Decyzja

Amanda


Usiadłam na ławce i próbowałam zebrać myśli. Muszę się uspokoić, aby moja rozmowa z Brandonem nie zakończyła się kłótnią. Widziałam, że go zraniłam tym co usłyszał . Jednak musiałam to zrobić, bo inaczej matka zrobi wszystko żeby mnie zostawił. Tak jak zrobiła to z Jamesem. Zostawił mnie tydzień po pogrzebie ojca i upokorzył przy wszystkich. Opowiedział, że woli pieniądze niż spędzić życie z kimś, kto nic nie potrafi w łóżku. Naśmiewał że go nie pociągałam, ale był ze mną dla bycia popularnym w szkole. Wykorzystywał mnie i moje nazwisko, aby chodzić do modnych klubów. Gdyby nie to, nigdy by nawet na mnie nie spojrzał. Nie spodziewałam się czegoś takiego, więc cios był bardzo bolesny. Przechodziłam żałobę, a on dołożył mi dodatkowego cierpienia. Moja własna matka sprowadziła to na mnie. Znienawidziła mnie, gdy dowiedziała się o testamencie. Wcześniej byłam jej obojętna, ale teraz jestem jej wrogiem.

Gdy przyszłam do kuchni zastałam tam tylko Lucasa i Julie. Rozejrzałam się za Brandonem, ale nigdzie go nie było.

-Wyszedł. Dzwonił mistrz Ocana, chyba coś się stało. - Lucas odezwał się pierwszy.

-Jak to wyszedł? Tak po prostu?-  zaskoczona jeszcze raz rozejrzałam się dookoła, a oni przyglądali się mi jakbym to ja miała znać odpowiedź.

-Był wściekły gdy wrócił z ogrodu. Pokłóciliście się? - zapytał Lucas, ale nie wiedziałam czy powinnam z nimi o tym rozmawiać. Oni nic nie wiedzą o mojej rodzinie, a poza tym to Brandonowi należą się wyjaśnienia.

-Źle mnie zrozumiał. Porozmawiam z nim gdy wróci. - odpowiedziałam i poszłam na górę do pokoju.

Dziś mamy wolny dzień, ale powinnam się pouczyć na egzamin. Myślałam że spędzimy razem miło dzień, ale wygląda na to że będzie inaczej. Spróbowałam dodzwonić się do Brandona, ale trafiłam na pocztę głosową. Pół godziny później ktoś zapukał do drzwi i do środka weszła Julia.

-Wracam do akademika. Idziesz ze mną? - zapytała, a ja po chwili zastanowienia zgodziłam się.

-Zaraz zejdę. - zapewniłam i wstałam, aby zebrać rzeczy.

Schowałam książki do torby, żeby poświęcić trochę czasu na naukę. Chciałam wrócić tu wieczorem i wtedy wyjaśnić wszystko Brandonowi. Może do tego czasu trochę się uspokoi i ta rozmowa przebiegnie spokojnie. Nie wiem jak zareaguję, gdy dowie się z jakiej rodziny pochodzę i jaka czeka mnie przyszłość.

Cały dzień mój telefon milczał, a gdy próbowałam się dodzwonić do Brandona trafiałam na pocztę. Celowo go wyłączyć albo rozładowała mu się bateria. Nauka nie bardzo mi szła, bo bałam się tego co przyniesie dzisiejszy wieczór. Gdy przyszłam do domu chłopaków , był późny wieczór. Chciałam mieć pewność, że zastanę go w domu. W środku był tylko  Dominic i jakaś dziewczyna.

-Cześć.- przywitałam się z nimi i zamierzałam iść do pokoju.

-Twojego faceta nie ma. Jest na walce. - odezwał się Dominic za moimi  plecami, więc zatrzymałam się w miejscu.

-Nie wiesz kiedy wróci?- zapytałam i usłyszałam ryk motoru na zewnątrz.

-Wygląda na to, że już jest. - zaśmiał się, a ja nerwowo zaciskałam pięści.

Postanowiłam poczekać na niego na górze, abyśmy byli sami. Zamknęłam się w pokoju i podeszłam do okna. Zobaczyłam Brandona w ogrodzie razem z Lucasem. Wyglądało jakby się kłócili, chociaż to Lucas więcej mówił. Przyjrzałam się dokładniej czy Brandon nie oberwał na walce i dlatego tak się zachowują. Niczego jednak nie zauważyłam. Po chwili podszedł do nich Dominic i coś powiedział, a następnie spojrzeli na moje okno. Czy przekazał im, że tu jestem. Widziałam jak zmienił się wyraz twarzy Brandona i to nie zapowiadało nic dobrego. Czułam jak oddech mi przyśpiesza, a serce zaczyna bić jak szalone. Parę minut później   usłyszałam otwieranie drzwi do pokoju.

-Co tu robisz? - odezwał się, gdy tylko wszedł do środka. Odwróciłam się i patrzeliśmy na siebie przez chwilę.

-Musimy porozmawiać. - zaczęłam i zobaczyłam jak zaciska szczękę. Zmierzył mnie wzrokiem przez co poczułam nieprzyjemny dreszcz na ciele.

-Jedyne co musisz zrobić, to wyjść z mojego pokoju. - odpowiedział i otworzył szeroko drzwi.

-Brandon proszę. Pozwól mi wyjaśnić. - poprosiła i chciałam do niego podejść, ale zatrzymał mnie na wyciągnięcie ręki.

-Już dość na dzisiaj powiedziałaś. Mam teraz większe problemy na głowie, niż to kim dla Ciebie jestem. - oznajmił i chwycił mnie za ramię, aby wypchnąć mnie na zewnątrz. Próbowałam go powstrzymać, ale nie miałam z nim szans.

-Wysłuchaj mnie! Zachowujesz się jak obrażony dzieciak!- krzyknęłam, gdy zamykam już drzwi. Przytrzymał je i spojrzał na mnie. Jego wzrok wyrażał wszystko. Złość, rozczarowanie i ból, ale wiedziałam że jest tam również miłość i dlatego tak zraniły go moje słowa.

-Wracaj do siebie Amanda, bo inaczej powiem coś czego oboje będziemy bardzo żałować. - powiedział i zatrzasnął drzwi.

Mogłabym użyć klucza, ale byłam pewna że wyrzuci mnie ponownie i nawet nie wysłucha. Gdy sobie coś postanowi to nie zmieni zdania, więc nie miałam wyjścia jak dać mu czas. Jednak nie miałam zamiaru wracać do akademika.

-Jak chcesz! Będę spała na dole, bo złożyłam Ci pewną obietnice i zamierzam jej dotrzymać!- krzyknęłam przez drzwi i ruszyłam na dół. Lucas nadal wyglądał na zdenerwowanego i opowiadał coś reszcie.

-Rozumiesz? On chcę walki z Blackiem! To zabójstwo, a w najlepszym przypadku kalectwo. - usłyszałam i zamarłam. Musiałam się przesłyszeć, bo on nie mógł tego powiedzieć.

-O kim mówisz?- zapytałam i wszyscy spojrzeli w moją stronę.

-A jak myślisz Amanda? O twoim durnym facecie!- oznajmił, a ja przytrzymałam się ściany.

-On nie może tego zrobić. - wyszeptałam i czułam, że brakuję mi powietrza. Lucas znalazł się przy mnie i pomógł mi usiąść. Dominic pobiegł po wodę, a ja czułam napad paniki. Nie mogę stracić kolejnej osoby. Kłótnie można przetrwać, ale jeśli mu się coś stanie...

-Nic do niego nie dociera. Cały wieczór mówię mu, że to się źle skończy ale mnie nie słucha. Kazał mi umówić walkę, a tamten zgodził się w sekundę. Odbędzie się pojutrze. - usłyszałam i poczułam łzy na policzku. Wytarłam je szybko i napiłam się wody. Ręce mi się trzęsły, więc miałam trudność z utrzymaniem szklanki.

-Dlaczego?- zapytałam i spojrzałam na Lucasa.

-Chcą zabrać im hale i potrzebują 150tys, aby ją wykupić. Brandon bierze każdą walkę, ale to są małe sumy. Za tą dostanie 30tys gotówką. - wytłumaczył, a ja poczułam w środku złość.

Pieniądze, znowu te cholerny pieniądze stwarzają problemy! I jak on może ryzykować swoje życie dla tych kilka tysięcy? Zamknęłam oczy i odetchnęłam głęboko kilka razy. Musiałam zostać sama, aby zebrać myśli i znaleźć inne rozwiązanie.

-Wyjdę do ogrodu. - oznajmiłam, a oni przyglądali mi się zaskoczeni.

-Ok. - odezwał się sztywno Lucas odprowadzając mnie wzrokiem.

Na zewnątrz usiadłam na ławce i układałam sobie wszystko w głowie. Nie miałam takiej sumy na swoim koncie, ale firma ojca miałam takie środki. Jednak w tej chwili nie należała jeszcze do mnie, więc musiałam zadzwonić do mojego przyjaciela i się poradzić. Pracował na miejscu i znał moją sytuację. Razem z bratem mojego ojca prowadzą firmę, aż ja jej nie przejmę.Wybrałam jego numer i czekałam na połączenie.

-Amanda stało się coś? - odezwał się po kilku sygnałach.

-Też miło mi Cię słyszeć David.Nie przeszkodziłam Ci prawda? Bo masz jakiś zadyszany głos. - odpowiedziałam i usłyszałam śmiech po drugiej stronie.

-Wyszedłem pobiegać ty mały zboczeńcu. -zaśmiał się, a ja poczułam jak schodzi ze mnie trochę napięcia.

-Mam problem i musisz mi pomóc. - powiedziałam i liczyłam, że doradzi mi co mogę zrobić.

-Zrobię co będę mógł. Mów śmiało.- zapewnił zdecydowanie.

-Potrzebuję 150tys. - oznajmiłam i usłyszałam ciszę po drugiej stronie. -David jesteś tam?

-Tak, tak jestem. Trochę mnie zatkało. Masz kłopoty? W coś ty się wpakowała Amanda? Nigdy nie prosiłam o pieniądze, a przynajmniej nie o takie sumy. - zaczął swoje pytania, a ja westchnęłam głośno.

-Są mi potrzebne, ale nie mam jeszcze dostępu do pieniędzy firmy. Powiedz mi co muszę zrobić?- zapytałam, bo chciałam dowiedzieć się tego jak najszybciej. Mój przyjaciel był prawnikiem w firmie i zajmował się dokumentami. Wuj przejął kontrole nad nią, aż uzyskam 21 lat.

-Wiesz, że potrzebna jest zgoda wujka i.....- przerwał, a ja wiedziałam co miał na myśli.

-I mojej matki. - dopowiedziałam i zamknęłam oczy, bo musiałam podjąć decyzję. Obiecałam sobie, że nie wrócę do Manchesteru wcześniej niż na swoje urodziny, ale wygląda że będzie inaczej.

-Tak, niestety. - westchnął znając nasze stosunki.

- Wygląda więc na to, że jutro się spotkamy przyjacielu. - zaśmiałam się i umówiłam aby wysłał po mnie samochód. 

Będę musiała się  z nią spotkać, aby podpisała zgodę na przelew. W tej chwili ona i wuj podejmują decyzję w firmie. Żaden przelew ani inwestycja nie może mieć miejsca bez zgody ich oboje. Ojciec zabezpieczył tak swoje pieniądze, aż do spełnienia któregoś z  warunków testamentu. Jeden to uzyskanie 21 lat albo wyjście za mąż. Dlatego moja matka zrobi wszystko, abym wyszła za Liama. Jej pasierb zapewni jej dostąp do pieniędzy i władzy, bo bez nich jest nikim. Uważa się za wyższą sferę i chcę w niej pozostać za wszelką cenę. Ja jednak zrobię wszystko, aby jej to uniemożliwić. Będę jednak jutro musiała ją przekonać do podpisania przelewu. Już mogłam sobie wyobrazić jakiej zażąda za to zapłaty.

-


Co teraz zrobi Amanda?  Czy matka da zgodę na przelew? Czy zażąda coś w zamian?

Wasze komentarze zmotywowały mnie do napisania dziś kolejnego rozdziału i mam nadzieję, że nie wyszedł strasznie. Pisałam go w nocy, więc jak są błędy to dajcie znać.

Dziękuje za każdy komentarz i Wasze pomysł na ciąg dalszy. Uwielbiam je czytać i porównywać z moim. Czasami się sprawdzają ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top