23. grudnia [sobota III tygodnia Adwentu]
Aleksander nie mógł uwierzyć, że właśnie skończyły się ostatnie roraty tego Adwentu. Wyjątkowo nie został na śniadaniu. Po części było to spowodowane ogromem czekających na niego w domu obowiązków. Jednak ważniejszy powód stanowiło zawstydzenie wywołane życzeniami podczas klasowej wigilii. Oczywiście, nie potraktował zwykłego buziaka w policzek, jako czegoś głębszego, ale od tego momentu próbował unikać wzroku Elizy. Nawet podczas ostatnich wieczornych zakupów schował się do innej alejki w markecie, aby nie doszło do spotkania.
Westchnął, chwytając mocniej rękę Janka, gdy wchodzili do domu. Dopiero w za chwilę miał odczuć, jak bardzo nie był przygotowany na pieczenie z braćmi.
Gdy wszyscy Michalscy już odwiesili na miejsc kurtki, pochowali czapki i umyli ręce, udali się zgodnie do kuchni. Filip wyjmował z szafki i lodówki odpowiednie składniki i podawał je Jankowi, który ze śmiechem przekazywał je najstarszemu bratu. Aleksander tylko klepał chłopca po głowie i odsyłał po następne potrzebne rzeczy. Po dłuższej chwili blat zapełnił się puszkami, workami i miskami, a z piekarnika wyjęto blachy. Bracia zabrali się do pracy.
Mieszanie mąki, jajek i cukru szło im dosyć sprawnie – jeśli nie wliczać tego, że trochę ciasta znalazło się na ich twarzach – do momentu, gdy mikser zaczął odmawiać współpracy. Ostatnim tchnieniem wymieszał masę. Aleksander odetchnął z ulgą. Wiedział, że ze złamaną ręką nie byłby w stanie wyrobić ciasta ręcznie, Filip miałby za mało siły, nie wspominając już o Janku, który mógł tylko stać na krześle obok i zaglądać do miski.
Zaczęło się „wielkie kuleczkowanie", czyli formowanie przygotowanej masy w nieduże kulki, spłaszczanie ich i zapełnianie w ten sposób blach. Gdy miska była już pusta, bracia zaczęli ozdabiać ciastka. Najpierw wybierali z paczek cukierków czekoladowych tylko te w kolorach białym, czerwonym i zielonym, a następnie wciskali je w ciasto. Po kilku minutach Aleksander włożył pierwszą blachę do nagrzanego piekarnika. Zwolnił też braci z czekania. Zawołał ich dopiero, gdy wszystkie trzy partie były już gotowe.
Wkładali odpowiednią ilość ciastek do puszek, a następnie doklejali do nich karteczki z odpowiednimi imionami, rogi, uszy, oczy i czerwone nosy. Świąteczne prezenty, udekorowane w formie reniferów, były gotowe.
Aleksander potarł dłonią czoło. Niestety, był to tylko początek liczby rzeczy do wykonania tego dnia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top