Rozdział 5

J.

Znowu mi nie wyszło. Ach.... Gdy zawsze przy nim jestem jakoś maleje mi pewność siebie. Jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki traciłam zdolność racjonalnego myślenia. Przynajmniej na misjach tak nie jest. Jakiś plus.

Mimowolnie się uśmiechnęłam. No bo jak można podziwiać kogoś, kto broni ludzi przed śmiercią i nie straszne mu żadne niebezpieczeństwo, a przy chłopaku z drużyny nie może się normalnie się wysłowić. No... Najwyraźniej można.

Ahh... Ja to byłam dziwna. Najpierw ryczę i załamuje się, jakie to mam okropne życie, by po minucie tryskać energią i być gotową do działania. I jakoś było mi z tym dobrze.

Wstałam i spojrzałam na mój pokój. Jestem taką zajebistą osobą, która musi mieć bałagan w pokoju, żeby racjonalnie myśleć, a przy okazji się nie zabić. Jest moc! Na niebieskich i szarych ścianach porozwieszane były medale i dyplomy, każdy ze swoją historią, którą dobrze pamiętam. Aż chciało się książkę napisać, nawet film się zrobi, podobno gdzieś powstaje. Tylko ciekawe gdzie? Nie pamiętam, bo moja pamięć jest jak mój pokój, czyli istny bałagan.

- Okej, okej, teraz pierwszy krok, przejść do szafy i się nie zabić...

Jak powiedziałam, tak zrobiłam. Tylko, że już przy trzecim kroku zaliczyłam glebę. Brawo ja!

- Serio muszę tu ogarnąć...

Dobra, nie poddaje się! Wstałam i tym razem przeszłam... Ups... Nie przeszłam. Kolejne bliskie spotkanie z podłogą mnie dosięgnęło.

- Gleba numer dwa zaliczona!

Wstaję, mimo tylu ran... Jakoś nie mogłam się powstrzymać od zanucenia tej piosenki w głowie, która jako jedyna oddaje mi hołd i mojej poszkodowanej głowie. Próba numer trzy! Wstałam i chwilę miażdżyłam szafę wzrokiem, myśląc, że to coś pomoże, jednak... Była nieugięta. Chociaż ja i tak wiem swoje. Pewnego dnia padnie na kolana przede mną i będzie prosiła o wybaczenie, że bawiła się ze mną w kotka i myszkę, z czego ja zazwyczaj przegrywałam.

- Tym razem mi się nie wymkniesz - powiedziałam z uśmiechem i sińcem na czole.

Odmierzyłam odległość i skoczyłam...

I powiem tak. Chyba wszyscy słyszeli moje:

- Nosz kurde!

Dobra, przegrałam, ogarnę ten syf w pokoju. Niestety... Teraz.

~*~

Ubrana już w wodoodporny stanik sportowy i z tego samego materiału spodnie, sportowe buty grawitacyjne i kamizelkę kuloodporną, wyglądającą jak przezroczysta kurtka, poszłam do magazynu spakować sprzęt. Czas trochę nam się wydłużył, więc aktualnie mam jeszcze trzydzieści pięć minut do startu.

- No i co tutaj by wybrać... - powiedziałam sama do siebie. - Dobra, pomyślmy. Lecimy na wodniste tereny, czyli trzeba wziąć coś zdatnego do używania pod wodą. Okej...

Zaczęłam przemieszczać się między sektorami, aż zatrzymałam się tam, gdzie znajduje się broń, akurat mi potrzebna. Podeszłam do komputera, by zobaczyć mapę terenu, na który się wybieram. Hasło i wszystkie zabezpieczenia odbłokowałam, przez co ujrzałam miejsce celu. No i powiem tak.... Byłam w dupie. Żadnych wyżyn, dolin, tylko duże miasto, które mieściło się jeszcze w rzece. No normalnie pieknie! Przynajmniej będę mogła, jako jedna z dwóch, śmigać spokojnie pod wodą, bez tych wszystkich masek i co tam jeszcze było. Zawsze jakiś plus.

Postanowiłam, że wezmę KW-130 z nieograniczonymi PW-1 i PW-5, piętnaście BW-31, a na powierzchnię KaMa-568 z odnawialnymi pociskami trującymi oraz P-980 z również odnawiającymi się pociskami i dwa NoPo-62, czyli, dla niekumatych, dwa karabiny, pociski, bomby, pistolet i dwa noże. Ach ta najnowsza technologia, nawet nie wiesz jak oni to zrobili, a już dają coś, czego i tak, w żaden normalny Ci sposób, nieogarniesz. Chociaż właśnie od tego są najlepsze planety karłowato-wojskowe, gdzie się to wszystko dokonuje. Niejednokrotnie patrzyłam i pomagałam w udoskonaleniach, zamawiając od czasu do czasu jakąś broń specjalnie dla siebie.

Spakowana ruszyłam w stronę garażu numer trzy. Czekał tam już statek oraz pięć innych osób, czyli moi przyjaciele z drużyny. Olivier i Alan rozmawiali ze sobą w najlepsze, tak samo jak dziewczyny, czyli Ura i Nathalie, do których dołączyłam.

- Hejka, Nathalie! - krzyknęłam uradowana.

- Joana! - pisnęła Nathalie, ogłaszając mnie przy okazji i o mało nie wywracając.

Zatrzymaliśmy się w żelaznym uścisku, gdzie żadna z nas nie chciała się puścić.

- Dobra, puść, bo umrę... Nie, sorry, już umarłam, pogrzeb w piątek o dziewiętnastej - powiedziałam z radością w głosie.

Dziewczyna odsunęła się ode mnie, lecz nadal trzymając mnie za ramiona, uśmiechnęła się pogodnie, a ja zrobiłam to samo. W sumie długo jej nie widziałam, czyli jakieś... Pięć dni. Tak, wiem, to okropnie dużo czasu i normalnie nie wiem, jak ja to przeżyłam.

- Okej, to ja zamawiam pierwszy rząd! - chciałaby - Ale wszyscy będą patrzyli jak pięknie drzemiesz w trumnie. - No... Prawda, pomyślałam. Proszę, powiedzcie mi, jak ja z nią mam się nudzić.

- No witam, przybyszkę z kosmosu - powiedziała uradowana Ura. Jednak tylko na moment. Jej usta wykrzywiły się w grymas złości, a wszyscy wiedzieli, czym to było spowodowane.

- Ura, wyluzuj - odezwała się troszkę przygaszona Nathalie. - Jeszcze... - spojrzała na niewidzialny zegarek - siedem minut.

Dowódczyni przełknęła ślinę zalegającą jej w gardle i odwróciła wzrok na pas startowy. Co jak co, ale James i Ura siebie... bardzo nie lubili. Wręcz nienawidzili. Kobieta nie lubiła w nim wszystkiego, od jego nieprzyzwoitego zachowania, po niedopasowane skarpetki. Za to chłopak lubił dokuczać jej na każdym kroku.

Alan i Oliver spojrzeli po sobie porozumiewawczo. Podeszli do nas, a blondwłosy rzekł:

- A... Jaki mamy plan?

Te słowa otrząsnęły Urę. Uśmiechnęła się od ucha do ucha i wyciągnęła mapę. Niecałą minutę później, jak jakiś debil krótko mówiąc, wparował James, a zaraz po nim Amelia. Wyglądali tak, jakby przed chwilą przebiegli co najmniej maraton. W sumie dziewczyna wyglądała jeszcze gorzej. Nie zdziwiłabym się, gdyby za chwilę miała dostać ataku serca.

- Sorry, nie dało się szybciej, no wiesz jedzenie takie dobre, ty pewnie i tak zapomniałaś o prowiancie, więc no wiesz... Trzeba było uzupełnić zapasy przed misją - powiedział James, a Amelia natychmiastowo skarciła co wzrokiem. - No nie pacz tak na mnie, złotko.

Ura patrzyła na nich wzrokiem przesiąkniętym jadem, lecz schowała emocje w głębi sobie i zaczęła ponownie omawiać plan:

- Tak jak wcześniej wspominałam...

~*~

Ja

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top