Rozdział 8

Waszyngton, Dystrykt Kolumbii


Mrok zapadł kilka godzin przed tym, gdy drzwi do mieszkania otworzyły się ze skrzypieniem. Corey przysypiał na fotelu w salonie, ale przez ten dźwięk zerwał się z miejsca. Moment później stanął twarzą w twarz z własną siostrą. Mimo że odetchnął z ulgą, z każdą kolejną sekundą jego serce pompowało krew z coraz większą złością. Jasmine wyglądała na całą i zdrową. Spokojnie rozwiązywała sznurówki zimowych butów, gdy patrzył na nią z góry. Nawet się z nim nie przywitała.

– Gdzie byłaś? – zapytał, z trudem powstrzymując się od krzyku.

– Odezwałabym się, ale telefon mi się wyładował.

Wyprostowała się i zdjęła mokrą kurtkę. Chciała powiesić ją na krześle w salonie, ale Corey zagrodził jej drogę. W półmroku nie mogła dokładnie dostrzec wyrazu jego twarzy. Widziała jedynie, że marszczył brwi. Stał w rozkroku z ramionami skrzyżowanymi na klatce piersiowej jak ochroniarz na bramce przed klubem. Uśmiechnęła się lekko pod wpływem tej myśli. To dobrze, że potrafił się postawić – przecież nie będzie w stanie pomagać mu przez całe życie.

– Znowu kłamiesz – wysyczał przez zaciśnięte zęby. – Ciągle kłamiesz. Zawsze, gdy dzwoniłem, było słychać sygnał.

– To dziwne.

Corey zapalił światło w przedsionku, na co Jasmine zmrużyła powieki. Miała na sobie ten sam żółty sweter, w którym widział ją ostatniego dnia przed zniknięciem. Mimo tego ubranie wyglądało na świeżo wyprasowane, nawet rękawy nie pogniotły się pod kurtką. Uważnie zmierzył ją wzrokiem. Dopiero teraz zauważył jej podkrążone oczy i niepomalowane rzęsy, co było rzadkim widokiem. Siostra nakładała pełny makijaż nawet wtedy, gdy wychodziła do pobliskiego supermarketu.

Jasmine chciała go minąć, ale uparcie przesuwał się w taki sposób, by nie mogła tego zrobić. Poirytowana wcisnęła mu swoją kurtkę w ręce i w końcu przeszła obok. Corey rzucił ubranie na panele, czym zwrócił na siebie jej uwagę.

– Zostawiłaś mnie na trzy pieprzone dni! – wykrzyczał, nie zważając na późną godzinę. Sąsiedzi nie powinni tego słyszeć, ale wcale o tym nie myślał. Chciał jej wszystko wygarnąć. Znikała i wracała jak gdyby nigdy nic, a on odchodził od zmysłów.

– Przecież nic się nie stało – odparła niewzruszona jego wybuchem. – Przestań być takim dzieciakiem.

Problem w tym, że Corey już od dawna nie był dzieckiem. Przestał nim być, gdy zostali z Jasmine zupełnie sami. Musiał się pilnować, by nie sprawiać problemów. Był pewien, że nawet błahy pretekst wystarczyłby do stwierdzenia, że starsza siostra nie daje sobie z nim rady i odebrania jej prawa do opieki nad nim. Teraz Jasmine chciała to wszystko zepsuć. Gdyby ktoś się dowiedział, że tak sobie zniknęła na trzy dni i na dodatek nie odbierała telefonu, na pewno nie mógłby tu zostać.

Jasmine jeszcze przez chwilę mierzyła go wzrokiem, po czym po prostu przeszła obok niego, by wejść do kuchni. Corey przeklął pod nosem, gdy usłyszał dźwięk otwieranej lodówki. W środku oprócz ketchupu i kilku plasterków sera było jedynie światło. Jak na zawołanie poczuł ścisk w żołądku. Wcześniej niepokoił się o zdrowie, a nawet życie siostry, więc głód aż tak mu nie doskwierał.

– Nie zrobiłeś zakupów? – zapytała z naganą w głosie.

– Niby za co?

Jasmine schyliła głowę i potarła dłonią czoło. Przypomniała sobie ostatnie chwile przed wyjściem z domu. Tak bardzo się śpieszyła, że zapomniała zostawić bratu pieniądze. Teraz bardziej rozumiała jego zdenerwowanie, ale wciąż uważała, że przesadzał. Pracował po szkole jako kelner, więc na pewno miał jakieś oszczędności. Powinien uczyć się szanować pieniądze. Poza tym jadał obiady w szkole, które opłaciła na początku semestru.

– Gdzie byłaś? – powtórzył wcześniejsze pytanie, gdy Jasmine zajrzała do zamrażalki.

– Mówiłam ci, że możesz iść ze mną – mruknęła.

– A ja mówiłem, że nie pójdę, dopóki mi tego nie wyjaśnisz.

Okazało się, że naprawdę nie mają nic do jedzenia, więc Jasmine podniosła się z kucek i wyciągnęła telefon z kieszeni spodni. Zajęta wybieraniem miejsca, z którego może zamówić coś w niskiej cenie, nie zauważyła lodowatego wzroku brata skierowanego na jej podobno rozładowaną komórkę.

– Jesteś głodny?

– Nagle cię to obchodzi? – warknął, znowu się wściekając.

Naprawdę zamierzała udawać, że nic się nie stało. Corey nie był w stanie tego zrozumieć. Gdyby to on zrobił coś podobnego, pewnie nie pozwoliłaby mu nawet usiąść, dopóki nie dowiedziałaby się całej prawdy. Chociaż w obliczu ostatnich wydarzeń mogłaby nawet nie zauważyć jego nieobecności. Zagryzł prawy policzek. Myśl, że jego zniknięcie nie poruszyłoby Jasmine, okazała się wyjątkowo bolesna.

– Jesteś czy nie? – Nawet na niego nie zerknęła.

– Jestem.

Podała mu telefon i powiedziała, żeby wybrał sobie coś z menu najtańszej w okolicy pizzerii, po czym zniknęła w łazience. Corey tylko przez kilka sekund oglądał jedzenie. Później dotarło do niego, co właściwie robi. Trzymał w dłoni odblokowaną komórkę Jasmine. Mógł sprawdzić dosłownie wszystko. Nie powinien tego robić, ale swoimi lakonicznymi odpowiedziami nie pozostawiła mu wyboru.

Przeszedł kilka kroków w głąb kuchni i odwrócił się plecami do ściany. W razie, gdyby cudem nie usłyszał kroków siostry, ta przynajmniej nie mogłaby spojrzeć przez jego ramię na to, co robi. Najpierw sprawdził ostatnie połączenia. Zdusił w sobie głośne przekleństwo, gdy zobaczył, że w czasie, gdy Jasmine nie odbierała od niego połączeń, kilka razy dzwoniła do dwóch osób. Jeden numer nawet znał. Nazwę kontaktu stanowiło imię przyjaciółki Jasmine. Tej samej, której Corey pytał niedawno o wieści o siostrze, a która nic mu nie powiedziała. Drugiego numeru nie kojarzył, więc zapisał go w swoim telefonie.

Zanim zdążył zobaczyć coś więcej, usłyszał dźwięk spłukiwanej wody w toalecie. Upewnił się, że usunął aplikację kontaktów z tych ostatnio przeglądanych, po czym wrócił do wybierania jedzenia, mimo że znów stracił apetyt. Moment później oddał siostrze telefon i wymamrotał nazwę pierwszej pizzy w menu. Przygryzał wargę, żeby nie powiedzieć, że ma dowód na jej kłamstwa. Upierała się, że jej telefon się rozładował i dlatego się nie odezwała. Dlaczego? Dlaczego nie wysłała mu chociaż głupiego SMS-a z informacją, żeby się nie martwił? I dlaczego teraz nie przyznała się, że po prostu zawaliła?

Chciał o to wszystko zapytać, ale domyślał się, że znowu usłyszy nieprawdę, a na dodatek nadszarpnie zaufanie siostry. Ciasno splótł ramiona na klatce piersiowej, jakby miało mu to pomóc utrzymać wszystkie emocje wewnątrz ciała. Zastanawiał się, czy powinien dzisiaj zadzwonić pod nieznany numer, czy zostawić sobie ten kontakt na czarną godzinę. Nie potrafił również zrozumieć, dlaczego przyjaciółka Jasmine nic mu nie powiedziała. Wiedziała, że się martwił. Dzwonił do niej i mówił, że myśli o zgłoszeniu zaginięcia. Mogła go poinformować, że jego siostra jest cała i zdrowa, ale nie chce z nim rozmawiać. Mogła powiedzieć cokolwiek, a ona tylko stwierdziła, że wpakuje się w kłopoty, jeśli pójdzie z tym na policję. Ciekawe, czy Jasmine wiedziała o tej rozmowie. Jeśli tak, to była wyjątkowo okrutna, nie dając mu żadnego znaku życia.

Przyglądał się jej w milczeniu, gdy myła naczynia i wycierała blaty. Chociaż wyglądała w miarę normalnie, miał wrażenie, że poruszała się wolniej niż zazwyczaj. Robiła wszystko spokojnie i uważnie, co wcale nie było do niej podobne. Może nie należała do osób rzucających talerzami w złości, ale potrafiła się na niego wydrzeć w razie potrzeby. Potrafiła też trzaskać drzwiczkami szafek i odkładać szklanki z hukiem. Zawsze, gdy wracała do domu, a on siedział w swoim pokoju, dokładnie słyszał, co siostra akurat robi. Zachowywała się po prostu głośno, taka była. Teraz jednak czekał na próżno. Jasmine poruszała się po mieszkaniu niemal bezszelestnie i irytująco powoli. Raz omal na niego nie wpadła, mimo że ciągle stał w tym samym miejscu.

Pół godziny później siedzieli razem przy okrągłym stole w kuchni, każde ze swoim pudełkiem pizzy. Corey wziął kawałek w dłoń, ale go nie ugryzł. Gnieżdżący się w gardle niepokój nie pozwoliłby mu nic przełknąć. Tymczasem Jasmine brała tak duże kęsy, jakby przez te trzy dni nieobecności nic nie jadła. Gdy zauważyła, że brat tylko jej się przygląda, zapytała, czy jego danie mu nie smakuje. Corey wzruszył ramionami i przemógł się, by zjeść kawałek. Nie zwrócił jednak uwagi na smak. Cały czas myślał o tym, dlaczego Jasmine ani razu nie odebrała od niego telefonu. Gdyby pokłócili się przed jej odejściem, może potrafiłby to zrozumieć, ale nic takiego nie miało miejsca. Gdy zniknęła pierwszy raz, wysłała mu wiadomość, że wszystko jest w porządku. Dlaczego tym razem tak nie postąpiła?

Głowa zaczynała go boleć od tych wszystkich pytań. Myślał, że gdy Jasmine wróci, to nie tylko wszystko mu wyjaśni, ale również go przeprosi. Pomylił się. Jedynie uczucie ulgi pojawiło się zgodnie z oczekiwaniami, chociaż szybko zostało zagłuszone przez mieszankę gwałtownych emocji, które z trudem trzymał na wodzy. Nawet nie mógł nikomu się wygadać. Odkąd odciął się od starych znajomych, z którymi zamiast chodzić do szkoły, włóczył się po mieście, nie miał już nikogo bliskiego. Tym bardziej złościło go, że siostra nie doceniała jego zmiany.

– Nie znikniesz już? – zapytał, gdy wstała od stołu.

– Przecież zawsze wracam – rzuciła bez większych emocji. Bardziej od tego pytania interesowało ją schowanie resztek pizzy do lodówki.

– I co z tego? Nie możesz mnie tak zostawiać.

– Jakoś kiedyś wolna chata była spełnieniem twoich marzeń.

– Jakoś kiedyś miałem jeszcze matkę – odparł szeptem. Każde wspomnienie o niej sprawiało, że musiał przecierać oczy. Jasmine ani trochę jej nie przypominała. Dotychczas jednak myślał, że chociaż trochę ją obchodzi.

Jasmine westchnęła ciężko i usiadła przy stole. Położyła dłoń na jego zaciśniętej pięści, którą opierał na drewnianym blacie. Nie podniósł na nią wzroku, wciąż wpatrywał się w ich ręce. Czasami zapominała, że miał dopiero siedemnaście lat.

– Corey...

– Naprawdę... naprawdę aż tak... mnie nie znosisz, że musisz znikać? – zapytał łamiącym się głosem.

– Przecież nie o to chodzi – zapewniła. Wolną dłonią pogładziła go po głowie, jakby znów był dziesięciolatkiem. Wtedy jednak był ostrzyżony, a teraz jego sztywne włosy skręcone były w krótkie dredy.

– To o co?

– Chodź ze mną, to sam zobaczysz. Nie będę ci tego teraz tłumaczyć.

Pokręcił głową i zabrał ze stołu dłoń, której dotykała Jasmine. Wściekły na siebie i na nią przetarł oczy. Nic dziwnego, że nazwała go dzieciakiem, skoro tak się mazał. Najchętniej zamknąłby się w swoim pokoju i nie wychodził aż do jutra, ale wtedy na pewno już niczego by się nie dowiedział. Został więc na miejscu i przyjął od siostry chusteczkę. Wydmuchał nos, odetchnął i w końcu zmierzył się z jej spojrzeniem. W dużych brązowych oczach kolorem przypominających jej skórę bez problemu rozpoznał troskę.

– Dlaczego nie? – drążył temat.

– Bo nie zrozumiesz. – W jednej chwili znów stała się wycofana i chłodna. – Musisz zobaczyć.

– Zastanowię się.

Uśmiechnęła się niemrawo, jeszcze raz pogładziła go po głowie, po czym wstała od stołu. Corey zdecydował się zjeść jeszcze kawałek pizzy przed pójściem spać. Tym razem nawet poczuł smak sera i pieczarek.

Wcale nie chciał iść tam, gdzie znikała Jasmine, ale potrzebował czasu na wymyślenie, co zrobić. Liczył na to, że gdy zmieni nastawienie, siostra będzie skłonna zdradzić mu więcej informacji. W najgorszym wypadku po prostu pójdzie razem z nią i przekona się, co się tam dzieje. Przecież Jasmine zawsze wracała i nie wyglądała, jakby w czasie nieobecności działa się jej krzywda. Sam nie rozumiał, dlaczego tak przeciwstawia się temu pomysłowi. Martwiło go, że zupełnie nic nie wie. Musiał istnieć powód, dla którego siostra starała się utrzymać to w takiej tajemnicy, a to przywodziło mu na myśl same złe skojarzenia.

Schował resztę pizzy do lodówki i poszedł się wykąpać. Dochodziła pierwsza w nocy, gdy opuszczał łazienkę. Przed położeniem się spać postanowił zamienić jeszcze kilka słów z Jasmine. Poszedł więc w kierunku przeciwnym do tego, gdzie znajdował się jego pokój. Podniósł dłoń, by zapukać do drzwi dawnej sypialni matki, gdy do jego uszu dotarł stłumiony głos.

Na moment przestał oddychać. Zmrużył oczy, jakby to mogło mu pomóc w wyraźniejszym usłyszeniu wypowiadanych przez siostrę słów. Prawdopodobnie rozmawiała z kimś przez telefon, brzmiała na poruszoną. Miał ochotę nacisnąć klamkę i uchylić drzwi, ale jeśli Jasmine siedziała na łóżku, to od razu by to zauważyła. Przyłożył więc ucho do płyty i po prostu słuchał.

– Może w końcu się uda... Nie, niczego się nie domyśla.

Corey zmarszczył brwi. Nie miał pewności, że siostra mówi o nim, ale takie odniósł wrażenie. Już od jakiegoś czasu namawiała go, żeby poszedł razem z nią. Twierdziła, że zależy jej, by byli tam razem, a gdy się nie zgodził, zaczęła go ignorować.

– Nic o niej nie wie.

Próbował zrozumieć, o kim mówi Jasmine, ale żadna myśl nie wpadła mu do głowy. Może jednak chodziło o kogoś innego. Zastanawiał się nad tym jeszcze przez moment, po czym szybko oddalił się spod drzwi. Usłyszał, że siostra skończyła rozmowę, więc wolał uniknąć przypadkowego spotkania pod jej pokojem. Już nawet nie pamiętał, po co do niej poszedł. W głowie miał tylko te wyrwane z kontekstu zdania.

Kładł się do łóżka z myślą, że powinien spróbować znów dostać się do jej telefonu. Wtedy mógłby dowiedzieć się, z kim przed chwilą rozmawiała. Może zdołałby przeczytać kilka wiadomości albo przejrzeć notatki. Pewnie w kilka minut zdołałby rozwiać część swoich wątpliwości. Ten plan zakładał jednak, że Jasmine dobrowolnie da mu swoją komórkę. Nie znał jej hasła i nie sądził, że uda mu się je podejrzeć. Na szczęście jutro była sobota, więc powinien mieć kilka okazji na rozpoczęcie tego prywatnego śledztwa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top