♠ Rozdział 05.


Scarlett niepewnie wpatrywała się w duże gustowne drzwi, za którymi kilka minut temu zniknął Nikolai. Musiał zawiadomić dyrektora o jej przybyciu i odebrać klucz do pokoju, w którym miała zamieszkać.

Scarlett nie potrafiła sobie wyobrazić twarzy wuja, którego na dobrą sprawę jeszcze nie poznała. Ojciec nigdy nawet nie napomknął o tym, że posiadał rodzeństwo. Dlaczego, skoro po jego śmierci miała trafić pod opiekę jego brata? Im więcej rzeczy się dowiadywała, tym trudniej było jej to wszystko poukładać w głowie. Ponadto w dalszym ciągu nie uspokoiła głodu, który coraz bardziej ściskał jej żołądek, wywołując rozdrażnienie.

Wyjrzała przez ogromne okno i wytężyła wampirzy słuch. Miała nadzieję, że usłyszy bicie serca jakiegoś zwierzęcia, jednak jedyne co rozpoznała, to rozmowę pomiędzy jakąś parą. Po chwili ujrzała jasnowłosą, krótko obstrzyżoną dziewczynę o śniadej cerze. Na prawym policzku miała sporej wielkości bliznę. Za nią dumnie kroczył wysoki, młodo wyglądający chłopiec o równie jasnych  włosach spiętych w kucyk. Czerwono-czarne uniformy świadczyły o tym, że uczęszczali na lekcje w tej szkole.

Nagle duże błękitne oczy obserwowanej wampirzycy przewierciły ją na wskroś, przez co pospiesznie spuściła wzrok i udała, że czegoś szuka. Czuła, że nieznajoma przyglądała jej się przez dłuższą chwilę, jednak nie miała odwagi, by ponownie zerknąć w jej stronę.

– Czemu to tak długo trwa... – wymamrotała pod nosem, nerwowo bawiąc się dłońmi.

– Czy mi się wydaje, czy nas podsłuchiwałaś? – Scarlett wzdrygnęła się, słysząc za plecami chłodny, dziewczęcy głos. Gdy zdała sobie sprawę, że należał do blondynki z podwórka, zrobiła kilka kroków w tył, napotykając przeszkodę.

Przeprosiła chłopaka, na którego wpadła. Rozpoznała w nim towarzysza nieznajomej. Z bliska wydawał się jeszcze młodszy.

– Lepiej uważaj. Może cie tu spotkać wiele nieprzyjemności.

Scarlett od razu wyczuła, że było to ostrzeżenie. Blondynka poprawiła cieniutką grzywkę na czole i szeroko się uśmiechnęła. Chociaż posiadała okropną bliznę w kształcie litery „M" na policzku, była śliczna. Posiadała delikatną urodę  i bez wątpienia zawsze chodziła z wysoko uniesioną głową.

– Co masz na myśli? – wydukała Scarlett, przybierając obronną postawę. Nie mogła pokazać, że była tchórzem. Jeśli pozwoli sobą pomiatać i stanie się najsłabszym ogniwem, zginie.

– Hm, wydaje mi się, że wypadki chodzą po ludziach. – Młody mężczyzna obszedł Scarlett dookoła i zatrzymał się przy swojej towarzyszce.

– A mi się wydaje, że człowiekiem nie jestem.

Nagle drzwi z naprzeciwka otworzyły się, ukazując w progu dobrze zbudowaną sylwetkę Nikolaia. Jego błękitne oczy zalśniły niespokojnie na widok osób, które znajdowały się u boku McLewis. Przyspieszył kroku, chcąc się upewnić, że wszystko było w porządku.

– Chodźmy, Hessie. Zbliża się pora na posiłek.

Blondynka przytaknęła, nie spuszczając wzroku z nowej uczennicy. Kąciki jej małych ust uniosły się delikatnie, przybierając kształt ironicznego uśmieszku.

– Do zobaczenia niebawem – rzuciła na odchodne i przeszła obok Nikolaia z zadowoleniem wymalowanym na twarzy.

Nikolai przystanął u boku Scarlett, nie spuszczając wzroku z oddalających się sylwetek. Czuł, że jego obawy mogły okazać się słuszne i wnuczka Luz Viviany nie będzie miała łatwego życia w Sounce School przez łączące ich pokrewieństwo. Hierarchia panująca w tym miejscu była bezwzględna. Ivy została uznana za najsilniejszą z Potomkiń, przez co rządziła szkołą i zdobyła wierne grono oddanych przyjaciół, którzy pomogliby jej we wszystkim. Hessie była jej prawą ręką i uparcie wierzyła, że legendy dotyczyły jej wspaniałej przyjaciółki. Możliwość, iż wcale tak nie było, w ogóle nie wchodziła w grę, jednak nie zmieniało to faktu, iż pojawienie się Scarlett wszystko komplikowało. Ivy Wood bez wątpienia będzie chciała pozbyć się konkurencji, dlatego musiał ochronić córkę Ephraima bez względu na konsekwencje.

– Długo kazałeś na siebie czekać – zauważyła z wyrzutem Scarlett i zmarszczyła gniewnie brwi. Widząc, jak Niko próbuje się przed nią ukłonić, machnęła lekceważąco ręką. – Nie zachowuj się jak służący! To kompletnie do ciebie nie pasuje, a mi zupełnie nie odpowiada.

– Chodźmy do twojego dormitorium – oznajmił, pokazując duży, błyszczący klucz.

– A co z wujem? Miałam najpierw się z nim spotkać – Podbiegła do idącego blondyna, zeskakując z ostatniego stopnia. Widząc dezaprobatę w oczach kamerdynera, głośno westchnęła. 

– Twój wuj jest bardzo zajęty, ale obiecał, że w wolnej chwili się z tobą zobaczy.

Czy dyrektor nie powinien osobiście oprowadzić ją po szkole i wskazać pokój? Dlaczego miała kontakt praktycznie tylko z Nikolaiem, który nie odstępował jej na krok? To wszystko było dziwne i nie na jej nerwy. Cieszyła się ze spotkania z ostatnim żyjącym członkiem rodziny, tymczasem okazało się, że nawet jej nie przywitał. Co to w ogóle za maniery?

– Ta szkoła i osobniki w niej żyjące są dziwne – stwierdziła, opuszczając mury budynku, który wyglądem przypominał wysoki, średniowieczny zamek. – Łącznie z tobą – dodała, widząc pytające spojrzenie blondyna. – W ogóle nie potrafię zrozumieć, o co w tym wszystkim chodzi. W dodatku wygląda na to, że nie jestem tu mile widziana.

– Nieważne, co mówią i myślą inni. Należysz do tej szkoły. Jestem pewien, że ze wszystkim sobie poradzisz, tylko nie możesz się złamać i odpuścić. Tyle razy ile się potkniesz, podniesiesz się, a ja ci w tym pomogę.

– Dobra, dobra. Koniec tych ckliwych gadek – Machnęła ręką i przeszła po prostej ścieżce, dookoła której znajdowało się mnóstwo wysokich drzew. Zaczynała się zastanawiać, dlaczego jest wyprowadzana ze szkoły i chodzi po jakimś lesie. Miała zobaczyć pokój, tymczasem Niko zabrał ją na jakąś wycieczkę.

– Jesteśmy na miejscu.

Uniosła zdezorientowana głowę, wpatrując się w niewielki, drewniany domek o ostro zakończonym dachu. Wyglądem bardzo przypominał chatkę, na którą napadł ogromny bezoki potwór. Nad skrzypiącymi drzwiami widniało malutkie okno. Panujący dookoła mrok napawał ją strachem. Całe Sounce School rozpowszechniało dookoła złą aurę, jakby chciało dać jej do zrozumienia, że była niechcianym intruzem.

Nikolai przekręcił klucz w zamku i otworzył drewniane drzwi, za którymi po chwili zniknął. Posłusznie poczłapała za nim i zatrzymała się w malutkim przedpokoju, naprzeciwko jedynego okna w pomieszczeniu. Gdy opuścili niewielkie pomieszczenie, dostrzegła królewskie łóżko z żółtą narzutą w słoneczniki, dwie bardzo stare szafy, półkę nocną z lampką w kształcie księżyca i okrągły stolik z jednym krzesłem.

Chociaż wystrój zdecydowanie bardziej jej odpowiadał od przepychu panującego w szkole, wciąż nie rozumiała, dlaczego została tutaj przyprowadzona.

– To jakiś żart? Dlaczego miałabym tutaj mieszkać?

– Nim dostaniesz się do hierarchii szkoły, musisz się wykazać. Wtedy otrzymasz jeden z najpiękniejszych pokoi w szkole. Jeśli będziesz kiepska i nie wykażesz się niczym szczególnym, dołączysz do nielicznej grupki Potomkiń, które żyją w oddzielnym pokoju i nie mają prawa do nauki.

To niesprawiedliwe, pomyślała.

Zrezygnowała z dalszych pytań i głośno ziewnęła.

– Chciałabym położyć się spać, ale najpierw... musiałabym zapolować – oznajmiła nieco zawstydzona.

– Nie masz na co tutaj polować. Jako kamerdyner stanowię również twoje pożywienie.

– Nie mów tak, jakbyś był workiem z krwią! – uniosła się oburzona. – Powiedziałam, że nie będę pić twojej krwi!

– Wtedy umrzesz z głodu albo staniesz się niebezpieczna dla otoczenia! Dzięki mojej krwi staniesz się sil... – nie dokończył, czując silne palce zaciskające się boleśnie na jego szyi. Został przybity do ściany. Jego twarz zrobiła się cała czerwona, gdy próbował odsunąć dłonie wampirzycy. Nagły atak tak go zaskoczył, że nie potrafił zareagować. Scarlett wyglądała, jakby chciała go zabić. Jej oczy przybrały czarną barwę. Wyglądały niczym mroczna otchłań, która pozbawiała ją współczucia.

Chociaż przez moment ogarnął go strach, ostatecznie opuścił dłonie, dając jej wolną rękę. Wiedział, że broniła się przed mroczną naturą jak nikt inny, a to oznaczało, że go nie zabije. Po prostu chciała go nastraszyć. Miała nadzieję, że dzięki temu już nigdy nie zaoferuje jej swojej krwi, ale tak się nie stanie. Jego zadaniem było nauczyć ją pić krew kamerdynera z umiarem, by nie zrobiła mu krzywdy. Dzięki temu stanie się  silniejsza i łatwiej poradzi sobie z ujarzmieniem drzemiącej w niej mocy. Nie było innego wyjścia. Tak działał ich świat.

Scarlett spojrzała na szyję blondyna, słysząc płynącą krew w jego żyłach. Kły mimowolnie wysunęły się na wierzch, a pragnienie krwi stało się jeszcze silniejsze. Myśl o ciepłej, smacznej cieczy doprowadzała ją do szału i nie pozwalała myśleć o niczym innym. Rozbudzała w niej bestię, której tak bardzo nienawidziła.

– Nie powstrzymuj się. To tylko kilka kropel, dzięki którym zaspokoisz głód. Nie zrobisz mi krzywdy. Ufam ci.

Ostatnie słowa chłopaka huczały jej w głowie, boleśnie chwytając ją za serce. Odsunęła się z szybkością światła, przewracając przy tym nocną półkę z trzaskiem. Przymknęła powieki, próbując powstrzymać żądzę krwi, a jej twarz z każdą sekundą nabierała ludzkiego wyglądu. Silna wola pozwoliła odmówić jej ofiarowanej pokusy, a wszystko dzięki torturom Ephraima, które zadawały niewyobrażalny ból i nie pozwalały zapomnieć o tym, jak zamordowała najlepszą przyjaciółkę.

„Pamiętaj, że ludzka krew to klucz do uwolnienia bestii, która w tobie żyje. Nie chcesz być mordercą, prawda?" – w głowie usłyszała stanowczy głos ojca. Wiedziała, że postąpiła słusznie.

– Wyjdź. Chcę zostać sama – oznajmiła twardo, próbując zapanować nad drżącymi dłońmi.

Nikolai mimowolnie przytaknął i skierował się na koniec pomieszczenia, gdy omal nie wpadł na wampirzyce. Dostrzegł w jej spojrzeniu coś, co bardzo różniło się od krwiopijców. Ujrzał ogromny ból i niepewność. Potomkini powinna być pozbawiona tych uczuć w większym lub nieco mniejszym stopniu, ale ze Scarlett było zupełnie inaczej. Bardziej przypominała człowieka niż wnuczkę Luz Viviany. Co, jeśli się mylił, a legendy mówiły o kimś innym?

– Powiedziałam, że chce zostać sama! Co tu jeszcze robisz?! – krzyknęła rozzłoszczona, ledwo panując nad gniewem.

– Mój pokój znajduje się za tymi drzwiami. – Wyjrzał za jej ramię. – Zadaniem kamerdynera jest być blisko...

– Świetnie! – Przerwała sarkastycznie i rzuciła się na królewskie łóżko. Zakryła poduszką twarz i wykrzyczała w nią wszystkie przekleństwa, jakie posiadała obecnie w głowie. Po chwili odrzuciła ją na bok i niechętnie spojrzała na blondyna. – Muszę wziąć relaksującą kąpiel, inaczej zwariuję.

Nie mogła znieść ciągłej obecności kamerdynera. W każdej chwili ofiarowałby jej swoją krew, a to doprowadzało ją do furii. Wyobrażenie jej ciepła, słodkiego smaku oraz gęstości, wywoływały pulsujący ból w dziąsłach.

Była taka głodna!

– Już idę nalać wody. Będzie gotowa za kilka minut. – Scarlett spojrzała oszołomiona na Nikolaia, który ruszył w stronę łazienki. – Życzysz sobie pianę o zapachu wanilii, czy może leśnych owoców? Włożyć do wody również płatki róż, by twoja skóra nabrała delikatności? – spytał, wyciągając z ogromnej szafy czarny ręcznik.

– Chyba zwariuję! – warknęła pod nosem i wyrwała oszołomionemu chłopakowi ręcznik z rąk. – Sama to zrobię! Mam ręce, a ty nie jesteś moim niewolnikiem! Nie traktuj mnie, jakbym była jakąś królową! Jestem warta tyle, co ty, może i nawet mniej, więc przestań!

– Rolą kamerdynera jest...

– ... uszczęśliwianie i zapewnienie bezpieczeństwa swej Potomkini – dokończyła, powtarzając zapamiętaną formułkę. Nikolai tak często to powtarzał, że mogłaby zamienić się z nim rolami. – Jeżeli mam w jakikolwiek sposób znieść to miejsce, nie zachowuj się jak lokaj. I raz na zawsze zapamiętaj, że nie masz prawa ofiarować mi swojej krwi. Nawet w chwili, gdybym miała umrzeć.

Nim zdążył cokolwiek powiedzieć, Scarlett zniknęła za drzwiami łazienki. Po chwili usłyszał strumień wody spływający do wanny.

Od początku czuł, że córka Ephraima odbiegała od norm prawdziwej Potomkini, jednak z każdą chwilą różnice między nią, a chociażby Hessie stawały się ogromne. Mimo to wciąż pragnął jej służyć, nie przystając na ostatni warunek wampirzycy. Sounce School od pokoleń kierowało się żelaznymi zasadami i nikt nie miał prawa tego zmieniać. Nie bez powodu kamerdyner mógł wybrać Potomkinię, której chciał służyć do ostatniego bicia swojego serca. Jeżeli poległ w bitwie, czy też złamał regulamin szkoły, jego miejsce zajmował inny wojownik. Taka była kolej rzeczy.

Głębsze uczucia zostały surowo zakazane. Tutaj nie było miejsca na przywiązanie, a co dopiero miłość. Dlatego też nie pozwalano Potomkiniom wybierać kamerdynera, bowiem mogło się to okazać kluczem do zguby. Wystarczyło spojrzeć na los Pierworodnej Luz Viviany, która przez miłość została skazana na śmierć.

Wyszedł z budynku i usiadł na chłodnych schodach. Wiatr bawił się jego jasnymi włosami, uparcie opadając na twarz i wywołując nieprzyjemne swędzenie. Co rusz odtrącał pojedyncze pasma, głośno wzdychając.

– Chyba zdecydowałeś się służyć bardzo nieodpowiedniej wampirzycy. Mógłbym rzec, że jest zdecydowanie zbyt... ludzka.

Ten głos...

Nikolai spojrzał w niebezpieczne czarne oczy Leonardo. Usta starszego kamerdynera wyginały się w półuśmiechu, dodając mu mrocznego wyglądu. Leo opierał się o ścianę drewnianego budynku i łamał w palcach patyk.

– Wnuczka Luz Viviany nie raz was zaskoczy – zapewnił Nikolai, mierząc bruneta nieufnym spojrzeniem. Odkąd pojawił się w szkole, Leo stał się jego odwiecznym rywalem. Nigdy nie mógł pogodzić się z faktem, że Ivy wolałaby Nikolaia za swojego kamerdynera. Na każdym kroku próbował dorównać mu siłą, jednak nigdy tak się nie stało. Zajmował drugie miejsce pośród najsilniejszych wojowników, podczas gdy Niko, młodszy od niego o cztery lata, górował na szczycie listy.

Leonardo uśmiechnął się jeszcze szerzej i spojrzał gdzieś w dal. Coś w jego twarzy się zmieniło.

– Lepiej na nią uważaj. Wiesz... nigdy nie wiadomo, co się może wydarzyć – W chwili, gdy skończył zdanie, w domku rozległ się głośny krzyk Scarlett. 

Nikolai obejrzał się w stronę Leonardo, jednak jego już nie było. Rozpłynął się niczym bańka mydlana.

Przerażony Niko wyjął z pochwy miecz i wbiegł do budynku, za wszelką cenę chcąc pomóc wampirzycy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top