8. grudnia [piątek I tygodnia Adwentu]

Aleksander kichał ciągle.

Od powrotu do domu poprzedniego dnia nastąpiło to dokładnie osiemdziesiąt siedem razy.

Zza drzwi łazienki dało się dosłyszeć kichnięcie połączone z parsknięciem.

Osiemdziesiąt osiem.

Jednak, na szczęście, historia ta nie skupia się na dolegliwościach pewnego maturzysty.

Chłopak, ubrany w najgrubszy sweter i owinięty kocem, usadowił się przy stole w kuchni. Tego dnia specjalnie odkręcił kaloryfer. Następnie chwycił uszykowany zawczasu kubek pełen gorącej herbaty z goździkami i upił łyk. Rozkoszne ciepło rozeszło się po całym jego ciele, a aromat napoju lekko przetkał nos.

— Wracaj do łóżka.

Aleksander odwrócił się w stronę wejścia do kuchni.

Jego matka miała włosy porozrzucane na wszystkie strony, okulary przekrzywione, a szlafrok niedokładnie zawiązany. Mimo to nastolatek przełknął ślinę, czując niewyraźny lęk.

Kobieta podeszła do syna i przyłożyła dłoń do jego czoła.

— Nie mam gorączki — zaprotestował natychmiast.

— Ale lepiej, żebyś wygrzał się w domu. Masz dzisiaj jakiś sprawdzian?

Chłopak szybko zajrzał do odpowiedniej – przeznaczonej na rzeczy trzeciej potrzeby – szufladki umysłu i pokiwał twierdząco głową. Mama nie musiała wiedzieć, że tak naprawdę nic nie mieli zapowiedziane. Przecież niewyraźna sugestia nauczyciela fizyki dotycząca kartkówki liczyła się jak sprawdzian, prawda?

— Tak — odpowiedział nieco zbyt szybko. — Z fizyki.

— Na której godzinie?

— Trzeciej. Po dwóch polskich.

Kobieta zmarszczyła brwi i chwilę się zastanowiła. Jakiś kosmyk opadł jej na czoło, więc niedbale go odgarnęła.

— Napiszę ci zwolnienie z reszty lekcji — powiedziała i natychmiast dodała, widząc szykujący się protest syna: — Naprawdę zależy ci na byciu w szkole? Ojciec pewnie zastanawiałby się, gdzie popełnił błąd. — Ironia matki nigdy nie zapowiadała czegoś dobrego.

„Wymyśl coś, wymyśl coś", powtarzał sobie histerycznie w myślach Aleksander. Nie mógł przecież wspomnieć o tym, że musi dotrzeć na roraty – a także pojawić się na lekcjach – ze względu na Elizę. A przynajmniej nie dosłownie.

— Obiecałem Mikołajowi, że wytłumaczę mu indukcję magnetyczną — skłamał na poczekaniu.

— Po sprawdzianie chyba już nie warto — skwitowała sceptycznie mama.

— Mikołaj nie nastawia się na zdanie za pierwszym razem — dodał, przepraszając w duchu kolegę za mówienie o nim w tak niepochlebny sposób. Jednak wyjątkowa sytuacja wymaga wyjątkowych środków.

— Czyżbyś miał takie samo podejście do polskiego? — Kobieta wykrzywiła ironicznie usta.

— Dokładnie — stwierdził Aleksander, uznając rozmowę za zakończoną.

Podniósł się z krzesła z zamiarem wywleczenia Filipa z łóżka i przyszykowania sobie jakiegoś gorącego lekarstwa po powrocie do kuchni.

Gdy przechodził obok matki, ta tylko szepnęła:

— Wygląda na porządną dziewczynę. — Po czym opuściła pokój.

Chłopak na chwilę stanął bez ruchu.

„Pewnie się przesłyszałem", stwierdził, gdy szturchał w ramię młodszego brata.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top