Rozdział 7

Jednak tego "nie rozdziału" nie będzie. Przepraszam wszystkich za wprowadzenie w błąd, ale uznałam, że opis bohaterów jest złym pomysłem. Najwyżej opublikuje to po epilogu.

~*~


J.

Nie no żartuje, ja lecę. To akurat był mój zlot, hehe. Reszta załogi miała spaść... później.

Wiatr targał moje włosy, a powietrze muskało moją twarz. Wszystkie budynki zwiększały się, gdy coraz niższa odległość dzieliła mnie od miejsca docelowego. Wytężyłam wzrok, a to co zobaczyłam, przyprawiło mnie o dreszcze. Na zielonej równinie oblanej milionami gatunków różnokolorowych kwiatów, maszerowali szybkim krokiem żołnierze, którzy mieli za chwilę, zgotować piekło. No toż będę się bawiła!

Trzysta metrów przed zaliczeniem gleby, pociągnęłam za sznurek, co umożliwiło otworzenie się spodachronu. Gdy to zrobiłam, musiałam pociągać za sznurki. Raz w prawo, raz w lewo, raz schylać się do przodu, a raz do tyłu, ogólnie mówiąc, schylać się zajebiście ładnie.

I tak lecę,

I lecę.

No i lecę, nosz kurczaki, ile można tak lecieć?!

No nie wiem. Zadzwonię do Nathalie.

Tyknęłam zegarek i wybrałam numer do dziewczyny. Nie musiałam długo czekać na odbiór połączenia.

- Coś się stało, Joana?

- Nope, mam pytanie: Jak długo można lecieć?

Najprawdopodobniej Nathalie musiała przybić sobie facepalma. Jednak z jej rozśmieszonego tonu głosu domysliłam się, że dziewczyna jej rozbawiona zaistniałą sytuacją.

- No powiem, że mam podobny dylemat, ale myślę tak... w chuj dużo. - I się rozłączyła.

Co za zła, a ja jeszcze chciałam z nią pogadać. Foch.

Przynajmniej byłam już na miejscu.

Uklęknęłam, by po chwili wyciągnąć małą, czewono-białą kostkę. Rozejrzałam się, znajdując przy okazji najlepsze miejsce do rozłożenia rzeczy, którą trzymałam w dłoni. I znalazłam! Przeszłam kilka kroków i postawiłam kostkę na gruncie. Nie musiałam długo czekać, gdy moim oczom ukazał się przeze mnie wybrany karabin.

- No i teraz zaczyna się ustawianie! - powiedziałam sama do siebie.

W sumie nie potrawało to długo, bo już po chwili miałam wszystko wyliczone. A mi zostało już tylko czekać, założyć białą maskę i modlić się, by wszyscy wrócili z tej misji cało...

~*~

Żołnierze dzielnie przemieszczali się po kwiecistym polu, niszcząc przy tym wszystko, łącznie z pięknymi i rzadkimi kwiatami, aż po niezliczone ilości owadów, błąkających się teraz po terenie. Spora liczba osób jednak nie chciała tego robić. Ich obecność w wojsku była przypadkowa, ponieważ głównodowodzący powołał wszystkich mężczyzn w latach od dwudziestu pięciu do pięćdziesięciu pięciu, by uzupełnili brakującą część oddziału. Większość osób sprzeciwiła się, przez co zostali zaciągnięci siłą, a jeśli sprzeciwiali się rozkazom, byli bici. Wiedzieli, że nie dotrzymają słowa swoim rodzinom, żonom, dzieciom, ponieważ nie wrócą, a zginą. Chcieli pokoju, ale silniejsi od nich, choć nieliczni, chcieli wojny.

Stojąc już na skraju granicy miasta zatrzymali się. Wsłuchując się w radosne ćwierki ptaków, usłyszeli znak, który namawiał ich do rozpoczęcia krwawej bitwy.

Ruszyli...

Wszędzie słychać było wrzaski osób, od "aaaaa" po "ooooo".

Wbiegli do miasta.

Lecz nie było tam nikogo. Opustoszałe ulicę ciągnęły echo żelaznych butów. Spoglądający po sobie żołnierze, nie rozumieli w co się bawią.

- Tu są! - krzyknął jeden z oficerów. - Za mną!

Grupa ludzi, która zignorowała nowowyłania do ucieczki, została pierwszym celem wojsk. Ich krótkie nóżki nie miały szans z wysportowanymi ciałami wojowników.

Gdy pierwsza osoba, która miała zabić dziewczynkę, zamachnęła się, została postrzelona, na co żołnierze szerzej otworzyli oczy.

- Piękny strzał, muszę pochwalić. - Usłyszeli męski, zachrypnięty głos.

- Zamknij się i rób swoje. Już! - odpyskowała dziewczyna.

A oni już wiedzieli, że nie będzie to dla nich zwycięska bitwa.

Nagle obok nich pojawił się, po prawej ognisty mur, po lewej powietrzny. Nie mieli szans, lecz próbowali, barykady odcięły im drogi ucieczki. Jednak... po chwili wszystko upadło. A jedyne co można było usłyszeć to głos Inteligentnej:

- Ognia!

~*~

Tak wiem, krótki, nie krzyczcie. A i jeszcze jedno, dla tych niekumatych: INTELIGENTNA TO URA!!! (O mamo, co ja pisałam kiedyś pod rozdziałem, aaa)

Ja

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top