\.4./
Wraz z Tommim leżałem na polanie, za naszą wioską. Oparty o tors bruneta, mogłem kontrolować bicie jego kochanego serduszka, oraz wentylację oddechu. Był taki słodki, gdy miał zamknięte oczy i był cały mój. Tylko dla mnie. I już na zawsze pozostanie w moim serduszku.
- Przestaniesz mnie tak z rana obserwować ? – zapytał, ze śmiechem na ustach, na co również się ukazałem gest.
- Zapomnij o tym, Tommy – powiedziałem, nachylając się nad twarzą ciemnookiego. – Wyglądasz tak słodko jak masz zamknięte oczy. – Tak niewinnie – dodałem, widząc niezrozumiałą minę mojego towarzysza.
- Myślałem, że cały czas taki jestem – oburzony prychnął pod nosem, wykrzywiając się.
- Nie można mieć wszystkiego – wyrzuciłem, chcąc sprowokować chłopaka, co podziałało. – A ty niestety jesteś tylko słodki jak śpisz. '
- Nie chciał bym być teraz w Twojej w skórze – oświadczył, układając się w pozycję siedzącą. – Kara dla takiego jak ty jest sroga.
- Nie boję się, Ciebie - wiedząc, co chłopak teraz planuje, szybko wstałem i zacząłem biec naprzód siebie. Nie musiałem długo czekać by usłyszeć jak się podnosi i również wzbiera do biegu. Podkręciłem tempo, co w moim przypadku, było złe, bo nie powinienem zbytnio przemęczać nogi, ale nie to się dla mnie liczyło.
Nagle poczułem jak ktoś tuli mój tors do swojego, wiedziałem kto to był, więc uśmiechnąłem się pod nosem. Jego dotyk na mojej skórze powodował dziwne mrowienie, w każdej części ciała, ale i też motylki, które w jego pobliżu, od razu się objawiały. Nie miałem pojęcia jak to robi, ale przy nim zazwyczaj najpierw powiedziałem, bądź zrobiłem, zamiast pomyśleć. W jego obecność było zupełnie tak jakby nic innego się nie liczyło, tylko my. Niewinne spojrzenia. Przypadkowy dotyk. Ciche słówko. Można było powiedzieć, że graliśmy w pewnego rodzaju grę, która za zadanie miała sprowokować drugą osobę, do wykonania kroku. I tak o to tym razem ja prowokowałem, a on odpowiedział. Poczułem jego ciepły oddech w zagłębiu szyi, który spowodował drżenie mojego ciała. Fala rozkoszy przeszła przeze mnie, gdy tylko ciemnooki zaczął mnie całować, w danych okolicach.
- Przegrałeś – bardziej wymamrotałem, niż powiedziałem, na co brunet przytulił mnie jeszcze bliżej siebie.
- Ty też – oświadczył, na co spojrzałem na nie go zaskoczony – Oddałeś się rozkoszy – zagryzł płatek mojego ucha, na co jęknąłem z przyjemności.
- Wcale nie – zaprzeczyłem, finalnie odwracając się w jego stronę – Po prostu poddałem się karze. – Spojrzałem w jego ciemne tęczówki, rozpływając się w nich do końca.
- Ale podobała Ci się ? – Thomas wypowiedział to tak jakby było to stwierdzenie niż pytanie. Zamiast odpowiedzi wzbiłem się na palcach i pocałowałem go. Chłopak odwzajemnił gest, a z każdą chwilą byliśmy coraz bardziej zachłanni. Chłopak podrzucił mnie do góry bym mógł na nim zawisnąć, co oczywiście zrobiłem. – Kocham Cię – wyznał, na co mocno się w niego wtuliłem.
Obudziłem się z lekkim szokiem na twarzy. Nie poznawałem miejsca, w którym ostatecznie się znalazłem. Małe pomieszczenie, najwyraźniej szpitalne. Starałem sobie przypomnieć, co się stało, ale przeszywający ból głowy, na to zbytnio nie pozwalał. Przetarłem spocone czoło, a widząc, że nie jestem przypięty pasami, wstałem.
- Na pewno muszą tu mieć coś na ból głowy – pomyślałem, po czym zabrałem się do przeszukiwania komód. Przez pierwsze trzy szuflady nie znalazłem nic poza jakimiś żelami na bóle kręgosłupa. Na szczęście, w czwartej szufladzie, znajdowało się pudełeczko, z białymi tabletkami, w środku. Szybko sprawdziłem ulotkę, a następnie sprawdziłem czy nikt nie idzie. Mając wolną rękę schowałem lek do kieszeni mojej bluzy. Powoli udałem się w stronę wyjścia z pomieszczenia, zanim jednak go sprawdziłem spojrzałem na zegar z kalendarzem, sprawdzając go. Według informatora był środa, a trafiłem tu w niedziele, więc widocznie spałem trzy dni. Natomiast godzina pokazywała 12.00 po południu. Wyszedłem na korytarz, a widząc świecące pustki, dotarło do mnie, że najwidoczniej jest pora obiadowa.
Nie mając ochoty na jedzenie, powoli udałem się w stronę mojego pokoju. Idąc korytarzem, dla zbycia nudy czytałem napisy różnych sal. „Gabinet Pani Teresy" który w duchu przekląłem, „Sala operacyjna", „Sala PX-7", „Gabinet lekarski" oraz pokój „Gabinet Thomasa" przy którym się zatrzymałem. Spojrzałem na białe drzwi i głośno westchnąłem. Prawda była taka, że nie miałem pojęcia, jak go nienawidzić, skoro był mojemu sercu tak bliski.
- Brakuję mi Ciebie – z moich ust, niewiadomo kiedy, wydobyły się te trzy wyrazy .
Jeszcze chwilę postałem, wpatrując się w jeden i ten sam punkt, a następnie odwróciłem się. Ruszyłem w stronę windy, gdy poczułem mocną siłę, która popchała mnie na ścianę. Nim zdążyłem się zorientować co się dzieję, Thomas stanął przede mną, wpatrując się we mnie, z czystą nienawiścią. Jego wzrok zabijał mnie od środka bardziej niż fakt, że miał mnie, za zdrajcę. Umierałem wewnątrz siebie, czując pustkę i nienawiść, płynącą z jego wnętrza. Chłopak widząc mnie tak przerażonym, zakpił pod nosem, przybliżając się do mnie jeszcze bardziej.
- Thomas? – zapytałem, mając nadzieję, że mój ukochana, wciąż jest gdzieś tam. Ale jak to nadzieja, musiała mnie zawieźć.
- O popatrz! – powiedział, a kpiący uśmiech nie znikał mu z twarzy. – Jak to tchórz, boisz się o swoją dupę, to tylko jedno dobrze potrafisz, wybrać najłatwiejsze wyjście.
- O czym ty do cholery mówisz? – zapytałem niezrozumiałe, na co chłopak chwycił mnie za koszulę, a następnie przerzucił na drugą stronę ściany. Głową uderzyłem o stalową ścianę, przez co mocno mi się zakręciło w głowie. Podszedł do mnie, a następnie kucnął przy mnie i z wyrazem pogardy odpowiedział.
- O tym, że jako zdrajca, potrafisz tylko ratować własny tyłek, pieprzony egoisto. – moje serduszko powoli zaczęło się rozpadać na drobne kawałki, a z każdym kolejnym słowem było jeszcze gorzej. – Mieliśmy Cię za przyjaciela, a ty tak po prostu nas zdradziłeś! Okłamałeś nas! Mnie! Pozwoliłeś bym z Twojego powodu obwiniał się. Pozwoliłeś bym wierzył, że jesteś martwy, chociaż właściwie teraz jesteś. Nie istniejesz dla mnie. Nie ma Cię. – krzyczał, a po mojej bladej twarzyczce zleciało parę łez – Kiedyś bym uwierzył w te Twoje smutki, ale teraz jestem innym człowiekiem.
- Tommy? – wyszeptałem cicho, omal nie dławiąc się śliną i krwią pochodzącą z rozwalonej wargi.
- Szmata z Ciebie, Newt ! – kiedy to mówił, głęboko patrzył w moje ciemne oczy, zabijając mnie coraz bardziej. – Jesteś cholernym tchórzem, który jedyne co naprawdę dobrze potrafi, to grać kogoś innego. A poza tym to jest jeszcze tniecie, które w sumie też dobrze Ci idzie, prawda? - na te słowa zamarłem.
Musiałem pogodzić się, że chłopak którego znałem, odszedł. Dlatego wstałem i z resztką moich sił, zamachnąłem się. Uderzyłem go raz, później dugi, nie szczędząc sobie przy tym krzyków. Nie minęła chwila, Dy poczułem jak czyjeś ręce mnie odpychają od ciemnookiego. Trzymały, z całej siły, próbując uspokoić.
- Nienawidzę Cię - wyszeptałem, czując napływ adrenaliny i przyśpieszony skok bicia serca. – Zniszczyłeś mi życie, wiedz o tym. WIEDZ. – po tych słowach odwróciłem się i z pomocą kolegów, dostałem się do mojego pomieszczenia.
- Takiej samowolki nie dopuszczamy - oznajmił rudy mężczyzna, którego imienia do tej pory nie znałem. Wepchnęli mnie do pomieszczenia, a następnie przyłożyli kartę, do kodownika, a ten zamknął mnie w środku.ych emocji, krążyłem po pokoju, wspominając słowa wypowiedziane przez Thomasa. Ja dla niego byłem martwy, ale coraz mocniej utwierdzałem się w teorii, ze on dla mnie też. Powiedział co chciał, a ja kiedy złamał przysięgę, starałem się mu w jakiś sposób wybaczyć, ale teraz już wiem, że to koniec. Mam go dość. Nienawidzę go. I właściwie mam gdzieś, co o mnie myśli. Złamał przysięgę, to ja też mogę. Zresztą z tego co widzę, to jedyne co nas aktualnie łączy to nienawiść. A to uczucie jest gówno warte. Skończyłem z nim. Skończyłem z byciem wartościowym człowiekiem. I tak już jestem nikim. A może zawsze nim byłem?
Oburzony podszedłem, w stronę łazienki. Chcąc odrobinę się uspokoić, uruchomiłem korek, z wodą, a następnie przemyłem cieczą twarz. Spojrzałem na siebie w lustrze, po raz setny lustrując siebie w tym cholernym szkle. Łzy zlatywały, jak szalone, z każdą sekundą, powodując ulewę na mojej bladej cerze. Rozcięta warga, pokryta krwią, przypomniała mi o pewnej, dobrze znanej mi już czynności. Tym razem jednak nie widziałem powodu, by z niej zrezygnować. Miałem wyciągnąć scyzoryk ze spodni, ale poczułem, że to nie da mi całkowitej ulgi. Ostatni raz przywróciłem sobie jego słowa, poczym z wielką siłą, jakby to był on, rozbiłem szklany przedmiot. Kawałki lusterka rozpadły się na mniejsze kawałki, a później na jeszcze mniejsze, tworząc wokół mnie wielki bałagan. Wpatrując się w kryształowe odłamki, poczułem, jak moje serduszko równie mocno pęka Dopiero teraz zrozumiałem, jak bardzo jest samotni i z góry przesądzony. Byłem samotnym zdrajcą, z zaburzeniami psychicznymi i fizycznymi. A ja po prostu byłem zagubionym nastolatkiem, który potrzebował pomocy, ale nie miał już skąd jej brać. Nie miałem już nikogo.
Kucnąłem pośród tego bałaganu i podniosłem jeden z ostrzejszych ułamków. Podciągnąłem rękaw, przyłożyłem część układanki do skóry i z żalem na sercu wykonałem pierwsze trzy linie. Zanim się obejrzałem, zrozumiałem, że z linii powstało imię „Thomas". Dlaczego, purwa, we wszystkim co robię jest on. Dlaczego? Odrzuciłem puzelek, który z kruszącym się dźwiękiem uderzył w szybę kabiny prysznicowej. Zamknąłem oczy, a po chwili znów je otworzyłem. Zobaczyłem kilkanaście strumyków czerwonej cieczy, które jak obłąkane krążyły po moim nadgarstku. Widok ten hipnotyzował i spowodował, że na zmianę zmieniałem położenie ręki. Dokładnie obserwowałem, jak niektóre kropelki czerwonej cieczy spadały na płytki łazienkowe, a inne wciąż bazgrały ślady na moim ciele. Uwielbiałem ten widok. Wręcz kochałem. Miałem wrażenie, że tylko on jest moim prawdziwej przyjacielem i że zaledwie tylko on może mnie naprawdę uszczęśliwić. Poczułem jak po moich policzkach spada ulewa, a na końcu miesza się, z czerwoną ciecz. Poczułem, jak momentalnie odczuwam ulgę, a jednocześnie jeszcze większy ból. Wiedziałem, że w moim stanie nie był to dobry pomysł, w końcu wczoraj wybrali ode mnie pięć probówek krwi. A do tego brak pożywienia, nie dodawał energii, ale już o to nie dbałem.
Ból głowy coraz bardziej wywierał silny atak w mojej czaszce. Brzuch burczał jak szalony, domagając się jedzenia, a ja nic z tym nie robiłem. Ważniejszy był aktualny widok oraz chęć zapomnienia.
Oparłem się o ścianę, mocno oddychając, aż zdecydowałem, że to jeszcze nie ten czas. Najpierw wołałbym się z wszystkimi pożegnać dlatego wstałem z podłogi. Podszedłem do kranu i uruchomiłem ciepłą wodę. Podłożyłem pod kran rękę i patrzyłem jak ciecz zmazuję czerwone ślady, pozostawiając wypisane bliznami imię. Poranione miejsca szczypały, ale do tego byłem już przyzwyczajony, w końcu każdy rodzaj bólu boli.
Spod umywalki, w szafce znalazłem czerwoną kosmetyczkę. Wyjąłem z niej elastyczny bandaż i obwiązałem nim całą cześć wyszytych blizn. Następnie odłożyłem apteczkę pod umywalkę i zostawiając kawałki szkła, wyszedłem z mniejszego pomieszczenia.
Usiadłem na materacu, wpatrując się w wielkie okna, przy okazji zastanawiając się jak długo jeszcze tak pożyję. Wiedziałem jedno, że choć większość przyjaciół we mnie zwątpiła lub znienawidziła to nie dałbym rady odejść bez pożegnania, choć z Thomasem w pewnym sensie już to zrobiłem, dając mu list pisany moim emocjami. Zastanawiało mnie czy w ogóle go przeczytał. Ale moje przemyślenia przerwał zwiększający się ból znad skroni.
Dotknąłem się w bolące miejsce, po czym przypomniałem sobie, o tabletkach, które ukradłem. Wyciągnąłem pudełeczko z kieszeni, otworzyłem wieczko i wysypałem dwie tabletki, na moją dłoń. Włożyłem tabletki do buzi, jednak ich nie połknąłem. Zamiast tego udałem się w stronę małej lodówki pokojowej i wyciągnąłem z niej wodę. Odkręciłem zakrętkę i upiłem łyka, tym samym połykając lekarstwa. Ponownie zamknąłem wieczko obu przedmiotów. Jedno z nich wsadziłem do lodówki, a drugie do mojej szafki nocnej. Położyłem się na łóżku i mocno przytuliłem do mojej poduszki, chcąc poczuć się bezpieczny. Jednak ona nie mogła zastąpić mi jego. I nie zrobiła tego.
Potrzebuje Cię
Potrzebuje mojego Tommiego
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top