Zacznijmy od początku

Na początek dziękuję serdecznie  za 1 miejsce, które zajęła książka.  Cieszę się, że przypadła Wam do gustu. Pozdrawiam i życzę przyjemnego czytania.

Brandon

-David ma rację. Musimy porozmawiać - usłyszałem Amandę za plecami, więc zerknąłem na nią.

Wstała powoli z podłogi, a następnie usiadła na kanapie. Zacisnąłem dłonie na krześle w kuchni, chcąc w ten sposób powstrzymać samego siebie. Chęć przytulenia jej była bardzo silna, ale w tej chwili nierealna. Poznałem ją na tyle, że wiem jakby na to zareagowała. Jestem pewny, że teraz najchętniej wyszłaby z domu i została sama na kilka godzin.

 -Zrobiłem nam kawę.  - Usiadłem obok niej, a kubek postawiłem przed nią na stoliku. 

 Siedziałem na kanapie z kubkiem w ręku, ale wiedziałem, że nie przełknę nawet odrobinę. Chciałem tylko się czymś zająć, abyśmy oboje mieli czas na uspokojenie.

-Nie chcę żeby Thomas słyszał nasze awantury. On potrzebuję spokoju i miłości, więc musimy rozwiązać ten problem. - Zaczęła mówić, jednak nawet na mnie nie spojrzała.

-Rozwiązać? Masz na myśli rozwód? Widzę, że bardzo stęskniłaś się za moimi pocałunkami. - Zaśmiałem się i odwróciłem w jej stronę. Czekałem, aż przypomni sobie moje słowa sprzed kilku minut. Gdy spojrzała na moje usta, wiedziałem że teraz wie o czym mówię.

-Nie - zaprzeczyła, wstając szybko z kanapy.

-Nie mówisz o rozwodzie czy nie tęsknisz za mną? - zapytałem chcąc ją sprowokować.

-Przestań żartować. Po prostu musimy wyjaśnić sobie wszystkie sprawy i ustalić kilka zasad. -  Dzieliła nas niewielka odległość, ale nawet  ona wydawała mi się zbyt duża. Te dwie wspólne noce uświadomiły mi, że nie chcę życia bez Amandy.

-Może zaczniemy od początku? Zapomnimy o tym co było? - zaproponowałem, choć wiedziałem, że będzie to trudne.

-Brandon skrzywdziliśmy siebie nawzajem. Oboje ponosimy za to winę, ale to nie jest takie proste. Nie potrafię zapomnieć jak mnie potraktowałeś w Londynie. - Ból w jej oczach łamał mi serce, ale wiedziałam że ma rację.

-Zaślepił mnie gniew. Gdy ten facet przyszedł do mojego domu i powiedział, że bierzecie ślub...poczułem jakby wyrwał mi serce. Każde jego kolejne słowa powodowały panikę, że Cię straciłem. Byłem na siebie zły, że pozwoliłem Ci wejść do mojego życia. - Chciałem jej wytłumaczyć sytuację z mojego punktu widzenia. Usiadła po drugiej stronie stolika i wreszcie spojrzała mi w oczy.

-Gdybyś pozwolił mi wyjaśnić... - zaczęła, ale przerwała w pół zdania.

-Miał wasze zdjęcia Amanda. Pokazał zaproszenie na ślub. Wiedział o naszym związku i mojej przeszłości. -  Wyliczałem wszystkie dowody, które mi wtedy pokazał.

-To wszystko były kłamstwa. Plan mojej matki i Liama. Poszłam z nim na kolację, aby dostać podpis na czeku. Chciałam rozwiązać problem z halą i nie dopuścić do walki z Blackiem - odpowiedziała, ale teraz już znałem prawdę.  Jednak  te zdjęcie nie dają mi spokoju.

-Mamy sobie wszystko wyjaśnić, więc dobrze. Co się wydarzyło na tej kolacji? - zapytałem, na co odwróciła wzrok. - Amanda - ponagliłem ją, gdy nadal milczała.

-Przecież widziałeś zdjęcia - wyszeptała cicho, a ja zacisnąłem pieści.

-Całowaliście się - oznajmiłem,  mając przed oczami te wszystkie cholerne gazety. Myślałem, że zacznie się tłumaczyć. Spojrzała na mnie ze zmrużonymi oczami.

-On mnie pocałował i oberwał za to. Ty całowałeś się z Samanthą z własnej woli, więc nie masz prawa być na mnie zły. - Musiałem przyznać jej rację. Jednak na samą myśl, że ten chłoptaś jej dotykał...Wziąłem głęboki oddech, aby spróbować się uspokoić.

-Kolejny błąd, który popełniłem. Wiem, że to trudne, ale zapomnijmy o wszystkim. Przepraszam Cię za każde słowo, które wtedy powiedziałem. Zacznijmy jeszcze raz w nowym miejscu. - Zaproponowałem mając nadzieję, że da mi jeszcze jedną szansę.

-Mam zapomnieć, że potraktowałeś mnie jak dziwkę? Po tym wszystkim co razem przeszliśmy. Zapomniałeś o swoich obietnicach i wyrzuciłeś mnie za drzwi. - Słuchałem tego w milczeniu, licząc że  wyrzuci wszystko z siebie i wspólnie wszystko rozwiążemy.

- Ukrywałaś przede mną kim jesteś...- Chciałem, aby pamiętała że ona też ma w tym swój udział. Gdyby była ze mną szczera od początku, nie uwierzyłbym tak łatwo Liamowi.

-Powiedziałam Ci dlaczego tak postąpiłam. Obiecałeś mi coś i nie dotrzymałeś słowa Brandon. Chciałam od Ciebie tylko jednego. Mieć pewność, że mogę Ci zaufać i mnie nie zostawisz. A Ty co zrobiłeś? - zapytała, choć oboje znaliśmy odpowiedź. Nie mogłem już usiedzieć w miejscu, więc zacząłem chodzić po salonie.

-Postaw się na moim miejscu. Spróbuj mnie zrozumieć Amanda. Poznałeś moją przeszłość, więc znasz przyczynę mojego charakteru. Ostrzegałem Cię, że mogę to spieprzyć. - Zaskoczyła mnie, gdy zaczęła  się śmiać. Jednak nie był to prawdziwy śmiech, a po chwili podeszła do mnie.

-Masz zamiar zawsze się tym usprawiedliwiać? Przyznaję, że przeszedłeś bardzo wiele i nikt nie powinien tego doświadczyć. Jednak wystarczyło mnie wysłuchać, a nie bylibyśmy w takiej sytuacji. Jak mam Ci zaufać? Mam ciągle się martwić, że twój temperament weźmie górę i znowu mnie skrzywdzisz?

Staliśmy blisko siebie, a ja nie potrafiłem oderwać wzroku od jej oczu. Widziałem w nich złość, rozczarowanie i strach. Kiedyś było w nich pełno miłości i ciepła, które potrafiły do mnie dotrzeć. Nigdy nie spodziewałem się, że kogoś pokocham. Teraz stała przede mną dziewczyna, która zawładnęła moim życiem i sercem. Wystarczy jej obecność, abym czuł się szczęśliwy.

-Spróbuj. Wiem, że to nie nastąpi już teraz. Mamy trzy miesiące, aby wszystko naprawić. Nie musisz nic robić, tylko mi tego nie utrudniaj. Zgoda? - zaproponowałem i przyciągnąłem ją bliżej do siebie. Patrzyła na mnie nieufnie, jakby analizowała moje słowa.

-Chyba nie myślisz, że pójdę teraz z tobą do łóżka? - Jej pytanie tak mnie rozbawiło, że wybuchnąłem śmiechem. Zmarszczyła brwi i próbowała się odsunąć, jednak nie pozwoliłem jej na to.

-Nie powiem, że o tym nie pomyślałem - gdy zmrużyła oczy, szybko dodałem. - Ale poczekam, aż..

-Będę Cię o to błagała. -Dokończyła za mnie, ale nie to miałem na myśli. - Długo sobie poczekasz Collins. - Odepchnęła mnie i podeszła do okna. Skrzyżowała ramiona na piersi,  a ja przyjrzałem jej się uważniej. Była zdenerwowana, choć próbowała to ukryć.

-Jesteś tego pewna? - zaśmiałem się, na co skinęła głową. Jej zachowanie przywołało wspomnienia z Londynu. - Zastanawiam się kim jesteś?

-Co masz na myśli? - Miałem teraz okazję dowiedzieć się o niej czegoś więcej.

-Pamiętasz jak się poznaliśmy? Byłaś przerażona, gdy tylko na mnie spojrzałaś. Paplałaś głupoty, a ja pomyślałem wtedy , że jesteś cholernie urocza. - Oboje uśmiechnęliśmy się na to wspomnienie.

-Myślałam, że mnie zabijesz. Nasłuchałam się od Matta tyle opowieści na twój temat, że nie mogłam w nocy spać - powiedziała, a ja wiedziałem, że sam zasłużyłem na tą opinię. W ten sposób mogłem trzymać ludzi na dystans.

-Biedactwo. Chyba nie okazałem się tak straszny? - Cieszyłem się, że możemy prowadzić spokojną rozmowę. Być może nasze wspomnienia pozwolą sam zbliżyć się do siebie.

-Raczej uparty. Gdy obudziłam się w twoim łóżku...znienawidziłam Cię, a na siebie nie mogłam patrzeć. Później zmusiłeś mnie, aby spędziła z Tobą weekend, który wszystko zmienił. - Podsumowała i zauważyłem delikatny uśmiech na jej twarzy. Zapatrzyła się w okno, a następnie poszła do kuchni.

-W Londynie byłaś spokojna, ciepła i wyrozumiała. To właśnie w tej dziewczynie się zakochałem. Tutaj zachowujesz się inaczej, przez co nie wiem kim naprawdę jesteś. - Moje słowa najwyraźniej ją zaskoczyły, bo zatrzymała się w pół kroku.

-Moje życie nie jest cudowną bajką, jak uważają inni. Przez te trzy miesiące poznasz je bardzo dobrze. Będziesz musiał uważać na wszystko co robisz. Dziś idziemy na bal charytatywny - stwierdziła, po czym przyjrzała się moim ubraniom. - Jeśli nie chcesz, pójdę z Davidem.

-Nie mogę iść w dresie prawda? - zażartowałem, chcąc dać jej znać, że zrozumiałem aluzję.

-Musimy iść na zakupy. Ja też potrzebuję sukienki. Zadzwoń do Davida, aby przyjechał i nas wypuścił - oznajmiła, po czym poszła do swojego pokoju.

Stałem chwilę zdezorientowany, bo znowu weszła w role szefowej. Miałem wrażenie, że są w niej dwie osoby. Docierało do mnie, że będę musiał poznać ją na nowo i spróbować odzyskać zaufanie. Będziemy spędzać dużo czasu razem, a niedługo zamieszkamy tylko z Thomasem. Kolejna osoba, którą będę musiał poznać i znaleźć wspólny język. Jak do tej pory słabo mi to wychodzi, bo dzieciak jest podobny do mnie. Gdy na niego patrzę, widzę siebie i nie mogę tego znieść. Przywołuję wspomnienia, które starałem się przez tyle lat zapomnieć. Zadzwoniłem do Davida, który obiecał przyjechać za kilka minut. Marudził trochę, ale powiedziałem mu o konieczności zrobienia zakupów na wieczór.

-Twoja matka i ten chłoptaś będę na tym balu? - zapytałem, gdy pojawiła się znowu w kuchni.

-Gdyby David nie wywinął tego numeru z zamknięciem, to prawdopodobnie Liam nie miałby odwagi tam przyjść. - Odparła z uśmiechem na twarzy, a ja nie rozumiałem co miała na myśli.

-Co to znaczy? A tak w ogóle dlaczego chciałaś się z nim spotkać? Wiesz, że Ci na to nie pozwolę - oznajmiłem, bo nigdy więcej ten facet nie zbliży się do niej. Po dzisiejszym poranku miałem zamiar chronić ją również przed jej matką. Kobieta wyglądała na zdeterminowaną, aby odzyskać firmę.

-Jak mnie powstrzymasz? Nie jestem twoją własnością. To sprawa między mną, a nim. - Pewność jej głosy nie spodobała mi się, więc zbliżyłem się do niej. Zrobiła krok w tył, aż trafiła na ścianę.

-Nie prowokuj mnie mała. Chcesz żebym zachował spokój? To nie stwarzaj sytuacji, abym stracił kontrole - ostrzegłem ją, a później wykorzystałem moment zaskoczenia i ją pocałowałem. Podniosłem ją tak, by oplotła mnie nogami. Miałem zamiar nacieszyć się tą chwilą, ale usłyszałem otwieranie drzwi.

-Thomas zamknij oczy! - krzyknął David, na co oboje spojrzeliśmy na niego. - Potrzebujecie jeszcze chwili? - zaśmiał się, a Amanda zasłoniła dłońmi twarz.

-Zabije Cię Collins - jęknęła cicho, abym tylko ja to usłyszał.

Gdy się odsunęła, natychmiast poszła  do pokoju. Wiedziałem, że jest zażenowana sytuacją. Zerknąłem na Thomasa, który mi się przyglądał.

-Dogadaliście się? - odezwał się David, który uśmiechał się szeroko.

-Jesteśmy na dobrej drodze. - zapewniłem go, a następnie poszedłem przebrać się do wyjścia.


Czy nasza para wyjaśniła sobie wszystko? Czy czekają ich szczęśliwe chwilę? Jak Brandon dogada się z bratem? Co coś wydarzy się na balu?

Dziękuje za głosy i komentarze. Jeśli pamiętacie o czymś co powinni jeszcze wyjaśnić to piszcie śmiało. Wydaję mi się, że nie. Jednak mogłam coś przeoczyć :) Pozdrawiam

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top