25. grudnia [Boże Narodzenie]
Aleksander wzdrygnął się nerwowo, gdy wszyscy razem wyszli z domu cioci, by udać się na Pasterkę.
Wytarł spoconą rękę w spodnie i wsiadł do samochodu. Ścisnął niedużą paczuszkę włożoną do kieszeni i wypuścił głośno powietrze.
- Co ci? - spytał Filip między dwoma ziewnięciami. Choć był już bardzo zmęczony, nie miał zamiaru odpuścić sobie udziału w Mszy. Dostatecznie mocno żałował, że rok wcześniej był chory i musiał zostać w domu.
Najstarszy z braci poruszył się niespokojnie i spojrzał na pytającego.
- Nic.
- Ale...
- Powiedziałem, że nic - niemal krzyknął nastolatek.
Oczy Filipa zaszły łzami. Brat prawie nigdy nie podnosił głosu w rozmowach z rodzeństwem. Nawet wtedy, gdy już ledwo mógł z nimi wytrzymać. Chłopiec odwrócił się więc w stronę swojego okna i przygryzł smutno wargę.
Aleksander tylko spojrzał na niego przepraszająco. I pomyśleć, że kilka godzin wcześniej ten sam dziewięciolatek uwiesił się mu na szyi, dziękując za prezent. „Wyjątkowa sytuacja wymaga wyjątkowych środków", pomyślał.
Gdy dotarli do kościoła, na policzkach Filipa nie było już widać śladu po wcześniejszych łzach.
Poczekali jeszcze chwilę na samochód, którym mieli przyjechać ciocia z kuzynostwem, po czym razem weszli do świątyni. Przyjeżdżając na ostatnią chwilę, nie mieli co liczyć na miejsca siedzące, ale jakaś dziewczyna, na oko w wieku studenckim, ustąpiła miejsca Racheli, aby mogła usiąść razem z Jankiem. Mama podziękowała i usadowiła sobie dziecko na kolanach.
Wtedy w kościele poniosła się melodia „Wśród nocnej ciszy". Aleksander chłonął muzykę każdą częścią ciała. Co roku urzekało go to, że mimo braku ćwiczenia kolędy, zawsze na początku Pasterki brzmiała ona, jakby była śpiewana przez chór. „Może to taki dar Ducha Świętego", powiedział mu ksiądz Jerzy, gdy kiedyś chłopak podzielił się z nim tym spostrzeżeniem.
Gdy doszło do homilii, w pamięci nastolatka zostało kilka słów:
- Widać, że jesteście zmęczeni. Część z was siedzi ledwo żywa, z czerwonymi oczami, zakatarzona, a niektórzy są nawet smutni. Może ta Wigilia była tylko zabieganiem, może zmagacie się z brakiem kogoś bliskiego, złem w waszych rodzinach. Tylko wiecie, co? Jezus właśnie się narodził! I to nie ma być metafora. Żydzi wierzą, że Pismo „dzieje się" w momencie jego czytania. Więc Jezus rodzi się teraz i tutaj. W tej sytuacji, z którą tu przyszedłeś, w tym ojcu, na którego nie możesz patrzeć, w tym całym bagnie, w którym jesteś. I On przynosi Radość. Właśnie Radość, ta Boża Radość jest najważniejszą rzeczą, którą chcę, żebyście zanieśli do swoich domów. Bo stereotyp Polaka-katolika, który zatrzymał się na Wielkim Piątku, jest ogromną durnotą. Przecież Radość jest owocem Ducha Świętego, o którym wspomina święty Paweł w Liście do Galatów. Więc radujmy się!
Aleksander był trochę nieprzytomny przez resztę Mszy. I nie spowodowało tego tylko ogólne zmęczenie. Stresowało go to, co miał zrobić w ciągu najbliższych kilkudziesięciu minut. Odzyskał pełnię świadomości tylko podczas Znaku Pokoju, kiedy przytulił Filipa, prosząc go o wybaczenie za sytuację w samochodzie.
Gdy Pasterka dobiegła końca, chłopak porozmawiał chwilę na osobności z ojcem, by naprędce nakreślić mu sytuację. Mężczyzna spojrzał na syna z tym rodzajem dumy w oczach, jaką odczuwa rodzic, kiedy widzi, że jego dziecko podejmuje dojrzałą decyzję.
- Przyjadę, gdy tylko zadzwonisz - zapewnił i chwycił ramię nastolatka. - Jestem z ciebie dumny i trzymam kciuki.
Zmotywowany w ten sposób, Aleksander udał się w drogę. Stresował się okropnie, ale postanowił, że, jak prawdziwy mężczyzna, nie zrezygnuje w ostatniej chwili. Nieco podnosił go na duchu padający śnieg. Choć z Filipem przewidywali, że Boże Narodzenie już nigdy nie będzie białe, ich prognozy okazały się błędne. Świat już od dobrej godziny pokrywał się puchową kołderką.
W końcu chłopak stanął pod właściwymi drzwiami. Głęboko odetchnął kilka razy, po czym zadzwonił dzwonkiem. Po dłuższej chwili ktoś otworzył. Mężczyzna, który ukazał się w korytarzu musiał tak bardzo zdziwić się obecnością nastolatka ze złamaną ręką pod jego domem po pierwszej w nocy w Boże Narodzenie, że nic nie powiedział.
- Przepraszam, ale widziałem państwa w kościele i pomyślałem, że jeszcze państwo nie śpicie, a mam jedną sprawę do Elizy i ja wiem, że to dziwna pora, ale muszę to załatwić teraz, i czy mógłby pan ją tu poprosić? - spytał Aleksander na jednym wydechu.
Ojciec dziewczyny tylko pokiwał głową i udał się do środka domu, zastanawiając się, skąd jego córka zna takich narwańców. Jeszcze później stał w razie czego za rogiem, by móc ewentualnie szybko zareagować.
Eliza po chwili podeszła do drzwi i spojrzała wytrzeszczonymi oczami na przybysza.
- Aleks? Co tu robisz o tej porze? - Po chwili coś sobie uświadomiła i dodała: - Może wejdziesz do środka?
- Nie ma takiej potrzeby - zaprzeczył. - Ale może ty się jakoś ubierz, bo możesz się przeziębić.
Dziewczyna posłusznie założyła kurtkę na piżamę i spojrzała wyczekująco na chłopaka.
- Miałem jedno postanowienie na ten Adwent - zaczął, raz po raz wycierając mokrą rękę w spodnie.
- Jakie? - spytała, choć nie wiedziała, do czego ma zmierzać ta rozmowa.
- Nie chciałem więcej zrobić z siebie głupka. I nie ukrywam, nie chciałem robić z siebie głupka przy tobie - dodał szybko, zanim mógł stracić resztki odwagi. - Jak sama wiesz, nie do końca wyszło. Ta ręka, wigilia klasowa, i tak dalej... Ale Adwent już się skończył i teraz już mogę zrobić coś głupiego. - Chłopak wręczył jej paczuszkę.
Dziewczyna niepewnie rozwiązała tasiemkę i wyjęła ze środka małą gałązkę jemioły.
- Wiem, że to bardzo banalne i wiem, że ciągle się powtarzam, ale chciałbym ta... - Nie było mu dane dokończyć.
W tym momencie Eliza sama przyłożyła usta do zmarzniętych warg Aleksandra, przerywając mu w pół słowa. W pierwszym szoku nie zareagował, ale prawie natychmiast objął ją, kładąc zdrową rękę na jej plecach.
Gdy po dłuższej chwili spojrzeli sobie w oczy, nie musieli już nic mówić. Oboje wiedzieli. A Bóg, by przypieczętować tę chwilę, rozkazał gwiazdom świecić trochę jaśniej. Po tym spojrzał na swoje dzieci i otoczył ich ciepłym Powiewem, gdy stali tak na dworze, w środku zimy, nie potrzebując już niczego więcej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top