastykować, bo znajduje się na samym końcu stolika do kawy, który niby jest na wyciągniecie ręki. Ostatecznie przez moją ciamajdowatość w 'nowym' ciele, ląduję na podłodze z obolałą lewą stroną. narobiłem tyle hałasu, że aż Niall się wzdrygnął i popatrzył na mnie z niedowierzaniem.
-Wszystko dobrze?- pyta, pochylając się nade mną nieznacznie.
-T-tak...- mówię, wykrzywiając usta. Powoli, z pomocą Nialla, podnoszę się ze słyszalnym trzaskiem chyba kości. Super.
Siadam na sofie, trzymając upragnionego pilota w rękach.
-I po to było to wszystko?- pyta, wskazując na pilot.- powiedziałbyś, to bym ci go podał.- śmieje się.
-Dobrze.- przewracam oczami i włączam ekran, szukając jakiegoś programu przyrodniczego.
♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠
*Harry*
Wokół mnie panuje oziębła biel. Siedzę na białym krześle, które jest tak twarde, że nie czułbym różnicy, gdybym teraz usiadł na podłodze. Pikanie maszyny roznosi się po całym pokoju, w pewien sposób mnie to uspokaja, przynajmniej zapewnia mnie o tym, że on wciąż żyje.
W pewien sposób to wszystko do mnie nie dochodzi i czuję się, jakbym wszystko omijał. Spoglądam na jego bladą, pogrążaną w swoistym śnie twarz i zastanawiam się, czemu do tego doszło. Czy to moja wina? Czy to przez spotkanie z Lou? Tego nie wiem. Łapię jego pozbawioną ruchu dłoń i mówię wpatrując się w jego prawy profil.
-Ja już będę się zbierać, Zaynie. Zdrowiej.- uśmiecham się, puszczając jego dłoń i wychodzę bez patrzenia się za siebie.
Wyjście ze szpitala spuszcza ze mnie negatywne uczucia i kłębiące się myśli, dzięki czemu oddycham z wyczuwalną ulgą. Wsiadam do samochodu, opierając się wygodnie o siedzenie. Nie odpalam od razu. Potrzebuję się trochę wyluzować zanim ruszę. Po jakiś pięciu piosenkach, przepuszczonych prze samochodowe radio, postanawiam odpalić silnik. Sprawnie wydostaję się ze szpitalnego parkingu i po chwili wyjeżdżam na główną ulicę.
Otwieram drzwi, wychodząc na podjazd. Obracam się i wpatruję w dom, pozostawiony tak samo, jak go zostawiłem. Jest ponuro, wszędzie panuje swoisty półmrok, a zimny wiatr powiewa wszystkim, co mu wpadnie w dłonie. W tym włosami, które unoszą się tak, jakby latały. Nie chcę tam wchodzić. Ale wiem, że muszę. Liam przecież nie będzie siedział tu cały dzień.
-Już jestem.- mówię na wejściu, rozglądając się za jakąkolwiek postacią.
-Tu jesteśmy!- krzyczy nie ten głos, którego się tutaj spodziewałem.
-Niall? co ty tutaj robisz?- wchodzę w głąb domu, nawet nie ściągając butów.
-Jak to co, pilnuję twojego syrenka.- wskazuje na pogrążonego we śnie Lou, przykrytego do połowy kocem, odkrywającym jedną z jego stóp.
-Wiesz, prawda?- pytam.
-Tak.- odpowiada krótko.- Może chodźmy do kuchni, mam ci coś do powiedzenia.
-Okey- odpowiadam zaniepokojony, podążając za nim.
♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠
-Co to może być?- pytam, przyglądając się słoikowi.
-Nie wiem, tylko tyle tego zostało. Resztę, mam nadzieje zabiliśmy.- mówi poważnie, a ja się wzdrygam.- Jak Liam pojechał, to zauważyłem, że zaczęło się poruszać, tak jakby chcąc się wydostać.- to wszystko jest przerażające.
-Widzę...- oznajmiam, przełykając ślinę. Żółta maź w słoiku coraz to bardziej biła w szkło, zmieniając kolor na jasnoróżowy.- Widzisz to?- pytam zdumiony.
-Kurwa, co to robi?
-Nie mam pojęcia.- wybałuszam oczy.
-Zabijmy to, póki jeszcze jest w słoiku! Harry, kurwa, to może być zdolne do wszystkiego! Już i tak zwlekamy. Liam nie powinien tego w ogóle ruszać!- mówi chaotycznie Niall.
-Nie będę tego zabijać. To niemoralne... J-ja, co ty.- mówię przestraszony. Nie mogę tego zrobić. Nie potrafię. Każdy ma prawo do życia.- Mówiłeś, że wcześniej się nie ruszało. Co się zmieniło? Czemu to ożyło? Robiliście coś z tym!?- Łapie się za głowę.
-Co mieliśmy z tym niby zrobić, kurwa? Może w końcu zapytamy o to tę pierdoloną syrenę, co? To wszystko, to jego wina i od niego to pochodzi.- zaciskam wargi, słysząc, jak wypowiada się o Louis'm. Ale może ma w tym trochę racji. Odkąd się pojawił, dzieją się bardzo dziwne rzeczy. Których nawet ja nie potrafię wytłumaczyć.
-Nie mam siły się o to z tobą wykłócać. Najlepiej będzie, jeśli już pójdziesz. Dzięki za to, że to byłeś przez cały czas, ale teraz naprawdę wracaj już do domu.- mówię, siadając na krześle.
-Aha... Dobra, to spadam.- mówi, wychodząc z kuchni. Słyszę pospieszne ubieranie butów i kurtki. Trzask drzwi i cichy mruk silnika. Nastaje cisza. Wstaję niechętnie i podchodzę do szafki, i wyciągam kubek, do którego wkładam herbatę. Włączam czajnik i opieram się o blat, obserwując bulgoczącą wodę. Zalewam herbatę wrzątkiem i wychodzę po schodach na górę. Otwieram drzwi i od razu rzuca mi się w oczy rozwalone łóżko. O co chodzi? Podchodzę zdezorientowany i otrzepuję kołdrę. W oczy rzuca mi się pewien błysk, który wypada z łóżka. Pochylam się podnosząc granatowo-białą łuskę. Nie wygląda na rybią. Tylko że Lou nie ma już łusek, tym bardziej w tym kolorze. Ale mimo tego wygląda pięknie, z małymi wypukłościami i błyskiem. Nie zastanawiając się długo, wsadzam ją do szafki i kładę się na pościelone łóżko. Zamykam oczy i wtulam się w miękką pościel.
Moja chwila niestety nie trwa długo, przerwana przez dzwoniący telefon. Sięgam po niego, nie otwierając oczu.
-Halo?- odbieram, przykładając sobie go do ucha.
-Harry, gdzie ty jesteś? W ogóle od trzech dni nie widziałam cię w domu. Co ty wyrabiasz?- mówi poddenerwowana.
-Mamo... Ja byłem u Zayna.
-Kochanie, tak mi przykro. Jak z nim? Wyjdzie z tego?- pyta zmartwiona.
-Mam nadzieję.- odpowiadam szczerze.
-A ty? Wszystko dobrze?- pyta zmartwiona.
-Tak. Właśnie wróciłem i zostanę w domku dziadków. Był bliżej, a ja jestem już zmęczony i nie będę jeździł po nocach.
-Dobrze, skarbie, rozumiem. Tylko się martwię. Jutro przyjedziesz do domu? Będzie niedziela, ugotuję obiad i spędzimy trochę czasu wszyscy razem. Tak jak zawsze.- proponuje, a w jej glosie można wyczuć uśmiech.
-Super pomysł, mamo. Przyjadę koło jedenastej, dobrze?- pytam.
-A co tak późno? Jest tam w ogóle coś, z czego mógłbyś sobie zrobić śniadanie? Tak dawno tam nie byłam.- wzdycha, smutniejąc.
-Spokojnie, mamo, jest ciepło i ostatnio robiłem małe zakupy. Dbam o dom, nie martw się. Nie ma żadnego grzyba czy wilgoci i mam gdzie spać.- zapewniam.- A o jedenastej, bo chcę się wyspać i wypoczęty jechać.
-Tak, tak, dobrze, synku. Uważaj na siebie.- mówi czule.- To dobranoc, wyśpij się, widzimy się na obiedzie.
-Dobrze, dobranoc, mamo.- odpowiadam, rozłączając się. Ledwie odkładam telefon, a drzwi do sypialni się otwierają. Staje tam niepewny Louis.
-Mogę wejść? Proszę, nie chcę zostawać sam.- mówi, spoglądając na mnie.-Wiem, że przysparzam ci problemów, ale...- głos mu się załamuje.
-To nieprawda.- mówię, od razu siadając.
-Słyszałem.- mówi tylko, spuszczając głowę.
-Ahhh- wzdycham, zastanawiając się co mu powiedzieć.
-Nie musisz kłamać. Wiem jakim problemem dla was jestem, ale chcę prosić tylko o kilka dni schronienia. Później odejdę, obiecuje.- uśmiecha się delikatnie, ale widać, że to wymuszony uśmiech.
-Nie mów tak. Ja nie chcę żebyś odchodził.
-Kiedyś muszę.
-Nic nie musisz.- wstaję, powoli do niego podchodząc. Patrzę na niego czule, nieśmiało chwytając jego aksamitny policzek.- Nie rób mi tego, proszę.- łączę nasze czoła, a on niepewnie kładzie dłoń po drugiej stronie mojego policzka. Dotyka go niepewnie, tak jakby moja skóra go parzyła, ale im głębiej patrzyliśmy sobie w oczy, tym pewniejszy był w głaskaniu mojej skóry. Zamykam oczy pogrążony przyjemnością. Małe kłucie w sercu i suchość w gardle przypominają mi, że wciąż stoję, chociaż czuję się unoszony przez chwale.
-Jesteś wspaniały...- szepczę, odsuwając się i pozostawiając w moim ciele niedosyt.
♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠♠
Hej syrenki🖤
Kolejny rozdział! Co myślicie o tym glutku? Może z niego coś wylezie, zobaczymy.
Beta: 👀👀👀 Obserwuję was
Dziękuję za gwiazdki i komentarze🖤
Miłego dnia🖤
Nocy🖤
Do następnego🖤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top