Chapter 45

- To był ciekawy tydzień - Harry poinformował grupę Juniorów, zwolenników oraz Severusa i Toma. Nastoletni przywódca stał pośrodku kręgu, z rękami splecionymi za plecami, gdy patrzył na siedzących ludzi.

- Wiedziałeś, że tak będzie - mruknął Seamus. Blaise szturchnął go mocno w łokieć, podczas gdy Harry uśmiechnął się lekko.

- Po pierwsze, chciałbym powitać Remusa na spotkaniu, ponieważ jest to jego pierwszy z nami wszystkimi - powiedział Harry, kiwając głową wilkołakowi.

- Po raz pierwszy jako członek, dokładniej - Remus dodał.

- Prawda. Chcielibyśmy również powitać Michaela Cornera; jest tutaj, aby zostać wprowadzonym. Gin? Marcus? - Harry spojrzał przez ramię na miejsce, w którym siedział Czarny Pan i jego zastępczyni. Oboje wstali i stanęli po obu jego stronach. - Michael, mógłbyś tu podejść? Stań przede mną.

Krukon wstał powoli i podszedł do miejsca przed Chłopcem-Który-Przeżył. - Czy to będzie bolało? - zapytał cicho.

Harry uniósł brew, spoglądając na młodego czarodzieja, podczas gdy otaczający ich Juniorzy ukrywali chichoty. Oczy Toma przesunęły się po kręgu. - Dość - rozkazał Czarny Pan śmiertelnie poważnym głosem. W pokoju zapadła cisza.

- Dziękuję - mruknął Harry, skupiając się na uczniu przed sobą. - Nie. W mojej części Mrocznego Zakonu robimy to trochę inaczej niż Voldemort ze Śmierciożercami. Będziesz miał naszyjnik... Harry nagle przerwał, odwracając się, by spojrzeć na drzwi do kuchni.

Poppy i Sally-Anne weszły do ​​środka i połowa Juniorów wstała, celując różdżkami w dwie wiedźmy. Poppy spojrzała na uczniów otaczających trzech z czterech przywódców Mrocznego Zakonu z irytacją, gdy znalazła się między drżącą Puchonką a różdżkami. - Odłóżcie to - rozkazała. Nikt się nie poruszył.

- Lojalność bez Klątwy Crucatus. Udowodniłeś, że się mylę, Harry - mruknął Tom ponuro.

- To dlatego, że jestem genialny, a ty nie - dokuczał lekko Harry. - Poppy, Sally-Anne, witamy. Juniorzy, opuśćcie różdżki.

Grupa Szkolonych Śmierciożerców powróciła ostrożnie na swoje miejsca, wpatrując się w dwóch przybyszów, gdy Tom podszedł do nich z Harrym. - To coś nowego - mruknęła Poppy dość ponuro.

- Można ich wytrenować, wiesz? - Harry żartował, uśmiechając się. - Widziałem to, Dray.

- Cholera - mruknął blondyn Slytherin, chowając różdżkę, gdy inni wokół niego zachichotali. Napięcie w pokoju zmniejszyło się niemal natychmiast.

- Panno Perks, zakładam, że Poppy cię tu sprowadziła, ponieważ podjęłaś decyzję? - zapytał chłodno Tom.

- Tak, profesorze - zgodziła się Puchonka.

Tom kiwnął głową i uniósł brew w stronę swojej koleżanki. - Poppy, jak, u diabła, znalazłaś się tutaj na dole?

- Harry powiedział mi, jak tu trafić - odpowiedziała równomiernie pielęgniarka, spokojnie patrząc na turkusowe oczy. - Nie ufasz mi?

- Oh, przestań. - Harry parsknął, wywracając oczami i zerkając na krąg. - Poppy jest zwolennikiem i przyjacielem mojego drania kochanka - dodał, wskazując kciukiem Czarnego Pana, który skrzywił się. - Sally-Anne dołącza do nas z Michaelem. Dobre wyczucie czasu. - Ostatnie zdanie było skierowane do dwóch czarownic.

- Dobrze. - Poppy skinęła stanowczo głową.

Harry uśmiechnął się. - Poppy, czy mogłabyś usiąść obok Sevviego?

- Potter... - warknął Severus, wyczarowując krzesło dla magomedyczki.

Harry mrugnął do niego, zanim odwrócił się do Sally-Anne. - Sally-Anne, czy mogłabyś stanąć obok Michaela, proszę?

Sally-Anne uśmiechnęła się nerwowo do Chłopca-Który-Przeżył. - Po prostu Sally, Harry - wymamrotała, po czym pospieszyła do miejsca, gdzie stał Michael.

Tom i Harry wymienili spojrzenia, zanim wrócili do swoich pierwotnych miejsc. - Sally, właśnie mówiłem tutaj Michaelowi, że w przeciwieństwie do Śmierciożerców starego Voldiego, my nie mamy Mrocznych Znaków na przedramionach, ale nosimy je na szyi. Pokazałem ci już mój naszyjnik.

- Tak. - Sally-Anne pokiwała głową. Wydawało się, że trochę się rozluźniła. Prawdopodobnie dlatego, że zdała sobie sprawę, że Harry był w dobrych stosunkach z otaczającymi ich ludzi i ufali Harry'emu.

Harry skinął głową, a wszystkie uśmiechy i delikatność opuściły go nagle. - Juniorzy nie są tak aktywni w rajdach, chyba że członek tego chce. W większości zbieramy informacje, rozpowszechniamy pogłoski i sabotujemy rzeczy, takie jak plany Zakonu Feniksa.

'I dezorientujemy ich.' Dodała Gin jasno.

- Juniorzy nie mogą dezorientować Zakonu, to nasza praca - odpowiedział równo Tom.

'Więc ty i twoi ludzie jesteście do dupy.'

- Ile macie lat, pięć?  - zapytał Harry, przewracając oczami, podczas gdy wiele osób w kręgu wokół nich zakryło uśmiechy. Nawet dwójka nowych uczniów walczyła z rozbawieniem. - Wielki Merlinie. Gin, wiesz, że Śmierciożercom łatwiej dezorientować Dumby'ego, niż nam. Marcus, zachowuj się albo cię uderzę.

- Jak groźnie - odpowiedział Czarny Pan, podczas gdy Gin zakaszlała cicho w rękę.

Harry odwrócił się i uderzył ramię Toma ze zirytowanym spojrzeniem, które wywołało śmiech z kręgu. - Widzisz, co zrobiłeś?

- To ty chcesz, aby twoje spotkania były przyjazne - odpowiedział spokojnie Tom.

- Zamknij się, draniu - warknął Harry. - Nie zmuszajcie mnie, bym napuścił go na was - dodał nieco głośniej do swoich Juniorów. Pokój natychmiast ucichł, powodując, że zarówno Sally-Anne, jak i Michael obrzucili Toma ostrożnym spojrzeniem. Harry tylko bezradnie potrząsnął głową. - Nie jest aż tak niebezpieczny - powiedział nowym.

- Jestem niebezpieczny, ale można mnie kontrolować - odpowiedział Tom.

Harry prychnął, ale milczał. - Wracając... - Zwrócił poważne zielone oczy na dwóch siódmorocznych przed sobą. - Mroczny Zakon jest na całe życie. Ci, którzy zdradzą, bez względu na przyczynę, zostaną zabici. Percy Weasley zdradził i nie żyje. Mam nadzieję, że to rozumiecie.

- Tak jest - zgodził się cicho Michael, podczas gdy Sally-Anne pokiwała głową, wpatrując się w Czarnego Pana po lewej stronie Harry'ego.

'Macie trzy osoby, przed którymi musicie odpowiadać.' Wtrąciła się surowo Gin, zwracając uwagę na siebie. 'Voldemort, który rządzi Mrocznym Zakonem, Harry, który jest jego zastępcą, i ja, jako że jestem zastępcą Harry'ego. Lucjusz Malfoy, który jest zastępcą u Śmierciożerców, nie ma nad wami władzy, choć czasami może sobie tego życzyć. Tak więc macie tylko trzy osoby, przed którymi musicie odpowiedzieć, choć sugeruję zwracać uwagę, jeśli ktoś oferuje wam radę.

- Wisiorki z Mrocznym Znakiem będą działać tak, jak zwykły Mroczny Znak - kontynuował zimno Tom, turkusowe oczy poruszały się między spojrzeniami dwóch uczestników. - Jeśli Harry, Voldemort lub Gin będą was potrzebować, zaczną palić. Skoncentrujcie się na oparzeniu, a pomoże wam to ich znaleźć. Oczywiście często trzeba się aportować, aby dostać się do tego, kto was wzywa, i zwykle jest to spotkanie.

Harry odzyskał uwagę Sally-Anne i Michaela, gdy ponownie powiedział: - Juniorzy różnią się od Śmierciożerców pod wieloma względami. Wisiorki i nasze obowiązki to dwa z nich. Kolejną różnicą jest, że nie rządzę żelazną ręką. Wszelkie nieporozumienia są zapominane podczas jakichkolwiek zadań; jeśli złapię jakiś walczących Juniorów podczas spotkania lub gdy omawiamy coś odnoszącego się do tej grupy, obiecuję, że zacznę rządzić żelazną ręką i przyjmę niektóre z metod Voldemorta. To nie będzie przyjemne, a zatem, Michael, tak, będzie bolało.

Dwójka nastolatków nieco zbladła i ostrożnie pokiwali głowami. - Zrozumiałam - odpowiedziała Sally-Anne słabym głosem.

- Dobrze. - Harry obdarzył obu uczestników lekkim uśmiechem. - Znacie nasze zasady. Czy nadal chcecie zostać Juniorami?

- Tak - odpowiedziała stanowczo Sally-Anne.

Michael skinął głową, otrząsając się z otępienia. - Tak, bardzo.

Harry podał naszyjnik Gin i oboje owinęli łańcuszki wokół szyi dwóch najnowszych Juniorów. - Zanim usiądziecie, mamy jeszcze jedną rzecz - mruknął Harry, marszcząc brwi, gdy przeszukiwał kieszenie.

Tom uśmiechnął się złośliwie i zakołysał trzema bransoletkami z urokami przed twarzą młodszego czarodzieja. - Szukasz tego, kochanie?

Harry skrzywił się i wyrwał bransoletki z jego ręki. - Przestań kraść moje rzeczy, draniu - mruknął ponuro, zanim ponownie skupił się na Sally-Anne i Michaelu i wyciągnął dwie bransoletki. - Bransoletki z urokami. Są takim jakby uniformem Juniorów. Te uroki kupuję ja, resztę możecie dodawać dowolnie. Wszystkie mają na sobie zaklęcia, dzięki czemu są widoczne tylko dla noszących, gdy są założone. Sugeruję, aby nigdy ich nie zdejmować, mogę osobiście potwierdzić, że mogą uratować wam życie. Zapytajcie jednego z pozostałych, co robi każdy z uroków, albo przyjdźcie do mnie później.

- Ładne... - zdecydowała Sally-Anne, zakładając swoją. Michael nałożył swoją w ciszy.

Harry uśmiechnął się. - Raczej tak. Wy dwoje możecie usiąść. Podszedł do miejsca, w którym Poppy siedziała, wyciągając do niej trzecią bransoletkę. - Zdecydowaliśmy, że powinnaś również dostać jedną, Poppy.

Poppy wyglądała na zaskoczoną i wdzięczną, kiedy wzięła bransoletkę. - Dziękuję wam obojgu. - Skinęła głową Harry'emu i Tomowi.

- Oczywiście - odpowiedział Tom, gdy Harry wrócił do partnera. - Wydaje się to sprawiedliwe, ponieważ zarówno Herm, jak i Nev również je mają a nie są członkami.

- Niektóre rzeczy są ważne dla wielu ludzi - mruknął Harry, wracając do środka kręgu. - Teraz, gdy wszyscy nasi nowi członkowie zajęli miejsca, mamy kilka ważnych spraw, o których powinniście wiedzieć. Po pierwsze, zostałem wprowadzony do Zakonu Feniksa w ostatni weekend - powiedział spokojnie Harry, rozglądając się po okręgu. - Remus i Severus są również członkami Zakonu, podobnie jak starsi Weasleyowie, którzy są Juniorami.

- Po drugie, prawdopodobnie najważniejsza jest tożsamość Marcusa, którą powinienniście znać, Sally, Michael - dodał Harry, zanim zerknął na Czarnego Pana, który pozostał obok swojego pierwotnego miejsca w kręgu. - Tom?

Tom zmienił się w ludzką postać Toma Riddle'a. Zarówno Sally-Anne, jak i Michael sapnęli z przerażenia, gdy lodowate czerwone oczy prześlizgnęły się po nich. - Wierzę, że znacie mnie lepiej jako Lord Voldemort - powiedział.

- Lub Voldie - dodał wesoło Seamus.

- Finnigan, jesteś pijany? - Tom zapytał lekko swojego ucznia.

Seamus posłał Harry'emu ostrożne spojrzenie. - ...Nie...

- SEAMUS! - Harry ryknął, sprawiając, że wszyscy podskoczyli. - Wynocha - syknął, wskazując na wyjście do Wieży Gryffindoru. - Porozmawiam z tobą później.

Seamus wydał z siebie pisk i uciekł, podczas gdy Harry skrzywił się, patrząc na to, jak się wycofuje.

- Jeszcze jedna zasada - dodał Tom dość rozbawionym tonem. - Nigdy nie przychodźcie na spotkanie pijani.

Blaise westchnął. - Mówiłem mu, że się zorientujesz - mruknął w kierunku zielonookiego nastolatka, gdy wszyscy znów się uspokoili.

- Chcesz, żebym z nim porozmawiał? - Tom zapytał lekko.

- Nie! - Harry i Blaise krzyknęli jednocześnie, spoglądając na Czarnego Pana.

- Usiądź i bądź cicho, zanim nałożę na ciebie Zaklęcie Wiązania Ciała - rozkazał Harry ostro Mrocznemu Panu, krzywiąc się. - I przestań straszyć moich Juniorów.

- Tak mamo. - Tom prychnął, przewrócił oczami, siadając z uśmiechem.

- Drań. - Harry parsknął, patrząc na grupę przed sobą. - Remusie, masz coś ważnego?

Wilkołak spojrzał na swojego chrześniaka z kontemplacyjnym wyrazem twarzy, po czym potrząsnął głową. - Nic, czego jeszcze nie wiesz. - Wzruszył ramionami, gdy Harry znów się skrzywił. - A Syriusz?

Zielonooki czarodziej westchnął i przeczesał ręką włosy. - Jego osobowość nie pozwala na to, aby stał się kimś więcej niż zwolennikiem, a my staramy się nie mówić zbyt wiele ludziom, którzy nie są zaprzysiężeni - nastolatek mruknął. Jednak widząc spojrzenia Hermiony, Neville'a i Poppy, on szybko kontynuował: - Nie, to że nie ufam waszej trójce, zaufałbym wam z własnym życiem ale czuję się bezpieczniej przekazując nasze tajemnice Śmierciożercom i Juniorom.

- Rozumiemy, Harry - powiedziała Poppy z uśmiechem. Zarówno Hermiona, jak i Neville kiwnęli głowami.

- Dzięki. - Harry uśmiechnął się lekko. - Syriusz to dobry człowiek i niezwykle lojalny. Remusie, co ty sądzisz? Znasz go dłużej.

Remus podrapał się w brodę. - Masz rację... Wesprze cię, Harry, ale tak naprawdę nie wierzę, że dołączyłby. Nie ufałbym mu też z każdą tajemnicą, ponieważ jego temperament mógłby wyrwać mu się spod kontroli i mógłby cię zdradzić - odpowiedział szczerze mężczyzna po chwili namysłu.

Harry pokiwał głową. - Zależy od ciebie, czy podzielisz się z nim swoją obecną pozycją, czy nie. W rzeczywistości... - Oczy Harry'ego spoczęły na grupie w pokoju. - Każdy z was może podzielić się swoją pozycją jako członek Mrocznego Zakonu, z kimkolwiek wam się podoba, jednak proszę, abyście nie podawali nazwisk innych członków lub nazwy naszej grupy. I szukajcie popleczników. Jeśli powiedzenie im o waszej pozycji wam pomoże, to wspaniale. Ale bądźcie ostrożni. - Posłał Michaelowi ostre spojrzenie, a chłopiec wzdrygnął się. - Świat ma uszy i oczy, a ta szkoła jest raczej niebezpiecznym miejscem, aby mówić otwarcie o swojej lojalności.

'Czy ktoś ma jakieś ważne sprawy' Zapytała Gin.

- Nasze ostatnie spotkanie nie było tak dawno temu - zauważył Blaise. - Najbardziej ekscytującą rzeczą, która wydarzyła się od czasu do czasu, był powrót twojego ojca chrzestnego.

- Tak. - Draco skrzywił się. - O co z tym chodziło?

Harry uśmiechnął się szeroko. - Czyżby mały Dracuś był zszokowany? - droczył się dziecięcym głosem. Wszyscy się zaśmiali, a nawet Draco musiał walczyć z uśmiechem. - Tak poważnie... -Harry spoważniał. - Najwyraźniej zasłona wyrzuciła go ponownie pod koniec ubiegłego roku i został przyjęty do Świętego Munga, ponieważ był nieprzytomny. Wczoraj się obudził i Dumby mnie zawołał.

- A potem wdali się w bójkę na temat Marcusa, ale udało im się uspokoić - dodał Remus z uśmiechem.

- Kto by o niego walczył? - spytała Pansy rozbawionym głosem.

Tom skrzywił się, a wszyscy znów się zaśmiali. - To dobrze, że mnie to nie obraża, panno Parkinson.

- Harry i tak wygląda lepiej - rzuciła Parvati, machając lekceważąco ręką.

Harry uśmiechnął się szeroko. - Tak, ja i mój świetny tyłek, o ile dobrze pamiętam.

- Dlaczego się nie odwrócisz, żebyśmy mogli dobrze przyjrzeć się twojemu tyłkowi? - Padma zasugerowała, mrugając.

- To spotkanie czy pokaz mody? - zapytał Remus, co spowodowało ponowny śmiech wszystkich uczniów. Tom pokręcił głową z uśmiechem, podczas gdy Severus i Poppy ukrywali uśmiechy.

- W końcu ktoś zadaje pytanie, nad którym zastanawiałem się od miesięcy.

- Dobry wieczór, Salazarze - zawołał wesoło Harry. Wszyscy inni oprócz Toma spojrzeli ostrożnie na ducha. - Godryk wszedł wcześniej.

- Dlaczego miałoby mnie to obchodzić?

;Naprawdę nie wiem, dlaczego wciąż próbujesz, Harry; Tom skomentował. ;Wiesz, że oni nigdy się nie pogodzą;

Harry wzruszył bezradnie ramionami, a Salazar spojrzał na swojego spadkobiercę. - Potrzebujesz czegoś, Salazarze?

Założyciel spojrzał na Harry'ego. - Tak, właściwie. McGonagall cię szukała, mały Gryfonie. Ten mały potwór, którego adoptowałeś, wysłał ją do biblioteki, mówiąc, że prawdopodobnie jesteś tam albo w dormitoriach Slytherinu.

- Nie moim pokoju? - Tom zapytał.

- To było pierwsze miejsce, które sprawdziłaby - mruknął Harry. - Cudownie. Dziękuję Salazarze. Z pewnością podziękuję Uli, kiedy ją zobaczę. Rozejrzał się wokół otaczających go poważnych twarzy. - To wszystko?

- Tak mi się wydaje. - Tom kiwnął głową, wstając. - Spotkanie zakończone.

- Podejdź, Marvolo - rozkazał Salazar, gdy wszyscy wstali.

- Ooo. - Harry uśmiechnął się do Toma. - Baw się dobrze z Salazarem, kochanie.

- Baw się dobrze z Minerwą - odparł Czarny Pan.

- Oczywiście. - Nastolatek pomachał do swojego kochanka, po czym podszedł do Draco, Blaise'a i Pansy. - Hej, Bini, czy możesz powiedzieć Seamowi, że jutro z nim porozmawiam?

- Och, czy mogę też przyjść? - zapytał Draco.

- Nie, Draco, nie możesz - przerwał mu Blaise. - Oczywiście, że mu powiem, Harry. Właściwie myślę, że teraz go poszukam.

- Baw się dobrze - zawołał Harry, gdy Ślizgon ruszył biegiem.

- Pewnie!

Pansy położyła rękę na ramionach Harry'ego, gdy szli korytarzem, który prowadził z pokoju Godryka do lochów. - A więc, ostatnio pokazywałeś tym Gryfom swój świetny tyłek?

- Nie, jego dżinsy były pewnie po prostu zbyt ciasne - Draco parsknął śmiechem. - Marcus jest jedyną osobą, której pokazuje tyłek.

Harry zarzucił ręce na ramiona rozmówców i przyciągnął ich do siebie. - Ale Marcus nie chwali mojego tyłka, jak to robią kobiety. Czy powinienem znaleźć dziewczynę, która mnie doceni?

- Mmm. Jestem chętna - podstępnie zaoferowała Pansy. - Założę się, że Dray też.

- Czy wyglądam jak dziewczyna? - Draco warknął.

- Tak - Pansy i Harry zawołali, zanim wybuchnęli śmiechem.

- To przez twoje pięknie ukształtowane kości policzkowe - zawołał Harry.

- I te cudowne srebrne oczy - dodała Pansy.

- I jedwabiste blond włosy, po których muszę przebiec palcami. - Harry westchnął, szarpiąc włosy blondyna.

- W porządku, wystarczy. - Draco odsunął się od przyjaciół, krzywiąc się. - Jesteście bardzo zabawni.

- Wiemy - ponownie krzyknęli, po czym się zaśmiali.

- Nienawidzę was oboje. Jesteście okropnymi ludźmi. Zejdźcie mi z oczu. Jeśli was znów zobaczę, być może będę musiał uciec się do czegoś nielegalnego.

- Ale nam powiedział, co, Pan?

- Jasne! Tak się boję, że chyba się zmoczyłam! 

- Wiem! Spójrz na to, moje kolana drżą!

- Ugh - Draco jęknął i bezradnie potrząsnął głową. - Harry, myślałem, że próbujesz znaleźć sobie dziewczynę.

- O tak. - Harry wzruszył ramionami i uśmiechnął się do Pansy. - Więc co powiesz? Ukryjemy się gdzieś i się zabawimy? Obiecuję nie mówić nic twoim rodzicom, jeśli obiecujesz, że nie powiesz Marcusowi. - Sugestywnie poruszył brwiami.

- Ze wszystkich absurdalnych rzeczy, które słyszałem od lat, panie Potter, ta jest najgorsza! - odezwał się ostro głos zza grupy.

Harry i Pansy odwrócili się, wciąż trzymając się za ramiona, uśmiechając się szeroko, podczas gdy Draco wybuchnął śmiechem obok nich. - Dzień dobry, profesor McGonagall. Jak się masz tego pięknego wieczoru?

McGonagall spojrzała gniewnie na uczniów. - Dlaczego szwendacie się po korytarzach?

- Sprawdzamy korytarzy pod kątem zwolenników zła, którzy planują przejąć szkołę podczas naszej rozmowy - Harry odpowiedział poważnie zastępczyni dyrektora. - Dray może pani to dokładniej wytłumaczyć, podczas gdy Pan i ja pójdziemy sprawdzić tamten ciemny kąt.

- Naprawdę, zwolennicy zła... - McGonagall prychnęła, potrząsając z rozbawieniem głową, podczas gdy Pansy wyła ze śmiechu, a Draco próbował się uspokoić. - Skąd wymyślasz takie rzeczy, panie Potter?

- Z popołudniowych kreskówek  - odpowiedział Harry jasno. - Ciocia Petunia pozwoliła mi spędzać czas przed telewizorem podczas zawieszenia. To była świetna zabawa, zwłaszcza, że ​​Saber nigdy wcześniej nie widział telewizora. Draco znów zaczął się śmiać. - Czy potrzebowałaś czegoś od jednego z nas, profesor? - Harry skończył z uśmiechem.

- Tak. - McGonagall pokiwała głową. - Miałam nadzieję, że porozmawiam z tobą w moim biurze.

- Co tym razem zrobiłeś, Harry? - zapytała Pansy z udawanym zirytowaniem, wymykając się z uścisku Harry'ego.

Harry obrzucił młodą wiedźmę przerażonym spojrzeniem. - Myślisz, że dowiedziała się o... sama-wiesz-czym? - zapytał głośnym szeptem.

Twarz Pansy zamieniła się w maskę przerażenia. - Och nie... - jęknęła, po czym spojrzała na zastępczynię dyrektora błagalnym spojrzeniem. - Profesorze, proszę nie karać za to Harry'ego. To moja wina, przysięgam. Był po prostu w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie.

- Właściwe miejsce, właściwy czas, zła osoba - wtrącił Draco. Gdy McGonagall odwróciła się do niego z rozbawionym uśmiechem na twarzy, wyraz twarzy Draco zmienił się w panikę. - Przysięgam, że nie miałem z tym nic wspólnego!

McGonagall rzuciła Harry'emu zirytowane spojrzenie. - Och, chodź, mały kłopocie.

Harry zaśmiał się, gdy dwaj Ślizgoni wybuchnęli pasującymi złośliwymi śmiechami. - Wydaje mi się, że profesor nie da się tak łatwo oszukać. - Potrząsnął głową z westchnieniem. - No cóż. W takim razie do zobaczenia jutro.

- Do zobaczenia, Harry! - Pansy zawołała radośnie, łapiąc Draco za ramię i prowadząc go korytarzem do dormitoriów Slytherinu.

- Nie pozwól jej zbytnio cię zmienić, Har! - dodał Draco, a jego głos zabarwił śmiech.

Harry potrząsnął głową z uśmiechem. - Już jestem spokojny, profesor McGonagall.

McGonagall uśmiechnęła się i skinęła na Harry'ego, aby poszedł obok niej, gdy wychodzili z lochów. - Trudno cię znaleźć, panie Potter. Wygląda na to, że bez względu na to, gdzie będę cię szukać, i tak nie znajdę.

- Właściwie to Colin powiedział coś podobnego. Przypuszczam, że to tylko duża szkoła. - Jego oczy błyszczały psotnie. - Albo po prostu bardzo dobrze chowam się, kiedy nie chcę być znaleziony.

- Jestem pewna, że to drugie  - zgodziła się McGonagall. Spojrzała na niego z ciekawością. - Czy wasza trójka coś knuła?

- Pan, Dray i ja? - zapytał Harry. McGonagall pokiwała głową. - Nie. W rzeczywistości Dumby kazał mi przysiąc, że będę unikał kłopotów.

- A ty go słuchasz? - zapytała kobieta w szoku.

Harry wzruszył ramionami. - Tak. Sprawdzanie jego cierpliwości jest fajne, ale nie obchodzi mnie, jak teraz się zachowa. W każdym razie - jego usta zacisnęły - Syriusz prawdopodobnie zrekompensował mój brak psikusów.

- Rzeczywiście tak - zgodziła się McGonagall, zatrzymując się przed portretem, którego Harry nigdy tak naprawdę nie widział. - Zmiana jest nieunikniona.

- Dokładnie - portret, młoda kobieta o kręconych czarnych włosach, zgodziła się, zanim rama zdjęcia otworzyła się.

- Twoje pokoje? - zapytał cicho Harry, gdy jego profesor dał mu znak aby wszedł. Patrzył, jak kiwa głową, po czym zatrzymał się tuż za dziurą w portrecie, żeby się rozejrzeć.

Salon został urządzony w odcieniach zieleni i błękitu, a kamienne ściany pomalowano na bliżej nieokreślony kolor, coś między zielonym a niebieskim. Wszystkie stoły zostały wykonane z ciemnego drewna, które lśniło, jakby niedawno polerowane. Podłoga nie była pokryta wykładziną, w przeciwieństwie do pokoi Toma, ale zwykłym kamieniem. Nie było tu właściwie nic osobistego, chociaż wzdłuż jednej ze ścian znajdował się duży regał wypełniony książkami, które w większości dotyczyły transmutacji, i kilku innych przedmiotów. Na kominku wesoło palił się ogień, a na jednym ze zdjęć widniała McGonagall i młodszy mężczyzna, który wyglądał podobnie do niej, obejmując się przyjaźnie ramionami. Przez szczelinę Harry widział części kuchni, w której były jasnozielono-białe, drewniane szafki.

- Ładnie - stwierdził Harry, kiwając głową. - Lubisz zielony ?- Obejrzał się na swoją nauczycielkę, uśmiechając się, gdy się skrzywiła.

- Tak. Przynajmniej wiem, że nie pomyślisz o mnie źle - powiedziała, zanim się uśmiechnęła. - Usiądź. Czy chciałbyś coś do picia?

- Tak, sok z dyni byłby wspaniały - zdecydował Harry, siadając w ciemnozielonym fotelu i szczerząc zęby.

McGonagall postawiła filiżankę soku z dyni na stoliku obok krzesła Harry'ego i usiadła na niebieskim krześle naprzeciwko niego z filiżanką herbaty. - Wygodnie? - zapytała.

- O tak. Nigdy nie wziąłbym panią za taką, która ma takie krzesła, ale przypuszczam, że pozwala to torturować gości bez ich uciekania - odpowiedział wesoło nastolatek, pociągając łyk soku.

McGonagall się roześmiała. - Cóż, jesteś tutaj, aby porozmawiać, a nie być torturowanym.

Harry opuścił głowę na bok, z ciekawym wyrazem twarzy. - O co chodzi, pani profesor?

McGonagall uśmiechnęła się lekko. - Jesteś w moich prywatnych pokojach, panie Potter. Możesz nazywać mnie Minerwą.

Harry zamrugał powoli, zanim znów powiedział: - Więc myślę, że powinnaś nzwać mnie Harrym... - Przerwał, podczas gdy McGonagall kiwnęła głową. - Chodzi o to, że Albus chce, żebym "zaprzyjaźnił się" z personelem, prawda?

- W pewnym stopniu tak - zgodziła się McGonagall, ponownie kiwając głową. - Ale i tak chciałabym cię lepiej poznać. Jak powiedziałeś w sobotę, wszyscy jesteście teraz dorośli.

Nastolatek uśmiechnął się lekko. - Prawda... - Ponownie spojrzał na zdjęcie nad kominkiem. - To zdjęcie, kto jest z tobą?

McGonagall przekręciła się na krześle, żeby mogła również zerknąć na zdjęcie. - Mój brat, Reynold. Mieszka teraz we Francji ze swoim chłopakiem Jeffem. - Spojrzała na Harry'ego, który wyglądał na zamyślonego. - Przypuszczam, że można powiedzieć, że jest moim najlepszym przyjacielem.

Harry powoli pokiwał głową. - Tęsknisz za nim?

- Tak sądzę... - McGonagall wzruszyła ramionami. - Pozostajemy w kontakcie, a ja po prostu cieszę się, że jest poza zasięgiem Sam-Wiesz-Kogo.

- Och, tak, Voldemort. - Harry westchnął, ignorując dreszcz profesorki transmutacji na to imię. - Prawie o nim zapomniałem.

McGonagall spojrzała na niego zdziwiona. - Jak to możliwe?

- Jak zapomniałem o Voldemorcie? - Czarownica pokiwała głową, znów zadrżała. - Brak aktywności? Myślenie o innych rzeczach? - Harry wzruszył ramionami. - Pobożne życzenie?

- Zapewne. - McGonagall westchnęła.

Harry znów przechylił głowę na bok, wpatrując się w McGonagall. - Minerwo, dlaczego drżysz, gdy ktoś mówi "Voldemort"?

Profesor zmarszczyła brwi na swojego ucznia. - Zawsze tak miałam.

- Ale tylu ludzi mówi teraz jego imię: Albus, Syriusz, Remus, Herm, Marcus, Gin, Fred, George, Nev, Szalonooki, Tonks, Poppy, ja...

- Ty, Syriusz, Remus i Albus nigdy nie baliście się tego imienia, dodatkowo zarażasz tym wszystkich innych - odpowiedziała McGonagall z mrocznym wyrazem twarzy.

- Tak sądzę. To głupie bać się imienia - Harry wzruszył ramionami. - To nie tak, że stary Voldie nagle pojawi się z powietrza, bo wypowiedziałaś jego imię.

Zastępczyni dyrektora uśmiechnęła się lekko. - To prawda, ale to nie znaczy, że będę się dobrze czuć, kiedy usłyszę to imię.

- Rozumiem - Nastolatek westchnął bezradnie, wzruszając ramionami.

McGonagall wydęła wargi. - Co się stało z GD? Nie widziałam nikogo, kto biegałby do swoich dormitoriów tuż przed godziną policyjną w tym roku.

- Och... - Harry uśmiechnął się szeroko. - Kompetentny nauczyciel. Zgodziliśmy się, że nikt tak naprawdę nie potrzebował pomocy w tym roku, ponieważ Marcus naprawdę wiedział o czym mówi i mógł uczyć Obrony.

McGonagall uśmiechnęła się. - Rozumiem. A co z przyszłym rokiem? Myślisz, że będą mieli kompetentnego nauczyciela?

- Och, nie wiem. - Nastolatek przygryzł dolną wargę. - Może być odpowiedni. Przynajmniej mam nadzieję, że tak. Szalonookiemu wydaje się, że przynajmniej będzie w porządku.

Czarownica zachichotała, gdy Harry posłał jej mały uśmiech. - Dasz sobie radę. Nie mam wątpliwości. Masz więcej niż kwalifikacje na to stanowisko. W końcu to nie jest tak, że nigdy wcześniej nie uczyłeś młodszych od siebie Obrony przed Czarną Magią.

Harry pokiwał głową. - Wiem, ale to nie poprawia mi samopoczucia.

- Uczniowie już cię znają i szanują - dodała McGonagall. - I znasz ich. To ogromna przewaga, jaką masz nad innymi nauczycielami Obrony.

- Och, ale wszyscy zawsze mnie znają - mruknął Harry, przewracając oczami. McGonagall zachichotała ponownie. - Ale masz rację, mam przewagę. Znam ich, a oni znają mnie, a Marcus dał mi kilka wskazówek na temat niektórych uczniów. Na przykład teraz wiem, że Rose Zeller z Hufflepuffu i Geneva Shepard z Ravenclaw nigdy nie powinny być ze sobą sparowane, ponieważ są najlepszymi przyjaciółmi i nie pokazują swojego pełnego potencjału, w obawie przed zranieniem siebie nawzajem.

McGonagall uśmiechnęła się, kiwając głową. - To miałoby sens. Mam szczęście, że nie mam z nimi łączonych zajęć.

- Nie, żeby to dużo zmieniało. Są dopiero na trzecim roku. Nie zaczynamy uczyć się, jak przemieniać innych ludzi, aż do szóstej - odpowiedział Harry z uśmieszkiem.

Profesor transmutacji prychnęła. - W rzeczy samej. - Potrząsnęła głową. - Czy zamierzasz kontynuować GD? To była przydatna grupa.

- Przypuszczam, że mogę z tego zrobić klub - powiedział Harry z namysłem. - Byłby oczywiście otwarty dla wszystkich Domów, ale prawdopodobnie byłby limit, od którego roku można dołączać. Potrzebowałbym również pomocy, przy tak dużej liczbie uczniów, ale jestem pewien, że mógłbym uzyskać pomoc, gdybym jej potrzebował.

- Może klub pojedynków sprzed pięciu lat? - McGonagall zasugerowała lekko.

- Och, Merlinie, nie! - Harry wzdrygnął się. - Raz przeżyłem ten błąd i nie planuję tego nigdy przeżyć ponownie.

McGonagall zachichotała. - Nie. Myślę że nie. Możesz jednak poprosić Severusa.

- Tak, i prawdopodobnie zrobię to, choćby po to, żeby przyszło więcej Ślizgonów. - Harry postukał się w brodę. - Może też profesor Flitwick? Słyszałem, że był dobrym w pojedynkach.

- Tak. I chętnie ci pomoże - zgodziła się McGonagall. - W rzeczywistości byłby prawdopodobnie zachwycony, gdy go poprosisz.

- Prawdopodobnie - zgodził się Harry. - Ktoś jeszcze? Im więcej ludzi, tym lepiej. - Przeczesał ręką włosy. - Wiem, że Herm chciałaby pomóc, ale jej dzieci...

- Czy zostanie tu w przyszłym roku? - zapytała nagle McGonagall.

- Tak. - Harry pokiwał głową. - Albus już na to pozwolił, ale ona jeszcze o tym nie wie. Co przypomina mi, że wciąż muszę rozmawiać z panią Pince o Herm, żeby jej pomagała.

- Jestem pewina, że panna Granger zostanie przyjęta z radością przez każdego z pracowników, jeśli zechce udzielić pomocy.

- I jestem pewien, że wielu pracowników nie będzie miało nic przeciwko opiece nad dziećmi - zgodził się Harry, a jego oczy błyszczały psotnie.

- Musimy, prawda? - McGonagall zachichotała. - Jednak wracając do GD. Zachowasz tą nazwę?

- Nie wiem. Mógłbym zwołać szybkie spotkanie obecnych członków i zapytać. Cóż... - Harry zmarszczył brwi. - Ale nikt nie powinien wiedzieć, że będę tutaj uczyć w przyszłym roku.

- I tak zapytaj - zasugerowała McGonagall. - Zapytaj ich, czy uważają, że warto kontynuować naukę w Hogwarcie nawet po ukończeniu swoich lat. Jestem pewna, że chętnie wrócą i pomogą ci uczyć w wolne dni. Możesz też otworzyć klub w weekendy, aby przyszło więcej osób.

- Nawet członkowie Zakonu? - Harry odpowiedział z uśmiechem.

- Być może. W końcu zawsze jest coś, nad czym można ćwiczyć - zgodziła się zastępczyni dyrektora, również się uśmiechając.

- To jest pomysł. Pomyślę o tym. - Harry pokiwał głową. - Dziękuję, Minerwo. Tak naprawdę nie będę zastanawiać się długo. Byłby to dobry sposób na umożliwienie każdemu, studentowi lub absolwentowi na zdobycia dodatkowej praktyki. Albus może wykorzystać to również jako pretekst do uzyskiwania raportów od członków Zakonu w bardziej dyskretny sposób.

- Nie sądzisz, że to wystarczająco dyskretne, aby raz w miesiącu iść na spotkanie? - McGonagall się roześmiała.

- I niech nieznani ludzie cały czas próbują podkraść się do jego biura. - Harry prychnął. - Nie są tacy niezauważalni wiesz, i wątpię, że jestem jedynym, który to zauważył.

- Masz rację. Mogliśmy organizować spotkania w szkole po zajęciach klubowych.

- Och, i przy okazji nie zostawiacie szkoły bez obrony, kiedy ty i Albus musicie iść na spotkanie?

- Tak. - McGonagall spojrzała gniewnie na Harry'ego, który uśmiechnął się w odpowiedzi. - Jesteś niczym innym jak chodzącym kłopotem, Harry Potterze.

- Dużo razy mi to mówiono - zielonooki czarodziej zgodził się jasno. McGonagall się roześmiała. - Chyba omówię to z Albusem jutro lub w czwartek.

- Wiesz, że możesz porozmawiać na sobotnim spotkaniu.

- Mógłbym. - Harry powoli pokiwał głową. - Ale najpierw chcę go spytać Albusa, żeby nie robić sobie nadziei.

- Myślę, że rozumiem. Oczywiście, chcesz też wszystko zaplanować, prawda? - Dokuczała McGonagall.

- Tak, chyba tak. - Harry uśmiechnął się szeroko. - Jeśli mam wyraźny pomysł, ludzie będą bardziej skłonni się z nim zgodzić, prawda?

- Dobrze. - McGonagall wyjęła z kieszeni szlafroka zegarek i zmarszczyła brwi. - Powinnam odesłać cię teraz do Pokoju Wspólnego.

- Och w porządku. - Harry westchnął i wstał. - Przyjemnie się z tobą rozmawiało, Minerwo.

- Podobnie z tobą, Harry - zgodziła się McGonagall, również wstając. - Powinniśmy to powtórzyć.

- Zgadzam się - zdecydował Harry. - Fajnie jest móc rozmawiać z kimś o przyszłym roku.

- Nie rozmawiasz o tym z Marcusiem? - zapytała McGonagall z niepokojem w głosie.

- Och, rozmawiamy o tym, tak - Harry wzruszył ramionami. - Ale kiedy rozmawiam z nim o przyszłym roku, może to być przygnębiające. - Nastolatek wzruszył ramionami. - Wiesz, nie będziemy się widywać tak często.

McGonagall milczała przez chwilę, po czym zaczęła powoli, jakby naprawdę nie chciała tego mówić. - Zaproś go do klubu, jeśli Albus się zgodzi. Wtedy będziesz widywać go przynajmniej w każdy weekend.

Harry powoli pokiwał głową, marszcząc brwi w kierunku swojej Głowy Domu. - Dlaczego tak bardzo nie lubisz Marcusa, jeżeli mogę zapytać?

McGonagall rzuciła nastolatkowi spojrzenie. - Po prostu... przypomina mi kogoś, kogo kiedyś znałam, z kim miałam problemy, będąc w Hogwarcie.

- Kogo ci przypomina? - zapytał ciekawie Harry.

McGonagall przerwała na chwilę, zanim odpowiedziała. - Toma Riddle'a.

Oczy Harry'ego rozszerzyły się. - Chodziłaś z nim do szkoły, prawda? - mruknął zamyślonym głosem.

- Tak. - McGonagall westchnęła. - Byłam na czwartym roku, kiedy kończył szkołę.

Harry pokiwał głową. - Brzmi interesująco. W każdym razie cieszę się, że ja nie byłem z nim w szkole.

McGonagall zaśmiała się cicho. - Zrozumiałe.

Harry uznał to za wskazówkę, by odejść i posłał jej uśmiech. - Riddle to drań; cokolwiek głupiego zrobił, nie przejmuj się tym. Do zobaczenia jutro, Minerwo.

McGonagall pokiwała głową. - Dobrze. Nie chodź nigdzie indziej, Harry.

- Jasne. Pójdę prosto do łóżka. Jeśli oczywiście Syriusz nie zrobi żartu - odparł Harry z uśmiechem i mrugnięciem. Następnie wyszedł z pokoju na korytarz, pozwalając, by obraz zamknął się za nim.

-~*~-

- Uwaga, wszyscy! - zawołał Harry, wchodząc do Pokoju Życzeń i uśmiechając się do zgromadzonego GD.

- Harry, czy jest powód, dla którego zwołałeś nas wszystkich? Mam inne rzeczy, które mógłbym robić, wiesz - warknął Zachariasz Smith.

Uśmiech Harry'ego zmroził. - Nigdy nie mówiłem, że musisz przyjść, Zachariasz. To był wybór, którego dokonałeś sam. Jeśli masz coś, co wolisz robić, idź. Nie trzymam cię tutaj - zaoferował Chłopiec-Który-Przeżył zimnym głosem.

- Jakieś inne skargi? - zapytała łagodnie Hermiona z miejsca, w którym siedziała z przodu pokoju. Wszyscy potrząsnęli głowami, a Harry wślizgnął się na przód pokoju.

- Tylko pytałem - mruknął Zachariasz. - Ustaliliśmy, że nie będzie spotkań w tym roku, ponieważ Brutús rzeczywiście wie, co robi.

'Dokładnie, dlaczego zwołałeś spotkanie, bracie?' Zapytała Gin.

- Poczekaj, masz na myśli, że tylko Harry jest jedynym, który coś wie? - zapytała Hermiona, rzucając Harry'emu dziwne spojrzenie.

- Tak. - Harry skrzywił się na swoją najlepszą przyjaciółkę. - O co wasm chodzi? Czy muszę mówić wam wszystko, co robię, zanim coś zrobię?

Hermiona i Gin wymieniły spojrzenia. 'Tak.' Większości członków GD zaśmiała się.

- Super - Harry przewrócił bezradnie oczami, po czym uniósł ręce, by zwrócić na siebie uwagę. - Słuchajcie, zwołałem to spotkanie, aby porozmawiać o przyszłym roku.

- Myślisz, że w przyszłym roku będziemy mieć kiepskiego profesora, Harry? - zapytał zaniepokojony Dennis Creevey.

- Nie. - Harry potrząsnął głową i wszyscy odetchnęli z ulgą. - W rzeczywistości wiem, kto będzie uczył tutaj w przyszłym roku, i powinien być dobry.

Ci członkowie GD, którzy byli również Juniorami, uśmiechnęli się, kiedy pokój wypełnił się hałasem.

- Kto to będzie, Harry? - Ernie MacMillan zawołał.

Harry uśmiechnął się lekko. - Właściwie zabroniono mi ci mówić. Zaufajcie mi, kiedy powiem, że powinien być odpowiedni.

- Dlaczego miałoby nas obchodzić, kto będzie tu nauczał w przyszłym roku?- Terry Boot zaszydził. - Kończymy szkołę.

- Mój młodszy brat zaczyna naukę w przyszłym roku, Terry - powiedział ostro Ernie. - Ja chcę wiedzieć, czy rzeczywiście czegoś się nauczy.

- Chłopaki! - zawołała ostro Hermiona, a Harry pokręcił głową z westchnieniem. - Ile macie lat, trzy? Niech Harry powie to, co chce powiedzieć. Z tego, co wiemy, ma to coś wspólnego z nami, Terry, mimo, że kończymy szkołę.

- Słuszna uwaga. To, że opuścimy Hogwart, nie oznacza, że ​​nie możemy wrócić - zgodziła się Leana Moon ze swojego miejsca, obok swojej najlepszej przyjaciółki, Sally-Anne Perks.

- Planuję znaleźć pracę w Departamencie Magicznych Gier i Sportów po Hogwarcie, więc przepraszam, jeśli nie sądzę, by miało na mnie wpływ, co dzieje się w Hogwarcie.

- Z Voldemortem na wolności, Hogwart jest najbezpieczniejszym miejscem w całej Wielkiej Brytanii - powiedział Neville cichym głosem, zaskakując sporo osób. Wszyscy odwrócili się, by na niego spojrzeć zszokowani, z wyjątkiem kilku Juniorów i Hermiony, którzy do tej pory wiedzieli, że Neville nie boi się wypowiadać imienia Czarnego Pana. - Myślę, że bez względu na to, dokąd pójdziesz Terry, Hogwart nadal będzie dla ciebie ważny.

- Dobrze powiedziane, Nev. - Harry pokiwał głową. - W każdym razie nie wpłynie to tylko na was. Będzie to miało wpływ na wszystkich, którzy kiedykolwiek byli w Hogwarcie, a nawet na niektóre osoby, które chodziły do ​​innych magicznych szkół.

'Okej, jaki szalony plan wymyśliłeś tym razem, Harry?' Zapytała Gin z lekko zirytowanym wyrazem twarzy.

- Rozmawiałem wczoraj z profesor McGonagall, a ona wspomniała GD, co skłoniło nas do myślenia o przekształceniu Gwardii w klub dla całej szkoły, taki jak Klub Pojedynek Lockharta - odpowiedział Harry, uśmiechając się z wielu przerażonych spojrzeń, które pojawiły się w odpowiedzi na jego przypomnienie sytuacji sprzed pięciu lat. - Kiedy zastanawialiśmy się nad nazwą, McGonagall zasugerowała, abym zapytał o to obecne GD, a być może nawet posunąć się do założenia klubu w weekendy i zaprosić starszych członków, którzy ukończyli naukę, gdyby chcieli dowiedzieć się czegoś więcej, a nawet pomóc w prowadzeniu zajęć.

- Udostępnisz go wszystkim, którzy kiedykolwiek byli w Hogwarcie? Byli członkowie GD a nawet inni? - Dean szepnął z podziwem.

- Tak, to był podstawowy pomysł - Harry pokiwał głową. - Więc przedstawiłem pomysł Dumby'emu po lunchu, a on się zgodził, więc klub zostanie założony. - Wszyscy wiwatowali.

- Czy możemy wymyślić nową nazwę, Harry? - Orla Quirke, Krukonka z czwartego roku, spytała błagalnym głosem, kiedy hałas ucichł.

Harry westchnął i oparł się o ścianę za sobą. - Tak. Pozwólcie, że wyjaśnię, co chcę zrobić z GD w przyszłym roku, a być może to ułatwi wam wybór nazwy - zasugerował nastoletni lider, uśmiechając się, gdy wszyscy kiwnęli głowami i zajęli miejsca, na wypadek, gdyby wyjaśnianie zajęło trochę czasu. - Przytoczyłem Klub Pojedynków sprzed pięciu lat, ponieważ to będzie podobny. Dostępny dla wszystkich studentów, nawet Ślizgonów oraz wszystkich czarownic i czarodziejów w Wielkiej Brytanii, bez względu na ich wykształcenie...

- Nawet Śmierciożerców? - zapytała zimno Lavender Brown.

- Jeśli mają Mroczny Znak, będziemy musieli rozważyć, czy ich wpuszczamy, ale jeśli są czyści, nie mamy prawa odmówić im wstępu - odpowiedział stanowczo Harry. - Znajomość mrocznych zaklęć nie czyni Śmierciożercą.

- To prawda. - Michael Corner skinął głową. - Aurorzy muszą nauczyć się sporo Ciemnych zaklęć podczas treningu, aby mogli je rozpoznać.

- I używali Niewybaczalnych w pierwszej wojnie przeciwko Voldemortowi i Śmierciożercom, aby wyrównać rachunki - dodała Hermiona.

- Niektórzy tak, ale nie wszyscy - mruknął Neville.

- Och, to prawda. - Przepraszająco Hermiona skłoniła głowę w kierunku Neville'a. Dziedzic posłał jej krótki uśmiech w odpowiedzi.

Harry uśmiechnął się czule do stojącej przed nim grupy. - Wszyscy, macie podstawową koncepcję tego, co planuję. Czy masz jakieś inne pomysły? Zwłaszcza nazwa?

'Być może moglibyśmy zastosować oryginlny pomysł Cho. Stowarzyszenie Obrony.' Zasugerowała łagodnie Gin.*

- Moglibyśmy nazwać to "Klub Pojedynków, Który Na Pewno Wygrałby z Lockartem! - Zawołała Padma Patil.

Pokój Życzeń wypełnił się śmiechem z powodu sugestii, gdy Harry potrząsnął z rozbawieniem głową. - Być może coś nieco krótszego, Padmo.

- Stowarzyszenie Pojedynków - Luna powiedziała lekkim głosem.

- Popieram! - Lotus Vanger, kolejny szóstoroczny Krukon, zawołał z tyłu grupy.

'Ja też' Dodała Gin. 'Minusem jest zmiana skrótu jednak na pierwszy rzut oka mówi trochę o grupie.'**

- Racja. - Harry pokiwał głową. - Doskonały pomysł, Luna. Wiedziałem, że znowu mnie zaskoczysz. - Mrugnął do Krukonki, rozśmieszając innych członków, a Luna tylko lekko się uśmiechnęła. - A jakieś pomysły na to, co będziemy robić?

- Dlaczego jesteś tak zdesperowany, aby wszystko wszystko od razu załatwić? - zapytał podejrzliwie Terry.

- Mam spotkanie z personelem, dzięki uprzejmości Dumby'ego, aby zobaczyć, którzy nauczyciele chętnie pomogą mi wszystko przygotować w przyszłym roku - odpowiedział płynnie Harry. - Spotkanie odbywa się w ten weekend, więc w najlepiej dla mnie, aby dziś wszystko zostało ustalone.

- Dobra, czego będziesz uczyć? - Hermiona naciskała. - Musisz wymyślić projekt chociaż.

- Nie dokładnie "uczyć". - Harry potrząsnął głową. - GD nigdy nie było prowadzone jako lekcje. Wymyślałem na bieżąco, co chcę zrobić na spotkaniu. Zawsze tak było i zawsze będzie. Chcę również wiedzieć, kto byłby gotów pomóc mi to prowadzić? Pamiętajcie, że to będzie nie tylko nasz rocznik, ale także absolwenci.

- Oczywiście pomogę - powiedziała stanowczo Hermiona.

- Ja też - zgodził się Anthony Goldstein.

- I ja - zawołał Justin Flinch-Fletchley po tym, jak wymienił spojrzenie z Erniem Macmillanem.

- Dlaczego nie wybrać kogoś ze Slytherinu, Harry - zasugerował Ernie. - Wtedy będziesz miał pomocnika z każdego domu. Jeżeli jeden z twoich towarzyszy nie będzie się czuł na siłach, będzie mógł zamienić się z inną osobą ze swojego Domu.

- Myślę, że nauczanie należy pozostawić byłym członkom GD - wtrącił Zachariasz.

'Myślę, że musisz się zamknąć'  Gin powiedziała ostro, odwracając się, by spojrzeć na Zachariasza.

- W każdym razie planowałem dodać do programu Mroczne Sztuki. Potrzebuję Ślizgona, żeby mi pomógł - Harry wtrącił. Wszystkie oczy wróciły do ​​niego, choć Gin wciąż rzucała ciemne spojrzenia Zachariaszowi. - W końcu łatwiej jest walczyć z tym, co rozumiesz.

'Klon Moody'ego.' Narzekała Gin.

- Być może. - Harry wzruszył ramionami, uśmiechając się. - Aurorzy uczą się Czarnej Magii, ponieważ walczą lepiej, jeśli wiedzą, czego się spodziewać. Znam kilka zaklęć czarnomagicznych, i to naprawdę pomaga stawić czoło Mrocznemu Czarodziejowi, bo znam jego zaklęcia i mogę się przed nimi obronić. - Cisza po tym stwierdzeniu była długa. - W każdym razie Sally, potrzebuję również twojej pomocy.

- Ja? - Szepnęła Sally-Anne, z zszokowanym wyrazem twarzy.

- Tak. I Leana. Chcę także dodać magię leczniczą do programu nauczania, a potem obie planujecie iść do Świętego Munga, prawda? - Obie Puchonki przytaknęły. - W takim razie będziecie świetną pomocą. Nie mam wątpliwości, że Poppy pomoże, ale chciałbym też innej pomocy, na wypadek gdyby nie mogła przyjść.

- Poppy? - Zapytał Owen Cauldwell, Puchon z czwartego roku.

- Dla was pani Pomfrey - odpowiedział Harry, a jego oczy tańczyły z rozbawieniem. - Przepraszam. Zawsze chyba zapominam, że jestem jednym z niewielu uczniów, którzy odważą się nazywać ją lub profesor Snape ich imionami.

- A co z Marcusem? - Hermiona drażniła się.

- Być może nie zauważyłaś, ale on pozwala prawie każdemu nazywać go po imieniu - odpowiedział Harry z krzywym uśmiechem.

'Harry jest jednak jedynym, który może nazywać go inaczej.' Gin dodała, a potem uchyliła się przed poduszką, którą Harry rzucił w jej stronę. 'Co? To prawda.'

- Dopadnę cię, kiedy się będziesz najmniej tego spodziewać, bachorze - Harry zagroził czule, zanim zwrócił swoją uwagę do uśmiechniętej Gwardii. - Ja nie mam już żadnych pomysłów, ale dajcie mi znać w piątek, jeżeli ktoś z was, wymyśli coś nowego. - Harry uśmiechnął się szeroko, gdy wszyscy pokiwali głowami lub wydali odgłosy zgody. - Wspaniale. Kończymy więc. Idźcie i róbcie wszystko, co potwory lubią robić po kolacji w środy.

Pokój znów wypełnił się śmiechem, gdy wszyscy wstali i ruszyli w stronę drzwi.

-~*~-

- Powiedz mi jeszcze raz, dlaczego wstałeś tak wcześnie?

Harry skrzywił się, patrząc na ojca chrzestnego. - Mam spotkanie, Syri. Nie sądzę też, żeby cię tam chcieli.

- Cóż, i tak idę. Ani na chwilę nie spuszczę cię z oczu.

- Wspaniale. - Nastolatek zatrzymał się przed pustą ścianą, o której wiedział, że skrywa pokój nauczycielski.

- Pokój nauczycielski? Czy to spotkanie nauczycieli, Harry? - zapytał Syriusz dokuczliwie.

Harry zignorował tego mężczyznę. - Wpuść mnie - powiedział do ściany.

- Tylko nie kundel! - Severus natychmiast zawołał.

- Mówiłem - Harry poinformował swojego ojca chrzestnego, gdy zajął miejsce obok Toma i położył na stole mały stos notatek, które przyniósł ze sobą. - Cześć, kochanie.

- Nie "dzień dobry"? - skomentował Tom, gdy pocałował Harry'ego w policzek.

- Nie może być "dobry" kiedy wstaję cholernie wcześnie. - Harry prychnął, zanim uśmiechnął się do Poppy i Severusa, którzy siedzieli obok siebie. - To nie zadziała, Sevvie. Już próbowałem.

- Ty, Harry, jesteś Gryfonem.

- Dlatego ja, Severusie, wiedziałbym, jak walczyć z Gryfonem.

- Robisz im żart, oczywiście - powiedział radośnie Syriusz, siadając na siedzeniu obok Harry'ego.

- Tak walczysz z Huncwotem, Syri. Gryfoni potrzebują porządnego, solidnego uderzenia w głowę - odpowiedział zielonooki nastolatek, gdy wejście znów się otworzyło. - Och, dzień dobry, Minerwo.

- Dzień dobry, Harry - McGonagall skinęła głową młodemu czarodziejowi i zajęła wolne miejsce u szczytu stołu, podczas gdy Syriusz gapił się na nich. - Wyglądasz na trochę zestresowanego.

- Naprawdę? - Harry przewrócił oczami i wskazał kciukiem Syriusza.

McGonagall uśmiechnęła się lekko, co zaskoczyło wielu innych pracowników. - Rozmawiałeś już z nimi?

- Tak. Rozmawiałem też z Albusem. - Harry pokiwał głową. - Mówiąc o staruszku, gdzie on jest?

- Zauważyłeś, że choć raz jesteś bardzo wcześnie, prawda? - zapytał łagodnie Tom.

- Zamknij się, draniu.

Tom uśmiechnął się złośliwie. - Albus normalnie stu nie dotrze, dopóki nie będzie czwartej, urwisie.

- Czy nie powiedziałem ci, żebyś się zamknął?

- Nie byłeś wystarczająco miły - odpowiedział Czarny Pan lekko, po czym rzucił Syriuszowi ostre spojrzenie. - Widziałem tę różdżkę, Black. Odłóż ją, zanim zostanie złamana.

- Po prostu znajdzie kolejną - dodał zimno Severus.

- Więc ją też złamię.

- Och, wy dwaj jesteście okropni! Gdzie jest wyższy autorytet, kiedy go potrzebujesz? - wykrzyknął Harry, gdy wejście otworzyło się ponownie, tym razem, żeby ukazać Albusa.

- O kurczaku mowa - mruknął Tom, sprawiając, że Harry cicho zachichotał.

Albus uśmiechnął się do Harry'ego i Syriusza, gdy usiadł na swoim normalnym miejscu. - Dzień dobry, Syriuszu. To trochę niespodziewane spotkanie.

- Obudził się, kiedy się wymykałem. Eliksir Nasenny, który dał mi Sevvie musiał przestać działać. - Harry westchnął, mrugając do profesora eliksirów, który uśmiechnął się szeroko.

- Hej! - wykrzyknął Syriusz, rzucając wkurzone spojrzenia każdemu, kto się śmiał.

Albus zachichotał. - Rozumiem. Jakieś problemy z uczniami?

- Tak. Na siódmym roku jest pewien bachor, który jest absolutnym koszmarem - natychmiast powiedział Tom. Harry przygryzł wargę, żeby się nie uśmiechnąć.

- Och, chyba wiem o kim mówisz, Marcus - wtrącił Severus. - W mojej klasie prawie ciągle wysadza kociołki.

- Powoduje tylko kłopoty! - Tom zgodził się.

- A kim jest ten młody człowiek? - McGonagall zapytała obrzucając zirytowanym spojrzeniem obu profesorów, podczas gdy Harry ukrył twarz w ramionach, trzęsąc się ze śmiechu.

Tom i Severus wymienili spojrzenia, po czym powiedzieli - Syriusz Black.

Stół wypełnił to śmiechem. Syriusz tylko się skrzywił. - Myślę, że nie jest to zabawne. W każdym razie, to nie tak, że byłem gdziekolwiek w pobliżu twoich cennych kociołków, Snape.

- Nie, Harry wykonał zbyt dobrą robotę, utrzymując cię z dala od nich - zdecydował Severus, gdy wszyscy się uspokoili.

- Wy dwaj jesteście okropni - ogłosił Harry.

- Cóż, dziękuję, kochanie - odpowiedział Tom, trzepocząc rzęsami w stronę nastolatka. Harry lekko uderzył go w ramię.

- Zatem są jakieś problemy dotyczące studentów? - powiedział w końcu Albus, wciąż uśmiechając się szaleńczo.

- Thorald się uspokoiła, ale York, Munro i Rockwell wciąż się kłócą - westchnęła Hooch.

- Harry? - McGonagall spojrzała na najmłodszego czarodzieja przy stole.

Wszystkie oczy zwróciły się na Harry'ego, gdy westchnął i potrząsnął głową. - Przypuszczam, że mogę ponownie z nimi porozmawiać, ale nie sądzę, żebym mógł zrobić coś więcej.

- W takim razie będziemy musieli sobie z tym poradzić w staromodny sposób - mruknął Severus. - Daj mi znać, jeśli Munro i York nie zaprzestaną tych bzdur, a wtedy ja z nimi pogadam.

- Zajmę się zatem Rockwellem - zgodziła się McGonagall, gdy pozostali członkowie personelu i Harry przytaknęli.

- Dobrze. Coś jeszcze? Nie? - Albus spojrzał na Harry'ego i Toma. - Xylon i Galatea Thorald przybędą dziś, aby porozmawiać z wami, prawda?

- Tak. Umówiliśmy się na godzinę jedenastą - zgodził się Harry, a Tom skinął głową. - Ula ma dołączyć do nas na lunch.

- Wspaniale. Czy mielibyście coś przeciwko, gdybym również do was dołączył? - Zapytał dyrektor.

- Myślę, Albusie, że najlepiej by było, gdyby Minerwa wzięła udział - mruknął Tom. - Ona jest Głową Domu Uli.

- I mojego - dodał Harry. - Powinna być w stanie uspokoić wszelkie inne zmartwienia, jakie mogą mieć Xylon lub Galatea.

Albus spojrzał na McGonagall, która skinęła głową, a potem uśmiechnął się do dwóch kochanków. - Dobrze więc. Minerwa dołączy do was na lunch. To będzie w południe?

- Tak - zgodził się Tom. - Jeśli spotkanie potrwa dłużej, powiadomię Minerwę z wyprzedzeniem.

- A ja mam sposób na skontaktowanie się z Ulą - dodał Harry, gdy McGonagall otworzyła usta, by bez wątpienia zadać pytanie.

McGonagall uśmiechnęła się lekko. - Więc zostawię to w waszych zdolnych rękach.

- Mam nadzieję, że wszystkich czterech - mruknął Tom. Harry ponownie machnął ręką, gdy McGonagall rzuciła profesorowi Obrony przed Czarną Magią mroczne spojrzenie.

- Dobrze. Dobrze. - Albus skinął głową, a jego oczy błyszczały. - Harry, miałeś chyba coś do ogłoszenia?

Harry pokiwał głową. - Tak, dziękuję, Albusie. - Rozejrzał się wokół stołu, a jego spojrzenie stało się poważne. - Minerwa i ja rozmawialiśmy we wtorek i zastanowiliśmy się nad Gwardią. Minerwa chciała wiedzieć, czy zacznę ją prowadzić w przyszłym roku, ponieważ będę nauczycielem Obrony. Okazało się, że to dobry plan i Albus się zgodził, więc porozmawiałem o tym z obecnymi członkami GD. Klub będzie oficjalnym klubem Hogwartu i spotkania będą odbywały się w weekendy. Będzie otwarty dla wszystkich studentów i każdej czarownicy lub czarodzieja, który ukończył szkołę czarodziejów i obecnie mieszka w Wielkiej Brytanii.

- Jakikolwiek czarowniej lub czarownica? - zapytał Firenzo.

- Nie dyskryminujemy, chociaż zdecydowaliśmy, że osoby z Mrocznym Znakiem będą rozpatrywane indywidualnie - dodał Albus.

Harry pokiwał głową. - Jest to o tyle dobre rozwiązanie, że będziemy mogli uczyć się wszystkiego po trochu, a ci, którzy nie zawsze mają okazję ćwiczyć umiejętności pojedynkowe, mogą z tego skorzystać. Voldemort powrócił i musimy się przygotować - powiedział chłodno nastolatek. - W każdym razie będziemy potrzebować dorosłych, którzy pomogą utrzymać kontrolę nad tym. Poppy, chciałbym twojej pomocy, ponieważ zarówno Albus, jak i ja zgadzamy się, że podstawowe umiejętności magii leczniczej są niezbędne dla wszystkich. Severusie, chciałbym prosić cię o pomoc w zaciągnięciu tam Ślizgonów.

Poppy pokiwała głową. - Zakładam, że rozmawiałeś z Sally?

- Tak. I Leaną Moon. Obie chętnie Ci pomogą - zgodził się Harry.

- Przypuszczam, że mogę pomóc - zdecydował Severus.

- Bo nie jestem taki jak Lockhart - dodał Harry niewinnie, wywołując śmiech wśród członków personelu przy stole.

- Dzięki za to Merlinowi - szczerze zgodził się profesor eliksirów.

- W rzeczy samej. - Harry zwrócił się do Flitwicka. - Profesorze Flitwick, czy zechciałby Pan również pomóc?

Niski czarodziej prawie spadł z krzesła. - Będę zachwycony!

- Wspaniale. - Harry uśmiechnął się szeroko. - Każdy, kto chce przyjść, jest oczywiście mile widziany. W ciągu roku będziemy mieć jednego byłego członka GD z każdego Domu, który pomoże mi uczyć zaklęć i prowadzić takie rzeczy, jakie zwykle były w Gwardii, ale w przypadku takich ćwiczeń jak pojedynki, Potrzebuję całej pomocy, jaką mogę uzyskać.

- Oczywiście - zgodził się Severus. - Czy zachowasz nazwę GD? Wydaje mi się, że był to skrót od "gwardia Dumbledore'a" i nie sądzę, żeby wielu Ślizgonów na to przystało.

- Dokładnie - zgodził się Harry. - Dlatego właśnie zwołałem spotkanie Gwardii. Nowa nazwa to "Stowarzyszenie Pojedynków". W skrócie SP.

- Gryfoni - wymamrotał Tom, robiąc dźgając bok Harry'ego.

Albus zachichotał i powoli skierował spotkanie w kierunku pracy uczniów w klasie, egzaminy, owutemy i przygotowania do SUM-ów. Do czasu zakończenia spotkania Syriusz znów zasnął.

- Och, czy mogę go obudzić? - zapytał Tom, gdy pracownicy zbierali swoje rzeczy.

- Poczekaj. - Severus wyciągnął fiolkę z kieszeni i potrząsnął nią, a jego oczy błyszczały. - Wylej na niego to i odsuń się.

- Nie chcę brać w tym udziału - syknął Harry, zsuwając się z drogi, gdy Severus rzucił fiolkę Tomowi, który ją złapał. Członkowie personelu zatrzymali się, aby zobaczyć, jak dwaj Ślizgoni powodują problemy.

- Oczywiście. Powiemy nawet, że próbowałeś nas powstrzymać, kochanie - obiecał Tom, otwierając fiolkę. Następnie, z rozmachem godnym samego Lockharta, wylał miksturę na głowę Animaga i odskoczył z drogi.

Syriusz obudził się z głośnym - Rrrrowr! - Jego oczy szybko zmieniły kolor z szarego na żółto-zielony, a źrenice się zwęziły. Trójkątne uszy wysunęły się z jego włosów, gdy zniknęły jego ludzkie. Za jego plecami kołysał się długi ogon, a jego spojrzenie strzelało pomiędzy Tomem i Severusem, którzy oboje uśmiechali się do niego złośliwie. - Miau! - krzyknął, potem zamarł, a oczy rozszerzyły mu się z przerażenia.

Albus pierwszy zaczął się śmiać. Flitwick, Sprout, Poppy, Hagrid, Hooch i Burbage poszli za jego przykładem, niektórzy utrzymywali jednak połowę powagi, tylko się uśmiechając.

- Mówiłem - Harry wzruszył ramionami na kota-człowieka.

- Miaauuuu rrrowr!

- Severusie, daj mu antidotum - rozkazała McGonagall, ukrywając uśmiech za jedną ręką.

- Najpierw musiałbym je zrobić - powiedział Severus bezradnym głosem, co spowodowało, że cała sala, w tym Harry, wybuchnęła śmiechem.

- Cóż, Black, wygląda na to, że będziesz zmuszony przez chwilę się ukryć - zawołał Tom, machając ręką do Animaga, gdy obejmował Harry'ego ramieniem. - Teraz baw się dobrze - dodał, zanim wyprowadził swojego młodszego kochanka z pokoju.

Syriusz zaczął syczeć i miauczeć w kierunku pleców wycofujących się postaciach, ku wielkiemu rozbawieniu personelu.

- Powinieneś był zostać w łóżku - Severus powiedział Syriuszowi, zanim sam wyszedł z pokoju.

Wszyscy w pokoju wybuchnęli śmiechem ponownie jak Animag wypuścił kolejny ciąg teo, co powinno być przekleństwami.

-~*~-

- Witajcie - powiedział Harry z uśmiechem, gdy Galatea i Xylon zaczęli wchodzić po schodach budynku szkoły. - Szalonooki, wiem, że tam jesteś - dodał, zerkając na miejsce, w którym widział byłego aurora stojącego obok Xylona, ukrytego przez zaklęcie niewidzialności.

Szalonooki uśmiechnął się do nastolatka i zrzucił zaklęcie. - Upewniam się tylko, że Xylon i Galatea dotarli w jednym kawałku.

- Nie, raportujesz staremu Dumby'emu o jakiejś przypadkowej rzeczy, ale będę udawać, że ci wierzę - Harry cofnął się lekko, zanim spojrzał na swoich gości, którzy się uśmiechali. - Zaprowadzę was do biura Marcusa.

- Potter! - Szalonooki zawołał. Harry znów się do niego odwrócił i uniósł brew, widząc butelkę, którą trzymał mężczyzna. - Dla Ciebie. Abyś przestał kraść moją - powiedział, a potem rzucił piersiówkę szczerzącemu się nastolatkowi. - Zmieniłeś kolor włosów?

Uśmiech Harry'ego zamienił się w złośliwy uśmieszek, gdy ukrył butelkę w kieszeni szaty. - Marcus nienawidzi różu - powiedział przed spojrzeniem na Thoraldów i poprowadzenie ich do szkoły.

Szalonooki potrząsnął głową z lekkim uśmiechem na wycofującego się nastolatka. - Ten chłopiec jest potworem - zdecydował, po czym sam wszedł do szkoły i skierował się do biura Albusa.

-~*~-

- Witajcie - powiedział Tom z uśmiechem, gdy Xylon i Galatea weszli do biura. Harry wszedł za nimi, zamykając za sobą drzwi. - Jestem Marcus Brutús.

- Muszę powiedzieć, że nie słyszeliśmy o tobie najlepszych rzeczy - powiedziała wyniośle Galatea, nawet gdy Xylon uścisnął dłoń Czarnego Pana.

- Obawiam się, że obecnie niewiele dobrego dzieje się wokół mnie - zgodził się łagodnie Tom, wskazując, by usiedli na kilku pluszowych czarnych krzesłach, które stały przed jego biurkiem. Harry usiadł na trzecim, bordowym krześle, które znajdowało się obok biurka, twarzą do Thoraldów. Tom usiadł na krześle za biurkiem.

- Będziemy rozmawiać do południa - zaczął Harry - wtedy profesor McGonagall i Ula dołączą do nas na lunch. Czy to w porządku?

- To powinno być w porządku - zgodził się Xylon, zanim Galatea zdążyła się nie zgodzić.

Galatea rzuciła mężowi zirytowane spojrzenie, zanim zapytała: - Gdzie się zatrzymujecie?

- Moim dworku rodzinnym - odpowiedział z łatwością Tom. - Jest w pobliżu Dundee, a wokół niego jest mnóstwo wolnego miejsca do gry w Quidditcha lub cokolwiek innego. Obawiam się, że w środku nie ma wiele do zrobienia, ale oczywiście można temu zaradzić.

- Ula nie ma miotły - powiedziała Galatea.

- Mam kilka Nimbusów 2000, które były używane tylko raz lub dwa. Oczywiście może z nich korzystać. Nie mam z nich większego pożytku.

- Kilku moich przyjaciół odwiedzi nas w lato - dodał Harry. - Jestem pewien, że możemy rozegrać wtedy kilka gier w Quidditcha. Hermiona Granger również zostanie w dworku przez większość lata, więc będziemy również opiekowali się jej bliźniakami.

- Panna Granger jest Prefekt Naczelną, prawda? - Zapytał Xylon.

- Tak. - Harry uśmiechnął się lekko. - Pomoże upewnić się, że Ula wykona swoją letnią pracę domową. Właściwie jest w tym całkiem dobra.

- Całkiem dobra? - Tom mruknął. - Myślałem, że jest lepsza niż całkiem.

- Cóż, tak... - Harry uśmiechnął się szeroko do swojego kochanka. - Ale staram się być uprzejmy.

- Pierwszy raz to robisz.

- Sam się prosisz o karę, Marcusie - ostrzegł nastolatek, potrząsając palcem przed twarzą nauczyciela Obrony.

Czarny Pan uniósł brew w stronę swojego młodszego kochanka. - To nic nowego.

Xylon uśmiechał się do dwóch kochanków, ale Galatea nie wyglądała na rozbawioną. - A co z innymi ludźmi, którzy tam będą?

Harry i Tom wymienili spojrzenia. - Tak naprawdę, tylko moi szkolni przyjaciele. - Harry wzruszył ramionami. - I może magomedyczka Hogwartu, Poppy Pomfrey; ona i Marcus są przyjaciółmi, a ja uczę się od niej magii leczniczej.

Tom skinął głową. - Nie znam wielu ludzi, z którymi chodziłem do szkoły, a większość z nich i tak zginęła w pierwszej wojnie.

- Gdzie chodziłeś do szkoły? - Zażądała Galatea.

- Hogwart - odpowiedział spokojnie Czarny Pan. - Ukończyłem szkołę, zanim się urodziliście.

Harry walnął się w czoło otwartą dłonią, gdy Galatea z trudem łapała powietrze, a Xylon otworzył szeroko oczy. Nieźle ich zszokowałeś, Tom.

Miałem nadzieję, że sprawi to, że zostawi mnie w spokoju. Odpowiedział Tom z odrobiną rozbawienia. - Coś jeszcze, pani Thorald?

Galatea szybko się zebrała. - Tak. A co z karami? I oczywiście nagrodami.

Tom drgnął, kiedy Galatea wspomniała o karach, ale odpowiedział spokojnie: - Jeśli Ula zrobi coś złego, być może będę na nią krzyczeć. Jeśli uznam, że jej czyny zasługują na coś więcej niż krzyczenie, każę jej usiąść w kącie. - Spojrzał na Harry'ego. - Chyba że masz inne sugestie.

- Praca fizyczna. - Harry uśmiechnął się szeroko. - Tak właśnie robi Molly. Niech pomoże skrzatom odkurzyć bibliotekę lub coś w tym rodzaju.

Tom się skrzywił. - Ta "pomoc" nie istnieje jeśli chodzi o odkurzanie biblioteki. Skrzaty domowe tam nie wchodzą.

- Idealnie. Jeśli zdecyduje się zrobić coś całkowicie szalonego, zmusimy ją do wyczyszczenia biblioteki - zdecydował Harry. Tom przewrócił oczami.

- Masz skrzaty domowe? - zapytała Galatea.

- Tak. - Tom skinął głową. - Dziesięć. Ich rodziny są w mojej rodzinie od wieków. Najmłodsza, Migotka, jest wolna od dwudziestu lat. - Uśmiechnął się na zaskoczone spojrzenie Harry'ego. - Poprosiła o wolność.

Więc jesteś miły dla skrzatów domowych, ale nie, powiedzmy, Śmierciożerców? Harry dokuczał.

Moje skrzaty domowe muszą być niezawodne. W każdym razie moja matka była dla nich zawsze uprzejma, więc zawsze były miłe dla mnie. Lubię je. Odpowiedział z oburzeniem Tom.

Galatea w zamyśleniu kiwała głową. - Rozumiem. A jakie jedzenie zwykle robią skrzaty domowe?

Tom wzruszył ramionami. - Prawie wszystko. W moim domu obowiązują zasady przeciwko zbyt dużej ilości cukru, ale to jedyna ograniczona rzecz. Jeśli chcesz coś zjeść, po prostu spytaj jednego z skrzatów domowych, a one ci to przyniosą. Właściwie to bardzo przypomina Hogwart.

- W takim razie w porządku - zdecydowała Galatea. - Jeśli mielibyście gdzieś wyjść, co planujecie zrobić z naszą córką?

- Są szanse, że nie będziemy musieli nigdzie wychodzić. Mam na myśli, że mogę wyjść na spotkanie, ale nigdy nie będziemy musieli wyjść z domu oboje - powiedział Harry z namysłem. - Jeśli jednak tak się stanie...- Harry wzruszył ramionami i spojrzał na Toma. - Przypuszczam, że zabierzemy ją do Hogwartu. Profesor Dumbledore powiedział coś w zeszłym roku o tym, że jest to bezpieczny dom na lato, na wypadek, gdyby nastąpił atak a ty nie miałbyś dokąd pójść. Nie miałby nic przeciwko temu, żebyśmy zostawili tutaj Ulę, gdyby coś jednak nam wypadło.

- Oczywiście. - Galatea pokiwała głową. - A czy jest jakiś sposób, byśmy mogli skontaktować się z Ulą?

- Ze względów bezpieczeństwa nie jestem podłączony do sieci Fiuu - odpowiedział Tom. - Ale możecie wysłać sowę, ilekroć poczujecie taką potrzebę. Wydaje mi się, że w Dundee jest sowia poczta, do której będziecie musieli napisać, a my przynajmniej raz dziennie będziemy sprawdzać, czy coś przyszło.

- Nie wpuszczasz sów do swojej nieruchomości? - Zapytał Xylon.

- Jeden z moich przodków był paranoikiem - powiedział Tom, wydając z siebie cierpiętnicze westchnienie. - Totemy są przeciwko wszystkiemu, nawet uroki odpychające mugoli. Sowy nie mogą się przedostać, większość dzikich zwierząt nie może się przedostać, ludzie muszą być dodani do osłon, aby przejść przez nie, nie można się aportować, nie jesteśmy podłączeni do sieci Fiuu i tak dalej. Jeżeli nawet komuś jakimś cudem udałoby dostać się na teren, jest tam ponad mila płaskiej ziemi między dworem a końcem osłon, tak że widać, jeżeli ktoś się zbliża.

Harry przewrócił oczami z uśmiechem, podczas gdy Xylon zachichotał. - Przynajmniej Sam-Wiesz-Kto nigdy nie będzie w stanie zaatakować twojego domu.

- To jedna dobra rzecz w tych wszystkich zabezpieczeniach, tak - zgodził się Tom, zerkając na Harry'ego. - Powinienem cię tam zamknąć, Harry. W końcu wszyscy wiemy, że jesteś tym, co Voldemort chce zdobyć najbardziej na tym świecie.

- Tak świetnie radzisz sobie ze słowami, Marcusie - Harry jęknął. Wewnątrz był całkiem zadowolony i powiadomił o tym swojego kochanka mentalnym uściskiem, który został oddany.

- Kiedy pojawi się lista przyborów szkolnych w Hogwarcie na przyszły rok, czy zabierzecie Ulę na Ulicę Pokątną, aby dostała nowe rzeczy? - Włączyła się Galatea, z zaciśniętymi ustami.

- Tak - zgodził się Harry. - Możemy zapłacić za rzeczy, jeśli...

- Nie - wtrąciła się wiedźma. - Ula ma swoje własne konto, z którego będzie korzystać na szkolne rzeczy. Proszę tylko, abyś upewnił się, że kupi tylko to, co jest na liście.

- Oczywiście - zgodził się Tom równo. - To nie będzie problem.

- Dobrze. - Galatea pokiwała głową. - Czy spodziewacie się zapłaty za pobyt Uli w waszym domu?

- Nie - odpowiedział Harry, marszcząc brwi. - Tylko wykonuję przysługę dla przyjaciela. Byłoby niegrzecznie oczekiwać, że zapłacicie za to, że Ula pozostanie z nami, kiedy nie poprosimy Herm o zapłatę, a ona ma dwoje dzieci. Nie opiekujemy się Ulą, pozwalamy jej zostać na lato, jakby ktoś poprosił przyjaciela o nocleg na noc.

- Więc traktujesz to jak nocleg? - Galatea zapytała zimno.

- Tak - odpowiedział Harry równie zimnym tonem. On i Galatea spojrzeli na siebie, Tom bezradnie podniósł wzrok, a Xylon jęknął i pokręcił głową.

Drzwi biura otworzyły się, wpuszczając McGonagall i Ulę. Obie zatrzymały się w drzwiach, wpatrując się w scenę. - Czy powinnyśmy wrócić później? - zapytała McGonagall.

Tom machnął różdżką, wyczarowując dwa niebieskie krzesła. - Nie, nie, wejdźcie - powiedział, zanim sięgnął i uderzył mocno Harry'ego w głowę. - Dość.

Harry rzucił ukochanemu mroczne spojrzenie, po czym odwrócił się, by uśmiechnąć się do dwóch przybyszów. - Dzień dobry, Minerwo, Ula - powiedział, gdy Tom wyczarował stół pośrodku pokoju i skinął na wszystkich, by przysunęli krzesła.

Ula wpatrywała się w Harry'ego ze zdziwieniem, że nazywał zastępcę dyrektora jej imieniem, a McGonagall bezradnie potrząsała głową. - Dzień dobry, Harry, Marcusie, Galateo, Xylonie.

Ula usiadła na krześle najbliżej Harry'ego, zanim się odezwie. - Jak ci się to udało nazwać profesor jej imieniem?

Harry mrugnął. - To mój sekret.

- Och, daj spokój, Harry.

- Nie.

- Właściwie to nie może powiedzieć - wtrącił Tom, targając włosy Harry'ego z szerokim uśmiechem.

- Czy twoja matka nigdy nie nauczyła cię, że niegrzecznie jest podsłuchiwać? - zażądała Ula.

- Właściwie moja matka zmarła, podczas porodu - zabrzmiała odpowiedź. - Trochę smutne, naprawdę, ale hej! Oszczędziła mi tych wszystkich rzeczy, których matka powinna cię nauczyć! - Tom mrugnął.

- To wszystko wyjaśnia - Harry parsknął śmiechem wraz z pierwszoroczną, dostając uśmiech od Xylona i McGonagall.

- Jak co na przykład? - Tom prychnął.

- Dwa słowa, Marcus. Zaklęcia Czyszczące.

- Zamknij się - Czarny Pan skrzywił się, a Ula znów się roześmiała.

Harry mrugnął do dorosłych przy stole. - Marcus nie byłby w stanie rzucić Czyszczącego Uroku, nawet jeśli wypaliłbyś wskazówki w jego mózgu.

- Prosisz się by znaleźć się w świecie bólu, urwisie - ostrzegł Tom.

- Żadnych gróźb przy stole obiadowym - powiedziała Ula, potrząsając palcem przed Czarnym Panem.

- Och, jesteś teraz moją matką? - zapytał Tom, uśmiechając się do młodej czarownicy.

- Tak!

- Spóźniłaś się o siedemdziesiąt lat, dzieciaku. - Harry parsknął, gdy stół wypełnił się jedzeniem, dzięki uprzejmości skrzatów domowych Hogwartu.

Ula zachichotała. - Marcus jest stary jak brud!

- Tak. Dziękuję Ci. - Tom skrzywił się. - Harry, masz coś przeciwko?

- Nie, wcale nie - odpowiedział wesoło Harry. - Czy możesz podać ziemniaki, kochanie?

- Gdzie byś je chciał? - Tom odpowiedział równie wesoło. - W tych twoich szalonych włosach, na szacie czy na kolanach?

- Właściwie na moim talerzu będzie w porządku - powiedział Chłopiec-Który-Przeżył z uśmiechem, gdy w milczeniu rzucił Zaklęcie Przywołujące, by przywołać do niego ziemniaki.

- Czy twoja matka nigdy nie nauczyła cię nie rzucać Zaklęcia Przywołującego przy stole? - zapytał sucho Tom.

- Nie. Dorastałem z ciotką, a ona jest mugolką - odpowiedział Harry jasno, podając Uli miskę z ziemniakami.

- To wyjaśnia, dlaczego twoje maniery przy stole są tak dobre jak Alastora - westchnęła McGonagall.

- Och, to mi przypomina! - Harry wyciągnął nową piersiówkę z kieszeni szaty i pstryknął palcami. Zgredek pojawił się znikąd i Harry pochylił się, by szepnąć mu coś do ucha, zanim podał mu naczynie. Zgredek zniknął z uśmiechem.

- Co to było? - zapytał ostrożnie Tom.

- Coś, co dał mi Szalonooki dziś rano - odpowiedział wesoło Harry.

Z trzaskiem, Zgredek pojawił się z piersiówką i wręczył ją Harry'emu. - Proszę bardzo, Harry Potterze, sir - powiedział podekscytowany.

- Dzięki, Zgredku - odpowiedział nastolatek. Usiadł, gdy Zgredek zniknął i upił łyk napoju. Zadrżał i powiedział: - Idealnie! - po czym rzucił zaklęcie na naczynie, aby zawsze było pełne.

- Proszę, powiedz mi, że to nie jest to, co myślę, że jest  - mruknął Tom, uważnie wpatrując się w piersiówkę.

Twarz Harry'ego rozjaśniła się. - Super Tajna Formuła Szaleństwa dla Niesprawnych Umysłowo!

- Nieeee... - jęknął Tom, chowając twarz w dłoniach.

- Co to jest? - Ula spojrzała z ciekawością na piersiówkę. - Mogę trochę?

Harry uśmiechnął się i włożył naczynie do kieszeni. - Nie, Ula. Jesteś jeszcze trochę za młoda.

- Czy Albus o tym wie? - zapytała sucho McGonagall. - Ponieważ, o ile mi wiadomo, uczniom nie wolno spożywać alkoholu w szkole.

- Harry! - Ula krzyknęła, a jej oczy były szeroko otwarte z szoku.

Harry westchnął głośno. - Och, nakłonię go do tego, Minerwo.

- Tego się właśnie obawiam. - McGonagall westchnęła.

Tom uśmiechnął się złośliwie i podniósł piersiówkę. - Myślę, że będę musiał to skonfiskować, panie Potter.

- Marcus! - Harry oparł się o mężczyznę i próbował chwycić butelkę, którą Tom z łatwością wyciągnął poza jego zasięg.

Aby Harry przestał, Czarny Pan pochylił się i pocałował nastolatka. - Siadaj. Dostaniesz ją tylko jeśli Albus się zgodzi. - Spojrzał na McGonagall nad stołem. - Dobrze?

- Tak - zgodziła się profesorka transmutacji.

Harry usiadł na krześle, dąsając się. - Wredzielec.

- Mhm - Tom skinął głową, odchylając się do tyłu i wkładając piersiówkę do górnej szuflady biurka. - Jeśli spróbujesz ją odzyskać, następnym razem, gdy to zobaczę, dam ci film na żywo o wysadzaniu alkoholu - dodał.

- Och! Mogę też oglądać? - zapytała Ula, patrząc w stronę Czarnego Pana.

- Być może z bardzo bezpiecznej odległości - zgodził się Tom z uśmiechem.

- Nie wysadzisz mojej piersiówki! - Harry krzyknął.

- Więc zostanie moim biurku, dopóki Albus się nie zgodzi - odpowiedział spokojnie Tom.

Xylon patrzył z uśmiechem na Harry'ego i jego kochanka sprzeczających się na temat piersiówki, która znalazła nowe miejsce w górnej części biurka nauczyciela Obrony przed Czarną Magią. Spojrzał na Galateę, która skrzywiła się, i położył dłoń na jej kolanie. - Wszystko będzie dobrze.

- Nie lubię Brutúsa - warknęła Galatea.

- Jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej, Galateo - zaczęła McGonagall, pochylając się, by porozmawiać z parą. - Nigdy nie lubiłam Marcusa, ale wykonuje swoją pracę bardzo dobrze i wszyscy uczniowie go kochają. Nie będzie miał problemu z opiekowaniem się Ulą, a Harry z radością zajmie się nią.

- Nie lubisz go? - Galatea odpowiedziała szeptem.

- Tak - zgodziła się McGonagall. - I ufam tylko na tyle, na ile mogę, co nie jest daleko, ale ufałabym mu z troską o dziecko w każdej chwili.

- Więc każesz mi zostawić z nim moją córkę?

- Nie. Mówię ci, że będzie z nim bezpieczna.

Galatea spojrzała ostrożnie na profesora po drugiej stronie stołu. To prawda, że ​​nie słuchała Uli, ale do pewnego stopnia troszczyła się o swoje jedyne dziecko. Nie radziła sobie dobrze z dziećmi, Xylon natomiast tak. - Dobrze. Ula może zostać z tą dwójką - zdecydowała w końcu. - Ale jeśli usłyszę jedną skargę na ich temat, wraca prosto do mojego ojca.

McGonagall lekko skinęła głową, również zerkając na trójkę po drugiej stronie stołu. Wszyscy zachowywali się jak dzieci, rzucając w siebie jedzeniem. Uli będzie dobrze.

- - - * ^ * - - -

Nie rozpieszczam was za bardzo, czytelnicy? Trzeci rozdział, trzy dni z rzędu :D

* W angielskiej wersji Harry'ego Pottera jest DA (Dumbledore's Army) a autorka w oryginale przytoczyła propozycję Cho, którą było również DA (Defence Association) stąd powinna pojawić się następna linijka Colina "We could continue calling it DA" (Moglibyśmy nadal używać skrótu DA). 

Jednak w polskiej wersji językowej jest Gwardia Dumbledore'a (GD) a Cho zaproponowała nazwę Stowarzyszenie Obrony (SO) więc usunęłam jedną linię tekstu, ponieważ nie wiem jak można by było to obejść.

** Podobna sytuacja, Gin przytacza skrót DA (Duelling Association) dlatego tutaj zmieniłam jej wypowiedź dosyć bardzo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top