Rozdział 32
Natalie
Max cały tydzień gdzieś znikał, a w drodze ze szkoły powiedział mi, żebym się spakowała, bo gdzieś wyjeżdżamy na weekend. Nie wiedziałam co znowu wymyślił, ale podobała mi się ta jego zawziętość. Ianowi powiedziałam, że jadę do rodziców. Inaczej ględziłby mi, że nie powinnam sama wyjeżdżać z Maxem. Upychałam ubrania do walizki, gdy poczułam czyjeś dłonie na moich biodrach.
- Ale mnie przestraszyłeś! - wrzasnęłam na niego.
- Powiem ci, że to był naprawdę świetny widok. - powiedział i spojrzał na moje krótkie szorty... bardzo krótkie i bardzo, ale to bardzo opięte.
- Ej! Pomógłbyś mi zasunąć walizkę, a nie...
- Oczywiście. - jednym płynnym ruchem zasunął walizkę. - Tadam! Leć się przebrać.
- Skąd wiesz, że mam zamiar się przebrać. - uniosłam brew i skrzyżowałam ręce.
- Mnie odpowiada. - uśmiechnął się zadziornie.
- Wracam za dwie minutki.
Weszłam do łazienki, gdzie wcześniej przygotowałam sobie ubrania i założyłam je na siebie. Włosy związałam w warkocz, założyłam kolczyki i byłam gotowa.
- Jestem gotowa! - rzuciłam z korytarza.
- W takim razie w drogę.
Założyłam płaszcz i botki.
- Zapnij się. - poinstruował mnie, a sam szedł rozpięty. - Przeziębisz się.
- Gdzie jedziecie? Czyżby tylko we dwoje? - zapytał Marie.
- Tak, muszę uprowadzić na weekend moją piękną sąsiadkę i spędzić z nią super urodziny.
- Tylko postaraj się, Max. - odpowiedziała i zaśmiała się. - Zadzwońcie do mnie jutro chcę złożyć życzenia naszej jubilatce.
- Jasne, a w następny weekend uprowadzam panią.
- Ja to już za stara jestem, Max, ale Alie...
- Słyszę wszystko. - rzuciłam i zaczęłam się śmiać. - Proszę tyle nie pracować w tym ogródku... Dokończę jak wrócimy.
- Jedźcie i bawcie się dobrze.
Max włożył moją walizkę do bagażnika, a ja przytuliłam Marie.
- Baw się dobrze, skarbie.
- Oczywiście. Jak coś jesteśmy pod telefonem.
Max podszedł i objął mnie w pasie. Pani Meller zaśmiała się.
- Widzimy się w poniedziałek. - szepnął i przytulił naszą sąsiadkę. - To jedziemy.
Max szedł pierwszy, podbiegłam do niego i wyjęłam mu kluczyki z tylnej kieszonki spodni.
- Ja prowadzę. - mruknęłam, a on przyciągnął mnie do siebie i spojrzał na mnie tymi brązowymi oczami.
- Nie tym razem, Alie.
- Ale jesteś. Ja sobie to zapamiętam.
- Wiem.
Jechaliśmy w ciszy jakiś czas, słuchając muzyki. Nagle dostałam wiadomość od Iana:
„Tęsknię. Wracaj do mnie szybko"
- To Ian? - zapytał nie patrząc na mnie.
- Tak.
- Już „tęskni"? - spytał z udawanym przejęciem.
- Max...
- Dobra, przepraszam, ale wiesz, że za nim nie przepadam. On nie jest ciebie wart.
- Nie rozmawiamy o nim cały weekend, okay?
- Okay.
- To powiesz mi gdzie jedziemy?
- Zanim odpowiem mam jeszcze jedno pytanie... Będziesz z nim pisać podczas naszego wyjazdu.
- Nie chcesz tego, nie? - skinął głową. - Dobra, nie będę.
- Nie, to, że mi to przeszkadza, ale... nie no jednak mi to przeszkadza.
- Całusa w policzek, proszę.
- Da się zrobić. A to gdzie jedziemy niech to pozostanie moją słodką tajemnicą.
- Jesteś straszny.
***
Kiedy zatrzymaliśmy się przed ekskluzywnym domem w San Francisco było już po dwudziestej pierwszej. Wysiadłam z otwartymi ustami, bo dom zapierał dech w piersiach. Max rzucił mi klucze, a sam wyjął nasze rzeczy. Wszystko było tak pięknie i bogato urządzone. Ślicznie. Moje największe zainteresowanie zwrócił taras za domem z widokiem na ocean. Coś pięknego.
- Ładnie tu nie? - zapytał Max.
- Jest... cudownie.
- Czekaj do jutra. - uśmiechnęłam się i przytuliłam do niego. - Dziękuję.
- Nie ma za co.
Poszłam wziąć kąpiel, ubrałam na siebie piżamę i poszłam do salonu, gdzie był Max. Usiadłam obok niego.
- Śpisz w sypialni, ja prześpię się na kanapie.
- Nie, ja...
- Uwierz mi, że to lepszy wybór. Idę się wykąpać, a ty spać... jutro ważny dzień. - pocałował mnie w czoło, minął mnie i wszedł do łazienki.
Położyłam się na wielkim łożu i westchnęłam. Weszłam pod ciepłą kołdrę. Zasnęłam od razu.
***
- Sto lat! Sto lat! - powiedział dobrze znany mi głos. - Wszystkiego najlepszego, Alie!
Kiedy otworzyłam oczy Max stał przede mną łaskocząc mnie i trzymając w rękach tort. Spojrzałam na niego, a potem na tort...
- Tak, zrobiłem go sam.
- No, nie wierzę. - wstałam z łóżka i przytuliłam się do Maxa. - Dziękuję.
- Wiesz, że jest niedobry?
- Próbowałeś, że od razu przesądzasz? Idziemy go zjeść. - powiedziałam i wyszłam z pokoju. - Nie przesadzaj. Jest... dobry. - mówiłam i błagałam, by na mojej twarzy nie było widać grymasu. - Mogę wiedzieć co dodałeś zamiast cukru?
- Co? - zapytał zdziwiony. Spróbował trochę i od razu go wypluł. - Ale przecież dodawałem tego, no. - wskazał pojemnik z cukrem.
- Max, to sól, a nie cukier. Nie ważne. Zrobię nam coś zaraz do jedzenia.
- Proszę. - rzucił Max i poprowadził mnie do jadalni. Na stole było nasze śniadanie.
- Boże, Max nie musiałeś... - uśmiechnęłam się szeroko.
- Musiałem, ale największa atrakcja wieczorem. W ogóle mam plan na cały dzień. - uniosłam brew w geście zapytania. - Będziemy siedzieć przed telewizorem i opychać się jedzeniem.
- Chcesz, żebym przytyła? Dopiero co schudłam.
- Muszę cię trochę podtuczyć, bo jesteś za szczupła moim zdaniem.
- Ianowi się teraz podobam. - zacisnął pięść.
„Miałaś o nim nie wspominać!" - odezwał się mój wewnętrzny głos i chciałam się teraz pacnąć w łeb.
- Przepraszam.
- On cię do tego namówił? -kiwnęłam głową. - Tak nie może być. - wybuchł.
Tak jak Max prosił ubrałam się w białą sukienkę i srebrne szpilki. Włosy związałam do góry, zrobiłam lekki makijaż i byłam gotowa. Kiedy wyszłam z garderoby, do sypialni wszedł Max. Ubrany był w błękitną, opiętą koszulę i czarne spodnie. Wyglądał... bosko. Uśmiechnął się ukazując dołeczki i szepnął:
- Wyglądasz cudownie.
- Dziękuję.
- Idziemy?
- Tak, tylko wezmę jeszcze torebkę.
Wsieliśmy do jego samochodu i pojechaliśmy do restauracji. Jak się okazało w środku było dużo osób. Kiedy podeszliśmy do naszego stolika, zaparło mi dech w piersiach. Na stole świeciło się kilka świec, a w wazonie stała czerwona róża. Usiedliśmy, a wtedy kelner przyjął nasze zamówienie. Gdy kończyliśmy kelner przyniósł mały tort.
- Przepraszam! - Max wstał i odniósł się do gości. - Ta, piękna kobieta, która siedzi tu naprzeciw mnie ma dziś urodziny i chciałbym wznieść za nią toast. Jest kobietą, która całkowicie odmieniła moje życie, chciałbym bardzo mocno jej podziękować... Za wszystko. Dziękuję, Natalie. - powiedział, a ja się rozkleiłam. Łza spłynęła mi po policzku, wstałam i przytuliłam go do siebie.
- To ja dziękuję. - otarł mi łzę i pocałował w policzek.
- To dla ciebie. - podał mi piękny kwiat.
Wszyscy zaczęli śpiewać mi sto lat. Zostaliśmy tam jeszcze trochę i wróciliśmy do domu.
- To jeszcze nie koniec. - powiedział, sięgnął po szampana, a wzięłam dwa kieliszki. Położył dłoń na mojej talii i wyszliśmy na piaszczysty taras za domem, który tak bardzo mi się podobał. Co więcej stał tam stolik, a przy nim dwa krzesła. Otworzył szampana i nalał do kieliszków.
- Max... dziękuję. To chyba najlepsze urodziny w moim życiu.
- Czyli wygrałem z Ianem? - zapytał.
- Prawie. - powiedziałam, a on uśmiechnął się zadziornie.
Opróżniliśmy prawie całą butelkę szampana, a wtedy Maxowi coś się przypomniało:
- Właśnie, mam coś dla ciebie. - z marynarki wyjął podłużne pudełeczko. - Otwórz.
Gdy otworzyłam wieczko zobaczyłam piękny naszyjnik ze znakiem nieskończoności.
- Jest piękny.
- Mam nadzieję, że nigdy nic nas nie rozłączy. - pocałowałam go w policzek.
- Ja też mam taką nadzieję, a pomożesz mi go zapiąć?
- Yhym. - odwróciłam się do niego tyłem, a kiedy ponownie się odwróciłam Max przyciągnął mnie do siebie... Patrzyliśmy sobie prosto w oczy... dokładnie widziałam jego piękne brązowe oczy, aż nagle... POCAŁOWAŁ MNIE! Namiętnie, lecz czule... Stało się coś niewiarygodnego, ponieważ znów to czułam...
***
Pocałowali się! Spodziewaliście się tego? Święta już tuż tuż... 🎄 Kto się cieszy??? 😃
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top