15. grudnia [piątek II tygodnia Adwentu]
Aleksander poczuł charakterystyczny zapach przyprawy korzennej, gdy tylko wszedł do domu.
Woń cynamonu, goździków i mandarynek – tudzież pomarańczy – doprowadziła go do kuchni, gdzie zastał zaawansowany etap pieczenia pierników. Rozwałkowane ciasto znajdowało się na każdej możliwej powierzchni płaskiej, a blachy gotowych ciastek na mikrofalówce i krzesłach.
— No nareszcie — powiedziała mama, nie przerywając wałkowania następnej porcji. — Myj ręce i do roboty, bo inaczej nie skończymy do niedzieli.
— Mamo... — westchnął Aleksander. — Mam nieczynną rękę, zapomniałaś?
— Wystarczy, że masz jedną w pełni sprawną. No dalej, szoruj do łazienki. Janek czeka na pomoc, bo niektóre pierniki zgniatają mu się przy przenoszeniu na blachę.
Chłopak poszedł więc umyć ręce. Uwielbiał pieczenie pierników przy piciu aromatycznej świątecznej herbaty, ale tego dnia był wyjątkowo zmęczony. Dwie godziny polskiego dla ścisłowca stanowiły prawdziwe wyzwanie.
Po chwili wrócił do kuchni i dołączył do najmłodszego brata, próbującego wykroić z ciasta choinki. Chwycił zdrową ręką jego dłoń i pomógł dostatecznie mocno przycisnąć foremkę do masy. Następnie sam przełożył ciastko na blachę.
W podobny sposób minęły mu następne trzy godziny, wypełnione próbowaniem gotowych pierników, dorabianiem kolejnych litrów herbaty i powstrzymywaniem Janka przed zjedzeniem surowego ciasta.
W pewnym momencie bez słowa wyszedł z kuchni i skierował się do dużego pokoju, ochrzczonego mianem „zielonego". Miłość Racheli Michalskiej do „Jeżycjady" zaowocowała skłonieniem męża kilkanaście lat wcześniej do pomalowania pomieszczenia właśnie na ten kolor. Miała dzięki temu nadzieję, że ich rodzina będzie równie cudowna, co ta stworzona przez Małgorzatę Musierowicz.
Aleksander podszedł do regaliku z płytami. Przeglądał po kolei wszystkie półki w poszukiwaniu jednej koperty. Gdy już myślał, że nic z tego nie wyjdzie, zauważył ją kątem oka. Schwycił opakowanie zdrową dłonią i wrócił do kuchni. Włożywszy krążek do czytnika, wrócił do pracy.
Całe mieszkanie wypełniło się delikatnym dźwiękiem „Moich kolęd na koniec wieku" Zbigniewa Preisnera. Te znane na pamięć teksty niezmiennie stanowiły najważniejszy sygnał, że zbliżało się Boże Narodzenie. Nawet Filip i Janek ucichli. Wytwarzane przez te utwory atmosfera była czymś, czego człowiek instynktownie nie chciał burzyć.
Aleksander zamyślił się. Może Boże Narodzenie tak naprawdę nie było radosnym świętem?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top