Wizyta w biurze

Brandon


Pożegnała się ze mną jak ze znajomym, a nie z mężem. Zachowuje dystans, którego nie mogę znieść. Wczorajsze informację mną wstrząsnęły i nie wiem jak mam sobie z nimi poradzić. Zawsze uważałem, że jestem sam i przyzwyczaiłem się do tej myśli. Okazuję się teraz, że mam brata o którym nie miałem pojęcia. Uderzyłem ręką w drzwi, czując że za chwilę eksploduję.

-Uspokój się. Miałeś nic nie zniszczyć. - upomniał mnie Lucas, gdy miałem zamiar ponowie uderzyć. Ręka zaczęła krwawić, ale potrzebowałem wyrzucić wszystko z siebie.

-Dlaczego ona mnie tak traktuję?- zapytałem, bo nie mogłem tego zrozumieć.

-Jak? Moim zdaniem jest i tak bardzo miła. - odpowiedział, na co spojrzałem na niego zaskoczony. Siedział wygodnie na kanapie i uśmiechał się głupkowato.

-Miła? Zachowuję się jakbym był obcy. - zaprzeczyłem, uniósł brew i przyglądał mi się chwilę.

-A czego oczekiwałeś? Nie pamiętasz już jak ją potraktowałeś? Przypomnij sobie wszystko co jej powiedziałeś Brandon. - jego głos był poważny i karcący. Podszedłem do okna, bo jego słowa były jak zderzenie z rzeczywistością.

-Jestem jej mężem. - powiedziałem obracając obrączkę na palcu.

-Nie da ukryć. Spędziliście przecież noc w jednym łóżku Collins. To chyba coś znaczy.- usłyszałem za plecami. Zamknąłem oczy, aby przypomnieć sobie te chwilę. Jednak nie byłem pewny dlaczego to zrobiła. Kierowała nią miłość czy litość?

-Nie pozwoliła mi wyjść. - wyszeptałem, a on podszedł i poklepał mnie po ramieniu.

-Amandzie zależy na tobie, ale daj jej trochę czasu. Odzyskaj jej zaufanie, a reszta się ułoży. Masz na to 3 miesiące. - poradził mi uśmiechając się szeroko. Widziałem teraz w nim dawnego Lucasa, przyjaciela na którego zawsze mogę liczyć. Ostatnio słabo się dogadywaliśmy, ale sam jestem sobie winien.

-To nie jedyny mój problem.- westchnąłem przypominając sobie informację, które przekazał mi Amanda.

-Masz na myśli tego kolesia, który podawał się za jej narzeczonego?- zapytał, a ja odruchowo zacisnąłem pięść na wspomnienie o tym chłoptasiu.

-Lepiej żeby nie wszedł mi ponownie w drogę. - oznajmiłem i wziąłem głęboki oddech, aby trochę się uspokoić.

-To może być trudne skoro jest pasierbem jej matki. - odparł, czym wcale mi nie pomagał. Świadomość, że może się zbliżyć do Amandy odbierała mi rozsądek. - Wiesz co? Chodźmy poszukać jakieś siłowni. Inaczej zaraz tu eksplodujesz. - zaproponował szybko, gdy zobaczył w jakim jestem stanie.

-Dobry pomysł. - zgodziłem się i poszedłem zabrać swoje rzeczy.

Włożyłem kurtkę, zgarniając po drodze portfel i telefon. Kilka minut później szliśmy ulicami Manchesteru. Przyglądałem się temu miastu, w którym będę mieszkał przez najbliższy czas. Wstąpiliśmy do jednego ze sklepów, aby kupić ubrania sportowe do ćwiczeń oraz kilka na zmianę. Popytaliśmy przechodniów gdzie znajduję się najbliższa siłownia. Okazała się całkiem dobrze wyposażona, z czego bardzo się ucieszyłem. Przebrani weszliśmy na salę i poczułem się chociaż na chwilę sobą.

-Odwieziemy Cię dziś do Londynu.- odezwałem się do Lucasa, gdy usiadłem na ławeczce po godzinie ciężkiego treningu.

-Jak to? Wracacie?- zapytał zaskoczony i zajął miejsce obok mnie. Zastanawiałem się czy powiedzieć mu w jakim celu tam jedziemy.

-Amanda odnalazła mojego brata.- wyrzuciłem z siebie, na co zakrztusił się pitą właśnie wodą.

-Brata? Jak? Przecież nie masz rodziny. Ile ma lat? - zadawał pytania jedno po drugim. Potarłem ręką kark, bo czułem się dziwnie. Wcześniej nie opowiadałem nikomu o swojej rodzinie. Lucas domyślał się, ale nie poruszaliśmy tego tematu. Amanda była pierwszą osobą, której zaufałem po mistrzu Ocana.

-Wiem tylko, że ma na imię Thomas. Nic więcej. - oznajmiłem przypominając sobie wczorajszy wieczór. -Amanda chcę go zaadoptować i zabrać do siebie.

-O cholera! - krzyknął wstając raptownie. Zmarszczył brwi, ale po chwili zobaczyłem uśmiech na jego twarzy.

-Co jest?- zapytałem zastanawiając się nad jego reakcją.

-Kocha Cię. Dlaczego miałaby to zrobić, jeśli nie z miłości? Jaka inna dziewczyna zrobiła tyle dla Ciebie? - usłyszałem i analizowałem jego słowa.

Do tej pory żadna nawet nie chciała mnie poznać. Zawsze szukały dobrej zabawy, która kończyła się szybkim seksem. Takie życie może i było przyjemne, ale puste. Po czasie spędzonym z Amandą, wiem że nie chcę do niego wrócić. Teraz jesteśmy małżeństwem i mamy szansę wszystko odbudować. Jeśli to wiąże się z zaakceptowaniem brata, to postaram się temu sprostać. Nie wiem czy będę potrafił się z nim dogadać, ale przynajmniej spróbuję. Amanda zadała sobie trud, aby odnaleźć moją matkę. Nie wiem dokładnie co nią kierowało, ale przecież nie mogła o mnie tak szybko zapomnieć.

-Masz rację. Żadna. Ona jest wyjątkowa i moja. Muszę tylko odświeżyć jej pamięć. - zażartowałem próbując sam siebie przekonać, że mi się uda. Miałem mnóstwo wątpliwości, ale jeśli mnie nie zostawi to poradzę sobie z nimi.

-Może ta wizyta w Londynie będzie dobrym sposobem. Spędzicie czas w miejscu, gdzie byliście szczęśliwi. - powiedział, a mi coraz bardziej podobał się pomysł wyjazdu. Tam Amanda była ciepłą i wesołą dziewczyną, która mnie rozumiała. Tutaj nie widziałem jej uśmiechu, a jedynie chłód i dystans.

-Pojadę teraz do jej firmy. Z tego co mówił David mam w niej pracować razem z Amandą. - oznajmiłem, bo chciałem ją znowu zobaczyć. Firma była wymówką, której teraz potrzebowałem.

-A ja co mam robić? - zapytał rozglądając się po pomieszczeniu. W sali było kilka osób, a ja zauważyłem teraz jak dwie dziewczyny nam się przyglądają. Uśmiechnęły się, gdy na nie spojrzałem.

-Smith wracamy do mieszkania Davida. Przebiorę się i pojadę do Amandy. - odpowiedziałem chcąc uchronić go przed kłopotami.

-Ale...- zaczął nie odrywając wzroku od ćwiczących dziewczyn.

-Idziemy. - powiedziałem stanowczo rzucając w niego ręcznikiem. Weszliśmy do szatni, a później pod prysznice.

-Obrączka na palcu sprawiła, że zrobiłeś się nudny. - usłyszałem gdy wycierałem włosy. Uśmiechnąłem się do siebie i zerknąłem na swoją rękę. Ten kawałem metalu gwarantował mi 3 miesiące spędzone z Amandą. Czas, który mam zamiar w pełni wykorzystać.

-A Ty zapomniałeś, że masz dziewczynę. - odparłem, przypominając mu o tym szczególe.

-Julia? Ona mówi, że tylko się dobrze razem bawimy. Nie wiem co tak naprawdę jest między nami. - jego głos brzmiał niepewnie. Wyszedłem w samym ręczniku, a następnie wyjąłem ubrania z torby.

-Zawsze to Ty się nimi bawiłeś, a teraz jest odwrotnie. - zaśmiałem się, gdy wszedł za mną do środka.

-Odezwał się świętoszek. Ja przynajmniej zabierałem je swojego łóżka. Ty zabierałeś je do pokoju jęków. - odparł, a mi przypomniało się jak chłopaki dali mu taką nazwę.

Zaczęliśmy oboje się śmiać i żartować jak kiedyś. Będzie mi go brakowało. Jego poczucia humoru oraz zaraźliwej, pozytywnej energii. Godzinę później byliśmy w mieszkaniu Davida. Po drodze wstąpiliśmy do baru, aby zjeść coś na szybko. Wsiadłem na swój motocykl i udałem się do biura Amandy. Gdy zajechałem na miejsce, zobaczyłem grupę ludzi przed budynkiem. Sądząc po tym, że mieli w rękach aparaty byli dziennikarzami. Stanąłem z boku i przyglądałem się temu chaosowi. David ostrzegał mnie jak wygląda jej życie, ale wtedy nie brałem tego poważnie. Teraz jednak miałem przed sobą dowód.

-Dzień dobry. Czym mogę służyć? - przywitała mnie brunetka w okularach za biurkiem. Ucieszyłem się, że nie to ta sama dziewczyna co wczoraj.

-Chcę spotkać się z Amandą Thomson. - powiedziałem pewnym głosem. Wczoraj oznajmiła mi, że zostaję przy swoim nazwisku. Nie podobało mi się to, ale nic nie mogłem z tym zrobić.

-Jest w tej chwili zajęta. Szykuję się do ślubu. Sam pan widzi ilu mamy dziś dziennikarzy przed wejściem. - usłyszałem, ale skupiłem się tylko na jednych słowach. Ślubu? Jakiego do cholery ślubu?

-Zauważyłem. Jednak nalegam, aby poświęciła mi kilka minut. - odparłem próbując zachować spokój, aby niczego nie zauważyła.

-W tej chwili ma bardzo ważne spotkanie. Jest u niej narzeczony. - wyszeptała cicho jakby zdradzała sekret. W tym momencie cieszyłem się, że byłem na siłowni. Inaczej moja reakcja mogłaby być bardzo gwałtowna. Jednak uśmiechnąłem się do niej, co odwzajemniła przyglądając się mojemu ciału. Mój strój nie był eleganckim garniturem, a jeansami i kurtką z podkoszulkiem.

-A czy jest David Foster? Z nim też mogę załatwić tą sprawę. - zablefowałem, aby tylko nie robiła problemów. Wykonała telefon prawdopodobnie do jego sekretarki.

-Jest w swoim biurze. Sarah już na pana czeka.- powiedziała pokazując w stronę windy.

-Dziękuję. - pożegnałem się i ruszyłem spokojnie w tamtym kierunku.

W środku jednak miałem ochotę wbiec na górę, jednak nie mogłem zwracać na siebie uwagi. Gdy tylko winda zatrzymała się na odpowiednim piętrze, skierowałem się do pokoju Amandy.

-To znowu pan! Wzywam ochronę! - krzyknęła na mój widok blondynka, którą pamiętałem z wczoraj. Sądząc po jej zachowaniu, ona też dobre zapamiętała to spotkanie.

-Nie radzę. Jestem mężem twojej szefowej. - oznajmiłem, na co otworzyła szeroko oczy. Patrzyła na mnie, a później na drzwi do biura Amandy. Wiedziałem dziś, które to z nich, gdy wczoraj wchodził do niej David.

-Ale.. to niemożliwe. Pani Thomson wychodzi dziś za Liama Millera. Jest u niej teraz. - znowu usłyszałem te brednie, które coraz bardziej wytrącały mnie z równowagi. Nie miałem zamiaru przedłużać tej bezsensownej rozmowy.

-Sam trafię. Znam już drogę. - przeszedłem kilka kroków, po których znalazłem się pod jej drzwiami. Wziąłem głęboki oddech, aby nie dać ponieść się emocjom. Wiedziałem, że będzie to bardzo trudne.

-Zapłacisz mi za to! Nie sądziłem, że jesteś taką suką!- męski krzyk za drzwiami wyrwał mnie z zamyślenia.

Rozpoznałem do kogo należał i nie czekałem już ani sekundy więcej. Bez pukania wszedłem do środka i zastałem ich samych w środku. Amanda siedziała w fotelu, a ten chłoptaś stał nad jej biurkiem plecami do mnie. Chyba nawet nie usłyszeli jak wszedłem, bo nie zwrócili na mnie uwagi.

-Obiecałam, że zapłacisz mi za tamtej wieczór. Tym obrzydliwym pocałunkiem, przypieczętowałeś swoja porażkę. - usłyszałem Amandę, a w chwili gdy się podniosła zauważyła moją obecność. Jej zimne spojrzenie zmieniło się w przerażone.

-Gdybym chciał, wziąłbym Cię w tym klubie. - ten sztywniak w garniturze ciągnął dalej swoją gadkę, a ja zacisnąłem pięści.

-Możesz powtórzyć co zrobiłbyś z moją żoną!- wycedziłem podkreślając ostatnie słowa. Podskoczył wystraszony i odwrócił się w moją stronę. Po chwili jednak zmarszczył brwi i wbił spojrzenie w Amandę.

-Żoną? Wyszłaś za tego typa?!- krzyknął na nią, ale ona nie odrywała ode mnie wzroku. Wyglądała jakby była w szoku, na moje pojawienie się. Przeszedłem wolno przez pokój i stanąłem obok niej. Pocałowałem ją w skroń, przytulając do swojego boku. Stała sztywno nawet nie wykonując żadnego ruchu.

-Chcesz nam pogratulować?- zaśmiałem się i nawet nie sądziłem, że mogę zachować taki spokój. Zawsze trening pomagał mi rozładować złość, ale teraz bliskość Amandy powodowała to samo. Jej zapach mnie uspokajał, więc przytulił ją mocniej do siebie i zaciągnąłem się nim.

-Co tu robisz?- wyszeptała cicho, jakby dopiero obudziła się z transu.

-Odwiedzam swoją żonę, którą chce zabrać na lunch. - powiedziałem uśmiechając się do niej.

-To jakaś kpina! Amanda nie zrobiłaś tego!Kupiłem nam dom, w którym mieliśmy zamieszkać. Miałaś być moja! - wrzaski chłoptasia przypomniały mi o jego obecności. Skrzywiłem się na jego słowa i poczułem jak Amanda naciska rękę na moim podkoszulku.

-Lepiej wyjdź, bo inaczej Cię stąd wyniosą. - ostrzegłem, mierząc go wzrokiem. Podniósł brodę i wytrzymał moje spojrzenie.

- Twoja matka nigdy go nie zaakceptuję. Spójrz na niego. On nie pasuję do naszego świata Amanda. Zrozumiesz to szybciej niż myślisz.- zadrwił, a ja ruszyłem w jego kierunku. Miałem dość słuchania tych głupot.

-Jednak chcesz oberwać. - powiedziałem zaciskając pięści, na co zrobił kilka kroków do tyłu. Amanda podbiegła i zagrodziła mi drogę, ale nie odrywałem wzroku od tego typka.

-Brandon spójrz na mnie! - krzyknęła łapiąc mnie za policzki. - Nie rób tego! On właśnie tego chce! Nie daj się sprowokować. -poprosiła, przytulając się mocno do mnie. Zamknąłem oczy i wziąłem głęboki oddech, aby jej zapach pozwolił mi się uspokoić.

-Zamienię waszą sielankę w piekło. - odezwał się, gdy na niego spojrzałem. Miał zaciśniętą szczękę i mierzył nas wzrokiem. Po chwili wyszedł trzaskając drzwiami. Amanda nie odsunęła się, a ja ucieszyłem się z tego.

-Powinienem mu przyłożyć za to , że ośmielił się Cię dotknąć. Jak pomyślę, że...- wycedziłem, ale zamknęła mi usta ręką. Spojrzałem w jej oczy, które przypominały teraz te, w których się zakochałem.

-Poradziłam sobie z nim. Uwierz mi, że zapłacił za wszystko. Jestem z Ciebie dumna, że nie dałeś się sprowokować. - usłyszałem słowa, których się nie spodziewałem. Uśmiech na jej twarzy, sprawił że znowu serce zaczęło mi bić jak szalone.

-Jednak tak bardzo się nie zmieniłaś mała. Jesteś nadal moją Amandą. - powiedziałem, a później ją pocałowałem. Tym razem oddała pocałunek i czułem, że zrobiłem krok w dobrym kierunku. Miałem ochotę zatracić się, ale wiedziałem że to nie miejsce na to.

-Wspominałeś coś o lunchu. Umieram z głodu. - odezwała się, gdy ja tylko na nią patrzyłem.

-Chodźmy. Musisz mi wiele wyjaśnić. A zaczniesz od tego, że podobno dziś bierzesz ślub. Na dole czekają na Ciebie dziennikarze. - powiedziałem drocząc się z nią. Widziałem jak zaskoczyły ją moje słowa, ale teraz obędzie się bez kłótni. Chciałem jej zaufać i nauczyć się najpierw wysłuchać, zamiast krzyczeć.



Kolejny rozdział, który wyszedł mi dłuższy. Nie chciałam zostawiać Was w niepewności. Co myślicie o Brandonie? Jak Wam się podoba jego zachowanie? Czy teraz będą szczęśliwi? Jak potoczy się spotkanie braci?

Miłego czytania. Pozdrawiam wszystkich serdecznie i dziękuję za głosy oraz miłe komentarze. Opinię o Amandzie widzę, że są podzielone. W następnym rozdziale będzie opisane jej spotkanie z Liamem i może trochę ją zrozumiecie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top