Przeszłość Brandona
Amanda
Wyszedł i nie obejrzał się nawet za siebie. Co miał na myśli mówiąc, że dziś z tym skończy? Chyba sobie kpi? To ja mam zamiar skończyć tą zabawę jutro rano i więcej nie zamienić z nim nawet słowa! Co za zarozumialec! Myśli, że może mi rozkazywać? Pomylił się, bo ja nie słucham rozkazów innych. Czułam coraz większą złość, bo zaczynały do mnie napływać wspomnienia. Zacisnęłam mocno pięści, aż poczułam jak paznokcie mi się wbijają w skórę. Musiałam pobyć sama i dojść do siebie. Nie mogę stracić nas sobą kontroli i ulec emocjom. Wstałam i pobiegłam na górę, do pokoju Brandona. Jeśli on jest na zewnątrz, to ja nie mam zamiaru do niego wychodzić. Chciałam zamknąć drzwi, ale nie było w nich klucza. Musiał go zabrać ze sobą, a ja nie będę go o nic prosić. Przeszłam się po pokoju, aby znaleźć coś co jest teraz bardzo potrzebne. Ściany były koloru szarego, po środku stało wielkie łóżko, a przy ścianie szafa. Zajrzałam do szafek przy łóżku i znalazłam. Wyjęłam swój telefon, położyłam się na łóżku i podłączyłam słuchawki. Muzyka zawsze mnie uspokajała i potrafię się wtedy wyłączyć. Usłyszałam pierwszą piosenkę i zamknęłam oczy.
Musiałam zasnąć, bo obudził mnie dzwoniący telefon. Spojrzałam na niego i okazało się, że dzwoni Julia. Nie widziałam jej dzisiaj, więc pewnie jest w akademiku.
-Słucham.- ziewnęłam i przetarłam twarz. Czułam się spokojniejsza i gotowa do nowej walki z Bestią.
-Gdzie jesteś? Brandon ćwiczy od godziny, a ciebie nie ma. Jeszcze śpisz?- zapytała, a ja podeszłam do okna i wyjrzałam do ogrodu. Rozejrzałam się i zauważyłam go stojącego do mnie tyłem. Uderzał w worek, który przytrzymywał jeden z jego współlokatorów.
-Jesteś na dole? Zaraz zejdę. - odpowiedziałam i się rozłączyłam.
Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Był bez koszulki i widziałam jak pracują jego mięśnie. Dobrze, że to tylko worek, bo przy jego uderzeniach nawet kolega się krzywił. Muszą być bardzo silne, ale jest bardzo wkurzony. Podpowiadała mi intuicja. Nie trzeba daleko szukać, żeby wiedzieć na kogo. Wystarczy jeszcze trochę i sam będzie kazał mi spadać. Muszę to wykorzystać, bo boję się rozmowy z nim. Zdjęłam bluzę i wzięłam z torby szorty i koszulkę z dekoltem. Niech nie myśli, że jestem małą dziewczynką, która się go boi. Wzięłam prysznic i ubrana zeszłam na dół. Przywitałam się z Julią, która przyszła tu godzinę temu. Było już południe, więc Brandon musi ćwiczyć o wiele dłużej. Zabrałam koc i poszłyśmy do ogrodu. Teraz jak miałam przyjaciółkę obok czułam się pewniej. Przechodziłyśmy kilka kroków od chłopaków, gdy jego kolega zagwizdał na nasz widok. Spojrzeli na nas oboje, ale Brandon był skupiony na mnie. Zatrzymałam się, ale nic nie mówiłam. Widziałam jak obejrzał dokładnie mój strój, a później spojrzał w oczy. Uniosłam brodę i patrzyłam na niego czekając na reakcję. Ku mojemu zaskoczeniu bez słowa poszedł do domu. Zmarszczyłam brwi i patrzyłam w ślad za nim.
-Co to było?- zaśmiała się Julia obok mnie, ale ja nie wiedziałam co mam jej powiedzieć.
-Rano trochę się posprzeczaliśmy, ale....- nie dokończyłam, bo zobaczyłam jak wychodzi z domu i podchodzi do mnie pewnym krokiem. Stanął przede mną i bez słowa włożył mi przez głowę bluzę. Gdy skończył byłam zasłonięta od szyi do kolan, więc była jeszcze większa niż poprzednia. Znów zobaczyłam ten jego zarozumiały uśmiech i zacisnęłam wargi.
-Nie uda ci się to Amanda. Koniec uciekania, więc przestań mnie prowokować.
Przyciągnął mnie do siebie i pocałował. Złapałam się jego ramion i poczułam jak mnie podnosi. Zaskoczona jęknęłam, a on pogłębił pocałunek. Gdy zabrakło nam oddechu, odsunął się i spojrzał mi w oczy. Postawił mnie i dotknął kciukiem moich warg. Miałam ochotę, aby zrobił to znowu i nie wypuszczał mnie z objęć. Potrząsnęłam głową, by odgonić te myśli. I kto tu komu miesza w głowie?
-Chodźmy coś zjeść. Później jedziemy na wycieczkę. Sami mała. Porozmawiamy. - dokończył i poszedł do kolegi po ręcznik.
-Cholera.- mruknęłam do siebie i poszłam do domu.
Zrobiliśmy wspólnie obiad, a później usiedliśmy w salonie aby coś obejrzeć. Cały czas zerkałam na Brandona i myślałam co mam zrobić. Wiem, że jeśli zostaniemy sami to będę mniej odporna i mu ulegnę. Czuję, że ciągnie mnie do niego. Odpycham go, bo muszę chronić siebie. Tylko, że moje serce przyśpiesza gdy jestem obok niego. Chcę się do niego przytulić i być dla niego najważniejsza. Ale on prowadzi życie playboya i nie zrezygnuje z tego dla mnie.
-Zbieraj się. - odezwał się Brandon, gdy film się skończył.
-Źle się czuję, możemy zostać?- zapytałam i udawałam chorą, może da się nabrać.
Pokręcił głową i poszedł na górę, a ja przybiłam sobie piątkę w myślach. Położyłam głowę na oparciu kanapy i zamknęłam oczy. Muszę wyglądać słabo, żeby mój plan się udał. Chwilę później stanął przede mną w kurtce i wyciągnął do mnie dłoń. Spojrzałam na nią jakby była wężem i podniosłam na niego wzrok. Następnie poczułam jak podnosi mnie do góry i ląduję przerzucona przez jego ramię.
-Puszczaj! Co robisz?! Brandon!- krzyczałam i próbowałam się wyrwać, ale ten tylko się śmiał.
Wyszliśmy na zewnątrz, a nasi przyjaciele mieli z nam ubaw. Nawet Julia pomachała mi ręką na pożegnanie. Zdrajczyni! Podszedł do samochodu i wsadził mnie do środka. Poprawiłam się na fotelu i zobaczyłam, że zapina mi pas. Miałam już coś powiedzieć, ale uciszył mnie szybkim pocałunkiem.
-Miałeś mnie nie całować!- wysyczałam, gdy się odsunął.
-Oczywiście. - odpowiedział i zamknął drzwi.
Miałam ochotę tupać nogami jak mała dziewczynka. Czułam jak złość rozsadza mnie od środka. Brandon zajął miejsce za kierownicą i wyjechał z podjazdu. Nie miałam pojęcia gdzie jedziemy, ale nie to martwiło mnie najbardziej. Czułam, że on mnie przejrzał i będzie chciał wiedzieć dlaczego tak się zachowuję. A ja nie mogę mu tego powiedzieć. Zapowiada się świetny wieczór.
Całą drogę się nie odezwałam i udawałam, że śpię. Zamknęłam oczy i odwróciłam się w stronę bocznej szyby. Brandon mnie nie zagadywał i zatrzymał się po około godzinę drogi. Byliśmy ma jakimś odludziu, gdzie wokoło były drzewa i stał tylko jeden domek. Wysiadłam i poszłam przed siebie. Zauważyłam pomost przy wodzie i podeszłam bliżej. Stanęłam na nim i odetchnęłam głęboko. Było cicho i pięknie. Wymarzone miejsce na odpoczynek. Jeśli mam dać radę, to muszę się wyciszyć. Zajęło mi to dobrych parę minut, po których skierowałam się do domku.
-Napijesz się czegoś?- zapytał Brandon, gdy tylko mnie zobaczył.
-Sama zrobię. - przeszłam przez dom i znalazłam kuchnię. Rozglądałam się i wnętrze było bardzo przytulne. Czuć było domową atmosferę i zapewne należało do kogoś starszego, patrząc na wystrój. Może do kogoś z jego rodziny? Rodziców?
-To dom mistrza Ocana. Mieszkał tu z żoną, ale teraz przeniósł się do miasta.- usłyszałam za plecami i uśmiechnęłam się wyobrażając sobie szczęśliwą rodzinę, która tu mieszkała. - Rozpalę w kominku i usiądziemy.
-Musimy? - wyszeptałam i czułam się coraz bardziej niepewnie. Podszedł do mnie i objął mnie od tyłu. Nie odsunęłam się i czekałam na to co zrobi. Przytulił mnie mocno do siebie.
-Wiem, że będę musiał powiedzieć Ci o sobie, żebyś mi zaufała. To nie jest piękna historia i tylko mistrz ją zna. Mam nadzieję, że nie uciekniesz gdy ją usłyszysz.- odsunął się i wyszedł.
Zrobiłam herbatę, chociaż teraz przydałoby mi się coś mocniejszego. Znam trochę jego przeszłości i nie wiem czy chcę poznać resztę. Ręce mi drżały, gdy podniosłam kubki. Stałam tak jeszcze chwilę, a później poszłam do salonu. W kominku palił się ogień, a przed nim na podłodze leżał rozłożony koc. Usiadłam na nim i postawiłam herbatę. Widziałam jak Brandon nerwowo na mnie zerkał i zaciskał pięści.
-Nie musisz tego robić. Widzę ile cię to kosztuję. - odezwałam się pierwsza, a on usiadł przede mną.
-Nie rozmawialiśmy o swoich rodzinach, o przeszłości ale teraz jest na to czas. - zaczął, a ja wzięła kubek, aby zająć czymś ręce. Czułam się tak samo zdenerwowana jak on.
-Jesteś pewny? Wiesz, że między nami..... ja nic nie mogę ci obiecać Brandon.- powiedziałam i chciałam abym miał tego świadomość.
-Wiem, ale chcę żebyś mnie poznała, zanim podejmiesz decyzję. - chyba nigdy nie widziałam go tak poważnego i już miałam ochotę go objąć. Zapewnić, że to nie ma znaczenia. To się źle skończy.
- Ok. - wyszeptałam cicho i zacisnęłam mocniej palce na kubku.
-Moja matka wyrzuciła mnie z domu, gdy miałem 12 lat. Wybrała swojego faceta, zamiast syna. - zaczął, a ja wciągnęłam głośno powietrze.
-A twój tata?- zapytałam, gdy zamilkł.
-Nie znam go. Wychowałem się z matką. Gdy poznała Luisa, kazał jej wybierać i dokonała wyboru. Spakowała mi kilka ubrań i kanapek, a później kazała się wynosić. - widziałam ile kosztuje go to wyznanie i chciałam mu ulżyć, ale usłyszałam słowa mistrza w mojej głowie "on nie znosi litości".
-Jak sobie poradziłeś?- nie mogłam sobie tego wyobrazić. Jak można coś takiego zrobić własnemu dziecku?
-Przetrwałem. Włóczyłem się na ulicy, spałem na niej i żyłem za to co dostałem od innych. - poczułam jak łzy lecą mi po policzku i nie mogłam ich powstrzymać. Brandon był zatopiony w swoich wspomnieniach i chyba tego nie zauważył.
-Ile to trwało?- ciągnęłam dalej, bo widziałam, że gdy zadaje mu pytanie to łatwiej mu odpowiadać. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął, co mnie zdziwiło.
- 2 lata. Aż trafiłem na mistrza Ocana. Biłem się ze starszym od siebie chłopakiem, gdy podszedł żeby nas rozdzielić. Uderzyłbym go, gdyby nie złapał mnie za dłoń i ją wykręcił. Powiedział, że pomoże mi pozytywnie wykorzystać złość. Nauczy jak ją kontrolować. - mówił dalej, a ja słuchałam każdego jego słowa.
-Nie zawsze Ci się to udaje.- powiedziałam zanim pomyślałam co mówię. Westchnął głośno i zacisnął usta.
-Owszem. Czasami słowa przywołują wspomnienia i nie potrafię wtedy tego powstrzymać. Byłaś tego świadkiem. - odpowiedział, a ja zastanawiałam się co miałam wspólnego z jego przeszłością, że tak wtedy zareagował.
-Nie rozumiem.
-Pamiętasz co powiedział Lucas o Tobie. Jak Cię nazwał.- zmarszczyłam brwi i przypomniałam sobie tamtą sytuację. Jak krzyczał, że..
-Jestem dziwką na jedną noc.- wyszeptałam i zobaczyłam jak zamknął oczy i wziął głęboki oddech.
-Dokładnie to samo powiedział facet mojej matki, gdy zamykał za mną drzwi. Śmiał się z niej, że wybrała go, a nic dla niego nie znaczy.- dokończył i zaczynałam go coraz bardziej rozumieć. Po takich przeżyciach nie jest łatwo się pozbierać, a on radzi sobie najlepiej jak umie.
-To tylko mała część Twojej historii prawda? - wstałam i usiadłam blisko niego. Nie mogłam już dłużej zachowywać dystansu i chciałam go przytulić.
-Nie chcesz poznać reszty Amanda. Możesz tylko się domyślać co przechodzi dziecko każdego dnia, aby przetrwać. - wyszeptał i przytulił mnie do siebie. Milczałam, bo inaczej wybuchnęłabym płaczem. Zaciskałam powieki, aby tego nie widział, aż usłyszałam jak mówi nadal.
-Byłem przeganiany z miejsca w miejsce........głodny..... biłem się o kawałek chleba..... czasem wygrywałem, a czasami dostałem tak, że nie mogłem się ruszyć.....- usłyszałam i już nie potrafiłam ukryć łez.
-Brandon....- zaczęłam, a on odsunął mnie tak, żeby widzieć moją twarz.
-Przestań. Teraz jestem dorosły, a to są tylko wspomnienia. - patrzeliśmy sobie w oczy, a ja widziałam w nich nadal zagubionego chłopaka, który szuka swojego miejsca.
-Dlatego taki jesteś? Miałam rację i to tylko maska.- stwierdziłam i czułam, że mur którym się ogrodziłam zaczyna się burzyć. Zbliżał się czas, gdy ja będę musiała powiedzieć o sobie.
-Nie wiedziałem, że tak jest aż poznałem Ciebie. Od dziecka wiem, co znaczy być samotny i myślałem, że jest mi z tym dobrze. Teraz wiem, że byłem w błędzie. Zdałem sobie z tego sprawę po tamtej nocy. Gdy Cię przytulałem poczułem się, że nie chcę żebyś odchodziła. - patrzył mi w oczy i wycierał łzy, które nadal płynęły mi po policzku.
-Jutro skończy się weekend i wrócisz do swojego życia.- odpowiedziałam jakbym sama siebie próbowała do tego przekonać. Zaśmiał się i mnie pocałował.
-Nic już nie będzie takie same, nawet gdybym chciał. Musisz mi tylko coś obiecać.- wzięłam głęboki oddech,bo bałam się tego co usłyszę.
-Co takiego?- wyszeptałam cicho.
-Że bez względu na wszystko, nigdy mnie nie zostawisz.- usłyszałam i zamarłam. Moje mury właśnie runęły, bo to jedyna rzecz o którą sama bym go poprosiła.
Rozdział dziś i mam nadzieję, że Was nie zawiodłam. Czekam na Wasze opinię i przemyślenia. Czy może mu zaufać? Czy mimo tego jaki jest można mu wierzyć? Jak Wy byście zareagowały?
Miłego czytania, pozdrawiam.
-
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top