♠ Rozdział 15.
Wymknięcie się z pokoju, nie zwracając przy tym uwagi Nikolaia, było łatwiejsze, niż jej się wydawało. Chłopak chrapał głośno zza zamkniętymi drzwiami ukrytego pokoju, dzięki czemu nie musiała go ani zbywać, ani okłamywać. Ponadto sam fakt, że mogła ot tak zniknąć, a Leonardo bez problemu znajdował się w jej pobliżu, źle wróżył o chłopaku, który o niczym nie miał zielonego pojęcia. Jaki z niego kamerdyner, skoro nie był w stanie jej obronić? Nawet nie przypuszczał, że Fryderick próbował ją zabić! Darzył czarodzieja tak ogromnym zaufaniem, iż ani przez myśl nie przeszłaby mu zdrada z jego strony.
Cicho przymknęła drzwi, choć wiedziała, że wampirzy słuch innych Potomkiń mógł doskonale to usłyszeć. Nie zastanawiając się jednak dłużej nad tym, co zrobi, gdy spotka jedną z nich, czmychnęła na koniec korytarza i z prędkością światła znalazła się w holu przy ogromnej kryształowej kuli. Ani śmiała ponownie zajrzeć w jej głąb, bojąc się spojrzeć na przelaną krew i latające głowy. W dalszym ciągu nie rozumiała, jak coś takiego mogło stać w szkole niczym wartościowe trofeum.
Rozejrzała się nerwowo, wytężając słuch. Czuła się jak skończona idiotka. Jak mogła ryzykować dla Ivy Wood? Czy spotkanie z nią było tego wszystkiego warte? W dodatku zaufała Leonardo, który spokojnie mógł zastawić na nią kolejną pułapkę.
Odwróciła się gwałtownie, słysząc niepewne kroki. Westchnęła z ulgą, widząc Leo, choć ten nie uraczył jej nawet spojrzeniem. Przyłożył jedynie palec do ust, nakazując, by podążała za nim w całkowitej ciszy. Podszedł do zamkniętych drzwi, które stały się niewidzialne po zetknięciu ze srebrnym pyłkiem. Scarlett już miała spytać, co się stało, gdy kamerdyner chwycił ją za rękę i brutalnie wyciągnął na zewnątrz. Oszołomiona patrzyła na jego czarne oczy, a serce poskoczyło jej do gardła. Czyżby wpadła w jego pułapkę? Zamierzał zrobić jej krzywdę?
– Musimy iść do lasu. Pamiętasz opuszczony schowek, w którym znalazłaś ciało? – odezwał się spokojnie, zbijając ją nieco z tropu. Widząc, że nie rozumie, co chciał przez to powiedzieć, dodał nieco wytrącony z równowagi: – Znajduje się tam tajemne przejście, dzięki któremu dostaniemy się do lochów. Innej drogi nie ma.
– Co, jeśli to ciało wciąż się tam znajduje?
– Jesteś wampirem czy jakąś przestraszoną nastolatką?! – warknął, zaciskając gniewnie pięści. Jego oczy lśniły z gniewu, a na czole pojawiła się pulsującą żyłka. – Jeśli zamierzasz narzekać, to spadaj do swojego pokoju i nie marnuj mojego czasu!
– Co się z tobą stało? – spytała, niepewnie robiąc krok w tył. – Myślałam, że zależy ci na ocaleniu Ivy.
– Nic mi się nie stało! – krzyknął sfrustrowany, by za chwilę zaśmiać się pod nosem. – Wybacz, że nie traktuję cię jak jajka. Wszyscy dookoła pragną twojej śmierci, dlaczego więc ze mną miałoby być inaczej? Przecież już raz prawie cię zabiłem. Pamiętasz to piękne drzewko... – Nie dokończył. Scarlett uderzyła go w twarz z taką siłą, że poleciał pięć metrów dalej, odbijając się od drzewa niczym gumowa piłka.
W mig znalazła się przy obolałym chłopaku i ani śmiała czekać, aż łaskawie stanie o własnych siłach. Podniosła go brutalnie do góry, dzięki czemu zwisał kilka centymetrów nad ziemią.
– Czyżby zawiódł cię fakt, że nie znalazłaś w końcu jedynego przyjaciela? – zaśmiał się Leo, a palce wampirzycy zwinnie zacisnęły się na jego szyi.
– Po jaką cholerę dzisiaj u mnie byłeś, skoro zachowujesz się w taki sposób?! – spytała podniesionym głosem, coraz mocniej zaciskając palce na skórze chłopaka. Gdyby tylko chciała, oderwałaby jego głowę od reszty ciała i cieszyła się zwycięstwem. Zapewne tylko chwilowym, ponieważ po zamordowaniu kamerdynera, czekałaby ją publiczna egzekucja, ale zawsze coś.
Nagle oczy Leonardo jakby przygasły. Miejsce rozbawienia zamienił prawdziwy strach, przez co puściła chłopaka jak oparzona, nic nie rozumiejąc. Brunet łapczywie łapał oddech, trzymając się za obolałą szyję.
– Leo?
– To czary – wyjąkał, podnosząc się z ziemi. Ból w żebrach sprawił, że zaklął pod nosem, wprawiając Scarlett w poczucie winy. Nim jednak zdołała cokolwiek powiedzieć, kontynuował: – Ktoś nie chce, byś dowiedziała się za wiele. Musisz iść sama, inaczej któreś z nas zginie.
– Co ty do cholery pleciesz?! – Skrzyżowała ręce na piersi, rzucając mu nieufne spojrzenie. – Zamierzasz znowu udawać miłego gościa? Nie nabierzesz mnie! Gadaj, o co ci chodzi albo wyrwę twoje serce i zakopie pod którymś z drzew!
Leonardo powoli podszedł do wampirzycy, boleśnie zacisnając palce na jej nadgarstku. Wiedział, że mógł skończyć ze złamaną ręką albo i gorzej, jednak nie spuszczał wzroku z oczu dziewczyny. Musiał sprawić, by mu zaufała. Czuł, że w innym wypadku Ivy stanie się naprawdę coś złego.
– W schowku po prawej stronie ściany jest ukryty przycisk, który otwiera przejście w podłodze. Gdy już je znajdziesz, musisz zejść do podziemi i iść cały czas prosto aż do momentu, gdy ujrzysz strażnika. Wtedy wysyp na dłoń proszek – Wcisnął jej do drugiej ręki flakonik z pomarańczowym pyłkiem – i zdmuchnij go w jego stronę. To go uśpi na dwadzieścia minut. Tylko tyle czasu będziesz miała na rozmowę z Ivy i ucieczkę.
– Niby czemu miałabym ci zaufać, skoro próbowałeś mnie zabić?!
– Tutaj nie chodzi o ciebie, a o Ivy! Tylko ty możesz uwolnić ją od zarzutów, a na tym mi zależy!
Prychnęła, karcąc siebie w myślach za naiwność. Oczywiście, że od samego początku chodziło mu o Potomkinię, której służył! Specjalnie próbował owinąć ją sobie wokół palca, by ruszyła na ratunek Ivy Wood. Tym samym zaryzykowałaby własną pozycję w szkole i mogłaby zostać wydalona. Jak mogła pomyśleć, że mogło tutaj chodzić o coś innego?
Brutalnie wyszarpała się z jego uścisku i wcisnęła mu flakonik do prawej ręki.
– Sam sobie po nią idź, skoro tak bardzo ci na niej zależy. – Odrzuciła brązowe włosy do tyłu, posyłając kamerdynerowi ironiczny uśmiech. – Chyba jednak mam gdzieś to, co się stanie z Ivy. Skoro oboje pragnęliście mojej śmierci, nie jestem wam nic winna.
– Musisz do niej pójść!
– Nic nie muszę! – krzyknęła, zaciskając gniewnie dłonie. – I nie waż się więcej do mnie przychodzić, bo powiadomię o wszystkim wuja! Zrozumiałeś?!
Widząc, że chłopak nie zamierza nic więcej powiedzieć, hardo ruszyła z powrotem do szkoły, by zaszyć się za ścianami swojego pokoju. Nie miała pojęcia, który Leonardo był prawdziwy, ale jednego była pewna: chodziło mu tylko i wyłącznie o Ivy. Chciał ocalić swoją Potomkinię bez względu na wszystko, a to oznaczało, iż mógł narazić ją na poważne niebezpieczeństwo.
Odetchnęła z ulgą, gdy zamknęła drzwi do swojego pokoju i usiadła na podłodze. Była zmęczona ciągłymi niewiadomymi oraz faktem, iż tak naprawdę została zupełnie sama.
Nagle dostrzegła zmartwioną twarz Nikolaia. Blondyn bez słowa usiadł obok niej, opierając łokcie na kolanach. Czuła, że był zawiedziony jej postawą i tym, że miała przed nim sekrety. Przez to, iż traktowała go jak kogoś, kto nie znaczył zbyt wiele, poczucie winy jeszcze bardziej zagnieździło się w jej sercu. Była w stanie zaufać Leonardo, który próbował ją zabić, a bała się zaufać Niko. Dlaczego nie mogła uwierzyć w jego oddanie i szczerość? Przecież od samego początku przy niej był i za wszelką cenę pragnął ją ochronić. Nieważne, że kiepsko mu to wychodziło. Liczyły się chęci.
– Leonardo znalazł się w mojej łazience dwa razy. Niedawno wymknęłam się z pokoju, a ty nawet o tym nie wiesz – wyznała, raniąc jego serce.
Nikolai zacisnął pięści z taką siłą, że knykcie mu zbielały. Nie odezwał się jednak słowem.
– Rozumiem, że umiesz się świetnie bić i potrafisz korzystać z różnych eliksirów, ale jak chcesz mnie ochronić, skoro Bell mógł mnie już dwa razy zabić?
– Żebym mógł ochronić cię w każdej sytuacji, musimy połączyć się krwią – oznajmił zrezygnowany. Czuł wstyd i pogardę względem siebie za to, że tak długo z tym zwlekał. – To taki rytuał, dzięki któremu będę umieć wyczuć grożące ci niebezpieczeństwo.
– I co w tym takiego strasznego, że nie raczyłeś mi o tym powiedzieć? – spytała rozgniewana. – Mogliśmy uniknąć tego wszystkiego, gdybyśmy wzięli udział w jakimś cholernym rytuale? Żartujesz sobie ze mnie?! Widziałeś, że wszyscy mnie nienawidzą! Widziałeś, jak prawie umarłam, a ty nic nie zrobiłeś?!
– Wybacz, że chciałem dać ci trochę czasu na oswojenie się z tym miejscem! – Podniósł się z ziemi, posyłając wampirzycy gniewne spojrzenie. Pierwszy raz szczerze cieszył się z tego, że ściany w tym pokoju są dźwiękoszczelne i nikt z zewnątrz nie był w stanie usłyszeć ich kłótni. W końcu było grubo po północy i powinni już dawno spać, by z rana być w pełni sił. – Nie chciałaś nawet pić mojej krwi, więc co miałem zrobić?! – spytał wypruty z sił, bezradnie wzruszając ramionami. – Jesteś zbyt ludzka, Scarlett. Wszystkim się przejmujesz i wydajesz się krucha, jak porcelanowa lalka, dlatego nie wiem, jak powinienem się tobą zająć. Jeszcze nie spotkałem takiej Potomkini, rozumiesz? Ivy, Hessie, Jade... chociaż każda z nich się od siebie różni, wszystkie są twarde jak skały. Na niczym im nie zależy, dzięki czemu nie można ich w żaden sposób rozkojarzyć ani zastraszyć. Nie boją się śmierci ani utraty kamerdynera, przez co są silne i niezwyciężone.
Scarlett od razu przypomniała sobie o Jade i Ianie, którzy potajemnie spotykali się w opuszczonym składziku pośrodku lasu. Nikolai się mylił. Może Ivy i Hessie były takie, jakimi je opisał, ale Jade się od nich różniła. Zależało jej. Po prostu nie mogła tego pokazać, by nie stracić ukochanej osoby i ona doskonale ją rozumiała.
– Nie uważam, by uczucia względem innych były czymś złym. – Pewnie spojrzała w błękitne oczy chłopaka. – Skoro ty jesteś w stanie oddać za mnie życie, to dlaczego ja nie mogę stanąć w twojej obronie? Dlaczego ma mi nie zależeć na życiu kogoś bliskiego?
– Ponieważ jest to łatwy cel, by cię rozproszyć! Jeżeli będziesz patrzeć na to, by kogoś ocalić, nie pokonasz wroga, a to jest najważniejsze!
Miała ochotę krzyczeć, że się myli. Absolutnie się z nim nie zgadzała i wiedziała, że zdawał sobie z tego sprawę, jednak jego mina wskazywała, że nie zamierzał tym razem odpuścić. Dlatego też machnęła lekceważąco ręką, niedbale podnosząc się z podłogi. Nie miała sił na kłótnie, dlatego zrezygnowała z dalszej konwersacji na ten temat.
– Czego potrzebujemy do rytuału połączenia krwi? – spytała.
Nikolai ledwo powstrzymał się od kąśliwej uwagi na temat jej olewającego zachowania. Policzył w myślach do dziesięciu, po czym opadł na drewniane krzesełko. Kompletnie zignorował maniery, porzucając gdzieś w kąt maskę sztywniaka.
– Naszych krwi, oczywiście. – Widząc zirytowane spojrzenie Scarlett, dodał: – Musimy powiadomić o tym również Frydericka albo Lucię. Któreś z nich musi być podczas rytuału, inaczej nam się nie uda.
– Proszenie wroga o przysługę. Świetnie – bąknęła pod nosem, czując się jeszcze gorzej. Nie miała pojęcia, kogo wybrać. Zakłamanego staruszka, który omal jej nie zabił, czy wredną żmiję, z którą w gruncie rzeczy nie powinna zadzierać, ale było już na to za późno? – Niech będzie Lucia. – zdecydowała w końcu bez większego entuzjazmu.
Wskazówki zegara pokazały piętnaście minut po pierwszej, przypominając wampirzycy o potrzebie snu. Pożegnała się z Nikolaiem i położyła się do łóżka, chcąc nieco wypocząć. Wiedziała jednak, że nie zaśnie, dopóki nie wymyśli jakiegoś planu. Oczywiście, że zamierzała spotkać się z Ivy, a wszystko, co powiedziała Leo, było kłamstwem. Nie potrzebowała go. Zdobyła informacje o tym, jak znaleźć się w lochach i to jej wystarczyło. Jeśli Lucia nie zdecyduje się na wypuszczenie wampirzycy, złoży Wood wizytę.
– Liczę na to, że pójdziesz ze mną – wyszeptała, myśląc o Niko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top