Inna strona Brandona
Amanda
Zesztywniałam po jego wyznaniu i nie mogłam uwierzyć w to co powiedział. Ten pocałunek odebrałam jak obietnice, tylko czego? Szczerości, uczuć czy zabawy? Nie potrafię go rozszyfrować i to mnie zaczyna martwić. Jaki tak naprawdę jest? Tyle się o nim nasłuchałam opowieści, że powinnam się go bać. Jednak przy nim czuję się bezpieczna, co jest zaprzeczeniem wszystkiego. Ja nie powinnam nic do niego czuć! Musisz przestać! Opanuj się Amanda! Próbowałam przemówić sobie do rozsądku i wrócić do swoich postanowień. Nie ułatwiały mi tego jego silne ramiona, które mnie obejmowały. Odepchnęłam go lekko i wzięłam głęboki oddech, aby mój głos był pewny.
-Miałeś mnie nie dotykać. - wiem, że teraz wychodzę na podłą sukę, ale muszę się zdystansować od niego. On jest graczem i potrafi omotać każdą dziewczynę dla swoich celów. Ja nie będę kolejną z nich. Zobaczyłam jak zaciska szczękę i nie podoba mu się moja reakcja. Pewnie myślał, że będę skakała ze szczęścia.
-Amanda...- zaczął, ale nie chciałam przedłużać tej chwili. Niech ten weekend skończy się szybko i wrócę do swojego spokojnego życia. Teraz miałam ochotę założyć słuchawki na uszy i iść pobiegać, aby zebrać myśli.
-Możemy już jechać?- zapytałam i wsiadłam do samochodu. Brandon stał chwilę i mi się przyglądał, a później widziałam jak coś mówił do siebie. Pewnie przeklina teraz swój pomysł na wspólny weekend. Wsiadł jednak do środka i uruchomił bez słowa silnik.
-Jeśli chcesz to mogę wrócić do siebie. Widzę, że jesteś wkurzony.- powiedziałam mając nadzieję, że się zgodzi i skończymy tą całą zabawę. Spojrzał na mnie tak, że wstrzymałam oddech. Nie odzywał się, a ja nie wiedział co ma zamiar zrobić.
-Jesteś moja do poniedziałku mała.- puścił do mnie oczko uśmiechając się zadowolony, a ja otworzyłam usta ze zdziwienia. Co on sobie wyobraża? Co to ma niby znaczyć?
-Nie jestem Twoja! -krzyknęłam i miałam ochotę znowu go uderzyć. Naprawdę wchodzi mi to w nawyk, a nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło. Zacisnęłam ręce na fotelu i liczyłam w myślach do 10.
-Masz ochotę mi przyłożyć prawda?- zaśmiał się, a ja spiorunowałam go wzrokiem.- Znam miejsce gdzie możesz to zrobić.
Nic się nie odezwałam, ale byłam zaskoczona że odgadł moje myśli. Chociaż może każda na moim miejscu by tak zareagowała prawda? Jechaliśmy dalej w milczeniu przez kilka minut, słuchając tylko muzyki w radiu. Zastanawiałam się jak on może być raz słodki, a za chwile znowu jest skończonym dupkiem. Czyżby zraniła go moja reakcja i znowu nałożył maskę? Spojrzałam na niego i zobaczyłam jak zaciska dłonie na kierownicy, więc nie jest taki wyluzowany jak udaję. Może powinnam go przeprosić? Ale za co? Że nie chce mu ponownie wskoczyć do łóżka? Że nie zachwycam się nim jak inne panienki? Nie , na pewno go nie przeproszę! Samochód się zatrzymał i wysiadłam rozglądając się naokoło. Nigdy tu nie byłam i nie czułam się tu pewnie. Zobaczyłam stare budynki i wyglądało mi to na biedną dzielnice Londynu. Widziałam w oddali dzieci grające w piłkę oraz kilka starszych osób, które siedziały przy stoliku rozmawiając. Kilku nastolatków stojących przed budynkiem paliło papierosy i śmiejąc się głośno.
-Po co tu jesteśmy?- zapytałam cicho, gdy poczułam jak Brandon staję za mną.
-Chcę pokazać Ci moje życie i komuś przedstawić.
Wziął mnie za rękę ,ale tym teraz nie protestowałam. Ścisnęłam mu ją mocniej i nie miałam zamiaru puszczać. Przeszliśmy kawałek drogi i weszliśmy do dużego budynku. W środku poczułam jeszcze większą obawę, więc przytuliłam się do niego. Uśmiechnął się do mnie i pokręcił rozbawiony głową.
-Nie martw się, nic Ci się nie stanie. - powiedział i pociągnął mnie dalej.
Rozluźniłam się trochę i zaczęłam rozglądać. Ściany były ciemne, ale na szczęście było jasne oświetlenie. Zobaczyłam przyrządy do ćwiczeń, zawieszone worki, a na środku olbrzymi ring. W środku było kilka osób, przebranych zapewne do treningów. Przywitali się z Brandonem, a mi przyglądali się z zaciekawieniem. Widziałam jak patrzyli na niego z podziwem i szacunkiem, co mnie bardzo zdziwiło. Byli w różnym wieku od malucha do nastolatków, a także widziałam kilku starszych chłopaków.
-Trenerze przyprowadziłeś swoją dziewczynę? - krzyknął jeden z nich, a reszta zaczęła coś szeptać między sobą i się uśmiechać.
-Trenerze?- zapytałam zaskoczona, a on poruszył zabawnie brwiami. Złapał mnie w pasie i postawił przed sobą przytulając do siebie.
-Chłopaki to jest Amanda..- przerwałam mu w pół zdania.
-I nie jestem jego dziewczyną!- krzyknęłam, a wszyscy wybuchnęli śmiechem widząc minę Brandona. Ja zrobiłam to samo i poczułam się tu pewniej.
-Jeszcze nie - dokończył, na co przewróciłam oczami.
-Co tu się dzieje? Co to za zebranie?- usłyszeliśmy donośny męski głos z oddali i znowu się wtuliłam w mojego towarzysza. Zobaczyłam, że wysoko na podwyższeniu stoi starszy mężczyzna. Wyglądał na około sześćdziesięciolatka i przyglądał się nam z ciekawością.
-Chodź. - odezwał się Brandon i pociągnął mnie za rękę w tamtym kierunku. Weszliśmy po schodach na górę, gdzie stał mężczyzna. Były tam krzesła i stoliki, zapewne do odpoczynku po treningu.
-Witaj mistrzu Ocana. -przywitał się z nim serdecznie i przytulił po męsku. Widać, że łączy ich jakaś więź, bo obaj mieli uśmiech na twarzy. -Amanda to jest człowiek, który mnie uratował. Mistrzu, a to jest Amanda.
-Dzień dobry. - podałam mu dłoń, którą uścisnął przyglądając mi się uważnie. Skinął głową, a później uśmiechnął się tajemniczo do Brandona. Nie wiedziałam co to oznacza, ale bardziej ciekawiło mnie co miał na myśli mówiąc, że go uratował.
-Napijesz się czegoś moje dziecko?- zapytał po chwili, gdy usiedliśmy do stolika.
-Poproszę żeby przynieśli wam herbatę. Zostaniesz tu dobrze? Ja muszę iść do chłopaków. - Niepewnie się zgodziłam, a on zszedł na dół. Był zupełnie inny niż w szkole. Zrelaksowany i jakby w innym świecie. Zdjął bluzę, więc zobaczyłam znowu jego tatuaże na rękach. Dodawały mu charakteru i musiałam przyznać, że bardzo mi się podobały. Chłopcy kręcili się wokół niego i słuchali uważnie. Jednego malucha podniósł do góry, a po chwili zaczął łaskotać. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Po rzeczywistości przywołał mnie głos mistrza Ocana.
-Długo się znacie?- zapytał, a ja dopiero spostrzegłam, że na stoliku stoi już herbata. Zawsze potrafiłam się wyłączyć, gdy się na czymś skupie i znowu tak się stało. Tylko, że teraz to nie była muzyka czy książka , a Brandon.
-Nie. Poznaliśmy się niedawno - odpowiedziałam i wypiłam łyk . Cały czas wracałam wzrokiem na dół, ale teraz już chłopcy byli ustawienie w różnych miejscach. Jedni na ringu, a inni na przyrządach. Brandon był na ringu i pomagał im założyć taśmę na ręce. Oderwałam od nich wzrok i wróciłam do mojego rozmówcy.
-Dlaczego powiedział, że pan go uratował?- zapytałam, ale nie wiedziałam czy usłyszę odpowiedź.
-Nie wiem czy mogę o tym z Tobą rozmawiać - zaczął i spojrzał na dół. Brandon podniósł głowę w naszą stronę i się uśmiechnął- Nie jest zbyt wylewny prawda? Jednak to dobry chłopak i wiele tu robi - usłyszałam po chwili.
-Nie mówi o sobie, ale może dlatego że mało się znamy. Chociaż widziałam do czego jest zdolny- powiedziałam przypinając sobie sytuację z jego kolegą.
-Wyglądasz na silną dziewczynę. Może Ty tak nie uważasz, ale w środku taka właśnie jesteś. Mądra kobieta potrafi poskromić nawet groźnego lwa, który później staję się kociakiem- zaśmiał się, a ja patrzyłam na niego zdumiona.
-Brandon kociakiem? - zaczęłam się śmiać, a mistrz zrobił to samo. Zastanowiłam się nad tym i pomyślałam, że on zna go bardzo dobrze i może chce mi coś w ten sposób powiedzieć. Może powinnam spróbować go zrozumieć i poznać.
-Każdy potrzebuję uczucia, nawet jeśli mówi, że jest inaczej. Trzeba tylko trafić na odpowiednią osobę, która potrafi Cię zrozumieć dziecko- mówił nadal, a ja wsłuchiwałam się w każde jego słowo.
-Od dawna tu przychodzi?- zapytałam po chwili , rozglądając się po pomieszczeniu.
-Od kiedy znalazłem go na ulicy - wciągnęłam głośno powietrze, a mężczyzna chyba zdał sobie sprawę, że za dużo powiedział. Jednak nie mógł już cofnąć swoich słów. Brandon mieszkał na ulicy? Jak to możliwe? Gdzie byli wtedy jego rodzice? Spojrzałam na dół na jego uśmiechniętą twarz.
-Ile miał wtedy lat?- głos mi drżał i hamowałam wzruszenie.
- Czternaście - odpowiedział, a ja poczułam jak jednak łzy lecą mi po policzku.
Kolejny rozdział:) Wzięła mnie dziś wena i możliwe, że do wieczora pojawi się kolejny. Mam nadzieję, że się z tego cieszycie. Miłego czytania:) Pozdrawiam wszystkich i dziękuje za miłe komentarze i gwiazdki
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top