⦅XXXI⦆

Edith od dwóch dni chodziła jak na szpilkach. Wataha Ziro w dalszym ciągu obstawiała granice. Jednak od dwóch dni nikt nie zaatakował. Było aż zbyt spokojnie, co nie pozwalało dziewczynie cieszyć się spokojem. Żyła w stresie, przez który nie miała przestać myśleć o wojnie. Każdy wilkołak, który przychodził do niej w jakiejś sprawie, był jak zapowiedź wojny. Wiedziała, że Wataha Alfy zaatakuje w swoim czasie. Zapewne, kiedy przybędą posiłki, które sprawią, że ich przewaga będzie miażdżącą. W końcu ich celem nie było wybicie jej watahy w wojnie. Oni potrzebowali wilków na zbiorowe sądy. W końcu cała Wataha biczowana na placu w samym centrum terenu watahy musiała robić wrażenie. To dałoby Ziro, jak i innym alfą pewność, że nikt już się nie zbuntuje i nie ulegnie banitom.

I teraz siedząc nad papierami do wypełnienia, nie była w stanie skupić się na niczym innym jak na myśleniu o wojnie. Strach i gniew spowodowane poczuciem bezsilności były dobijające. Sprawiały, że alfa nie była w stanie skupić się ani wykonać nawet najprostszej czynności.

W końcu w napływie szału jednym ruchem zrzuciła część rzeczy z biurka. Gwałtownie podniosła się z miejsca i opuściła gabinet, trzaskając drzwiami. Negatywne emocje niszczyły ją wewnętrznie. Ta wojna była zdecydowanie zbyt ciężka, by mogła sobie z nią poradzić sama. Była na to zbyt młoda i za słabo doświadczona.

W końcu weszła do sypialni, gdzie spotkała Huntera. Spojrzała na niego, w dalszym ciągu czując pewne wahanie. W końcu jednak podeszła do niego i połączyła ich usta. On szybko ją od siebie odsunął.

- Co się dzieje? - spojrzał w jej niebieskie oczy czując, że coś jest nie tak jak powinno. Chociaż czy w takich czasach cokolwiek jest normalne?

- Zgadnij - warknęła poirytowana, wzdychając ciężko. - Chce poczuć cokolwiek innego. Jestem już zmęczona tym wszystkim.

Świadomość tego, że wojna mogła przyjść w każdej chwili, nie pozwalał jej normalnie funkcjonować. Przez ostatnie dwa dni spala może cztery godziny. Była w stanie myśleć tylko o wojnie. A złość i starych były jedynymi emocjami, które ostatnio odczuwała. Okazało się to bardziej męczące, niż mogłaby się spodziewać.

- Nie licz, że powiem nie - wydusił, kładąc dłonie na jej biodrach i przyciągając ją do siebie.

- Nie przychodzę tutaj, aby usłyszeć nie.

Zdjęła z siebie biały podkoszulek i podeszła do bety, który usadził ją na swoich kolanach. Ich usta połączyły się w długi i intensywny pocałunek, w którym ich języki walczyły o dominację. Edith z wszystkich sił skupiała się na tym, co dzieje się między nią a Hunterem, byle uciec myślami od wojny.

W końcu Hunter zrzucił ją z siebie, przez co ta opadła na miękki materac. Sam szybko przekręcił się i zwisał nad nią kładąc dłonie po obu stronach jej głowy. Ich usta ponownie połączyły się w pocałunku.

W końcu Hunter oderwał się od ust alfy. Znał już zasady. Wiedział co może, a czego nie. Dlatego też bez zbędnego przeciągania złapał za zapięcie jej spodni i szybko je rozpiął, zsuwając spodnie z jej bioder. Edith podniosła się na łokciach i mniej sprawnie zabrała się za rozpinanie jego spodni. W końcu, kiedy wygrała nierówna walkę, zsunęła z niego spodnie wraz z bokserkami i ponownie położyła się na materacu.

Chłopak złapał jej nogi i przeciągnął ją bliżej siebie. Wszedł w nią nagle, całą swoją długością na co z ust dziewczyny wydobył się cichy jęk. Hunter poruszał się w umiarkowanie szybkim tempie. Edith oddała mu się w całości. Skupiała się na nowych doznania, których nie była w stanie porównać z niczym innym. Oddawała się temu bez reszty, chcąc chociaż na chwilę poczuć się lepiej.

Zarzuciła dłonie na jego kark i przejechała paznokciami po jego plecach. On w odpowiedzi warknął cicho prosto w jej usta. Kiedy wilkołak przyspieszył swoje ruchu, ciało wilczycy wycięło się w łuk. Jej oddech przyspieszył, a u zbiegu jej ud powstało przyjemne ciepło. Wypięła biodra ku górze, pozwalając by on wzmocnił i przyśpieszył swoje ruchu. W końcu przyjemne ciepło rozeszło się po jej ciele, a ona doszła z głośnym warknięciem. Pozwoliła, aby Hunter wykonał jeszcze kilka ruchów, po których i on doszedł.

Położył się obok niej, oddychając ciężko. Przykrył ich oboje kocem i przytul dziewczynę do siebie. Powoli i nieco niepewnie ułożył dłoń na jej brzuchu, na co ona pozwoliła.

- Lepiej? - spytał, przyciągając ją do siebie.

- Przez chwilę było lepiej - przyznała, przymykając powieki. - Jednak jestem pewna, że to wszystko zaraz wróci.

Ziro przegrał bitwę. Jednak był bardziej doświadczonym i lepiej wyszkolonym przywódcą. Wiedział co zrobić, by wykończyć ją psychicznie. I właśnie to próbował osiągnąć. I co najgorsze udawało mu się to. Doprowadził ją do stanu desperacji, w którym chwytała się wszystkich dostępnych środków, byle tylko na chwilę zapomnieć o tym wszystkim. Była po prostu zmęczona. Fizycznie, jak i psychicznie. Z każdym dniem, a może i nawet godzina dochodziło do niej, jak bardzo nie nadaje się na przywódcę. Jak nie radzi sobie z całą tą presją i niepewnością.

- Prześpij się - polecił, odgarniając kosmyk włosów z jej twarzy. - Poczujesz się znacznie lepiej.

Edith wtuliła się w ciało bety. Może i go nie kochała i nie chciała sobie pozwolić na to uczucie, jednak nie była głupia. Dobrze wiedziała, jak jej ciało reaguje na jej mate. Przyjemne ciepło i zapach które od niego biły, pozwoliło jej przynajmniej w małym stopniu się odprężyć. Dopiero teraz kiedy w objęciach swojego bety czuła się nieco bezpieczniej, doszło do niej jak bardzo fizycznie była zmęczona.

- Oni w końcu zaatakują - wysila z trudem, walcząc ze snem. - Tylko tym razem już nie będziemy mieć tyle szczęścia.

- Oni są silni. To mocne przymierze. Więc skoro czeka nas śmierć, warto być chociaż wypoczętym.

Hunter nie łudził się, że wygrają. Potrafił spojrzeć prawdzie w oczy i – co więcej – umiał się z nią pogodzić. Wiedział, że zginą walcząc w wojnie, która od samego początku była przegrana. Jedni doświadczą łaski śmierci na polu bitwy. Inny umrą przykuci srebrnymi łańcuchami do drewnianych pali. Jednak jedno było pewne, żywe z tej wojny mogły wyjść jedynie najmłodsze szczeniaki. W końcu kim byłyby alfy, gdyby wymordowały nic niewinne dzieci? Robiąc to posunęłyby się do czynów, których nie dopuszczają się nawet banici, których tak bardzo nienawidzą.

- Oby następne wcielenie było dla nas łaskawsze.

Beta pogłaskał alfę, po włosach zatracając się we własnych myślach. No tak, nawet jeśli umrą według ich wierzeń, czeka ich kolejne życie. Takie, w którym znowu się spotkają. I być może takie, w którym będą mogli żyć razem długo i szczęśliwie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top