Rozdział 12

Natalie

Ian siedział przy barze i rozmawiał z jakąś blondynką. Nagle na jego telefon przyszedł SMS:

Sam:

"Ja, ty. Jutro. Wieczór. "

Spojrzałam na niego śmiejącego się i mina mi zrzedła. Sam kim był, a może była? Modliłam się w myślach, by to był facet. Wstałam od stołu, gdzie siedziałam z naszymi przyjaciółmi.

- Zbieram się, miłej zabawy. Pa.

- Zawołam Iana to cię zawiezie. - zaproponował futbolista.

- Nie, przejdę się.

Wyszłam z klubu i uderzyło we mnie zimne powietrze nocy.

- Natalie! Co ty wyprawiasz?! - krzyknął Ian.

- Ja? Co ja wyprawiam?! Kim jest Sam! To facet?! A może kobieta?! - wybuchłam.

- O czym ty mówisz?!

- Dostałeś wiadomość! - złapał mnie za ramię. - Nie dotykaj mnie! Odpowiedz!

- Natalie, to...

- Zdradzasz mnie?!

- Nie...

- Wracaj sobie do tej blondynki spod baru... ona na pewno wie co dla ciebie najlepsze! - rzuciłam i poszłam przed siebie.

Szłam tak i w pewnym momencie moje nogi... moje ciało zrobiło się tak ciężkie, że musiałam usiąść. Zakryłam twarz i zaczęłam płakać. Nagle zatrzymał się samochód...

- Natalie? - zapytał znajomy głos należący do mojego nie umiejącego jeździć wroga.

- Nie, Katy Perry. - rzuciłam otarłam łzy i mając gdzieś jego wyciągnietą dłoń wstałam i poszłam dalej.

- Jesteście całkiem podobne miałem prawo się pomylić. - uśmiechnął się i mrugnął okiem.

- Obiecuję, że kiedyś wybiję ci te białe ząbki i zniszczę ten śliczny uśmiech. I niby nim przyciągasz tyle lasek?

- Jestem niezły, nie?

- Nie.

- Widzę, że znów obudziła się w tobie magia sarkazmu.

- Czego chcesz?!

- Pomóc ci.

- Nie potrzebuję twojej pomocy!

- Serio?

- Tak! Spadaj! - krzyknęłam i rzuciłam moją torebką tak daleko jak tylko mogłam, przy okazji zalewając się kolejnymi łzami. Chwile się coś mówił, ale szczerze miałam to gdzieś. Podniósł mój podbródek, podał torebkę i przykrył swoją bluzą.

- Zmarzłaś. - otworzył mi drzwi od swojego wozu. Wsiadłam.

Przez całą drogę milczeliśmy.

- Dzięki. - otworzyłam drzwi i chciałam wysiąść, ale Max złapał mnie za rękę.

- Nie ważne, miłej nocy.

- Wzajemnie.

Weszłam do swojej sypialni. Zdjęłam z siebie sukienkę i założyłam o wiele za dużą koszulę. Zmyłam makijaż i podeszłam do okna. W oknie naprzeciwko zauważyłam Maxa bez koszulki. Moje serce delikatnie przyspieszyło. Rozmawiał przez telefon. Uśmiechał się pokazując dołeczki i pomachał. Spojrzał na mnie. Zrobiło mi się mega gorąco. Pospiesznie zasunęłam zasłony i położyłam się do łóżka.

Rano spakowałam rzeczy, zatuszowałam niedoskonałości i pojechałam pod szkołę.

- Natalie! - krzyknął Ian. - Daj mi się wytłumaczyć.

- Proszę bardzo.

- Sam to mój szwagier.

- Tak? W takim razie chcę go poznać.

- Ale to teraz niemożliwe, bo wyjechał.

- Więc po jaką cholerę pisze ci, żebyście spotkali się dziś wieczorem!

- Natalie, uspokój się.

- Jestem spokojna! Po prostu to ty zaczynasz się mylić w tym co mówisz!

- Przestań!- krzyknął Ian.

- Wszystko w porządku? - zapytał Max. Spojrzałam na niego i powiedziałam:

- Tak. - uśmiechnęłam się. - Przemyśl to.

Skierowałam się do szkoły, gdzie była Judy.

- Hej. - powiedziałam.

- Cześć. -odpowiedziała z wyrzutem w głosie.

- O co ci chodzi?

- Nie jest ci przykro, że tak potraktowałaś Iana? Mnie by było.

- To chyba nie twoja sprawa.

- Może i nie moja, ale jesteście moimi przyjaciółmi.

Po skończonych zajęciach pojechałam do centrum handlowego i pokupowałam kilka potrzebnych rzeczy do domu, a potem miałam zamiar pojechać do domu dziecka.

- Hannah! - krzyknęłam do dziewczyny.

- Natalie! Dziękuję, za...

- Kochana, dla ciebie zrobiłabym wszystko, jesteś dla mnie jak siostra. Obiecałam kiedyś, że ci pomogę tak?... Teraz wstajemy.

Poćwiczyłyśmy godzinkę i potem wróciłam do domu. Około godziny siedemnastej usłyszałam pukanie do drzwi.

- Dzień dobry, Natalie. - powiedziała pani Smith.

- O, dzień dobry. Proszę, zapraszam.

- Dziękuję, wpadłam tylko na chwilę do Maxa. Radzi sobie całkiem nieźle chociaż dom wygląda jakby przeszło przez niego tornado. Cóż faceci tacy są... Kiedyś jak zostawiłam mojego Jace'a z Maxem i Alice to gdy wróciłam totalnie nie poznałam naszego domu. Ale się rozgadałam.

- Hahah... Napije się pani czegoś?

- Nie, skarbie, dziękuję. Mam do ciebie prośbę.

- Proszę mówić.

- Wiem, że się chyba zbytnio nie lubicie z Maxem, ale jakbyś mogła go trochę... utemperować. Chodzi mi o to, że spotyka się z nieodpowiednimi ludźmi. Zwyczajnie się o niego boję. Mogłabyś go raz na jakiś czas wyciągnąć z domu, albo coś takiego?

- Jasne.

- Dziękuję ci. Boję się o niego, bo już raz odwalił nam niezły numer, do którego namówiła go jego "była" dziewczyna. Twierdzi, że się rozstali, ale moja intuicja podpowiada mi, że się nie mylę.

- Może ona przyjdzie na jego mecz...

- Max, gra mecz? Kiedy?

- W czwartek.

- O proszę... Nic nie mówi swojej starej matce, ja już się z nim rozliczę. Natalie, dziękuję ci za wszystko.

- Nie ma za co.

- Mam nadzieję, że może choć odrobinę polubisz mojego syna. Czasem jest nieznośny, ale ogólnie jest fajnym facetem.

Wyszła. Poszłam pod prysznic. Założyłam czystą bieliznę, czarne długie legginsy i luźną koszulkę. Włosy związałam w wysokiego koka na czubku głowy. Usiadłam na swoim wielkim łóżku. Spojrzałam na fotel przy biurku i zobaczyłam bluzę Maxa.

- Zrób to. Rusz tyłek i oddaj mu jego bluzę.- wstałam, zabrałam ubranie. - Raz się żyje, Alie. -zapukałam do jego drzwi...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top