Chapter 39
Ron czytał list, a wiele innych rozsypanych było wokół niego i jego łóżka, gdy Harry wszedł do pokoju Weasleya. Wydawało się nawet, że rudzielec nie zauważył, jak wchodzi drugi czarodziej
- Widzę, że Fred i George byli w stanie się kontrolować - powiedział Harry, opierając się o framugę drzwi i krzyżując ręce na piersi.
Ron podniósł wzrok. - Czego chcesz, Harry?
Harry podszedł do łóżka i podniósł list, na który tylko rzucił okiem. Pochodził od Percy'ego i był z października. - Pisałeś do Percy'ego jak widzę. Czy to dlatego wybuchłeś, kiedy Ginny się nie przejęła jego śmiercią?
Ron wyrwał list z uścisku Harry'ego i zaczął je składać. - Być może.
Harry uśmiechnął się zimno. - Mówił coś o mnie, prawda? - Ron zamarł, wpatrując się w wyciągniętą rękę. - W tym liście, który czytałeś? Wyglądało na to, że był najnowszy.
- Powiedział kilka rzeczy, tak.
- Czy nazwał mnie Śmierciożercą, Ron? Powiedział, że jestem przywódcą grupy czarodziei, którzy są bardzo podobni do Mrocznego Zakonu? - zapytał Harry lekko.
Oczy Rona skierowały się na beznamiętną twarz przed nim. - Jak...
- Ponieważ to samo powiedział Dumbledore'owi po tym, jak próbował zabić Hermionę i mnie.
Ron zmrużył oczy. - Nigdy nie skrzywdziłby Hermiony. Powiedziałem mu, że mi na niej zależy.
- Ale nie na mnie? Poczułem się urażony, Ron.
- Ostatnio byłeś dla mnie okropny - zauważył Ron.
- Zasłużyłeś na to - powiedział cicho Harry, a usta Rona zatrzasnęły się. - Zrobiłeś dziecko Hermionie, mimo, że tego nie planowała, atakowałeś związek mój i Ginny, a potem zaatakowałeś Ginny bezpośrednio. Wszystkie twoje przewinienia są niewybaczalne w pewien sposób. Powiedz mi, Ron, co powstrzymuje mnie przed zabiciem ciebie tu i teraz za atak na Ginny? Straciła głos, Ron. Już nigdy więcej się nie odezwie. - Pochylił się, stając oko w oko z czarodziejem, kontynuował wciąż miękkim i pozbawionym emocji głosem: - Co mnie powstrzymuje?
- Moi rodzice... - zaczął Ron z suchością w ustach.
-Molly i Artur nie są z ciebie zadowoleni. Myślisz, że pozwoliliby mi tu przyjść samemu, gdyby martwili się o twoje dobro?
- Dumbledore...
- To, co dzieje się poza terenem szkoły, nie jest jego zmartwieniem.
- Zakon...
- Jest zbyt zajęty ściganiem psychotycznych czarodziejów i próbowaniem dowiedzieć się, gdzie spędziłem dzisiejszą noc, aby się o ciebie martwić.
Ron potrząsnął głową. - Jesteś bezbronny - powiedział Harry.
- Uczyłem się sztuk walki, Ronaldzie, a Dumbledore oddał mi moją różdżkę po tym, jak Percy nas zaatakował - kontynuował.
- Zamierzasz mnie zabić - zdał sobie sprawę Ron z szeroko otwartymi oczami. - Percy miał rację, prawda? Ty jesteś śmierciożercą...
Harry uśmiechnął się złośliwie. - Bardzo dobrze. - Delikatnie usiadł na łóżku, nie odrywając oczu od przerażonych niebieskich oczu chłopca, którego kiedyś nazywał przyjacielem. - Chciałbyś usłyszeć, jak zmarł Perc, Ron? Mogę ci wszystko opowiedzieć bo to ja go zabiłem.
- Ty... Nie... - Ron potrząsnął głową.
- Mroczny Zakon jest na całe życie - wyszeptał Harry. - Ci, którzy dołączają, żyją jak Mroczni czarodzieje lub umierają jako zdrajcy. Percy stał się zdrajcą i został zabity. Tak zawsze było.
- Jesteś pod kontrolą albo... albo coś innego! - Ron krzyknął.
- Ronald, wiem, że masz mózg. Jeśli Voldemort nie był w stanie kontrolować mnie na czwartym roku, co sprawia, że myślisz, że może mnie kontrolować teraz?
- Zatem nie jesteś Harrym Potterem!
Harry zaśmiał się zimno, przypominając śmiech Czarnego Pana. - Remus powiedział to samo, wiesz? Dalej, Ron, zadaj mi pytanie, na które tylko ja znałbym odpowiedź.
- K-kiedy podążaliśmy z-za p-pająkami, c-co znaleźliśmy?
- Brzmisz jak profesor Quirrell. Znaleźliśmy w lesie kolonię Akromantuli, którzy byli przyjaciółmi Hagrida. Chcieli nas zjeść, ale pojawił się stary Ford Anglia twojego ojca i nas uratował - powiedział Harry. - Chcesz spróbować ponownie?
- Pierwsza karta z czekoladowej żaby, którą dostałeś.
Harry zmarszczył brwi na drugiego czarodzieja. - Dumbledore. Byłem zdziwiony, że zdjęcia w czarodziejskim świecie poruszały się. Uznałeś to za tak dziwne, że mugolskie obrazy nie mogły się poruszać... - przerwał, potrząsając głową, by usunąć wydarzenia z pamięci. - Od tego czasu wiele się zmieniło...
Ron wydał z siebie dźwięk, brzmiący jak szloch. - Dlaczego? Dlaczego dołączyłeś do Sam-Wiesz-Kogo?
Harry wstał. - Wszyscy mamy swoje powody, Ron. Jednak jeszcze nie zasłużyłeś, aby poznać mój. Powiedziałbym ci, żebyś poprosił Ginny o jej, ale cóż, w pewnym sensie zablokowałeś jej tą możliwość... - Delikatnie złapał Rona za policzki i posłał drugiemu czarodziejowi smutne spojrzenie. - Biedny, bezbronny, Ron. Wszyscy cię zostawiają. Twoja rodzina ciemnieje, a ty utkniesz w świetle. Co za bolesny widok.
- Harry...
- Musisz zrozumieć, Ron, że nie mogę pozwolić ci szerzyć naszych tajemnic. Oczywiście pozwolę ci zachować wszystkie swoje listy, ale nikt nigdy nie może ich zobaczyć - powiedział łagodnie Harry, nawet gdy nakładał Urok Tajemnicy wokół nastolatka na łóżku. - Percy umarł płacząc, Ron. Pokryty własną krwią i płaczący jak dziecko. Był zdrajcą dwa razy, przyjacielu. Zdrajca twojej rodziny i Światła, a następnie zdrajca mnie i Ciemności. Zdrajcy zasługują na śmierć, Ron. A może ty upadniesz jako następny? - Młody Mroczny czarodziej zasugerował z łatwością, po czym wyszedł z pokoju i wrócił na dół. Bardziej czuł niżeli słyszał, że Ron podąża za nim.
- Czy on nadal żyje? - zapytał George, gdy Harry wszedł do salonu.
Harry uniósł brew na nastolatka. - Pamiętasz, jak ci mówiłem, że Gin też chciał go mieć, George?
- Ma krótką pamięć - zaproponował Fred.
- Szkoda. Wydaje się, że często dzielicie mózg.
- Co cię dzisiaj ugryzło?- Fred narzekał.
Harry westchnął i usiadł ostrożnie. - Wiele rzeczy.
- Frustracja seksualna - zasugerował Arthur, otrzymując cios od żony w ramię. - Auć! Molly, za co to było?
Harry uśmiechnął się smutno. - Tak. - Usiadł na krześle, które wcześniej upatrzył. - Równie dobrze możesz dołączyć do reszty z nas, Ronald. Raczej słabo ci idzie szpiegowanie innych ludzi.
Ron wsunął głowę przez drzwi i stwierdził, że stoi przed czterema różdżkami rodziny, skierowanymi w niego, a kawałek dalej widział tył głowy Harry'ego. - Cześć?
- Opuśćcie je - powiedział stanowczo Harry. Kiedy niczyja różdżka nie opadła, wstał. - Co ja właśnie powiedziałem?
Ron patrzył z mieszaniną podziwu i przerażenia, jak cztery różdżki zostały opuszczone i odłożone. - Dzięki, Harry.
Harry odwrócił się do niego z zimnymi zielonymi oczami. - Nie pomagam ci, Ron. Zabicie cię nie rozwiązałoby niczego, a oznaczałoby to tylko kolejny pochówek. Najlepiej pozostawić twoją głupotę, niż pozbyć się jej dwoma uroczymi słowami.
Ron zmrużył oczy. - Czy dotknąłeś mojej siostry seksualnie?
- Hipokryta! - Fred i George krzyknęli.
Harry przewrócił oczami. - Nie umawiam się z Gin, Ron. Twoje umiejętności obserwacji wymagają poważnej pracy. - Odwrócił się i znów usiadł.
- Harry, czy mądrze było mu to powiedzieć? - zapytał łagodnie Artur.
- Tak. - Harry obdarzył mężczyznę zimnym uśmiechem, gdy oszołomiony Ron usiadł na podłodze w połowie drogi między miejscem, gdzie siedziała jego matka, a miejscem, w którym siedział Harry. - Rzuciłem na niego zaklęcie, które powstrzymuje go przed powtórzeniem wszystkiego, co usłyszy w tym domu - wyjaśnił zielonooki czarodziej. - Jest tak ustawione, że tylko Voldemort lub ja jesteśmy w stanie cofnąć zaklęcie lub się nim bawić.
- Rany. Dzięki za zaufanie - mruknął Fred.
Harry parsknął śmiechem. - Nie ufam Dropsowi, że nie wypróbuje jakiegoś dziwacznego sposobu zdobycia informacji. Jeśli podejrzewa jednego z was czterech i użyje was, by zdjąć zaklęcie Rona, jesteśmy zgubieni.
- Masz punkt. - George westchnął.
- Kiedy stałeś się taki sprytny? - Fred narzekał.
- Naprawdę chyba nie oczekujesz, że odpowiem na to pytanie, prawda? - Harry mrugnął do bliźniaków, po czym znów zaczął mówić poważnie i lekko pochylił się do przodu. - Percy powiedział Dropsowi o wisiorkach. Liczę na was czworo w zakresie zdobywania informacji od Zakonu, jak chcą odkryć wisiorki. Oczywiście będziecie musieli ukrywać je pod koszulami.
- Zawsze tak robimy - powiedzieli bliźniacy, gdy Molly i Artur schowali naszyjniki pod koszulami.
- Nie chowasz swojego - mruknęła Molly z zaciśniętymi ustami.
Harry musiał się uśmiechnąć. - On mnie już podejrzewa. Dlaczego powinno mnie to obchodzić?
- Ale nie jest pewien - odparowała Molly.
- W takim razie powinniśmy mieć nadzieję, że powstrzymamy ich od znalezienia wisiorków, prawda? - Harry dokuczał.
Głośny huk w kuchni sprawił, że wszyscy zamarli na chwilę, zanim piątka z czarodziei wycelowała różdżki w drzwi do kuchni.
W drzwiach pojawiła się głowa w kolorze jaskrawej pomarańczy. - Woah!
- Tonks! - Molly krzyknęła, zirytowana. - Co przewróciłaś?
- Strąciłam patelnię z pieca - zaoferowała Tonks z uśmiechem. - Wiedziałam, że tu będziesz, mówiłam o tym Dumbledore'owi!
Harry jęknął i opadł na swoje miejsce. - Prawie przyprawiłaś nas o zawały serca, Tonks. Mam dość psycholi siedzących mi na ogonie, a ty jeszcze kręcisz się po kuchni.
- Przepraszam... - Kobieta zerknęła za krzesło Harry'ego na Rona, którego obdarzyła dziwnym spojrzeniem. - Nie zabiłeś go?
- Nie. Ale kusiło mnie - odpowiedział Harry, uśmiechając się lekko. - Czy Dung rzeczywiście przyszedł na czas?
Tonks skrzywiła się i odwróciła, by przejrzeć torebkę. - Tak, do cholery. Miałam nadzieję, że zapomniałeś.
- Zakładaliście się? - zapytała Molly, oburzona.
- Nie - powiedzieli jednocześnie Tonks i Harry, nawet gdy Tonks położyła monety do wyciągniętej dłoni Harry'ego.
- Obstawialiście frekwencję Dunga...-
- ...teraz to jest zbyt śmieszne.
Tonks mrugnęła do bliźniaków. - Harry zaczął!
- Harry nie powinien nawet wiedzieć, gdzie się ukrywacie! - Krzyknęła Molly.
-Molly, zrelaksuj się. - Harry westchnął, odkładając pieniądze. - Pewnego dnia miała różowe włosy. Ponownie tego nie zrobi.
- Powinnam mieć taką nadzieję!
- Jestem w stanie zadbać o siebie.
- To i ma kilku dobrych przyjaciół - dodała Tonks, targając włosy Harry'ego. - Jak ten Śmierciożerca ukrywający się na drzewie, na trawniku numer ósmego.
- Co?! - Harry obrócił się gwałtownie, by na nią spojrzeć.
Tonks rozejrzała się po pokoju ze zmarszczonymi brwiami. Jedynym Weasleyem bez ręki na różdżce był Ron, a to najprawdopodobniej dlatego, że nie miał różdżki. - Tak... Moody widział Śmierciożercę na jednym z drzew, na początku tego tygodnia. On i inny Śmierciożerca wymieniają się co dwadzieścia cztery godziny. Nie zrobili jeszcze nic oprócz obserwowania.
Harry z jękiem ukrył twarz w dłoniach. - Zapomniałem, że Szalonooki wciąż się pojawia...
- Czekaj! Wiedziałeś, że tam byli? - zapytała zaskoczona Tonks.
- Tak. - Harry spojrzał na nią przez palce. - Pomógł mi i cioci Petunii, kiedy fałszywy Voldemort zjawił się na herbatę.
- Myślałam, że Remus ci pomógł - powiedziała podejrzliwie Tonks.
Harry uniósł brew na Metamorfomag. - Czy uwierzyłbyś, że dwóch Śmierciożerców powstrzymało fałszywego Lorda Voldemorta?
- ...Nie...
- Cóż, masz odpowiedź. Zdecydowaliśmy, że najlepiej będzie, gdy Remus przyjdzie na ratunek.
- Ale dlaczego ci pomagają? - zapytała podejrzliwie Tonks.
- Nie wiem. - Harry wzruszył ramionami. - Są znajomymi Sabera, więc myślę, że Lucjusz mógł ich wysłać. Nie będę się ich pytał, dlaczego nas chronią. Wystarczy mi sam fakt.
- Może czekają na ujawnienie się słabości na totemach - zasugerował Artur.
- Zakładając, że w moim domu były zabezpieczenia - odparł Harry, a jego oczy płonęły z furii.
- Ministerstwo uznało, że nie ma sensu zostawiać totemów, kiedy zamieniłeś całe wujostwo w zwierzęta - zaoferowała Tonks.
- Mam kilka słów do powiedzenia Ministerstwu - mruknął ponuro nastolatek. - I żadne z nich nie jest miłe.
- Harry, nie daj się ponieść emocjom... - zaczął Artur.
- Nie daję!
- W tej chwili tracisz panowanie nad sobą - powiedział głos od drzwi, prowadzących do kuchni.
Pięć różdżek skierowało intruza, a Harry skrzywił się. - Wypchaj się, Saber.
Rudolf uniósł brew w stronę nastolatka. - Zmuś mnie. - Rozejrzał się po czterech różdżkach, które wciąż na niego wskazywały, gdy Tonks opuściła swoją. -Co zrobiłem tym razem?
- Wystraszyłeś ich - mruknął Harry sucho. - Jest tak bezpieczny, jak tylko może być wynajęta przez Lucjusza pomoc - zaoferował Weasleyom.
- To niewiele mówi - mruknął Artur, gdy on i pozostała trójka odłożyli różdżki.
- Wiesz, powinniśmy mieć przyjęcie. Mamy wystarczająco dużo ludzi - zasugerowała Tonks.
- Och, fajnie - powiedział sarkastycznie Harry. - Możemy spędzić godzinę ćwicząc na sobie klątwy, a następnie każdy może się zabawić, obserwując, jak Saber zrzuca mnie z nóg co kilka sekund.
- Potrzebujesz praktyki - poinformował go lekko Rudolf, stając za krzesłem Harry'ego najbliżej Rona. - Cześć, Pomidorze.
Ron stał się jaskrawoczerwony. - Zamknij się, szumowino.
- Czuję się zraniony. - Rudolf westchnął. - Mali chłopcy powinni nauczyć się warzyć swoje słowa, panie Weasley - dodał, wskazując różdżką na młodego czarodzieja. - Zwłaszcza, gdy nie mają pojęcia, z kim mają do czynienia.
;Rudolf; Harry syknął ostrzegawczo w wężomowie. Wszyscy Śmierciożercy z pierwszej wojny wiedzieli, jak brzmią ich imiona w wężomowie, gdyż słyszeli je dostatecznie często. Rudolf opuścił różdżkę i spojrzał na swojego nastoletniego przywódcę. - Jak mnie w ogóle znalazłeś?
- Mały wąż mi powiedział.
- Oczywiście, że to zrobił. - Harry przeczesał ręką swoje włosy z irytacją. - Jesteś tu, by mnie zaciągnąć do domu, prawda?
-Nie. Jestem tu, by wykonywać swoją pracę, mój młody Ślizgoński przyjacielu.
- Brzmisz jak Lucjusz.
- Pracuję dla Lucjusza.
- Och, tak, to wszystko wyjaśnia!
- Czyż nie?
Artur wydał z siebie kaszel, gdy Molly wstała. - Herbaty? - zapytała kobieta.
- Pomogę! - szybko zawołała Tonks.
- Jesteś gościem, Tonks - zauważył Harry łagodnie, ku uldze Molly. - Myślę jednak, że Ron powinien pomóc, ponieważ to jego dom. - Rzucił Ronowi ostre spojrzenie.
Ron spojrzał gniewnie na Harry'ego. - Może nie powinieneś rozkazywać mi w moim domu.
- Rusz się, Ronald - rozkazała Molly. - I zostaw Harry'ego w spokoju. Ma prawo do przebywania w tym domu tak samo jak ty.
Ron odszedł wśród rundy śmiechu.
Tonks usiadła na kanapie, którą zajęli bliźniacy. Rudolf stał obok Harry'ego. - Usiądź - mruknął Harry.
Rudolf uniósł brew w stronę nastolatka. - Postoję, dziękuję. - Harry przewrócił oczami.
- A więc, Arturze, ty i Molly poszliście zobaczyć Ginny, jak sądzę? - Zapytała Tonks.
- Tak. Żyje, ale prawdopodobnie straciła głos na zawsze - odpowiedział ciężko Artur.
- Należało się tej... - mruknął Ron, gdy przyniósł talerz bułeczek. Zamarł, widząc, jak różdżka Harry'ego celuje w niego. Spojrzał w górę na płonące szmaragdowo-zielone oczy pełne ognia.
-Dalej, Ron, dokończ zdanie. Chciałbym cię przekląć.
- Harry... - zaczął Rudolf.
- Wypchaj się, Saber - odpowiedział ostro Harry. Wszyscy patrzyli, jak podchodzi do rudowłosego nastolatka, stojącego bezradnie na środku pokoju. - Dalej, Ron. Bardzo chciałbym usłyszeć, jak chciałeś nazwać swoją siostrę.
Ron zmrużył oczy. - Chciałem nazwać ją dziwką Śmierciożerców, ponieważ nie mam wątpliwości, że ty nią jesteś! - powiedział ze złością.
Harry uderzył pięścią w jelita Rona, zbliżając usta do ucha Rona. - Oboje wiemy, że nie to chciałeś powiedzieć, prawda? - kruczowłosy nastolatek wyszeptała. - I najlepiej ciesz się, że Tonks tu jest, bo inaczej rzuciłbym na ciebie Cruciatusa. - Puścił Rona, pozwalając młodzieńcowi osunąć się na ziemię, chwytając się za brzuch. - Nie mów o niej więcej - syknął, po czym wkroczył do kuchni, by pomóc Molly.
- Nigdy nie opanuje swojego temperamentu. - Rudolf westchnął bezradnie.
- W dniu, w którym Harry Potter opanuje swój temperament...
- ...będzie dniem, w którym dołączymy do Sami-Wiecie-Kogo - oświadczyli Fred i George.
Tonks się roześmiała. - Nie jest to zbyt ekstremalne?
Bliźniacy wymienili spojrzenia, a potem wzruszyli ramionami. - Nie.
- Ron, idź do swojego pokoju - rozkazała Molly, gdy ponownie weszła do pokoju, z lekko chichoczącym Harrym za jej plecami. Oboje nieśli tace z czajnikiem i filiżankami.
- Ale mamo...
- Do pokoju - stanowczo zgodził się Artur.
- Chyba że możesz kontrolować to, co wychodzi z twoich ust, aby być bardziej grzecznym - dodała w zamyśleniu Molly.
Harry parsknął śmiechem. - To byłoby święto.
- Harry! - Molly spojrzała na niego zszokowana, gdy Ron wrócił do swojego pokoju. - To było nieuprzejme.
- Ups. - Harry wzruszył ramionami i odłożył tacę, którą niósł.
Rudolf położył mocną rękę na ramieniu Harry'ego. - Arturze, Molly, nie macie nic przeciwko, jeśli pożyczymy wasze podwórko?
- Co planujesz? - zapytała podejrzliwie Molly.
- Trening - zaoferował Harry. - Chce się przekonać, ile razy może mnie przewrócił na tyłek, dopóki się nie uspokoję.
- Chcę to zobaczyć - zawołała Tonks.
- My też! - Krzyknęli bliźniacy.
- Zatem herbata będzie musiała poczekać - zdecydowała Molly, gdy Artur skinął głową.
Harry posłał uśmiechającemu się Rudolfowi gniewne spojrzenie. - Zabiję cię.
- Zawsze możesz spróbowadź. Chodź, Potter.
Harry zdjął koszulę i rzucił ją na krzesło, po czym podążył za Rudolfem na podwórze. Tonks i czterej Weasleyowie poszli za nimi z ciekawością. - Cholera, znowu mam te spodnie...
- Dobrze. Możesz sprawdzić, jak szybko się w nich poruszasz - odparł Rudolf, zatrzymując się pośrodku dużego otwartego obszaru i ustawiając bariery, które odbijałyby zaklęcia z powrotem, gdyby uderzyły w barierę, na wypadek gdyby Harry poprosił o specjalne zadanie.
Harry przewrócił oczami i zmienił spodnie w parę dresów z pomocą różdżki. - Przy odrobinie szczęścia tylko je rozerwę. - Ponownie przymocował różdżkę do ramienia i skinął głową obserwującemu go Czarnoksiężnikowi. - Zaczynamy.
- ~ * ~ -
Ron stał przy oknie, wpatrując się w trening jego starego przyjaciela. Musiał przyznać, że Harry był niesamowicie dobry, a miał tylko dwa tygodnie na ćwiczenie. Chociaż skoro nie robił nic, oprócz ćwiczenia, co Ron uważał, że Harry robił, każdy mógłby być tak dobry. Mimo, że żaden z ataków Harry'ego nie uderzył przeciwnika, dla Rona było całkiem oczywiste, że jego nastolatek mógł skopać tyłek zwykłemu czarodziejowi, bez większego problemu. Jednak czarodziej z różdżką to inna sprawa, zwłaszcza jeśli Harry nie miał lub nie używał swojej.
Ron otworzył okno w samą porę, by usłyszeć, jak Harry woła - Specjalny zadanie! - i był zaskoczony, kiedy wynajęty przez Malfoya pomocnik, zaczyna rzucać zaklęcia nadal celując ciosami i kopnięciami w młodszego czarodzieja. Harry jednak nie wyciągnął własnej różdżki, po prostu blokował ataki fizyczne i unikał magicznych.
- Niech mnie diabli... - szepnął Ron, spoglądając na innych widzów. Jego mama nerwowo obgryzała paznokcie. Jego tata wyglądał na lekko zaniepokojonego nastolatkiem, który przed laty dołączył do ich rodziny. Fred i George kibicowali ochroniarzowi, a Tonks kibicowała Harry'emu.
Ron spojrzał na stos listów na biurku. Jeśli Harry powstrzymał mnie od wysłania Zakonu informacji na jego temat i jego "Szkolonych Śmierciożerców" to po prostu będę musiał się ich pozbyć sam. Jak tylko wrócę do Hogwartu, zacznę... Później będę się martwić o Freda, George'a, mamę i tatę.
- ~ * ~ -
We wtorek po południu Harry znów znalazł się w Norze. Tym razem miał na sobie zieloną koszulę i parę nowych dżinsów, a w ręku trzymał torbę z Urokami Chippera. Rudolf był z nim, spoglądając na swoją nową bransoletę z urokiem. Śmiał się, gdy dowiedział się, że Lucjusz i pozostali czterej Śmierciożercy, którzy normalnie obserwowali Privet Drive, również będą je nosić.
- Hej, jak tu pięknie pachnie! - skomentował Harry, wchodząc z Rudolfem do kuchni.
- Harry! - Molly uśmiechnęła się do gości. - I Saber. Cudownie was widzieć. Zostaniecie na lunch?
- Nah, niestety. - Harry spojrzał bezradnie na swoją zastępczą matkę. - Jesteśmy tutaj, aby przekazać te bransoletki z urokiem tobie, Arturowi, Fredowi i George'owi. Potem zabieramy Rona ze sobą na wizytę w Hogwarcie.
- Cóż, wszyscy są na górze - powiedziała Molly dwóm Mrocznym czarodziejom. - Dlaczego nie zawołacie ich teraz i nie przyprowadzicie wszystkich tutaj, a ja będę kończyć kanapki?
- Doskonale. - Harry podał torbę Rudolfowi. - Zostań tu i pilnuj tego. Jeśli Molly potrzebuje pomocy, pomożesz jej. Rozumiesz?
- Chcesz, żebym zaszczekał jak pies i machnął ogonem? - zapytał sucho Rudolf.
- Tylko jeśli możesz - odpowiedział chytrze Harry, po czym wyskoczył z pokoju poza zasięg różdżki Rudolfa.
- Mały bachor - mruknął ponuro Rudolf, siadając przy stole.
Molly zachichotała. - On jest okropny, prawda?
Rudolf potrząsnął głową z lekkim uśmiechem. - Największy bachor, jakiego kiedykolwiek widziałem, ale jest niesamowitym czarodziejem i ma wspaniałe pomysły. A nawet powoli zmienia naszego Pana w człowieka.
Molly mrugnęła do stołu talerz kanapek. - Zauważyłam.
- Wy dwoje mówicie o mnie, po prostu to wiem - narzekał Harry, wchodząc do kuchni z protestującym Ronem. Fred i George szli za nimi. - Artur mówi, że za chwilę będzie na dole. Siad, Ron.
- Ha! Jestem nie jedyny traktujesz jak psa! - Rudolf zawołał, gdy Ron usiadał nadąsany.
Harry posłał strażnikowi przeszywające spojrzenie. - Saber...
Twarz Śmierciożercy natychmiast stała się pusta. - Nie zaczynaj mnie Saberować - odparł monotonnie.
Harry prychnął i usiadł między Rudolfem a Ronem. - Zatem nie dawaj mi do tego powodów.
- Jak ty to robisz ? - Fred z podziwem spytał Rudolfa.
- Nawet Harry nie potrafi tak ukrywać swojego wyrazu twarzy - zgodził się George.
Rudolf zmarszczył brwi na swojego młodego Pana. - Owszem, potrafi.
Harry wzruszył ramionami, gryząc kanapkę. - Jeśli chcę, oczywiście, że mogę. Po prostu nigdy nie chcę.
- Widziałem jak próbujesz! - narzekał George, biorąc kanapkę, którą Fred dla niego złapał.
- Nie, nie widziałeś. - Harry posłał bliźniakowi psotny uśmiech. - I miej nadzieję, że nigdy tego nie zobaczysz.
- On jest przerażający - zgodził się Rudolf, podając torbę nastolatkowi, gdy Artur wszedł do kuchni.
- Dzięki. - Harry odłożył kanapkę i wykonał niezauważalny ruch różdżką w stronę Rona, zanim zaczął mówić. - Ron nie słyszy ani nie widzi tego, co mówimy, więc możemy spokojnie mówić.
- Dobrze .- Artur skinął poważnie głową, gdy usiadł.
Młody zielonooki czarodziej wyciągnął z torby cztery bransoletki i podał je rodzinie rudzielcy. - Kupiłem zaczarowane bransoletki dla każdego Juniora, a także kilku Śmierciożerców, którym mogę ufać. Uznaliśmy, że są potrzebne po ataku Percy'ego.
- Są raczej urocze. - Molly westchnęła, zakładając swoją.
- I są teraz uważane za obowiązkowy przedmiot należący do Juniorów - zaoferował Rudolf.
Harry pokiwał głową. - Każda bransoletka jest ustawiona tak, aby tylko użytkownik mógł ją zobaczyć po założeniu. Sugeruję, aby nigdy jej nie zdejmować, ponieważ są cholernie przydatne, a zdjęcie ich sprawia, że znów są widoczne. - Zdjął swoją własną bransoletę, która miała więcej uroków niż bransoletki z zestawu Juniorów, jakby chciał udowodnić, że ma rację.
- Hej, twoja ma więcej uroków! - bliźniacy krzyknęli razem.
Harry uśmiechnął się lekko. - Nie mam pieniędzy, aby dać każdemu każdy urok, jaki ja mam. - Przerwał. - No cóż, raczej mam dostatecznie wiele pieniędzy, ale nie ma potrzeby. Jeśli chcecie więcej, możecie sami je kupić.
- Czy wyjaśniłbyś, co robi każdy urok? - zapytał łagodnie Artur, zakładając bransoletkę. -Obawiam się, że nie wiem wystarczająco dużo o urokach, aby je wszystkie rozróżnić.
- Oczywiście. - Harry położył torbę na podłodze między sobą a Rudolfem i włożył z powrotem swoją bransoletkę na nadgarstek. - Omówię tylko te, które dostaliście - dodał, rozglądając się w poszukiwaniu potwierdzenia, że go rozumieli. - Dobrze. Ten, który wygląda jak fiolka z eliksirem, chroni was przed większością śmiertelnych trucizn. Uważajcie jednak na to. Jeśli świeci na czerwono, coś w promieniu trzydziestu centymetrów od dłoni jest zatrute, ale urok tego nie blokuje.
- Ta butelka piwa kremowego... - mruknęła Molly ze zrozumieniem.
Harry uśmiechnął się. - Dokładnie. Jeśli świeci na zielono, oznacza to, że coś w odległości trzydziestu centymetrów jest zatrute, ale bransoletka was ochroni. - Wszyscy przytaknęli ze zrozumieniem. - Ten w kształcie błyskawicy ochroni was przed mniejszymi klątwami. Saber i ja przeprowadziliśmy badanie, kilka tygodni temu, które klątwy blokuje i Saber używa na treningach tylko ich, więc nie musisz obgryzać paznokci, Molly.
Molly zaśmiała się ze wszystkimi. - Nadal przeraża mnie widok jednego z moich chłopców unikających zaklęć, nawet jeśli wiem, że wszystko będzie w porządku.
- Jestem wzruszony - zdecydował Harry z krótkim chichotem, zanim znów zaczął mówić poważnie. - Urok w kształcie kieliszka wina to ochrona przed upiciem się. Jednak Seamus udowodnił, że te zaklęcia blokują tylko pewną ilość alkoholu, więc nadal musisz uważać na to, ile pijecie. W każdym razie nigdy nie chcę widzieć, pijanego Juniora na spotkaniu, z możliwym wyjątkiem Seamusa, i krzyczałem na niego wystarczająco często, by sądzić, że wreszcie zrozumiał. - Kolejna runda śmiechu nastąpiła po tej proklamacji.
- Znak zapytania stanowi urok przeciwko zaklęciu zapomnienia, chociaż żeby rzucający nie domyślił się, że nie zdołał was Oblivovać, sugerowałbym zachowywać się, jakbyście zapomnieli. Jeżeli coś takiego się zdarzy, muszę o tym wiedzieć, więc dajcie mi znać tak szybko, jak to możliwe. - Czterej Weasleyowie przytaknęli ze zrozumieniem. - Ten śliczny, mały kwadracik ze strzałką chroni was przed Zaklęciami Lokalizującymi i związanymi z nim rzeczami. Jednak zmieniłem każdy urok, aby pozwolić sobie lub Voldemortowi na znalezienie was bez problemu.
- Możesz nas znaleźć? - zapytał Artur.
Harry pokiwał głową. - Tak. Mroczne Znaki i wisiorki mają wbudowane Zaklęcie Lokalizujące, ale działa bezpośrednio tylko dla mnie lub Voldemorta. Jeśli skontaktujemy się z wami, możecie nas znaleźć, skupiając się na Znaku.
- Czy możesz nauczyć nas tego zaklęcia? - zapytał Fred.
- Nie. - Harry uśmiechnął się złośliwie. - Teraz ten uroczy, mały urok w kształcie demimoza pozwoli wam przejrzeć przez zaklęcia Niewidzialności, peleryny-niewidki i eliksiry. Zaufajcie mi, kiedy mówię, że może wam to uratować życie.
- Percy? - zapytała Molly z suchością w ustach.
Harry pokiwał poważnie głową. - Ostatni urok, przezroczysta butelka, która wygląda jak butelka Veritaserum, to niezwykle rzadki urok anty-Veritaserum. Nie są już produkowane i nie są tanie. Jeśli je zgubicie, zamorduję was.
- Ile kosztują? - zapytał George.
- Dwa galeony za sztukę - odpowiedział Harry, po czym wziął kanapkę i znów zaczął jeść.
- Dwa galeony za urok?- obaj bliźniaki krzyknęli ze zdziwienia.
- Czy one naprawdę działają? - zapytała Molly, wyglądając na równie zszokowaną jak jej synowie.
- Severus przetestował je po tym, jak je dostałem. - Harry pokiwał głową. - Osiem razy na ośmiu różnych osobach z ośmioma różnymi bransoletkami. Działają idealnie. - Rozejrzał się po stole. -Zabieram Rona ze mną do Hogwartu, a potem zostawię go chwilę przed zajęciami. Przy odrobinie szczęścia zostanie zawieszony na kolejny miesiąc. Sugerowałbym, żeby wyglądało to tak, jakby uciekł, a wy o tym nie wiedzieliście. Ostatnio ma w zwyczaju nie schodzić na posiłki, prawda?
- Tak. - Molly westchnęła. - Sprawia, że czasami nawet nie zawracamy sobie głowy próbami zaciągnięcia go na dół.
- Doskonale. - Harry uśmiechnął się bezczelnie. - Czy chcecie, żebym przekazał coś Gin lub Hermionie?
- Spotkasz się z nimi?
- Zwołuję spotkanie po zajęciach. - Harry pokiwał głową.
- Tylko przywitanie, jak sądzę... - Molly podrapała się w głowę i spojrzała na męża i dwóch synów, którzy skinęli głowami.
Harry wstał i przeciągnął się, machając różdżką w Rona. - W takim razie zbieramy się. Chodź Ron, zabieram cię na małą wycieczkę.
- Nie chcę nigdzie iść - oświadczył Ron, gdy Rudolf stał z torbą Uroków Chippera.
- Nie dbam o to, co chcesz, a czego nie chcesz. Wstawaj - rozkazał Harry. - Możemy to zrobić łatwo i szybko, albo brutalnie, Ronald. Wybieraj. - Ron wstał, krzywiąc się. - Dobrze. Chodź, nie aportujemy się w domu.
- Nie mogę się aportować - zauważył chłodno Ron.
- Właśnie dlatego to ja cię aportuję - odparł Harry.
- To niebezpieczne! - Fred zawołał z zaskoczeniem.
- Wiem, ale wszystko będzie dobrze. - Harry uniósł brew na bliźniaka. - Zaufaj mi, aportowanie ze sobą dwóch innych ludzi to nic, w porównaniu, jak aportowałem ze sobą sześciu innych ludzi.
- Muszę to zobaczyć - George zdecydował. Fred, Molly i Artur pokiwali głowami, wstając.
- Dlaczego musicie wszyscy obserwować wszystko, co robię? - poskarżył się Harry, wychodząc na zewnątrz.
- Ponieważ zawsze masz coś interesującego do pokazania. - Fred zaśmiał się.
- Zabawne. - Harry prychnął, zatrzymując się na czystej części trawnika. - Ruszaj się, Saber. Nie mamy całego dnia.
- Nie płacą mi wystarczająco dużo - stwierdził Rudolf, chwytając wolną rękę Harry'ego i Rona, aby dokończyć krąg.
- Porozmawiaj z Lucjuszem, a nie ze mną - odparł Harry. - Teraz wszyscy się zamknijcie. Jeśli będę rozkojarzony, rozszczepię kogoś, gwarantuję to. - Wszyscy ucichli, Ron zaciskał oczy ze strachu. Harry wziął głęboki oddech i zamknął oczy. - Apparate Omnes!
- Cóż, przynajmniej nikogo nie rozszczepił - mruknął z ulgą Artur, gdy wszyscy wpatrywali się w to, gdzie była trójka czarodziei. - Ale nie mam pojęcia, gdzie się aportuje, jeśli idzie do Hogwartu...
- Tato...
- ... mówimy o Harrym.
- Jesteśmy pewni, że ma coś...
- ...w tych swoich nieistniejących rękawach.
- Tak sądzę...
- ~ * ~ -
- Jesteś tu zdecydowanie zbyt często.
Ron wrzasnął, gdy zobaczył błyszczącego Salazara Slytherina. Harry zatrzasnął dłonią usta drugiego Gryfona, aby przestać krzyczeć, uśmiechając się do ducha. - Witaj, Salazarze, wiem, że za mną tęskniłeś.
- Prawie wcale. Dlaczego przyprowadzasz więcej idiotów do mojego pokoju?
- Tym razem przyprowadziłem tylko jednego - odparł Harry. - Przyprowadziliśmy Rona, aby sprawdzić, czy możemy przedłużyć jego zawieszenie.
-Wiedziałem! Cóż, to się nie stanie - powiedział szybko Ron. - Powiem dyrektorowi, że mnie tu zaciągnąłeś. Że... - Ron upadł bezwładnie na ziemię. Rudolf stał za nim, obserwując zimno postać rudzielca.
- Dziękuję Ci. Rzuć na niego Obliaviate, zanim stracę panowanie nad sobą. - Harry westchnął. -Rudolfie, to jest Salazar Slytherin. Salazarze, to jest Rudolf Lestrange, w przebraniu jako Saber Upwood.
Rudolf skłonił się. - To zaszczyt, Slytherinie.
Salazar posłał Harry'emu rozbawione spojrzenie. - Zatem tylko jeden idiota.
Harry zaśmiał się. - Mówiłem!
Rudolf z uśmiechem pokręcił głową. - Co zatem zrobimy z tym? - zapytał, kopiąc Rona.
Uśmiech Harry'ego był lodowaty. - Zamierzamy go zostawić w lochach, zanim skończą się zajęcia. Następnie będziemy czekać na koniec dnia szkolnego w pokoju Godryka, abyśmy mogli odbyć nasze spotkanie.
- Och, w końcu pozwolił wam robić tam spotkania? - zapytał Salazar, gdy Rudolf przerzucił rudzielca przez ramię jak worek ziemniaków.
- Tak. W końcu Tom nie pozwolił mi zaprzestać pytać się o to Godryka. - Harry mrugnął do ducha i otworzył drzwi między pokojami założyciela dla Rudolfa. - Do zobaczenia później, Salazarze.
- Do zobaczenia, mały Gryfonie.
- ~ * ~ -
- Nie fair! - Harry krzyknął, gdy Rudolf zaklęciem odrzucił na bok poduszkę do siedzenia, która leciała w niego.
- Więc przestań używać ich jako pocisków! - Śmierciożerca krzyknął w odpowiedzi, unikając kolejnej poduszki.
- Nigdy! - oświadczył nastolatek, rzucając dwie poduchy z rzędu. Jedna z nich uderzyła mężczyznę. - Trafiony!
- Oszukujesz! - Rudolf krzyknął, rzucając zaklęciem w przeciwnika.
Chichot sprawił, że obaj czarodzieje zamarli. - Macie widownię, panowie - zabrzmiał głos Toma.
Harry odgarnął włosy z twarzy i zerknął na Juniorów, którzy zgromadzili się w pobliżu drzwi. Tom i Severus stali obok drzwi do pokoju Toma. - Czyli już koniec zajęć? - zapytał nastolatek z łatwością.
'Tak, głupku.' Zawołała Ginny. 'Dlaczego musiałeś rozstawić Rona obok mojej klasy?'
- Osobista korzyść? - Harry wzruszył ramionami. - Teraz wszyscy siadacie i opowiadajcie co się stało z panem Weasleyem.
- Twoja "Osobista korzyść" przeraziła moją klasę - powiedział Severus z ponurą miną.
- Jakbyś potrzebował pomocy. - Harry prychnął. - Czy przypadkiem go przekląłeś?
- Panna Weasley zadbała o to za mnie - mruknął Severus, rozkładając krzesło zarówno dla siebie, jak i Hermiony, która zjechała razem z innymi Gryfonami-Juniorami, a także Neville'em.
- Gratulacje, Gin. - Harry zaśmiał się, rzucając siostrze miłe spojrzenie.
'Szkoda, że nie mogłam zrobić nic więcej niż go ogłuszyć...'
- Zgadzam się - zaproponowała Hermiona, siadając obok Severusa. - Dziękuję profesorze.
Harry uśmiechnął się, gdy wszyscy usadowili się w kręgu na poduszkach. Ginny i Tom stali po obu stronach Harry'ego na drugim końcu kręgu, a Hermiona, Severus i Rudolf siedzieli na wyczarowanych krzesłach. Draco został zmuszony do siedzenia między Blaise'em i Pansy przez dwóch Ślizgonów. Tak jak Harry się spodziewał, wszyscy siedzieli w grupkach, które właściwie określały ich domy.
- Dlaczego wszyscy to robicie? - zapytał delikatnie Harry. - To, że jesteśmy w nowym miejscu i mamy kilku nowych ludzi, nie oznacza, że nie jesteśmy przyjaźni. Chcę, żeby wszyscy, siedzący na pufach zmienili miejsce, z wyjątkiem Neva, który może zostać tam, gdzie jest. Dajcie spokój.
Ze zbiorowym westchnieniem wszyscy Juniorzy wstali i wymienili się miejscami, Draco po raz kolejny narzekał na siedzenie na podłodze, ale został pociągnięty z obu stron przez Lisę i Mandy.
- Dziękuję wam. - Harry pokiwał głową. - Mamy kilka rzeczy do omówienia. Po pierwsze, mamy nową nazwę, którą zasugerował nowy członek, którego tu nie ma. Nazywamy się teraz Juniorami. - Wszyscy zaśmiali się z miny, którą zrobił Tom, a Harry szturchnął go łokciem. -Przestań.
- Nienawidzę tej nazwy.
- Już to mówiłeś. - Harry przewrócił oczami. - Po drugie, powitajmy Parvati Patil w naszej małej grupie. Nev i Herm są tylko poplecznikami, którym zarówno ja, jak i Voldemort ufamy. Na krzesłach po prawej od Herm są profesor Snape i mój osobisty ochroniarz... - Harry zrobił minę. - Saber Upwood. Trenuje mnie w sztukach walki. Mamy też profesora Brutúsa - Czarny Pan szturchnął Harry'ego łokciem, sprawiając, że nastolatek skrzywił się. - Który chce wam coś powiedzieć, zanim przejdę dalej, doceniłbym, gdyby nikt nie zemdlał.
- Mam taką nadzieję - powiedział wyraźnie Tom, zanim zmienił się w swoją postać Voldemorta.
Rozległ się zbiorowy krzyk i kilka osób zbladło. -Powinieneś przestać tak ich straszyć. - Harry westchnął w kierunku Czarnego Pana, po czym zrobił krok do przodu i ponownie przyciągnął uwagę wszystkich. - Przez cały rok Voldemort był nauczycielem, ludzie. Nie zaczynajcie teraz wariować, nie warto.
- Niektórzy z nas nie mają z nim zajęć - zauważyła Morag.
'Czy wyglądamy tak, jakby to nas obchodziło?' Ginny zapytała chłodno, gdy stanęła obok Harry'ego. 'Był nauczycielem przez cały rok. Jeśli planujecie teraz się odwrócić i uciec, gdy wiecie, że Voldemort jest w szkole, dajcie nam znać. Jestem pewna, że możemy wam z tym pomóc!'
- Gin, wystarczy - mruknął Harry. - Słuchajcie. Przecież widzicie...
- Nawet nie myśl o skończeniu tego zdania, panie Potter - syknął gniewnie Voldemort.
Harry uśmiechnął się do swojego kochanka. - Widzicie, że Voldemort nie jest takim złym facetem. - zakończył. Voldemort wydał zirytowany syk, gdy Juniorzy, którzy nie wiedzieli o tym, że Czarny Pan jest ich profesorem, wpatrywali się w szoku. Harry odwrócił się i obdarzył Czarnego Pana szelmowskim uśmiechem. - To ty powiedziałeś, że twoja reputacja została już zniszczona w mojej grupie, Tom.
- Nie spodziewałem się, że ciągle będziesz to powtarzał! - Czarny Pan zaskomlał, ku uciesze uczniów i Śmierciożerców. - Jesteś okropnym, okropnym dzieckiem!
- Nie powinieneś się powtarzać - droczył się Harry.
- Merlinie! - Parvati krzyknęła nagle, wpatrując się w dwóch kłócących się Mrocznych czarodziejów.
Harry uśmiechnął się do niej złośliwie. - Chcesz się podzielić swoimi spostszerzeniami?
- ...Nie ...- zaskomlała z szeroko otwartymi oczami. Lisa wybrała ten moment, by wydać okrzyk.
Voldemort jęknął i schował głowę w dłonie. - Po prostu powiedz im, Harry. Inaczej przyprawisz ich o zawały serca.
'Och, powiecie im, o TYM?' zapytała podekscytowana Ginny.
Nie pocałuję cię, kiedy wyglądasz w ten sposób.
W ogóle mnie nie całujesz.
Ale Tom... Harry narzekał, nawet, kiedy uśmiechnął się do Ginny. - Usiądź ze swoim chłopakiem i nie wchodź mi w drogę, ty łobuzie.
Ginny wiwatowała cicho i ku zaskoczeniu tych, którzy nie wiedzieli o relacjach panujących w gupie, wskoczyła na kolana Teodora. 'Tak!' Teodor skinął głową Harry'emu kiedy z zadowoleniem owinął ramiona wokół talii Ginny.
;Zadowolony idiota; Tom prychnął, obejmując ramionami Harry'ego od tyłu i przyciągając młodszego czarodzieja do piersi. ;Zmieniłem się, jesteś zadowolony?;
Harry uśmiechnął się lekko. ;Tak, dziękuję.;
;Nadal nie pocałuję cię przed bachorami.;
;Wiem; Harry spojrzał na Juniorów. - Większość ludzi już to wszystko rozumie. Oglądanie ich min jest zawsze fajne. Macie szczęście, że Tom postanowił się zachowywać. OW!
Tom uśmiechnął się złośliwie. - Nie śmiej się ze mnie - rozkazał, gdy Harry potarł ucho, które ugryzł Czarny Pan.
- Jesteś takim draniem - zaoferował, zanim zerknął na Juniorów, Śmierciożerców, Neville'a i Hermionę. - Koniec, ludzie. Mamy spotkanie i odtąd wszystko będzie na poważne. - Wszyscy uciszyli się, gdy Tom go puścił i cofnął się, by dać swojemu kochankowi prowadzić. - Wszyscy już wiecie o sobotnim ataku i że wszystko zostało załatwione. Powinniście już też wiedzieć o ataku poprzedniego ranka, w wyniku którego Gin straciła głos a jej brat, Ronald Weasley został zawieszony. Podrzuciłem go do Hogwartu, żeby sprawdzić, czy możemy go zawiesić na kolejny miesiąc. Severusie, Tom, czy któryś z was wie co się stało z Ronem?
- Nie. Dumbledore od razu zabrał go do swojego biura po tym, jak tylko do niego dotarł. Rudzielec bełkotał, że nie ma pojęcia, jak się znalazł w szkole - zaoferował Severus. - Jeśli chcesz, prawdopodobnie mogę pójść na górę i sprawdzić, czy mogę się dowiedzieć czegoś więcej.
- Tak, proszę. Wiem, że mogę ci zaufać, że będziesz dyskretny - zgodził się Harry. Severus wstał, skłonił się i wyszedł przez wyjście prowadzące do lochów Ślizgonów. - Podczas gdy profesor Snape zdobędzie aktualną wiedzę na temat zawieszenia Rona, czy ktoś ma jakieś informacje lub zna kogoś, kto chce dołączyć?
- Moja siostra - zaczęła Parvati. - Przyszła do mnie, niedługo po tym, jak odszedłeś.
- Słyszałem jak Susan Bones i Dean rozmawiali o zmianie stron niedaleko Pokój Życzeń - dodał Seamus. - Zapytałem Deana zeszłej nocy i przyznał, że rozważał to od czasu plotek w pociągu. Myślę, że chciałby z tobą porozmawiać, tak jak Susan.
- Terry też chciał z tobą porozmawiać - rzuciła Morag. - I powiedział, że będzie uprzejmy.
Harry i Tom wymienili spojrzenia. Czy powinniśmy ich teraz zwołać? Łatwiej byłoby rozdać bransoletki, gdyby byli tu wszyscy.
Prawda. Ale musiałbym pójść po te cholerne naszyjniki.
Więc idź. Harry uśmiechnął się i rozejrzał, gdy Tom zniknął na schodach, prowadzących do jego pokoju. - Morag, mogłabyś pójść po Terry'ego i Padmę?
- Jasne, Harry. - Morag skinęła głową i wybiegła z pokoju.
- Seam, podbiegnij i zabierz Deana. A także, kto ma mapę?
'Ja. Poszukać Susan?'
- Tak proszę. Poczekaj chwilę, Seam - rozkazał Harry, obserwując, jak Ginny spogląda na Mapę.
- Susan i Dean są w lochach...
- Co mogliby tam robić? - mruknął Harry. - W porządku, Bini, idź z Seamem i znajdź ich. - Blaise i Seamus wstali i pospieszyli do wyjścia w kierunku lochów. - Wspaniale. Jakieś wiadomośći? Odpowiedzi na plotki?
- Wiele osób martwi się, gdzie stoisz w wojnie - zaoferowała Hermiona. - Regularnie podchodzą do mnie ludzie, którzy pytają, czy te pogłoski o twojej chwiejnej wierze Dumbledore'a są prawdziwe.
- Co im odpowiadasz? - zapytał zielonooki czarodziej.
- O ile mi wiadomo, jesteś ostrożny wobec Dumbledore'a, od czasu, kiedy pozwalał tobie i Ronowi na za dużo.
- Ludzie są coraz bardziej nieufni w stosunku do Dumbledore'a, nauczycieli i wszystkich, których jesteśmy pewni, że są po stronie Światła - zgodziła się Mandy. - Słyszałam, jak trzecioroczny opowiadał swojej przyjaciółce o tym, jak sądzi, że powinni porozmawiać ze Ślizgonami wcześniej niż później.
- Nie jesteśmy już tak niepopularni. - Millicenta pokiwała głową. - Widzę Ślizgonów z każdego roku, spacerujących z członkami innych Domów. O wiele mniej Gryfonów niż Puchonów i Krukonów, ale przypuszczam, że jest to było oczywiste.
- Gryfoni będą ostatnimi, którzy stracą wiarę w dyrektora - zgodził się Harry. - Szkoda mi ich.
- Mam pewną sugestię - powiedział nagle Neville. Większość ludzi patrzyła na niego w szoku, kiedy odezwał.
- Słucham. - Harry pokiwał głową.
-Nowa plotka. Dziedzic Gryffindora już nie ufa Dumbledore'owi.
'Byłoby to jeszcze bardziej skuteczne, gdybyś powiedział DZIEDZICE Gryffindora.' zauważyła Ginny.
Harry uniósł pytająco brew na drugiego spadkobiercę, który skinął głową. - Więc to kolejna plotka. Obaj spadkobiercy Gryffindora tracą wiarę w Dumbledore'a.
- Co rozumiesz przez obaj?- Zapytał Rudolf.
- Nev i ja pochodzimy z linii Gryffindora. - Harry wzruszył ramionami. - Nie musimy mówić, kim w rzeczywistości są spadkobiercy, wolałbym tego nie robić - Neville skinął głową, - Ale, tak, Nev, to wspaniały pomysł.
Severus wrócił z Seamusem, Blaise, Deanem i Susan Bones. - Nie jest zawieszony - powiedział natychmiast Severus.
- CO?! - Harry krzyknął. Kopnął krzesło z poduchą i posłał ją w ścianę. - Drań. - Obejrzał się na Severusa, który obserwował go ostrożnie, i uczniów, którzy z nim przyszli. - Usiądźcie, proszę. Dean, Susan, dziękuję za przybycie. Severusie, czy powiedział, dlaczego nie został zawieszony na dłużej?
Severus usiadł ostrożnie. - Tak. Pan Weasley nie miał pojęcia, jak znalazł się na terenie szkoły, i dlatego nie może otrzymać dodatkowego zawieszenia.
Oczy Harry'ego płonęły. - Na koniec będę miał głowę tego człowieka na włóczni, zapamiętajcie moje słowa - syknął.
- Och, dobrze, w końcu się ze mną zgadzasz - skomentował Tom, wracając do pokoju. - Morag, panna Patil i pan Boot, witamy. Dlaczego wy trzej nie siądziecie? Harry, chodź na słówko.
Harry podszedł do miejsca, w którym stał Tom, podczas gdy trzej nowi uczniowie usiedli. - Co?
Czarny Pan złapał nastolatka w uścisk i zamknął oczy. Musisz się uspokoić, kochanie. Nic nie możesz zrobić w ten sposób oprócz skrzywdzenia innych. Zaufaj mi w tej sprawie.
Harry schował twarz w piersi Toma z bezradnym szlochem. To mnie zabija. Wróci przede mną i wiem, że coś zrobi i...
Cicho, Harry. Zajmiemy się nim. Na razie masz czterech nowych ludzi do wprowadzenia i siedemnaście innych, którzy martwią się o ciebie. Zapomnij na chwilę o Ronie. Później będziemy się martwić o mordowanie... eee... okaleczenie go.
Harry zaśmiał się słabo, gdy się odsunął. - Jesteś takim draniem.
- Tylko ty tak twierdzisz - zgodził się Tom, biorąc dłoń Harry'ego i wkładając do niej garść naszyjników. - Zatrzymaj je wszystkie. Łatwiej jest, jeśli ty je masz, przez co nie będziesz musiał nieustannie przychodzić do mojego pokoju, by je wziąć, szczególnie po tej nowej zasadzie Dumbledore'a odnośnie portretów.
- W porządku. - Harry przeczesał ręką włosy. - Później skieruję moją agresję na Ronusia.
- Widzisz, i o to chodziło. - Tom delikatnie potargał włosy. - Chodź, bachorze.
Harry poprowadził Czarnego Pana z powrotem do kręgu. - Nie powinienem był tracić panowania nad sobą. W każdym razie, jeśli nie znajdziemy sposobu, by powstrzymać Rona przed powrotem miesiąc wcześniej, chcę, żeby wszyscy chodzili w grupach.
- Myślisz, że wie kim jesteśmy? - zażądał Draco.
- Jestem pewien, że wie, dokładnie kim jesteśmy. Percy pisał do niego i wymieniał wszystkich, którzy zostali wprowadzeni w święta Bożego Narodzenia.
'CO!? TO NIC DOBREGO! PIERDOLONY-...'
- Ginewro! - Tom zawołał ostro. Wiedźma zamarła i ostrożnie spojrzała na Czarnego Pana. - Proszę uważać na język.
'Przepraszam. Ale powstrzymam się od używania słowa "k". Czy mogę kontynuować?'
- Nie, nie możesz. Musimy was wypuścić przed obiadem - powiedział cicho Harry.
- Wiesz, jeśli pomidor trafi do Świętego Munga, nie będzie mógł wrócić - zauważyła przebiegle Pansy.
Harry uśmiechnął się szeroko, gdy wielu innych się zaśmiało. - Będę musiał minąć Molly i Artura. Nie mam wątpliwości, że Fred i George z przyjemnością spowodowaliby dla nas mały "wypadek"
- Albo moglibyśmy nasłać na niego Nagini - dodał beznamiętnie Tom. - Z przyjemnością ułatwiłaby nam życie.
'Czy to wykluczyłoby go z na dwa tygodnie, których potrzebujemy?' zapytała Ginny. 'Mam na myśli, a co, jeśli dostanie tego samego lekarza, co tata?'
- Gin ma rację - cicho zgodził się Harry. - Znaleźli już lekarstwo na jad Nagini. - Obejrzał się na Czarnego Pana, który stał za nim.
Tom uśmiechnął się chłodno. - Być może znaleźli lekarstwo na jeden z jej jadów, ale na pewno nie wszystkie.
Harry zamrugał kilka razy w szoku, a potem potrząsnął głową z uśmiechem. - Mam nowy szacunek dla twojego doboru chowańca. Każę Glizdogonowi przyprowadzić ją w tym tygodniu.
- Dobrze. - Tom skinął głową. - Saber, dopilnuj, aby Glizdogon to zrobił.
- Zrozumiałem, mój Panie. - Rudolf skłonił głowę.
Harry patrzył z ponurym uśmiechem, jak Susan, Dean, Terry i Padma odwrócili się, by spojrzeć na Toma z czymś zbliżonym do horroru widocznego na ich twarzach. - Tak, to jest Voldemort. Tom, czy możesz wyświadczyć nam przysługę porzucenia swojego uroku?
Czarny Pan lekko wzruszył ramionami i porzucił urok, dzięki któremu wyglądał jak Marcus Brutús. ;Czy mogę ich przerazić naprawdę?;
;Proszę nie. Nienawidzę tego, kiedy wyglądasz jak Voldemort;
;Poczułem się zraniony;
;Przykro mi; Harry zaoferował sarkastycznie, przewracając oczami i zwracając uwagę z powrotem na uczniów i Śmierciożerców przed sobą. - Dean, Susan, Padma i Terry, proszę podejdźcie tutaj. Gin, ty też.
Ginny podeszła do Harry'ego, zatrzymując się, by uderzyć się w ramię Czarnego Pana, gdy pozostała czwórka, do której wezwał jej brat, wstała ostrożnie. 'Przestań ich straszyć albo cię przeklnę.' ostrzegła.
Tom skrzywił się. - Mówisz mi, co mam robić, Ginewro?
'Właściwie to tak. Teraz przestań ich straszyć.'
;Posłuchałbym jej, gdybym był tobą, kochanie; Harry zachichotał.
Tom przewrócił oczami. - W porządku. Wróć na swoje miejsce, panno Weasley.
Ginny uśmiechnęła się złośliwie i podeszła do miejsca po prawej stronie Harry'ego. 'Dzięki, bracie.' Napis pojawił się przed zielonookim czarodziejem.
Harry uśmiechnął się szeroko i przytulił ją delikatnie. - W każdej chwili, siostrzyczko - wyszeptał, po czym odwrócił się do czterech uczniów stojących przed nimi. - Pozwólcie mi to wyjaśnić. Mroczny Zakon jest na całe życie. Jeśli zdradzisz, po otrzymaniu Znaku, zostaniesz zabity, ponieważ Percy udowodnił, że tylko tak można zamknąć zdrajcę. Wiedząc o tym, czy nadal chcecie zostać Juniorami szerzej znanymi jako Szkoleni Śmierciożercy?
- Tak - cała czwórka odparła zgodnie.
'Na szczęście dla Juniorów, my nie mamy na przedramionach Mrocznego Znaku' zaczęła Ginny. 'Zamiast tego mamy naszyjniki z Mrocznymi Znakami.'
- Bez względu na to, jaką formę Znaku posiadacie, będziecie musieli być posłuszni zarówno Voldemortowi, jak i mnie - kontynuował Harry. - Jeśli zostaniecie poproszeni o zrobienie czegoś przez Voldemorta lub przeze mnie, zrobicie to. Dla Juniorów Ginewra jest także waszym szefem, ponieważ jest moją zastępczynią. Prawa ręka u normalnych Śmierciożerców, Lucjusz Malfoy, nie ma nad wami kontroli. Nie musicie go słuchać ani innego Śmierciożercy, choć czasem możecie tego chcieć.
- Po ich otrzymaniu, wasze naszyjniki będą działać tak samo, jak Mroczny Znak - powiedział Tom, podchodząc do przodu i kładąc dłoń na ramieniu Harry'ego. - Jeśli będziecie potrzebni, zaczną lekko piec. Jeśli będą piekły, skoncentrujcie się na nich, a one zaprowadzą was do tego, który was wezwał, zawsze będzie to jeden z nas trzech. Rozumiejąc te zasady, nadal chcecie dołączyć do Mrocznego Zakonu?
- Tak - zgodzili się, choć tym razem nieco wolniej.
- Oczekuje od Juniorów, że będą w większości gromadzić informacje, rozpowszechniać z góry ustalone plotki i zbierać zwolenników w szkole. Są szanse, że dopóki nie ukończycie szkoły, nie będziecie brać udziału w ataku. Jeśli jednak weźmiecie udział, będzie to raczej wasza inwencja niż obowiązek. Czy nadal chcecie dostać Mroczny Znak?
- Tak - odparli spokojnie.
Harry podał Ginny dwa naszyjniki i oboje wystąpili naprzód, by założyć je na szyjach nowych Juniorów. Kiedy to zrobili, dwójka czarodziei cofnęła się na swoje pozycje i Harry przemówił ponownie. - Mamy ostatnią zasadę, z którą Voldemort się nie zgadza, ale jest to reguła dla tej części Mrocznego Zakonu. Wszystkie problemy między domami, zostawiacie za drzwiami, gdy przychodzicie na spotkania lub macie kontakt z innym Juniorem, jeżeli jest to poważna sprawa. Jeśli złamiecie tę zasadę, udowodnię, jak bardzo potrafię użyć siły, abyście się zachowywali. Zaufajcie mi, kiedy mówię, że bycie pod Cruciatusem nie jest zabawne - ostrzegł ich chłodno. -Możecie usiąść.
Och, przerażające Tom drażnił się, gdy czterej nowi Juniorzy wrócili na swoje miejsca, już nie tak spokojni.
Wypchaj się Harry mruknął, kładąc dłoń na ramieniu Ginny. - Czy mogę cię pożyczyć na dłużej?
'Oczywiście.'
- Dziękuję. - Harry rzucił okiem na Rudolfa. - Saber, mogę torbę?
- Chcesz, żebym ją rzucił? - Śmierciożerca odpowiedział zaskoczony.
- Nie, ty durniu. Chcę, żebyś użył swojej różdżki. Tej z drewna, jeśli łaska - Harry wrócił zjadliwie.
Rudolf zmarszczył nos z odrazą, gdy Juniorzy się zaśmiali. - Jestem zbyt przyzwyczajony do tego, że zmuszasz mnie do robienia wszystkiego po mugolsku - narzekał, wyciągając różdżkę i przenosząc torbę w kierunku swojego młodszego przywódcy.
Harry złapał torbę w powietrza, uśmiechając się. - Ups - powiedział tylko, wywołując kolejną rundę śmiechu. Wyjął z torby jedenaście bransoletek i podał sześć siostrze. - Rozdaj je po lewej stronie. Ja wezmę prawą stronę i zajmę się Severusem i draniem.
Ginny się skrzywiła. 'Jesteś pewien, że nie chcesz, żebym wzięła WSZYSTKIE bransoletki, kiedy ty spróbujesz sobie poradzić z tą dwójką?'
- Nie sądzę, że Severus był dużym problemem...
'Daj mi je.' Ginny złapała pozostałe pięć bransoletek od bratem i zaczęła poruszać się po okręgu.
Harry wzruszył ramionami. - Gin rozdaje bransoletki z urokami, które są teraz obowiązkowe dla Juniorów. Ten zestaw jest dla was wszystkich taki sam, ale musicie je nosić przez cały czas, a jeśli je zgubicie lub coś w tym stylu, osobiście was ukrzyżuję, więc na waszym miejscu bym ich pilnował - powiedział ostrzegawczo wszystkim przed podejściem do Mistrza Eliksirów i wyciągnięciem jednej do Severusa. - Ty też dostaniesz.
- Masz jakiś powód, dla tego? - zapytał łagodnie profesor Eliksirów, biorąc bransoletkę.
- Są cholernie przydatne i mogą uratować ci życie? - zasugerowała Hermiona, pochylając się, by spojrzeć na swojego profesora.
- Och, dobrze, możesz się z nim kłócić. - Harry westchnął. - Zamierzam powalczyć z Tomem... - Odwrócił się i ruszył z powrotem w stronę Czarnego Pana, zachowując się tak, jakby szedł ku swojemu przeznaczeniu.
- Nie założę tego - ostrzegł Tom, gdy Harry wciąż był w połowie kręgu.
- Tak, założysz - odpowiedział Harry. - Rozmawialiśmy o tym wystarczająco dużo razy.
- Ja. Nie. Noszę. Bransoletek. - Powiedział zimno Tom, gdy Harry stanął przed nim.
- Przepraszam, wasza królewska mość, ale nie mieli żadnych koron. Mieli bransoletki i właśnie to będziesz nosił.
- Nie.
- Tom, nie będę się z tobą o to kłócił.
- Nie założę tego.
- Więc wrócę do domu zaraz po spotkaniu - powiedział stanowczo Harry.
Usta Toma otworzyły się w szoku. - Nie zrobiłbyś tego.
Harry wyciągnął bransoletkę. - Załóż to.
Tom zmienił taktykę. - Nie chcę - jęknął.
- Tomie Marvolo Riddle, masz siedemdziesiąt dwa lata. Przestań zachowywać się jak dziecko - rozkazał zimno Harry. - Załóż tę cholerną bransoletkę.
- Nie.
Ginny oparła się na ramieniu Harry'ego. 'Mój drogi Tommy, jeśli nie założysz bransoletki, dostanę Harry'ego na noc, prawda, Harry?
- Och, zdecydowanie. Gin i ja planujemy...
Tom chwycił bransoletkę z dłoni Harry'ego i założył ją na nadgarstek. - Zadowolony?
- Tak. - Harry uśmiechnął się złośliwie. - Teraz, nie próbuj nawet tego zdjąć, bo ci się nie uda.
- Przykleiłeś ją do mnie! - Tom krzyknął wściekle. - Zdejmij ją!
- Po tak długiej pracy, żeby zmusić się do jej założenia? Nie wydaje mi się! - Harry odpowiedział, po czym odwrócił się w stronę morza uśmiechów. - Te zaczarowane bransoletki, nad którymi Voldie tak słodko jęczy, to bransoletki z kilkoma specjalnymi urokami, które zostały są bardzo ważne. Każda bransoletka stanie się niewidoczna dla innych, gdy ją założycie. Mogę zagwarantować, że niektóre z tych uroków mogą uratować wam życie, podobnie jak Hermiona i Tom, gdy tylko przestanie narzekać na konieczność noszenia bransoletki. - Stwierdzenie spotkało się ze śmiechem, gdy Czarny Pan wybrał ten moment, aby upaść na ziemię i wydąć wargi.
- Jesteś uroczy. - Harry zapewnił swojego kochanka, zanim zwrócił się do Juniorów, a Tom wydał z siebie odgłos skargi. - Teraz jestem pewien, że wszyscy zastanawiacie się, co robią te uroki?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top