10. grudnia [II niedziela Adwentu]

Ogromne zielone drzewo stanęło prosto w specjalnym otworze na Starym Rynku. Zgromadzeni mieszkańcy miasteczka zaczęli bić brawo, ponieważ strażacy, jak co roku, wykonali kawał dobrej roboty.

Aleksander potarł zmarznięte dłonie. Mimo rękawiczek palce chłopaka zaczynały sztywnieć, ale i tak nie było to najgorsze. Nie ma bowiem nic gorszego od – prawie – zamarzniętych stóp.

— Popraw sobie ten szalik. — Matka chwyciła ubranie syna i owinęła go nim, niemalże doprowadzając do jego uduszenia.

Chłopak kaszlnął i skrycie poluzował szal. Mama cudem pozwoliła mu wyjść z domu na uroczyste ustawienie choinki, więc nie mógł jej zbytnio podpaść. W przeciwnym razie na pewno kategorycznie zabroniłaby mu pójść na próbę do jasełek, a nie zdobyłby się drugi raz na napisanie o tym do Elizy. Aleksander na chwilę zatrzymał się na tej myśli. „Może znowu życzyłaby mi powrotu do zdrowia", zastanowił się. „Z serduszkiem". Wolał wyprzeć z pamięci fakt, iż dziewczyna zawsze w ten sposób kończyła miłe wiadomości, także na konferencji klasowej. Dostanie wiadomości z taką emotikonką, w dodatku od obiektu zauroczenia, nie było jednak byle czym. Chłopak jeszcze kilka godzin – a jak się później dowiecie, nawet kilka dni – później rozpamiętywał te kilka niebieskich pikseli.

— Aleks. — Głos Filipa wyrwał go z zamyślenia. Spojrzał w dół. — Chodźmy bliżej, co? Bo Jasiu nie widzi. — Chłopiec wskazał na młodszego brata, który wiercił się na ramionach ojca.

— Dobra — odparł nastolatek po chwili zastanowienia.

Chwycił pod pachami Janka i, postawiwszy go na ziemi, chwycił jego rączkę. Drugą dłonią złapał ramię Filipa, aby nie zgubili się w tłumie, po czym ruszył w stronę choinki. A nie okazało się to takim prostym do wykonania zadaniem.

W każdym poprzednim roku uroczyście zapalano lampki w Mikołajki, organizując przy okazji różnego rodzaju konkursy, parady i inne tego typu, jak to określał Aleksander, durnoty. Jednak w tym roku, nie wiedzieć czemu, miasto zdecydowało się przenieść wydarzenie na niedzielę. Chłopakowi to nie przeszkadzało, ponieważ środowe popołudnie wypełniło mu zakuwanie słówek z angielskiego i utrwalanie pisania programów. Choć i tak na niewiele zdały się te zmarnowane godziny. Ale ta historia – na szczęście – nie skupia się na niepowodzeniach edukacyjnych biednych licealistów.

Po dłuższym czasie braciom udało się dotrzeć prawie pod samo drzewo. Zadziwiające jest, jak ochoczo ludzie ustępowali im miejsca, gdy zauważali Janka. Ze swojej dwuletniej praktyki bycia szesnaście lat starszym bratem Aleksander zdawał sobie sprawę, że czasem, gdy był sam z chłopcem, najmłodszego Michalskiego brano za jego syna. Może i tym razem sposób „na małoletniego ojca" zdał egzamin?

Po paru minutach zgromadzony tłum zaczął głośno odliczać, do czego dołączyli także bracia.

— Trzy, dwa, jeden!

Lampki na choince zabłysnęły ogromem kolorowych światełek, tak samo jak wszystkie ozdoby zawieszone na drzewach otaczających Rynek. Co jakiś czas słychać było westchnienia zachwytu, rozemocjonowane głosy dzieci i szczękające zęby. Żeby dodać uroku całej scenie, śnieg zaczął mocniej prószyć.

Aleksander uniósł wzrok w niebo i uśmiechnął się.

„Kiedyś będziemy podziwiać to razem", pomyślał, zauważając kątem oka Elizę ubraną w strój elfa i rozdającą ludziom pierniki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top