⦅XXX⦆
Edith stanęła na czele watahy. O dziwo okazało się, że alfa jej nie oszukał. Dzięki temu wiedziała, gdzie znajdują się strategiczne punkty. Jednak to nie wystarczyło by wygrać. Do osiągnięcia zwycięstwa potrzebowała wiernej watahy, która pójdzie za nią w ogień. A tego mimo wszystko nie udało jej się posiąść. Sfora szła za nią, by przeżyć. Nie dlatego, że wierzyła w jej poglądy czy pragnęła oddać życie za alfę, którą kochała i szanowała. A bez oddania i wierności własnych ludzi nie mogła liczyć nawet na najlepszy plan.
- Jesteś gotowa? - beta spojrzał na nią zimnym i pustym spojrzeniem tak typowym dla jego osoby.
Edith zdążyła już dostrzec, kiedy taki jest. Zawsze, kiedy wykonuje obowiązki bety, wydawał się zimny i całkowicie nieczuły. Co ona niesamowicie doceniała. Nie potrzebowała teraz idealnego kochanka ani kochającego mężczyzny. Potrzebowała bezwzględnego żołnierza, który nie zawaha się zabić.
- Od urodzenia - starała się ukryć to, jak bardzo niegotowa była. Jednak na wojnę i śmierć niewielu jest gotowych.
Alfa ostatni raz obróciła się w stronę swojej watahy. Zapewne część z nich widziała po raz ostatni w swoim życiu. Nie miała jednak czasu nad tym myśleć. Musiała pozostać maksymalnie skupiona.
- Idziemy na śmierć - przyznała zgodnie z prawdą. - I to po to, by jej uniknąć. Absurdalne jednak wyjątkowo prawdziwe. - Zmierzyła spojrzeniem całą watahę. - Dzisiaj proszę was tylko o jedno. Pamiętajcie, że nie walczycie o mnie, a o siebie. Niektórzy walczą o tych, których kochają. Inni za siebie samych. Jednak żadne z was nie walczy o mnie. Jestem tego świadoma i puki walczycie dobrze, nie obchodzi mnie, dlaczego tak jest. Więc walczcie tak, abyście mogli powiedzieć sobie, że zrobiliście wszystko w obronie siebie i bliskich sobie osób.
Wataha słuchała Edith w całkowitym milczeniu. Dziewczyna nie była pewna czy jej słuchają. Równie dobrze ich myśli mógłby krążyć wokół czegoś zupełnie innego. Wokół tego co znali i trzymało ich to przy życiu. I nie było w tym nic złego. To pomagało nam wierzyć, że straszne rzeczy jakie robimy, mają sens. Dzięki osobom, za które walczymy, potrafimy wybaczać sobie wiele rzeczy. W końcu robimy to dla nich. A przynajmniej tak sobie wmawiamy.
Niebieskooka obróciła się tyłem do watahy. Blisko granicy czekali na pierwszy ruch wroga. Nadal, żyjąc w zgubnej nadziei, że walka, na którą czekają, nigdy nie nadejdzie. Jednak ona nadeszła. Wraz z rzędem żołnierzy gotowych zginąć za swego alfę, którzy przekroczyli granice.
- Oby następne wcielenie było dla nas ratunkiem - wydusiła z trudem alfa, robiąc pierwszy krok do przodu.
Od tego momentu wszystko działo się niewyobrażalnie szybko. Ryki i wycie pomieszały się z ludzkim, krzykami tworząc nieznośny hałas. Edith nie była pewna, kiedy jej ludzie zmieszali się z wojskami wroga sprawiając, że z trudem rozróżniała sojuszników od wrogów.
Spojrzała na mężczyznę ubranego całego na czarno. Nienawiść i obsesja w jego oczach od razu zdradziły jego intencje. Edith napięła mięśnie gotowa do ataku. Ruszyła do przodu, chcąc zadać pierwszy cios. Zeszła do parteru i przesuwając się po ziemi, wbiła pazury w udo mężczyzno, zostawiając na nic krwawiąca ranę.
Wilkołak nie wydawał się tym faktem nadmiernie wzruszony. Odwrócił się błyskawicznie, łapiąc dziewczynę za rękę. Przyciągnął ją ku sobie, zostawiając ślady pazurów na jej twarzy. Edith wysunęła ostre pazury wbijając je w ramiona żołnierza. Ten puścił ją, robiąc gwałtowny krok w tył.
Edith wyprostowała się na nogach, ścierając krew z oczu. Mężczyzna nie dając jej chwili do namysłu, ruszył do przodu. Złapał ją za ubrania i rzucił na kilka metrów. Alfa leżała na ziemi, wstrzymując oddech. Kiedy mężczyzna podszedł, wymierzyła mu kopnięcie prosto w twarz, łamiąc mu nos, który zaczął intensywnie krwawić. Szybko pozbierała się z ziemi i podbiegła do mężczyzny. Złapała jego głowę i ukręciła mu kark. Dopiero dźwięk pękających kości zdał się ją otrzeźwić.
Ruszyła do przodu i skoczyła, przemieniając się w wilka. Nie było to dla niej bolesne. Z samego początku przemiany były związane z wielkim cierpieniem. Każda następna przemiana była mniej bolesna. Aż w końcu przestały być one związane z bólem.
Czarny wilk ruszył do przodu, rzucając się na każdego atakującego wilka. W tej formie szło jej znacznie sprawnie. W końcu trafiła na sporych rozmiarów odyńca. Stał dumnie, warcząc na nią gotowy do ataku. Wadera wyprostowała się na łapach wolno zmniejszając dystans między nimi. Okazała kły, warcząc agresywnie. Była gotowa do tej walki.
Wilk ruszył w jej kierunku, szybko wbijając kły w jej ciało. Edith odskoczyła, a z jej pyska wyrwał się głodny pisk związany z bólem. Po jej futrze słynęła krew. Wilk nie zaprzestawał ataków. W końcu alfa położyła się na ziemi, przyjmując uległą postawę. Mężczyzna pod postacią wilka stanął nad nią, by zadać decydujący cios. Zanim jednak to zrobił, Edith wbiła kły w jego szyję. Zaciskała je tak długo i mocno, aż wilk nie padł martwy.
Kiedy uniosła łeb, dostrzegła pole walki wilkołaki walczące na śmierć i życie. Strach ogarnął jej serce. Ciężko z tej perspektywy było jej ocenić, kto wygrywa. Walka wydawała się aż nazbyt równa. Co można było uznać za jeden z największych cudów w jej życiu.
Kolejna godzina minęła Edith na toczeniu kolejnych walk. Czuła jak słabnie z każdą chwilą. Wilkołaka nie łatwo było zabić. Były one bardzo odporne na utratę krwi. Jednak dziewczyna wiedziała, że długo już nie da rady walczyć.
Nagle stało się coś, czego nigdy by się nie spodziewała. Za granicy dobiegło głośne wycie. Część wilkołaków zaczęła się cofać. Dokładnie tak jakby uciekali. Edith zaczęła rozglądać się, a kiedy jej oczom ukazał się Hunter, podbiegła do niego przybierając na powrót ludzką postać.
- Co się dzieje? - spytała, nie umiejąc wyjść z szoku.
- Wycofują się - stwierdził wyraźnie spokojniejszy od Edith. - Alfa Ziro musiał stwierdzić, że potrzebuje więcej ludzi. Musieliśmy zaskoczyć go swoją wolą walki.
- Patrząc na to, jak dobrze nam poszło, pewnie nie był w ogóle gotowy na walkę - Edith zwróciła swój wzrok w stronę granicy.
Im dłużej nad tym myślała, tym teoria Huntera wydawała się mieć więcej sensu. Ziro z pewnością obstawiał, że wataha podda się bez walki. Ewentualnie, że nie wytrzyma zbyt długo. Wiara w słabość przeciwnika doprowadziła do jego dzisiejszej klęski.
- Bogowie mają nas w swojej opiece - Edith otarła oczy powoli zalewane przez krew.
- Co teraz? - beta spojrzał na swoją alfa, licząc na to, że ten dzień w końcu dobiegnie końca.
- Wracajmy do domu.
Edith wiedziała, że to dopiero jedna wygrana bitwa z wielu. Alfy nie zamierzały poddać się tak łatwo. To w końcu nie leżało w ich naturze. Ta walka była dopiero początkiem wojny.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top