Rozdział 3
Odkąd pamięta jej planeta była pokryta w wojnach. Ulice przepełnione były krwią niewinnych ludzi, którzy próbowali własnych sił, by pokonać czyhające na nich bezlitosne wojsko. Jednak znowu, bez skutku. Pięciolatka, mimo młodego wieku, była już wysportowanym żołnierzem. Przez to, że mersani dorastali znacznie szybciej, dzieci, w wieku czterech lat, szły do szkół. Choć to źle powiedziane. Tak było kiedyś. Wojny pochłonęły sporo ofiar, jak i miast. Kilka państw, kiedyś mogąca pochwalić się ogromną potęga, od dawna już nie istniało, a na ich miejsca powstały nowe, niezależne państwa, zazwyczaj łaknące śmierci drugiego człowieka. Budynki już dawno zostały zburzone przez co ludzie nie mieli gdzie się kształcić, pola zdychały trupami, wodą mogli pochwalić się tylko najbogatsi mersanie, a dzieci, w wieku trzech lat, zostały wysyłane na szkolenie, bądź trenowali ich rodzice.
Uravella od dawna jednak już ich nie miała. Od rozpoczęcia ósmej wojny światowej, gdy jej rodzice zostali powołani do wojska i nigdy już nie wrócili, wychowywała się sama. Kradła, niekiedy zabijała, by móc przetrwać i sprowadzić pokój na tą planetę, choć wiedziała, że nie postępuje słusznie, ale tego nie dało zrobić się inaczej, jak tylko przejść po trupach. Chociaż, że los robił z niej kozła ofiarnego, wstawała po każdej przegranej z uśmiechem na ustach i coraz bliższą wygraną.
- Ura! - zawołał rozradowany chłopięcy głos - Ura!
- Kain...
- Ura! - chłopiec zawiesił się na szyi dziewczynki - Myślałem, że zostałaś postrzelona.
- Ja postrzelona?! Chyba śnisz. - odwzajemniła uścisk.
Mersain niespodziewanie oderwał się od pięciolatki mierząc ją smutnym wzrokiem. Widać było, że zaraz się rozpłacze.
- Ura... Nasze wojska... Wszyscy moi bliscy... Myślałem, że ty też, ale jednak...
Świst
Dziewczynka patrzyła na ciało chłopca, które powoli się wykrwawiało. Nie zostało mu wiele czasu, choć teraz nawet sekundy zwolniły. Patrzyli sobie w oczy, tak jak za pierwszym dniem, słoneczne po południe, którego nigdy nie zapomną. Wtedy pierwszy raz się spotkali na szkoleniu. Byli dwiema osobami z dziesięcioosobowej drużyny militarnej rekrutów juniorów. Już od początku zostali dobrymi znajomymi, później przyjaciółmi. Wspierali się na każdym kroku. Mimo młodego wieku zakochali się w sobie nawzajem, lecz o nigdy o tym nie mówili. Próbowali odgonić od siebie te uczucie, wiedząc, że raczej nie pożyją za długo.
Dziewczynka w mgnieniu oka wzięła pistolet w dłoń, pociągnęła za spust i zastrzeliła przeciwnika, który runął jak długi na chodnik. Miał na sobie kuloodporną kamizelkę z wizerunkiem głowy byka czerwonego. Nie myślą o szyi, która jest równie ważna co serce. Podbiegła do umierającego Kaina, dławiąc się własnymi łzami. Podniosła go, by przenieść chłopca do bardziej bezpiecznego miejsca. Biegała wte i wewte, gdy zobaczyła ruiny opuszczonego domu. Tam właśnie się udała. Położyła go na różowej podłodze, na której były porozrzucane drewniane zabawki. Najprawdopodobniej mieszkająca tu rodzina musiała ewakuować się w trybie natychmiastowym, bądź zostali zabici. Smutne, ale realne.
- U... ra... ja.. przepra... szam...
- Nie przepraszaj, przecież to nie twoja wina.
- Byłem nie... nie... uważny.
- Nie mów tak! - krzyknęła - Każdy mógł popełnić taki błąd, umrzeć! W tych czasach to nie takie trudne... - urwała zaczerpując powietrze i powiedziała łamiącym się głosem. - Chociaż nie rozumiem czemu padło na Ciebie... Mieliśmy być zawsze razem, pamiętasz?
Kain patrzył na nią lekko się uśmiechając. Dokładnie to pamiętał. Złożyli przyrzeczenie podczas ich pierwszej wspólnej misji, podczas gdy niemal umarli, z łzami w oczach przyrzeczyli sobie, że jeśli odejdą to razem i nigdy się nie opuszczą. Niestety, on ją złamał. Nie dotrzymał przysięgi. Było mu cholernie przykro z tego powodu, ale nic nie mógł na to poradzić.
- Ura, zniż się do mnie.
Dziewczynka w lekkim szoku wykonała polecenie przyjaciela.
- Zrób coś dla mnie...
- Co...?
Spojrzał jej w oczy i powiedział:
- Nie umieraj...
I złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Zarazem też ostatnim...
To był jego ostatni oddech. Ubrania i podłoga była cała we krwi i łzach z jednym żywym i martwym ciałem. Jego palce puściły jej dłoń opadając bezwładnie. Oczy miał utkwione w jej smutną twarz, która powoli traciła kolory. Nie wytrzymała tego. Rozpłakała się, najgłośniej jak mogła. Nie obchodziło ją, czy ktoś ją znajdzie i zabije, czy nie, liczył się tylko ON. A z jego odejściem utraciła część serca, której nikt nie będzie mógł znaleźć. Wiedziała, że w końcu będzie musiała pójść, uciec, ponieważ taka była jego ostatnia wola, a postanowiła ją wypełnić najdłużej jak umie. Wstała, kierując się w stronę wyjścia, jednak zatrzymała się, odwróciła w jego kierunku i powiedziała:
- To dlaczego ty nie mogłeś wypełnić naszej jedynej obietnicy?
I odeszła.
Historia dziewczyny z zagubioną częścią serca
~*~
Ja
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top