Zgadzam się na wszystko

Brandon


Odtwarzałem w głowię scenę, której właśnie byłem świadkiem. Nie mogłem zrozumieć, jak ta kobieta mogła tak potraktować Amandę. W jej oczach było tyle nienawiści, gdy wychodziła z mieszkania.  Moja matka wyrzuciła mnie z domu, ale nigdy nie patrzyła na mnie w ten sposób. Pomimo krzywdy, którą mi wyrządziła mam też dobre wspomnienia z nią związane. Wszystkie są z okresu przed poznaniem Luisa, który zamienił moje życie w piekło. Gdy się w nim zakochała, zapomniała o własnym synu i wybrała jego. Pozwalała by mnie bił i upokarzał, gdy tylko miał na to ochotę. Byłem za mały, aby mu się postawić i nie mogłem sobie z tym poradzić. Trzymałem w sobie złość, która w pewien sposób pomogła mi na ulicy. Pozbawiłem się wszelkich innych uczuć, aby przetrwać.  Amanda potrafiła do mnie dotrzeć i stała się moją słabością. Patrząc na nią zapominałem o przeszłości, a chciałem myśleć tylko o naszym wspólnym życiu. Jednak wiedziałem, że mogę nie wygrać tej walki.

-Amanda idź do Thomasa. Jest wystraszony, więc spróbuj go uspokoić. - Odezwał się David, a ja zdałem sobie sprawę, że oboje mi się przyglądają.

-Dobrze się czujesz? - zapytałem ją, gdy bez słowa ruszyła w tamtym kierunku.

-Nic mi nie jest - odparła, ale nie byłem przekonany co do tego.  Postanowiłem na razie odpuścić, ale będziemy musieli odbyć rozmowę na temat jej matki.

-Teściowa z piekła rodem co? - Zaśmiał się David, gdy zostaliśmy sami w salonie.

-Mało powiedziane. Też uważasz, że nie pasuję do waszego życia? - Zerknął na mnie, jakby zastanawiał się nad odpowiedzią. Spojrzałem na swoje szare dresy, w które byłem ubrany. On miał na sobie elegancki garnitur, więc mogłem zrozumieć jego wahanie.

-Pamiętasz naszą rozmowę w Londynie? Mówiłem Ci, że tu Amanda będzie kimś innym. Widziałeś wczoraj dziennikarzy przed firmą, a dziś gazety uznały Cię za jej ochroniarza. Pozycja jaką zajmuję Amanda, zobowiązuję ją niestety do konkretnych zachowań. Jeśli chcesz być uważany za jej męża, będziesz musiał się do tego zastosować. - Słuchałem uważnie każdego słowa, a później przeanalizowałem.

-Będę musiał nosić garnitury i uważać na to co robię - podsumowałem, chcąc mieć jasność sytuacji.

-Nikt tego od Ciebie nie oczekuję. Za trzy miesiące się rozwiedziemy. - Nagle obok mnie pojawiła się Amanda, której wcześniej nie zauważyłem.

-Znowu się zaczyna - westchnął David i opadł zrezygnowany na kanapę.

-Nic podobnego. My wychodzimy do pracy, a Brandon zostaniesz z bratem - oznajmiła, ale mi jej pomysł wcale się nie spodobał. Nie wiedziałem nawet co miałbym z nim robić.

-Wydaję mi się, że miałem zacząć dziś pracę w firmie. - Przypomniałem jej, gdyż najwidoczniej zapomniała o tym warunku w testamencie.

-Wiecie co? Mam lepszy pomysł. Widzę, że z wami inaczej się nie da. Zabieram Thomasa do firmy, a wy oboje zostaniecie tutaj. Thomas wychodzimy! - Zawołał chłopaka, mając szeroki uśmiech na twarzy. Spojrzałem na Amandę, która najwyraźniej zaniemówiła.

-Jestem za - powiedziałem, ciesząc się już na tą propozycję.

-Chyba oszalałeś! Nie zostanę tu! - krzyknęła nagle, ale na nim nie zrobiło to wrażenie.

-Musicie się dogadać Amanda. Chcecie zamieszkać razem, a nawet godziny nie potraficie wytrzymać bez kłótni. Thomas nie może widzieć takich sytuacji - oznajmił, a po chwili mój młodszy brat zjawił się w salonie. Przyglądał się  nam niepewnie i musiałem przyznać, że David ma rację.

-O co chodzi? Gdzie idziemy?

-Pojedziesz ze mną do firmy. Pokaże Ci kilka naszych najnowszych modeli, a może nawet je wypróbujemy.- David zaproponował z uśmiechem, chcąc go tym zachęcić.

Thomas zerknął na Amandę, jakby szukał u niej potwierdzenia. Widziałem jak moja żona zaciska pięści i próbuję nie dać nic po sobie poznać. Chciała chronić mojego brata, a to działało na moją korzyść.  Gdy skinęła głową, chłopak pobiegł do swojego pokoju.

-Jadę z wami - stwierdziła jak tylko zniknął nam z oczu.

-Jeśli będę musiał, zamknę was tu na cały dzień. Brandon zadzwoń do mnie jak będzie po wszystkim. - Podał mi swoją wizytówkę z numerem, którą schowałem do kieszeni spodni.

-Chyba nie rozumiesz co do Ciebie mówię przyjacielu. Mam pracę, a poza tym muszę pojechać do Liama - usłyszałem, więc szybko do niej podszedłem i odwróciłem w moją stronę.

-Możesz powtórzyć gdzie masz jechać? - Przez chwilę widziałem strach w jej oczach, jakby zdała sobie dopiero sprawę ze swoich słów. Jednak później zmrużyła je i odepchnęła mnie od siebie.

-To moja sprawa, a tobie nic do tego - powiedziała, czym zaczynała  mnie denerwować.

-Czyżby? Zapomniałaś , że jestem twoim mężem?  - Znowu przyciągnąłem ją do sobie, chcąc przypomnieć jej o tym. Jeśli myśli, że pozwolę jej spotkać się z tym typem, to nie poznała mnie dobrze.

-Tylko przez 3 miesiące. Później weźmiemy... - Kolejny raz chciała to pokreślić, ale ja nie miałem zamiaru tego słuchać. Pocałowałem ją, wzmacniając uścisk, aby nie miała szans się wyrwać.

-Gdy wspomnisz znowu o rozwodzie, zamknę Ci usta w ten sposób. - Słyszałem jej urwany oddech, a za sobą śmiech Davida. Czekałem na jej reakcję i przez myśli mi przeszło, że zaraz mnie uderzy.

-Teraz jestem pewny, że to dobry pomysł. Nie wiem jak to zrobicie, ale gdy wrócę chcę widzieć szczęśliwe małżeństwo. - Amanda prychnęła na jego słowa i wyrwała mi się.

-Nie zrobisz mi tego David!- krzyknęła zbliżając się do niego, a on uśmiechał się nadal.

-Amanda posłuchaj mnie. Nie możecie tego dłużej ciągnąć. Gdybym nie był pewny, że Cię kocha to nie zgodziłbym się na ten plan ze ślubem. Ukarz go albo nawet pobij.  Zrób wszystko co chcesz, a później zaciągnij do łóżka. - Wybuchnąłem śmiechem na jego słowa, ale gdy na mnie spojrzała to szybko zamilkłem.

-Zgadzam się na wszystko- powiedziałem ciesząc się, że David jest po mojej stronie.

-Zaczynam zastanawiać się czyim jesteś przyjacielem - odparła, na co położył jej rękę na ramieniu w geście pocieszenia.

-Twoim, dlatego wiem jak bardzo za nim tęsknisz. Nawet nie próbuj zaprzeczać. Słyszałem twój płacz, gdy wróciłaś z Londynu. - Zerknęła na mnie, jakby chciała zobaczyć moją reakcję.

-Lepiej już nic nie mów - powiedziała, gdy zauważyła Thomasa wychodzącego z pokoju.

-Młody zaczekaj na mnie na dole. Zaraz przyjdę. - W milczeniu czekaliśmy, aż wyjdzie. Nikt z nas nie chciał, aby zauważył napiętej atmosfery.  Poranna awantura wystarczająco go wystraszyła.

-David... - Głos Amandy brzmiał jak ostrzeżenie i widziałem, że próbuję wpłynąć na przyjaciela.

-Wychodzę i zabieram klucze. Jedzenia starczy Wam na kilka godzin, ale mam nadzieję że spędzicie je aktywnie. - Puścił do niej oczko, czym jeszcze bardziej ją denerwował.

-Nie zostanę tu z nim - stwierdziła, więc tym razem ja włączyłem się do rozmowy.

-Boisz się być ze mną sama? Czyżbyś bała się, że mi ulegniesz? - zapytałem podchodząc do niej bliżej. Położyłem dłoń na dole jej pleców i przesuwałem powoli w górę.

-Życzę miłej zabawy dzieciaki - zaśmiał się David, zabierając swoją teczkę i udając się do drzwi.

-Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby tak było. - Amanda zmrużyła na mnie oczy i strzepnęła moją dłoń.

-Nie dotykaj mnie!

Widziałem jak nie potrafi sobie poradzić z tą sytuacją, ale David ma rację. Nie możemy dalej się tak zachowywać. Jest między nami zbyt wiele spraw do wyjaśnienia,  abyśmy potrafili spokojnie razem zamieszkać. Amanda zaczęła chodzić niespokojnie po salonie. Widziałem w niej teraz tą zagubioną dziewczynę, którą poznałem w Londynie. Znowu miałem ochotę ją przytulić, ale wiedziałem że mi na to nie pozwoli.

-Pozwól jej się uspokoić, a wszystko będzie dobrze. - Poradził mi David tuż przed wyjściem, a następnie uścisnął dłoń. - Kocha Cię, ale jest zbyt uparta aby to przyznać.

-Wychodzę! Mam dość tej zabawy! - krzyk Amandy zwrócił naszą uwagę i zobaczyłem jak podbiegła do drzwi. Szybko chwyciłem ją w pasie i uniemożliwiłem jej ucieczkę.

-Zabieram też twoje klucze. Zostaję Ci tylko okno, ale przypominam, że to dziesiąte piętro. - David z rozbawieniem wyjął klucze z jej torebki i pomachał  nam na pożegnanie.

Gdy byłem pewny, że drzwi są zamknięte puściłem ją i oparłem się o ścianę. Szarpnęła za klamkę, a następnie kopnęła w drzwi. Zrezygnowana osunęła się przy nich na podłogę. Postanowiłem dać jej te kilka minut na uspokojenie, o których mówił David.

-Zrobię nam kawę - stwierdziłem i udałem się do kuchni. 

Zacząłem układać sobie w głowie wszystko, co chce jej powiedzieć. Wiedziałem, że muszę najpierw ją przeprosić.  Tylko czy to wystarczą po tym co jej zrobiłem. Zadałem jej ból, aby zagłuszyć swój własny. Teraz oboje ponosiliśmy tego konsekwencję. Zrobię wszystko, żeby mi wybaczyła. Mamy kilka godzin na spokojną rozmowę, która pozwoli nam zacząć od początku. 


Hej hej. Kolejny rozdział skończony. Jak Wam się podoba? Myślicie, że David postąpił słusznie? Czy dzięki temu nasza para uparciuchów dojdzie do porozumienia?

Dziękuje za komentarze i głosy. Pozdrawiam

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top