♠ Rozdział 02.
Nikolai widząc, że Scarlett jest u kresu wytrzymałości, podszedł jeszcze bliżej, pokazując, że jej ufał. Zadaniem kamerdynera było nie tylko zapewnianie ochrony swej Pani, ale również zaspokajanie jej wszelakich potrzeb, w tym zapewnienie pożywienia. Dzięki temu wampirzyce nie musiały polować, mając przy boku stałego karmiciela. Nie wszyscy jednak mogli służyć najważniejszym istotom z drugiego pokolenia na kuli ziemskiej, które zrodziły się z miłości wampira i wiedźmy. Mało która wiedźma przeżywała poród, przez co dziewczynki, które ocalały, od najmłodszych lat znajdowały się pod ochroną Sounce School.
Kamerdynerem mógł zostać wojownik obdarzony wizjami, które miały chronić Potomkinie przed niebezpieczeństwem. Każdy z nich miał prawo wybrać, komu chciał służyć.
Nikolai po wielu latach w końcu odnalazł Potomkinię, której pragnął służyć do samego końca. Wcale nie chodziło tutaj o rozkaz, z którego musiał się wywiązać.
– Zadaniem kamerdynera jest zaspokajanie głodu swej Potomkini – wyjaśnił spokojnie, przybliżając się coraz bardziej. – Nie zabijesz mnie. Ufam ci.
– Jak możesz mi ufać, skoro w tej kwestii sama sobie ufać nie mogę?! – Po raz kolejny uniosła głos, jednak jej twarz zaczęła nabierać bardziej ludzkiego oblicza. W chwili, gdy do jej nozdrzy dotarł zapach krwi, jej oczy ponownie zmieniły barwę na demoniczną czerń.
Pchnęła blondyna na ziemię, brutalnie stawiając stopę na jego klatce piersiowej. Nie wzruszyło ją błaganie, by przestała. Kurczowo zaciskała knykcie, próbując zapomnieć o jego ofercie. Kto przy zdrowych zmysłach proponował wampirowi swoją krew?! Nikolai źle trafił, jeśli chciał umrzeć, ponieważ ona nie żywiła się ludzką krwią. Zbyt wiele przeszła, by dać ponieść się chwili i ponownie zapaść się w krainie wyrzutów sumienia, które pomimo upływu czasu wciąż atakowały ją w koszmarach.
Schowała ostre kły i podniosła blondyna za kołnierz, jakby był kruchą lalką. Z pewnością ważył więcej od niej, ale dzięki nadnaturalnej sile mogła traktować go jak pluszowego misia.
– Nie wiem, skąd się urwałeś, ale jesteś totalnym kretynem! – stwierdziła, mierząc nieznajomego gniewnym spojrzeniem. – To nie jest jakiś serial o wampirach, dlatego przenigdy nie oferuj mi swojej krwi, rozumiesz?! – Odrzuciła go na ścianę z taką siłą, że zsunął się po niej, chwytając się za żebra. Scarlett nie poczuła żadnych wyrzutów sumienia. Ocaliła mu życie i tylko to się liczyło. – Nigdy więcej nie pokazuj mi się na oczy! Sama o siebie zadbam i nie pójdę do żadnej wyimaginowanej szkółki dla wampirów.
Nikolai pomimo bólu podniósł się z chłodnej ziemi i kuśtykał za wampirzycą, która doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Chociaż nie przyspieszyła ani nie zniknęła mu z pola widzenia, nie zamierzała na niego spojrzeć.
Szczerze mówiąc, nie tego się spodziewał. Był pewien, że wróci z córką Ephraima do Sounce School zaraz po pierwszej rozmowie. Tymczasem wszystko się przeciągało, a on naprawdę nie miał pojęcia, jak dotrzeć do tej upartej wampirzycy. W dodatku czas działał na jego niekorzyść, przez co snuł się za nią niczym cień, mając nadzieję, że w końcu mu zaufa i przygarnie ją jak bezdomnego psiaka.
– Musisz ze mną pójść! – zawołał i dumnie się wyprostował, chowając ból za niewzruszoną miną. Nie mógł być taki miękki, jeśli miał ją do siebie przekonać. – Inaczej zginiesz lada dzień! Hybrydy nigdy ci nie odpuszczą. Doskonale wiedzą, gdzie przebywasz. Nie masz z nimi najmniejszych szans, ponieważ nie jesteś wyszkolona...
– O czym ty, do cholery, mówisz?! – Zatrzymała się tak gwałtownie, że ziemia pod Nikolaiem się zatrzęsła. Podeszła bliżej, dodając: – Jakie hybrydy?! Myślisz, że sobie wymyślisz coś niestworzonego i pójdę za tobą ze strachu o życie? Mogę umrzeć nawet teraz, nie dbam o to.
– Nie możesz! – krzyknął i potrząsnął dziewczyną, całkowicie zapominając o bólu. W jego oczach lśniły niebezpieczne ogniki, a twarz wyrażała szczery gniew, który byłby w stanie poruszyć nawet zmarłego. – Jesteś bardzo ważna dla Sounce School! Masz misję do spełnienia! Nie urodziłaś się bez powodu, rozumiesz?! – Zacisnął dłoń na jej nadgarstku, gdy próbowała odejść. Drugą ręką wyjął jakiś woreczek z tylnej kieszeni i wzruszył ramionami: – Próbowałem grzecznie cię przekonać do pójścia, ale nie mam czasu na twoje fochy. Ephraim byłby bardzo zawiedziony twoim zachowaniem, jednak ja łatwo nie odpuszczę. Lepiej się przygotuj, bo to nie będzie przyjemne.
– Co ty... – Nie zdążyła spytać, gdy fioletowy pył uniósł się nad jej głową i czyjaś ogromna dłoń wciągnęła ją w nieznaną przestrzeń.
Poturlała się po niesamowicie miękkiej trawie, aż w końcu zatrzymała się pod czyimiś stopami. Oszołomiona pospiesznie stanęła na nogi, gotowa do walki. Przed nią stał wysoki na dwa metry mężczyzna z długą, czarną brodą, srebrnoszarą szatą i wielkiej lasce, którą trzymał w prawej dłoni. Patrzył na nią zaciekawionymi zielonymi oczyma, jednak jego stara twarz nie wyrażała żadnych emocji.
Gdy poczuła dłoń na ramieniu, od razu ją odepchnęła i cofnęła się w stronę ogromnego klonu, zastanawiając się nad drogą ucieczki. Otaczały ją pola z wysokimi kwiatami, wśród których latały bąki wielkości jej dłoni. Gdy jeden przeleciał jej obok twarzy, zatoczyła się w tył, boleśnie upadając na tyłek.
– Scarlett, uspokój się...
– Widzę, że musiałeś zaciągnąć ją siłą – zauważył niezadowolony mężczyzna z brodą i zacmokał ustami. – Mam użyć jakichś czarów na uspokojenie, czy sam się tym zajmiesz?
– Jest w szoku po teleportacji. Jestem pewien, że sama dojdzie do siebie.
– Co to za miejsce i co ze mną zrobiliście?! – krzyknęła zdesperowana Scarlie, powoli tracąc zmysły. Nim znalazła się w tym miejscu, czuła, jak ogromna dłoń wypychała ją coraz głębiej w przepaść i nie mogła nic z tym zrobić. Dookoła panowała zupełna ciemność. Była pewna, że umrze, gdy nagle znalazła się w dziwnym miejscu otoczona gigantycznymi owadami, Nikolaiem i mężczyzną, który wyglądał jak Dumbledore z „Harry'ego Pottera" tylko z czarnymi włosami. To wszystko wydawało jej się nierealne i chore. Nagle jeden z bąków zatrzymał się tuż przed jej oczami. Miała wrażenie, że jej się przygląda, przez co poczuła jeszcze większy niepokój. Chociaż była wampirem i normalnie nie bała się owadów, tym razem było zupełnie inaczej.
– Nie atakuj go – ostrzegł starszy mężczyzna. Wyciągnął palec, na którym po chwili znalazł się ogromny bąk. Scarlett oparła plecy o drzewo, z przerażeniem się w niego wpatrując. – Bąki chronią nas przed niechcianymi gośćmi i ostrzegają w razie ataku. To najwierniejsi wojownicy.
– To tylko zmutowany owad! – krzyknęła roztrzęsiona. – Gdzie ja jestem?! Zabierz mnie w tej chwili do domu!
– Znajdujemy się w Sounce – poinformował spokojnie Nikolai i stanął obok mężczyzny. – Zanim zabierzemy cię do szkoły, musisz się uspokoić. Nie możesz w takim stanie tam trafić, ponieważ stwarzasz zagrożenie. Nie chcemy, żeby coś ci się stało. Stąd nie uciekniesz, dlatego musisz oswoić się z myślą, że to jest twój nowy dom.
– Nie zamierzam się z niczym oswajać! – syknęła i rzuciła się w stronę blondyna, gdy drogę zagrodziły jej ogromne bąki, gotowe zaatakować na znak mężczyzny z brodą. Zdezorientowana rozejrzała się dookoła, chcąc uciec, jednak kompletnie nie potrafiła zorientować się w terenie. Nie miała pojęcia, gdzie została zabrana. Czuła się jak zwierzę, które zostało zamknięte w klatce i próbowało się bronić. Wyczuwała, że te zmutowane bąki mogły ją naprawdę skrzywdzić, dlatego bała się zrobić kolejny krok.
– Jad bąka sprawi, że całe twoje ciało zostanie sparaliżowane. Jeżeli zostaniesz zaatakowana przez kilka z nich, umrzesz – powiedział spokojnie Nikolai, na co dziewczyna przewróciła oczami.
– Jestem wampirem! – przypomniała sceptycznie. – Jakiś tam jad durnego owada nie zrobi mi krzywdy!
– A ja nazywam się Fryderick i jestem czarodziejem – przedstawił się brodaty mężczyzna, jakby to był odpowiedni moment. Po chwili cmoknął ustami i za pomocą skinienia palca, odsunął bąki tak, by mógł swobodnie patrzeć na bladą twarz Potomkini. – Akurat jad naszych bąków skutecznie działa na wampiry. Ciebie może nie zabije, ponieważ jesteś kimś więcej, niż tylko wampirem, ale paraliż murowany.
– Cz-czarodziej? – prychnęła. Zaniosła się śmiechem, sprawiając, że mężczyzna zaczynał tracić do niej cierpliwość. – Naoglądałeś się za dużo „Harry'ego Pottera", czy co? To, że upodabniasz się do Dumbledora, wcale nie oznacza, że nim jesteś.
Fryderick stuknął dwa razy laską, dzięki czemu dookoła Scarlett pojawiły się mury stworzone z trujących dla wampirów roślin.
Nikolai doskonale rozumiał postępowanie czarodzieja. Scarlett nie mogła w takim stanie przejść przez mury Sounce Schoool. Od razu zostałaby wyrzucona albo nawet uśmiercona, a do tego nie mógł dopuścić. Dlatego też otrzymała od Frydericka szansę na uspokojenie negatywnych emocji. Werbena skutecznie pozbawi ją siły i sprawi, że stanie się bezbronna, dzięki czemu będzie można do niej łatwiej dotrzeć.
Scarlett skuliła się w kłębek, próbując nie dotykać trującej rośliny. Serce biło jej jak oszalałe i ledwo łapała oddech. Przed oczami od razu pojawiły jej się obrazy, w których Ephraim okładał jej ciało werbeną, karząc za wypicie ludzkiej krwi. Tak samo, jak wtedy, błagała, by ją wypuszczono.
Łkała głośno, prosząc, by nie robiono jej krzywdy. Cała pewność siebie i agresja odeszły w zapomnienie. Fryderick wiedział, że wampiry nie lubiły werbeny, ale jeszcze nigdy nie widział tak gwałtownej reakcji w tak potężnej istocie. Porozumiewawczo spojrzał na Nikolaia i za pomocą zaklęcia pozbył się pułapki.
Zaskoczony blondyn podbiegł do wampirzycy, jednak nim zdołał jej dotknąć, ta bezwładnie osunęła się na ziemię.
Ocknęła się na wygodnym, niewielkim łóżku, które wyglądało trochę jak kołyska. Przechylało się wraz z nią, sprawiając, że z każdą chwilą robiła się coraz bardziej znużona. Wydarzenia z ostatnich dni całkowicie pozbawiły ją sił, a ponowne spotkanie z werbeną odebrało jej całą pewność siebie i chęć walki. Nie chciała tutaj być. Z początku zamierzała przeciwstawić się Niko i postawić na swoim, jednak w obecnej chwili nie potrafiła tego zrobić.
Zakryła się kołdrą pomimo upału panującego na zewnątrz i zerknęła na śpiącego nieopodal blondyna. Jak mógł ją ochronić, skoro spał? Poza tym siła człowieka nie mogła równać się z wampirzą, dlatego cała ta historyjka o kamerdynerze wydawała jej się co najmniej śmieszna.
Chwyciła za błyszczący kamień, który leżał na malutkiej szafce obok łóżka i zamachnęła się na chłopaka.
– Niezły cel. – Nikolai uśmiechnął się z zamkniętymi oczami, bez problemu chwytając kamień.
Scarlett zmieszana odwróciła głowę. Nawet nie próbowała się usprawiedliwiać, skoro Niko znał jej zamiary. W innym wypadku skąd wiedziałby o tym, że chciała rzucić w niego kamieniem, skoro miał zamknięte oczy?
Patrzyła, jak blondyn podchodzi do zamrażalki i wyciąga z niej woreczek z krwią. Od razu rozpoznała ten nieprzyjemny zapach i tylko mogła wyobrazić sobie, jak paskudnie smakowała jego zawartość. Kiedyś próbowała to świństwo i jeśli miała wybierać, zdecydowanie wolała upolować sobie jakieś zwierzę.
– Jeśli to dla mnie, nie fatyguj się – oznajmiła cierpko i wstała z łóżka. – Pokaż mi, gdzie mogę zapolować na jakąś sarnę.
– U nas się nie poluje.
– Nonsens. – Wzruszyła ramionami, wyraźnie podirytowana. Nie dość, że znalazła się w tym miejscu z przymusu, to jeszcze robiono z niej jakąś idiotkę. Oczywiście wcale nie zamierzała być grzeczna i dać się ujarzmić temu chłoptasiowi, jednak w obecnej chwili nie widziała innego wyjścia, jak podążać za nim. Dopóki nie ucieknie z tego więzienia, będzie musiała udawać, że chciała tu zostać. – Sama wytropię jakieś zwierzę, tylko nie wchodź mi w paradę.
Zatrzymał ją przy wyjściu, wskazując na łóżko.
– Wróć na miejsce. W Sounce School nie ma zwierząt. Są tylko bąki, z którymi miałaś okazję się poznać – poinformował spokojnym tonem, jakby miał do czynienia z bardzo wybrednym dzieckiem. – Dopóki się nie uspokoisz, będziesz musiała tutaj siedzieć i pić krew z woreczków. Chyba że zechcesz posilić się mną, ale w to nie wierzę. Tak czy siak: każda próba ucieczki będzie dla ciebie bardzo bolesna. Fryderick rzucił zaklęcie, które otoczyło to miejsce werbeną. Nie jesteś w więzieniu, nie czuj się tak – poprosił, jednak jej rozczarowana mina mówiła sama za siebie. – Po prostu boimy się, że spotka cię krzywda ze strony innych Potomkiń. Musimy być ostrożni, byś nie przypłaciła swojego bezmyślnego zachowania życiem. Rozumiem, że się boisz i to wszystko jest dla ciebie niezrozumiałe, ale daj sobie czas. Będę z tobą, dlatego niczego się nie bój. O wszystkim ci opowiem i sprawię, że inaczej spojrzysz na nasz świat.
Jeżeli to nie było więzieniem, to jak miała to nazwać? Została zaprowadzona w pułapkę, którą przyszykował jej własny ojciec. Czy do końca życia musiała się bać o nadchodzące jutro? Dlaczego kazano jej przechodzić przez to wszystko, jakby śmierć rodziców nie była wystarczającą karą za popełnione grzechy?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top