Rozdział 6
Natalie
Cały kolejny tydzień zostałam w domu. Nie miałam siły znieść obecności kogokolwiek. W niedzielny poranek u moich drzwi zjawił się Max z panią Meller.
- Kochana co się dzieje?
- Nic.
- Możemy wejść?
- Tak, proszę. Napijecie się czegoś?
- Ja dziękuję.
- Ja też.
- Kochanie, calutki tydzień nie wychodziałaś z domu... Martwimy się.
- Jak widać nic mi nie jest. Dziękuję za troskę, ale jak widać niepotrzebnie.
- Od tamtej imprezy nie dajesz znaku życia. - oznajmił Max.
- Nie udawaj, że się o mnie martwisz, Max.
- Natalie.
Zadzwonił telefon.
ROZMOWA:
- Halo?
- Cześć Natalie... Nie przyjedziemy jutro. - powiedziała mama.
- Ale, przecież...
- Mamy wolne od wtorku, więc wtedy przyjedziemy.
- Okay.
- Muszę kończyć. - rozłączyła się.
- Pa.
Kiedy wróciłam na taras nie było nikogo. Ani pani Meller ani Maxa. Poczułam się taka samotna, usiadłam na schodach i zatopiłam palce w swoich włosach. Nie wiedziałam co robić.
***
Czas mijał szybko. W niedzielę przyjechał Ian z bukietem kwiatów, niestety nie moich ulubionych. Przepraszał mnie chyba ze dwie godziny, więc wybaczyłam mu. We wtorek pojechałam po rodziców na lotnisko.
- Natalie, skup się na lekcji. - rzuciła pani profesor.
- Przepraszam, pani profesor.
- Zostań po lekcji.
- Dobrze.
- Natalie co się dzieje? Jesteś ostatnio taka nieobecna.
- Rodzice wrócili i to dlatego... Przepraszam. - uśmiechnęłam się.
- Ale mam nadzieję, że moja ulubiona uczennica nie zawali tego ważnego testu.
- Przyłożę się do niego.
- Dobrze, w takim razie powodzenia i mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz.
- Nigdy.
- Miłego weekendu, widzimy się w poniedziałek na teście.
***
Pojechałyśmy razem z Judy na imprezę. Było mi trochę wstyd przed rodzicami choć mnie nie widzieli... Byłam tak zalana, że nie pamiętałam jak wróciłam do domu, a na ubraniach były moje wymiociny.
***
- Wzięliście wszystko?
- Tak, kochanie.
- Kiedy przyjedziecie?
- Zadzwonimy przed i cię uprzedzimy.
- No dobrze, napiszcie jak wylądujecie.
- Okay. - pocałowali mnie w czoło i wsiedli do taksówki.
Znów zostałam sama. Usiadłam przy fortepianie i dotknęłam klawiszy. Poczułam, że właśnie tego mi brakowało. Spojrzałam na szafkę i zobaczyłam album. Otworzyłam go i zauważyłam całą naszą rodzinę. Uśmiechniętą. Szczęśliwą. Obejrzałam wszystkie zdjęcia i powiedziałam:
- Miałam być niezależna.
Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Judy:
ROZMOWA:
- Hej, Jud... co powiesz na zakupy.
- Oczywiście.
- Będę za dwadzieścia minut.
Ubrałam się, umalowałam i byłam gotowa.
Nawiedziłyśmy wszystkie sklepy w galerii. Razem z zakupami wyszłyśmy i spakowałyśmy do mojego samochodu.
***
Założyłam czarną spódnicę i biały krótki top do tego niewysokie botki. Włosy rozpuściłam.
- Wow, Nat. Dla kogo się tak wystroiłaś? Aaa... Niech zgadnę... Dla Iana? - czasem zastanawiałam się jak Judy dostała się do liceum.
- Skąd. - powiedziałam i odjechałam sprzed domu Judy.
Kiedy zaparkowałam na szkolnym parkingu zabrałam torbę i weszłyśmy do szkoły. Ja miałam wszystko o czym inne dziewczyny mogły zamarzyć... Byłam bogata, miałam chłopaka, który był kapitanem drużyny futbolowej, byłam mądra, inteligentna i byłam popularna.
Szłyśmy środkiem korytarza, wszyscy patrzyli w naszą stronę. Zazdrościli nam.
- Hej, kochanie. - powiedział Ian i pocałowal mnie w policzek. - Idziemy?
Poszliśmy do sali i zajęliśmy miejsca.
- Jakie plany na dzisiejszy wieczór?- zapytał mój chłopak.
- Dzień dobry. - powiedziała pani profesor. -Gotowi na test?
- Żadnych planów, a coś proponujesz?
- Jest impreza u Kevina, co ty na to?
- Może wpadnę. Ale jeszcze nie wiem.
- Powodzenia. - powiedziała nauczycielka
Pisałam test kiedy ktoś szepnął:
- Natalie, możemy pogadać? - zapytał Max.
- Teraz nie.
- A po szkole?
- Nie.
- To ważne.
- Dobra, na parkingu po szkole koło twojego samochodu.
Nie miałam zamiaru z nim gadać. Niby o czym tak zawzięcie chciał za mną pomówić?
I jak Wam się podoba??? Wiem, że niektórzy z Wasz nie lubią takich dziewczyn jak opisałam powyżej, ale obiecuję, że to będzie tylko w tym rozdziale...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top