⦅XVIII⦆
Kiedy dotarły na miejsce, Edith od razu udała się w kierunku domu watahy. Zamierzała wrócić do łóżka. Ten dzień był dla niej wykańczający, przez co nie miała już na nic siły. Liczyła, że uda jej się dzisiaj wypocząć, jednak wataha i jej ojciec mieli nieco inne plany.
- Alfo - jedna z omeg podeszła do niej ze spuszczoną głową, jakby bała się spojrzeć jej w oczy.
- Co znowu? - spytała zrezygnowana. Miała nadzieję, że nie będzie to żadna sprawa, która wymagałaby od niej większego wysiłku.
- Twój ojciec był tutaj pod twoją nieobecność - wydusił omega, niepewnie przenosząc na nią spojrzenie.
Edith poczuła się jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody. Nagle całe zmęczenie opuściło jej ciało, zastąpione przez strach. Holt był w sforze, którą jej powierzył pod jej nieobecność. Chyba tylko ona mogła pochwalić się takim pechem. Zebrała w sobie resztki odwagi, by dowiedzieć się co takiego tutaj robił.
- Czego chciał? - zwróciła się do mężczyzny, w bardziej oschły sposób niż zamierzała.
- Przywiózł betę, którego wcześniej przetrzymywał, alfo - wilkołak skulił się pod wpływem jej głosu. - Wataha przekazała twojemu ojcu, że jesteś na patrolu.
Młoda alfa spojrzała zaskoczona na omegę. Nie sądziła, że wataha zechce ją obronić, ale może powinna się tego spodziewać. W końcu z dwojga złego, ona jest tą lepszą opcją.
- Gdzie on jest? - jej ton był o wiele łagodniejszy. Udało jej się przynajmniej chwilowo zdusić w sobie gniew.
- U ciebie w gabinecie.
Nie czekając ani chwili dłużej pognała do swojego gabinetu. Niby po co jej ojciec przywiózł jej betę? To wszystko wydawało się nie mieć sensu, a jej ojciec nigdy nie pozwalał sobie na bezsensowne działanie. Przecież mogłoby go to zbyt wiele kosztować.
W chwili, w której przekroczyła próg gabinetu, jej oczom ukazał się obraz nędzy i rozpaczy. Mężczyzna o ciemnych włosach leżał na podłodze umazany we własnej krwi. Miał na sobie jedynie spodnie, przez co mogła dobrze mu się przyjrzeć. Jego ciało pokrywały liczne rany, które wyglądały co najmniej tak, jakby ktoś je przypalał, co jednoznacznie wskazywało na użycie srebra. Ciecz na jego ciele była zaschnięta. Gdy Edith uklękła przy ciele, które wyglądało jak zwłoki, zdołała dostrzec, iż krew zlepiła jego oczy. Mogła tylko podejrzewać, że przez głodzenie jego ciało częściowo straciło swoje mięśnie. Niestety bycie wilkołakiem ma pewne minusy. Jednym z nich jest to, że ich ciała potrzebują mnóstwa energii, przez co głód doskwiera im znacznie szybciej i bardziej. Mimo okropnego stanu, w jakim się znajdował, wiedziała, że żyje. Jego klatka piersiowa się poruszała, a ciało lekko drżało.
- Przynieś mi butelkę wody i jakąś ścierkę, byle czystą - zwróciła się do luny, która do tej pory stała w drzwiach. Ona jedynie skinęła głową i udała się do kuchni.
Dziewczyna pozostawała niewzruszona stanem bety. Był on poważny, jednak ona widziała wilkołaki w takim stanie już nie raz w swoim życiu. Rany i nadmierna agresja towarzyszyły jej od bardzo młodych lat. Nikt bowiem nie chronił jej przed okrucieństwem tego świata. Widziała go od zawsze takim, jakim był.
Kira po chwili wróciła, podając jej butelkę wody i ścierkę. Młoda alfa nalała na materiał odrobinę wody i przetarła oczy wilka. Z racji na jego stan, wolała nie zmuszać go do tego, aby wstawał.
- Jak ma na imię? - spojrzała na lunę, po której ciężko było stwierdzić, co tak naprawdę czuje.
- Hunter - wydusiła, nie odwracając od niego wzroku.
- Hunter, słyszysz mnie? - zapytała, a ten z trudem na nią spojrzał.
Wtedy stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Oczy bety zabłysły czerwonym blaskiem, podobnie jak oczy alfy. Hunter mimo bólu podniósł się z ziemi i spojrzał jej prosto w oczy. Ona odruchowo go przytuliła. Było to tak instynktowne, że nie zdołała pomyśleć, co przypłaciła umazaniem się w jego krwi.
- Moja - wyszeptał z trudem.
Luna przyglądała się całej sytuacji, początkowo nie wiedząc, co powinna zrobić. Ostatecznie, kiedy dziewczyna się od niego odsunęła, podała mu butelkę wody. On zabrał ją szybko, wypijając całą jej zawartość.
- Pójdę po medyka - Kira opuściła gabinet, zostawiając ich samych.
- Kim ty w ogóle jesteś? - przechylił lekko głowę w bok, co niebieskooka uznała nawet za urocze.
- Jestem Edith, nowa alfa - wyjaśniła, pospiesznie zbierając się z ziemi. - Jestem córką alfy banitów Holta. - dodała w nadziei, że to go zniechęci.
Mężczyzna wydawał się na tyle zszokowany, że nic więcej nie powiedział, chociaż zważywszy na jego stan, to jak dobrze się trzymał, było cudem. Zapewne adrenalina, która uwolniła się przy odnalezieniu mate, częściowo zatuszowała jego ból.
Kiedy medyk wszedł do jej gabinetu, ona zostawiła ich samych, pomimo że coś w środku niej chciało zostać przy jej mate. Ona jednak zdusiła tę potrzebę. Nie zamierzała przeszkadzać. Poza tym nie miała pojęcia co dalej. Nigdy nie myślała o swoim mate. Szczerze, nigdy nawet nie liczyła na to, że go odnajdzie. I nagle trafia jej się wilkołak torturowany przez jej ojca.
Spotkanie bratniej duszy wiąże się z pewnymi niedogodnościami, na które ona nie miała ochoty się godzić. Niemal od razu poczuła silne podniecenie. Wilkołaki najczęściej przy odnalezieniu drugiej połowy od razu się na siebie rzucają. Kończy się to namiętnym seksem. Często kończyło się to zapłodnieniem partnerki. A ona nie chciała mieć dzieci. To nie był dobry czas. I pewnie w jej przypadku ten dobry czas nigdy nie nadejdzie. Nie czuła potrzeby posiadania potomstwa. W jej odczuciu małe dzieci były irytujące i paskudne.
Stanęła przed domem watahy, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza. Nie zwracała uwagi na krzywe spojrzenia sfory. No tak, miała na sobie krew. W dodatku pachniała ich betą.
- Co teraz? - już po chwili Kira stała u jej boku.
- Nie mam pojęcia - przeczesała, włosy palcami przenosząc wzrok na kobietę. - Nie szukałam go. Ani teraz, ani nigdy w życiu.
- Wiem - pogłaskała ją po ramieniu. - Nie wyglądasz na kogoś, kto by szukał. Niedługo pełnia.
Tego bała się zdecydowanie najbardziej. Napalonego wilkołaka bety, który zapragnie sparowania. A raczej samego zaspokojenia własnej żądzy. Mocny seks, bez jakichkolwiek ograniczeń leżał w wilczej naturze. Nie zważając na porę dnia, nocy czy fazy księżyca. Zdecydowanie jednak pełnia była tym najgorszym okresem. Wtedy wydawało się, że nic nie powstrzyma napalonych samców, choć samice nie bywały lepsze.
- Nie jestem nią - warknęła wkurzona. - Jutro o piątej odbędzie się trening. Chcę zobaczyć, co ta sfora potrafi.
- Aha. Po prostu super. Ty znalazłaś mate, a my będziemy cierpieć. - Luna skierowała się w stronę domu, by poinformować wszystkich o nowych rozporządzeniach alfy.
- To nie tak - Edith ruszyła w jej ślady. - Muszę wiedzieć, co potraficie. Coś czuję, że alfy tak łatwo nie odpuszczą.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top