5.

- Feliks - język polski

Wanda - Kraków
Zośka - Warszawa

########

- Nie, tylko... APOKALIPSA ZNOWU!!!!

I robiąc z siebie doskonały cosplay Strusia Pędziwiatra Gniezno pognała na tyły domu.

Feliks strzelił facepalma. Cała czwórka zerwała się na równe nogi. Wandzie wyszły jeszcze smocze skrzydła.

- Przepraszam. Sprawa rodzinna. - wytłumaczył ich Feliks, po czym wszyscy wybiegli z pokoju. Trójka czarodziejów spojrzała po sobie.

- Za nimi - zakomenderował Albus. Więc polecieli za gospodarzami.

Na podwórku szalało kilkanaście osób. Wszystkie miały charakterystyczne blond włosy i zielone oczy. Rozróżnić się ich dało tylko na podstawie fryzur, ubrań i zachowań.

Z perspektywy Łukasiewicza wyglądało to tak:

Opole rzępoliła na gitarze elektrycznej jakieś kawałki, na odwal się przypominające disco polo.

Wrocław malował na wielkim płótnie, cały upaćkany farbą. Krzyczał coś o wenie na nową Panoramę Racławicką i przebiciu Kossaka oraz Matejki za jednym zamachem.

Hel karmiła śledziami całe stado przepychających się fok. Obok niej leżała zabójcza kotwica, którą stłukła niejednego śmiejącego się z jej wzrostu.

Kołobrzeg wpadł w manię szalonego doktorka, bo przytargał zestaw małego chemika i z podejrzanym uśmieszkiem coś tam w probówkach mieszał.

Gdańsk i Gdynia, standard, kłótnia o bliźniaczy wygląd i trzaskanie się po pyskach. I Sopot z nieśmiertelnymi fruwającymi gwiazdkami próbujący bezskutecznie ich rozdzielić. #Trójmiasto

Poznań nie wiadomo co robiła, bo jakimś cudem wlazła na wieżę zegarową od kościoła, stojącego pół kilometra dalej.

Toruń dalej ścigał Zakopane za kradzież pierników. Góral miał wyraźne fory, gdyż jego hobby to było skakanie po graniach Tatr z kozicami.

Lwów flirtujący z Łodzią i obrywający za to z wiosła w twarz. Kociak dalej się nie nauczył, że zwierzęcy magnetyzm nie działa na twardo stąpającą po ziemi Łódź.

Katowice kuł coś na kowadle. Wyglądało niepokojąco podobnie do miecza. Na dodatek w ogóle nie używał rękawic, chwytając rozżarzone do czerwoności żelazo gołymi rękami.

Gniezno została kopnięta na "Wysypisko starych stolic. Produkt polski" po tym, jak usiłowała rozdzielić Gdańsk i Gdynię. Takie życie...

Kraków fruwała nad miastami i wrzeszczała, wymachując rękami. Z ust z każdym słowem wydobywały się jej płomienie.

Warszawa wskoczyła na czubek drzewa rosnącego pośrodku podwórka i przez megafon darła się wniebogłosy, grożąc sprowadzeniem Częstochowy na kazanie.

A wracając do naszej ulubionej grupki czarodziejów...

Albus zdecydował, że to idealny moment, by zrobić Feliksowi skan mózgu. Wśród tego całego chaosu powinien nie zauważyć. Przecież Albus był tak potężnym czarodziejem umysłu. (Lol, normalnie zaraz wpadnie w samozachwyt.)

Niestety. Po pierwsze wokół jego umysłu znalazł potężne, płonące mury. A po drugie, nagle wszyscy przestali robić to, co robili do tej pory. Kilkanaście par zielonych, wzrokowych sztyletów wbiło się w Dumbledore'a i gdyby mogły zabijać, to dyrektor już leżałby pięć metrów pod ziemią w stalowej trumnie, wąchając klocki od spodu.

- Eeee... - dyrektor się lekko zaciął pod tyloma Spojrzeniami Śmierci wersja Polska (Start International Polska. Tekst: Nieuchwytna. Dialogi polskie: Wanda Łukasiewicz. Dźwięk i montaż: Omega Pax. Kierownictwo produkcji: Flame. I inni.)

- Czy to jest u was powszechny zwyczaj, że wpierniczacie się na dzień dobry do mózgu? - zaczął Polska tonem ciszy przed burzą. Zapowiadał się słowiański wkurw.

Nagle Feliks zdjął prawą rękawiczkę (bo akurat nosił mundur - 1 września) i cisnął ją Albusowi pod nogi.

- Co to miało znaczyć? - nad dyrektorem wykwitł znak zapytania

- Duh. Chce z tobą walczyć. Nie wiesz tego? A myślałam, żeście stanęli w rozwoju na poziomie średniowiecza - odparła Zośka znad gazety, siedząc pod drzewem.

- Trzymasz gazetę do góry nogami - wytknął jej Katowice, nawet nie podnosząc wzroku znad kowadła. Mentalne piorunki trzasnęły w Warszawę. 

Dumbledore zwrócił swoją uwagę na Feliksa

- Jakie warunki? - spytał

- Wszystko dozwolone, z wyjątkiem chwytów poniżej pasa. Wygrasz, oddamy Jaremę. Ja wygram, spadasz stąd i więcej nie mieszasz się w sprawy mojego syna.

- Zgoda.

Podali sobie ręce. Większość rodziny Łukasiewiczów przerwała swoje zajęcia i usiadła dookoła polany.

- Kocham zapach porządnej bitki o poranku - Kraków wysłała Warszawie drapieżny uśmiech. Obecna stolica Polski przybiła z nią żółwika.

- Wczoraj hodowaliśmy słoneczniki, a dzisiaj obalamy Lidera Światła od siedmiu boleści - odparła, odzwierciedlając minę Wandy i wychodząc na "ring".

Dwójka czarodziejów trzymała kciuki za dyrektora. Przecież to był człowiek, którego bał się sam Sami-Wiecie-Kto. Nie miał sobie równych w magicznych pojedynkach. Słowo kluczowe: w magicznych.

Dwójka walczących zasalutowała do siebie. Dumbel uniósł różdżkę, Felek przyjął postawę bojową.

- Trzy, dwa, jeden, START! - zakomenderowała Warszawa i zaraz zwiała z walki jakby ktoś ją gonił. Kraków wzniosła wokół areny tarczę ochronną.

W stronę Felka poleciał oszołamiacz. Lekko go uniknął i tuż powyżej ludzkiej prędkości ruszył na dyrektora zygzakiem. 

Albus wyczarował ognisty bicz i po blisko tysiącu prób owinął go wokół Polski. 

- Na mocy polskiego prawa zacznie padać deszcz!

I ku zdziwieniu dyra, lunęło jak z cebra. Ognisty bicz zasyczał i zgasł. Więc stworzył z wody kolce i wysłał na Łukasiewicza.

Ten łatwo je uniknął. Więc Albus zaczął miotać w niego zaklęcia. Kątem oka zauważył uśmieszek na twarzy Feliksa.

- Na mocy Polskiego Prawa przywołuję kanarki!

Stado żółtych i zielonych ptaszków rzuciło się na Albusa, drapiąc i dziobiąc gdzie popadnie.

- Na mocy Polskiego Prawa przywołuję Rzeczpospolitej Pancerną Pięść!

W stronę dyrektora poleciała ogromna żelazna pięść. Ten ledwo opędził się od kanarków.

- Protego!

Pięść uderzyła w tarczę i rozpadła się na kawałki. Ale to dało Felkowi lukę.

- Na mocy Polskiego Prawa przywołuję ogień piekielny!

Dyrektora otoczyły niebieskie płomienie. Zaczął rzucać jedno wodne zaklęcie po drugim, ale były nieskuteczne. Więc się stamtąd teleportował. Ale Polska był już przygotowany.

- Na mocy Polskiego Prawa przywołuję Kieszonkowe Bagno!

Samozwańczy Lider Światła zapadł się po pas w ziemi. Próbował się teleportować, ale zużył za dużo magii na strzelanie bezsensownymi zaklęciami. Zostało mu ledwo na jedno zaklęcie.

Ale potem coś zauważył. Feliks te dziwne komendy mówił, nawet nie potrzebował różdżki. Może to była jakaś tajna polska magia? Wpadł na pewien pomysł.

- Na mocy Polskiego Prawa twoja magia przestaje istnieć!

- Silencio!

Niestety, ale Albus spóźnił się parę sekund. Z jego różdżki wyleciał tylko kłąb dymu, na chwilę go oślepiając. Wykorzystując to, Feliks wykopał różdżkę z ręki dyrektora i przyłożył mu do szyi szablę. Klinga była tak ostra, że bez najmniejszego oporu ścięła brodę starca.

- Szach i mat.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top