Chapter 35
Rozdział betowany przez Cessidy84
Gdy Harry obudził się następnego dnia, poczuł zapach szałwii, który połączył z Tomem podczas ich pobytu w Malfoy Manor, i spojrzał na spokojną twarz mężczyzny, którego kochał. Tom spał i Harry nie mógł nie znaleźć radości w tej spokojnej chwili. Potem wpadł na pomysł, który przypisał swojej ślizgońskiej stronie i ostrożnie zsunął się po ciele Toma.
Zsunął spodnie dresowe mężczyzny i, chichocząc mentalnie, wziął penisa Toma do ust i zaczął delikatnie ssać. Czarny Pan z początku nawet nie zauważył, że był ssany, tak głęboko we śnie. Dopiero gdy jego członek stał dumnie na baczność, a Harry zaczął lizać go całego, wydał z siebie cichy jęk. Sprawdzając stan mentalny Toma, Harry wywnioskował, że Tom nadal śpi, ale był świadomy przyjemności i marzył o niej. Zielonooki nastolatek położył dłonie na biodrach Toma i delikatnie, ale stanowczo przytrzymał go, zanim ponownie włożył penisa mężczyzny do ust.
Opierając się na wspomnieniu, które w pewnym momencie wyrwał z umysłu Toma, rozluźnił gardło i pozwolił penisowi ukochanego zsunąć się do jego gardła. Tom krzyknął i otworzył oczy.
- Harry, co...? - Harry tylko nucił melodię, która wpadła mu do głowy, a pytanie Czarnego Pana przerwał jego jęk. Harry nie był pewien, czy to nagłe napięcie, czy stłumiony krzyk ostrzegły go o uwolnieniu spermy Toma, ale mimo to, gdy nasienie starszego czarodzieja wytrysnęło, Harry był gotowy i chętnie przełknął każdą gorzką kroplę. Gdy upewniłem się, że Tom znów jest czysty, Harry pochylił się i pocałował go w usta.
- Dzień dobry, Tom.
- A jaki to cudowny poranek. - odpowiedział oszołomiony Czarny Pan. - Z jakiego to powodu?
- Wyglądałeś na zbyt spokojnego. - zdecydował Harry, odsuwając się od ciepła drugiego, by się rozciągnąć. Tom parsknął śmiechem.
- I ty nazywasz siebie Gryfonem.
- Jestem Gryfonem, bo mam odwagę, aby pokazać moją ślizgońską stronę. - odparł podstępnie Harry, zanim zaczął szukać koszuli i szaty.
- Odwagę lub głupotę. Wybieraj. - mruknął Tom, zamykając oczy. Harry rzucił Czarnemu Panu jego koszulę i zachichotał, gdy zakryła mu twarz, a Tom krzyknął.
- Pora się obudzić Tommy. - Tom skrzywił się i usiadł, aby założyć koszulę.
- Kpisz sobie ze mnie, Potter?
- Nie. - odpowiedział słodko Harry. - Żartuję z ciebie.
- Nie ma różnicy.
- "Kpina" to pięć liter a, "żartowanie" dziesięć.*
- Właśnie sobie przypomniałem, dlaczego nie lubię cię rano. - jęknął Tom. Harry rzucił kochankowi szatę ze śmiechem.
- Też cię kocham! - Tom wstał, ignorując ubranie, które nastolatek rzucił w niego, i stanął za Harrym, obejmując ramionami talię mniejszego czarodzieja.
- Kocham Cię. - Harry odwrócił się, by móc się uśmiechnąć do Toma.
- Powinienem mieć taką nadzieję. - Tom opuścił głowę, aby delikatnie pocałować Harry'ego. Nastolatek zachęcająco otworzył usta i pociągnął język Toma do tańca, gdy przyjął zaproszenie. Tom odsunął się i wziął oddech, zanim zaczął mówić.
- Umyj usta, zanim zaczniesz oddychać. Nadal smakujesz jak nasienie.
- Podoba mi się ten smak. - odpowiedział Harry z dąsem.
- Mnie też, mój drogi, ale jeśli niewłaściwa osoba to wyczuje, możesz skończyć w biurze Dumbledore'a i spotkać się z Veritaserum. - Tom westchnął cicho. Zielonooki czarodziej oparł czoło na piersi Czarnego Pana.
- Nie mogę się doczekać, aż ten rok szkolny się skończy.
- Ja też, zaufaj mi.
- Ufam. - Tom uśmiechnął się lekko i odsunął się.
- Jeśli teraz pójdziesz, zdążysz przekląć pana Weasley'a, gdy on jeszcze śpi.
- Jest weekend, Tom. Mogę przekląć Rona we śnie aż do południa. - mruknął Harry, prostując szatę. Tom zachichotał, zakładając własną szatę.
- Och, więc szykuj się dalej. Ubierz się ładnie dla Molly i Artura.
- I weź prysznic i umyj zęby. Tak, wiem. - Harry uśmiechnął się, gdy Tom się roześmiał. - Miłego dnia, kochanie.
- Zachowuj się.
- Ty oczywiście zapomniałeś, z kim rozmawiasz. - Harry skulił się, zanim zniknął za zasłonami w sypialni. Tom znów się zaśmiał.
- Dzień dobry, mały Gryfonie. - zaoferował Salazar z miejsca, w którym stał obok Godryka, który skinął mu głową.
- Dzień dobry, Godryku, Salazarze! - Harry odpowiedział wesoło. - Które drzwi prowadzą do Wieży?
- Te po twojej prawej stronie. - mruknął Godryk, podchodząc do swojego dziedzica. - Istnieją dwa tunele. Ten po lewej zaprowadzi cię tutaj, a ten po prawej zabierze cię z powrotem do Wieży.
- Jak to działa? - zapytał Harry, odchodząc od ducha i podchodząc do czerwonych drzwi.
- Ciśnienie powietrza. Jest regulowane przez magię. Będziesz jeździł na platformie powietrznej w obie strony. Pamiętam, że twoja przyjaciółka, Hermiona, porównała to do czegoś, co nazywa się windą. - wyjaśnił Godryk.
- Mugolskie urządzenie. To małe pudła z drutami i silniczkami elektrycznymi, która przenosi mugoli w górę i w dół w budynkach o wielu piętrach. - zaoferował Tom, wychodząc z sypialni i uśmiechając się. - Dzień dobry, Slytherinie, Gryffindorze. - Godryk skinął głową dziedzicowi Slytherina, a potem odwrócił się do Harry'ego, gdy Salazar zaangażował Toma w rozmowę.
- Brzmią interesująco. Mugole mają dziwne sposoby radzenia sobie bez magii.
- Wiem. - Harry potargał swoje włosy. - Ile osób może jednocześnie jeździć tą windą?
- Dwoje, w zależności od masy. Jednak ty, Neville i Gin moglibyście jeździć razem, wszyscy jesteście wystarczająco mali. Dla bezpieczeństwa Hermiona zawsze będzie chciała jeździć sama.
- Oczywiście. A jak często pojawia się platforma?
- Poczekaj około pół minuty między grupami. Nie mają jeszcze ustalonego czasu, wystarczy, że powietrze będzie wystarczająco mocno sprężone. - Harry pokiwał głową.
- Powiedziałeś też, że jest wejście od kuchni, prawda?
- Tak. Jest ukryte za zdjęciem świec i róż. Dlaczego?
- Nasza grupa obejmuje Krukonów. Jeśli zgodzisz się na organizację tutaj spotkań, będziemy musieli wskazać im drogę. - Godryk westchnął.
- Obiecuję, że pomyślę o tym.
- Obiecuję nie wywierać na tobie nacisku. - Harry uśmiechnął się. - Prawdopodobnie zobaczymy się później, Godryku.
- Miłego dnia, Harry. - Godryk skinął głową i Harry wyszedł przez zasłonę krwi.
- ~ * ~ -
- Baw się dobrze! - Ginny zaoferowała radośnie, gdy ona i Hermiona stały z Harrym w holu wejściowym.
- Nie pozwól im się zabić. - dodała Hermiona.
- Bardzo zabawne. - mruknął Harry, ciągnąc przód swojej nowej brązowej szaty. Miał na sobie ciemnozielony aksamitny płaszcz od Lucjusza i Narcyzy.
- Oj przestań. - Hermiona postąpiła naprzód i oderwała jego ręce od materiału, po czym mocno go przytuliła. - Dasz sobie radę. Nie ma się czym martwić.
- Nie jesteś tym, który zaraz spotka się z rodzicami twojej dziewczyny, Herm.
- Nie, ale oni też są twoją rodziną. - zauważyła Hermiona.
- Jeśli rozmowa wyrwie się spod kontroli, po prostu powiedz imię Rona, a jestem pewien, że będzie dobrze. - zaoferowała Ginny, a jej brązowe oczy tańczyły od psot.
- Na pewno. - Harry spojrzał na Hermionę błagalnie. - Herm, przywiąż Ginny do krzesła, kiedy mnie nie będzie. Mam złe przeczucia co do tej dziewczyny.
- Hej!
- Oczywiście, że tak zrobię.
- Hej!
- Baw się dobrze. - zaoferowała Hermiona, biorąc Ginny za ramię i odprowadzając ją. Młodsza wiedźma udawała, że próbuje uciec od Hermiony. Harry parsknął śmiechem i opuścił szkołę, idąc w kierunku Hogsmeade. To Molly zaproponowała spotkanie w Dziurawym Kotle o jedenastej trzydzieści, a Harry uznał, że prawdopodobnie mógłby aportować się z Hogsmeade do Londynu.
~ Uważaj na siebie ~ głos Toma przemówił nagle w umyśle Harry'ego.
~ Coś jest nie tak?
~ Mam złe przeczucia. Po prostu bądź bardzo, bardzo ostrożny.
~ Kto chciałby mnie zaatakować, Tom?
~ Ktoś neutralny lub ktoś z naszej strony, kto nie wie, że do nas dołączyłeś? Albo Zakon, jeśli uważają, że nie mają nad tobą kontroli.
~ Czy mogliby to zrobić...?
~ Nie podoba mi się sposób, w jaki Dumbledore obserwował cię dziś rano przy śniadaniu. ~ Harry zamknął oczy i próbował sobie przypomnieć, czy zauważył, że dyrektor patrzy na niego rano. Tom natychmiast wysłał mu krótkie wspomnienie dyrektora, który wysłał mu podczas śniadania.
~ Och. W porządku, będę ostrożny. Dziękuję.
~ Oczywiście. A teraz pozwól mi poradzić sobie z tym zatrzymaniem...
~ Szlaban?
~ Najwyraźniej Filch złapał Ślizgonów w drodze powrotnej ostatniego wieczora. Nie mam pojęcia, dlaczego był w lochach, ale był i złapał ich. Draco namówił go, aby dał mi ich na dzisiejszy szlaban, aby "zająć się mną" jak to ujął Draco. ~ Harry zachichotał i zatrzymał się, gdy poczuł, że kończą się zabezpieczenia przed aportacją.
~ Nie przejmuj się nimi zbyt mocno, kochanie. Do zobaczenia.
~ Oczywiście. ~ Tom przerwał, a kiedy znów się odezwał, Harry wyczuł jego irytację. ~ Chociaż, jeśli pan Nott nie przestanie jęczeć, możesz go już nigdy więcej nie zobaczyć.
~ Jeśli go zabijesz, upewnij się, że zakopałeś ciało ~ zasugerował Harry żartobliwie. ~ I Obliviuj wszystkim świadków, bo mogę powiedzieć, że Gin by cię zamordowała, gdyby się dowiedziała.
~ Świetnie. Zabiję Teda, a Gin może mnie zabić. Następnie możesz zabić Gin i rządzić światem sam. Wiedziałem, że jest haczyk. ~ Harry zaśmiał się z tego wprost.
~ Oczywiście, że tak ~ zaoferował, zanim wyciągnął różdżkę.
- Apparate! - mruknął, przygotowując się na dziwne uczucie. Kiedy znów poczuł grunt pod nogami, rozejrzał się i odetchnął z ulgą. Był zgodnie z planem w Dziurawym Kotle obok kominka.
- Panie Potter! Co za niespodzianka! - Tom, bezzębny stary właściciel pubu, zawołał, spiesząc się. Harry uśmiechnął się; zawsze lubił Toma.
- Cześć, Tom. Molly i Artur Weasley'owie mają spotkać się ze mną na lunch.
- Jesteś szybciej. - zapewnił go Tom, uśmiechając się krzywo. - Dlaczego nie wybierzesz stołu, a ja wyślę ich do ciebie, kiedy dotrą?
- Świetnie! Czy mogę też dostać butelkę piwa kremowego?
- Na pewno. Wyślę ci jedno.
- Dzięki. - Harry uśmiechnął się szeroko i podszedł do stolika w tylnej części pubu. Gdy siadał, podeszła do niego czarownica z otwartą butelką piwa kremowego. Podziękował jej i podniósł butelkę, aby ją wypić, ale jego wzrok przykuł słaby blask bransoletki z urokiem, którą zaczarowano tak, że tylko on mógł ją zobaczyć. Postawił piwo kremowe, żeby się mu bliżej przyjrzeć, i zauważył, że urok trucizny lśnił lekko czerwienią.
~ Tom? ~ zawołał, uważnie wpatrując się w butelkę piwa kremowego.
~ Coś jest nie tak?
~ Zapytaj Dray'a, co to znaczy, gdy fiolka z eliksirami świeci.
~ Ta na twojej zaczarowanej bransoletce?
~ Tak, dokładnie ta.
~ Poczekaj. ~ Tom delikatnie odłączył się od połączenia, aby porozmawiać z Draco. Kiedy ponownie się odezwał, w jego głosie słychać było zaniepokojenie i panikę. ~ Jeśli jest czerwony, oznacza to, że coś, czego dotykasz lub znajduje się w odległości trzydziestu centymetrów, jest zatrute, ale jest to coś, czego bransoletka nie zablokuje. Jeśli jest zielony, oznacza to, że coś, czego dotykasz lub znajduje się w odległości trzydziestu centymetrów od niego, jest zatrute, ale to coś, co bransoletka zdoła zablokować. Czy wszystko w porządku? ~ Harry odetchnął głęboko, nie zdając sobie sprawy, że wstrzymuje oddech, i skrzywił się na widok butelki.
~ Tak, w porządku. Ale ktoś zdecydowanie próbuje mnie otruć. Na szczęście zauważyłem to piękne czerwone światełko, zanim cokolwiek wypiłem. Muszę jednak pamiętać, żeby bardziej uważać na tę biżuterię.
~ Nie powinieneś się martwić o truciznę w Hogwarcie lub miejscach takich jak Nora, lub Malfoy Manor.
~ Wiem, ale nadal. Jeśli Zakon mnie ściga, kto wie, co zrobi.
~ Słuszna uwaga. ~ Tom przerwał, najwyraźniej zwracając uwagę na coś, co ktoś mu powiedział. ~ Pansy sugeruje, abyś udał się do Uroków Chippera, skoro jesteś na Pokątnej. Możesz zobaczyć tam coś, co uznasz za potrzebne. Chociaż, jak ja się nad tym zastanawiam, mógłbyś kupić wtedy uroki dla całej grupy. ~ Harry powstrzymał się od śmiechu.
~ Zobaczę, co da się zrobić.
- Harry?
~ Muszę uciekać! ~ dodał Harry, zanim otworzył oczy, by uśmiechnąć się do Artura i Molly.
- Czekałem na was. - Artur zaśmiał się, a Molly uśmiechnęła się i pochyliła się, by go przytulić.
- Nawet nie tknąłeś piwa kremowego. - skomentowała, spoglądając na butelkę.
- Jest zatrute. - odpowiedział Harry, wzruszając ramionami.
- Ale kto chciałby cię otruć, Harry? - zapytała Molly zaniepokojona, gdy ona i Artur usiedli.
- Molly, wszyscy znamy odpowiedź na to. - Artur zmarszczył brwi. Harry uniósł brew na Molly.
- Nie, nie powiedziałam mu, dlaczego spotykamy się na lunchu. - wyjaśniła. Harry wzruszył ramionami z uśmiechem.
- Może być. Wyjaśnię wam wszystko, jak zamówimy jedzenie. - Ku uldze Harry'ego inna wiedźma przyjęła ich zamówienie i przyniosła je. Zanim wyszła, Harry poprosił ją, by zabrała piwo kremowe, co zrobiła bez narzekań. Harry spojrzał na swoją bransoletę, gdy sięgnął po sól i uśmiechnął się, gdy nie świeciła.
~ Dziękuję Merlinie.
~ Zgadzam się.
- O co w tym wszystkim chodzi? - zażądał Artur, gdy Harry posypał solą ziemniaki. Harry odłożył sól i wyciągnął różdżkę, by podnieść barierę wyciszającą. Kiedy już ją ustawił i schował różdżkę, skinął głową Molly.
- Cóż, Arturze, Ginny spytała mnie, co byśmy zrobili, gdyby ona, jej bracia, Harry lub Hermiona przeszliby na ciemną stronę. - zaczęła Molly, delikatnie kołysząc sokiem dyniowym w jej filiżance. - I Harry przyznał się do zmiany stron. - Artur zszokowany spojrzał na Harry'ego, ale nastolatek był zbyt zajęty próbą pocięcia kiełbasy, by to zauważyć.
- Więc teraz pracujesz dla Sam, Wiesz Kogo?
- Nie. - Harry podniósł wzrok, marszcząc brwi. - Pracuję z nim. Jestem jego zastępcą. - Artur westchnął, patrząc na żonę.
- Powiedziałaś mu o naszych problemach z Albusem.
- Nie podała mi powodu. - mruknął Harry, wracając do pałaszowania swoich kiełbasek. - Wspomniała jednak, że chcecie zmienić strony. Artur jęknął.
- Molly...
- Arturze, zapomnij na chwilę o Lucjuszu Malfoy'u...
- W rzeczywistości, pozwólcie mi się pomartwić o Lucjusza. - wtrącił się Harry, rzucając ostre spojrzenie swojemu zastępczego ojca. - Zapomnijcie, że on w ogóle istnieje.
- W porządku. Ale co z moim zainteresowaniem mugolami? - zapytał Artur z zaciśniętą szczęką. Harry pozwolił swojej głowie uderzyć w stół.
- Arturze, czy w ogóle by to pomogło, gdybym wspomniał, że twoja córka jest moją zastępczynią?
- Ginny jest śmierciożercą?! - zapytał Artur zszokowany. Harry spojrzał na niego zirytowany.
- Szkolonych śmierciożerców. Jeśli Voldemort wytrzymuje z nią jako moją sekundantką, nie sądzisz, że zniesie wszystko.
- Czy Hermiona należy do Szkolonych Śmierciożerców? - zapytała ciekawie Molly.
- Nie. Bycie w ciąży czyni ją łatwym celem. Jest tylko przyjaciółką, która ma cholernie duże pojęcie, o tym, co się dzieje. - mruknął Harry. - Macie inne pytania?
- Pewnie. Jaka jest hierarchia śmierciożerców? Wspomniałeś, że jesteś zastępcą Sam, Wiesz Kogo i że Ginny jest twoją zastępczynią. Jak to działa? - zapytał Artur, pochylając się do przodu.
- Tak... Voldemort jest przywódcą Mrocznego Zakonu. Jestem jego zastępcą, więc wszyscy mnie słuchają, na równi z nim. Jeśli jednak mamy sprawy związane ze Szkolonymi Śmierciożercami, będzie mnie słuchał, ponieważ dał mi kontrolę nad nimi. Ginny jest moją zastępczynią u Szkolonych Śmierciożerców. Lucjusz jest zastępcą Voldemorta starszych Śmierciożerców. To ci, którzy ukończyli Hogwart. - wyjaśnił cierpliwie Harry.
- Więc jeśli, powiedzmy, Malfoy będzie chciał, aby jeden z twoich Śmierciożerców podczas treningu coś dla niego zrobił, nie musieliby? - zapytała Molly.
- Bingo.
- Czy mogę dołączyć do Szkolonych Śmierciożerców? - Błagał Artur. Harry zachichotał.
- Musiałbym o tym porozmawiać z Voldemortem. Obecnie nasza grupa składa się tylko z uczniów. Nie wiem, czy to było zaplanowane, czy co.
- Nic ci nie powiedział? - zapytała zmartwiona Molly.
- Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że tworzy taką grupę, do Bożego Narodzenia. Oczywiście rozumiem, dlaczego to zrobił; studenci nie mogą mieć Mrocznych Znaków na skórze.
- Słuszna uwaga. Więc ich nie macie? - Arthur zamruczał.
- Tak i nie. Nasze są w innym stylu. Poza tym jedyne różnice między nami a starszymi Śmierciożercami to sposób, w jaki wszystko działa. Próbuję bardziej przyjaznego podejścia, podczas gdy Voldemort robi całe to swoje zastraszanie. - Harry uśmiechnął się złośliwie. - Obawiam się, że popsułem ostatnie zebranie.
- Jak to? - powiedział Artur, uśmiechając się lekko na myśl o takiej rzeczy.
- Ciągle mu przeszkadzałem, a potem nazwałem go burakiem. - odparł lekko Harry. Artur załamał się i parsknął śmiechem, a Molly wyglądała, jakby nie mogła się zdecydować, czy będzie krzyczeć na niego, czy się śmiać. - Naprawdę, Molly. Zarówno Voldemort, jak i Hermiona już na mnie krzyczeli, więc śmiej się.
- Właściwie nie mogę uwierzyć, że nadal żyjesz. - zdecydowała Molly.
- Tak, jak każdy. - odparł sucho Harry.
- Harry! - szczęśliwy kobiecy głos zawołał spoza bariery wyciszającej. Wszyscy odwrócili się, by zobaczyć rozpromienioną Narcyzę machającą do Harry'ego, a Lucjusz skrzywił się obok niej przy drzwiach do pubu. Harry uśmiechnął się szeroko i uniósł brew, patrząc na dwóch Weasley'ów naprzeciwko niego.
- Macie coś przeciwko? Wszyscy będziecie musieli się dogadać w tym czy innym momencie.
- W porządku. - mruknął Artur, krzyżując ręce na piersi. Harry przewrócił oczami i skinął na Lucjusza i Narcyzę, upewniając się, że mogą przejść przez barierę bez zakłócania jej.
- Co sprowadza was na ulicę Pokątną? - Narcyza podniosła torbę, gdy ona i jej mąż usiedli. Lucjusz i Artur wymieniali sztyletujące spojrzenia.
- Draco powiedział nam, że tu będziesz. To dla Hermiony, jeśli tego chce. - Harry wziął torbę i zajrzał do środka, wyciągając małą kulkę, która powinna wisieć nad łóżeczkiem dziecka. Uśmiechnął się.
- Na pewno to pokocha. Och, łóżeczko...
- Brzmisz jak podekscytowany ojciec. - mruknął Lucjusz.
- Ojciec chrzestny. - poprawił Harry. - W końcu zdecydowała, że będę ojcem chrzestnym tego biedactwa. Myślę, że Parvati ją do tego zmusiła...
- Dobrze. - Narcyza uśmiechnęła się. - Powiedziałam jej, że będziesz najlepszym wyborem. - Harry zarumienił się i natychmiast zajął się torbą.
- Dzięki, Narcyzo.
- Harry, czy mógłbyś mi powiedzieć, dlaczego jesteś tutaj z Arturem i jego uroczą żoną? - Lucjusz uśmiechnął się szyderczo.
- Wystarczy, Lucjuszu. - Harry zmarszczył brwi, widząc, że śmierciożerca wciąż źle patrzy na Artura. - Ile wy macie lat? Pięć? Jeśli mogę odłożyć na bok swoje różnice z Voldemortem, wy dwoje możecie zachowywać się cywilizowanie. - mruknął, odkładając torbę. Kiedy podniósł wzrok, Molly, Artur i Narcyza najwyraźniej starali się nie śmiać z rybiego spojrzenia, którym Lucjusz obdarzył Harry'ego. - Co? - Spojrzał na Narcyzę. - Draco powiedział ci, co tu robię, a ty nie powiedziałaś Lucjuszowi, prawda?
- Oczywiście, że nie. Jestem Ślizgonką. - odpowiedziała Narcyza.
- Naprawdę? Zaczynałem myśleć, że to tylko główna cecha kobieca, ponieważ Molly, cholera, zrobiła dokładnie do samo Arturowi. - odpowiedział sucho Harry, posyłając blond kobiecie zirytowane spojrzenie.
- To cecha kobiet. - zapewnił go Lucjusz.
- Udało ci się to wydedukować już wcześniej, prawda? - Mruknął Artur.
- W rzeczywistości, kiedy gościłem wszystkie panie w moim domu podczas świąt Bożego Narodzenia. - odpowiedział Lucjusz z zimnym uśmieszkiem.
- Lucjuszu! - warknął Harry, a oczy wwierciły się w czaszkę zastępcy Śmierciożerców, podczas gdy Molly próbowała zmusić Artura, aby usiadł, gdy wstał, by rzucić się przez stół na drugiego mężczyznę. Lucjusz spojrzał na Harry'ego, by odpowiedzieć, ale zbladł.
- Przepraszam. - wyszeptał słabym głosem. Harry zmrużył oczy, które zrobiły się czerwony.
- Artur i Molly rozważają dołączenie do Mrocznego Zakonu, dlatego jemy lunch. Narcyzo, proszę, poinformuj go następnym razem, aby nie było takiej sytuacji, dobrze? - Narcyza nerwowo skinęła głową, a Harry zwrócił się do Weasley'ów. - Arturze, usiądź. - Kiedy wszyscy znów się uspokoili, Harry westchnął i przymknął oczy.
~ Bardzo dobrze, zastraszanie jest czasem przydatne.
~ Punkt dla Czarnego Pana! Mówiłem ci przecież! I powiedz Lucjuszowi, że jeśli się dowiem, że tak się zachowuje, przeklnę go.
~ Tom... ~ Harry westchnął.
~ I spraw, by Molly i Artur stali się Szkolonymi Śmierciożercami. Coś mi mówi, że będą lepiej się czuć z resztą swojej rodziny, a Gin pokocha rozkazywanie im.
~ Fantastycznie. ~ Harry rozejrzał się po stole, który był wyjątkowo cichy.
- Lucjuszu, Lord Voldemort chce, żebym ci powiedział, że następnym razem, gdy dowie się, że się tak zachowujesz, przeklnie cię. - Lucjusz skrzywił się.
- Zrozumiano.
- Molly, Arturze, jeśli rzeczywiście dołączycie do nas, Voldemort i ja postanowiliśmy umieścić was w Szkolonych Śmierciożercach. Uważa, że Ginny będzie wniebowzięta i pokocha rozkazywanie wam. - Harry dodał nonszalancko, zaczynając się śmiać z Molly, Artura i Narcyzy. Lucjusz zagryzł wargę i prychnął.
- Nie mam przy sobie żadnych wisiorków, więc musielibyście trochę poczekać, aby zostać prawdziwie oznaczonymi. Molly pokiwała głową.
- Jeśli nie masz nic przeciwko, to mogę spytać, co dokładnie robi twoja mała grupa? Nigdy tego nie wyjaśniłeś. - Harry westchnął i przeczesał palcami włosy.
- Cóż, ponieważ prawie wszyscy są jeszcze studentami, pracujemy nad drobnymi rzeczami w Hogwarcie. Wydaje się jednak, że naszym głównym zadaniem jest zbieranie informacji, więc przypuszczam, że waszą rolą byłoby szpiegowanie Zakonu Feniksa. - Artur i Molly wymienili poważne spojrzenia. Następnie Molly zadecydowała.
- Cóż, moglibyśmy równie dobrze pozwolić Ginny dobrze się bawić. Dołączymy do twoich Szkolonych Śmierciożerców.
- Znakomicie. - Harry westchnął.
- Ale, czy moglibyśmy zmienić nazwę? - zapytał Artur. - Ta nazwa jest trochę długa i obciążająca. Nie można tego powiedzieć publicznie. - Harry uśmiechnął się złośliwie.
- Voldemort wybrał nazwę, nie ja. Jeśli macie jakieś sugestie, jestem otwarty na nie.
- Cóż, podpowiedziała mi wiadomość, którą zostawiłeś Albusowi, ale co powiesz na "Juniorzy"? - zasugerował Artur. Harry uśmiechnął się szeroko.
~ Dobrze? Juniorzy ma ładny wydźwięk.
~ Nienawidzę tego.
~ Szkoda.
~ Harry, nie...
~ Znów jęczysz, Voldie ~ Harry zaoferował jasno.
- Podoba mi się, ale Voldemort tej nazwy nienawidzi, więc ją wykorzystamy. Dziękuję, Arturze. - powiedział radośnie Harry, przynosząc mu kolejną rundę śmiechu.
~ Nieee...
~ Ha, ha.
~ Nienawidzę cię.
~ Też cię kocham, najdroższy. ~ Harry zachichotał.
- W związku z tym, Molly, Arturze, czy chcielibyście poznać dwóch Juniorów, którzy pracują na Pokątnej?
- Myślałam, że powiedziałeś, iż wszyscy Juniorzy są uczniami. - powiedziała podejrzliwie Molly. Harry uśmiechnął się złośliwie.
- W większości. - Potem pożegnał się z Tomem-barmanem, gdy zniósł barierę wyciszającą i wyciągnął torbę z pieniędzmi. - Zapłacę.
- Harry, nie powinieneś... - zaczęła Molly. Harry przewrócił oczami.
- Molly, ty i Artur jesteście rodziną. Ja płacę. - powiedział stanowczo.
- Dziwne towarzystwo. - stwierdził Tom z uśmiechem. - Osiem galeonów i sześć sykli za posiłek... plus dwa sykli za piwo kremowe, naturalnie, panie Potter. - Harry rzucił Molly uciszające spojrzenie, gdy otworzyła usta, aby narzekać, że znowu płaci, albo na zatrute piwo kremowe, i wyciągnął odliczoną ilość pieniędzy.
- Proszę. Nawiasem mówiąc, posiłek był cudowny.
- Dobrze, dobrze. - Tom skinął głową. Harry odwrócił się do Malfoy'ów, gdy wszyscy wstali.
- Lucjuszu, Narcyzo, idziecie z nami, czy zmierzacie gdzie indziej?
- Cóż, Lucjusz na pewno nie zechce być widziany w pobliżu tego sklepu, więc prawdopodobnie idziemy do domu. - Narcyza westchnęła, a potem się uśmiechnęła. - Och! Nosisz płaszcz! - Harry uśmiechnął się szeroko.
- Tak. Jest naprawdę idealny o tej porze roku. Prawie zapomniałem, że zima zawitała do Hogsmeade.
- Wspaniale. - Narcyza uścisnęła go i pocałowała w policzek. - Nie zapomnij dać Hermionie tych rzeczy i pozdrów wszystkich ode mnie.
- Jasne, Narcyzo. Teraz lepiej idź, zanim Lucjusz zacznie krzyczeć. - Harry zachichotał. Lucjusz skrzywił się.
- To byłoby niegodne. - Harry uniósł brew.
- Zamknij się. Chodźmy, Narcyzo. Do widzenia, Harry, Arturze, Molly. - dodał, kiwając kolejno głowami.
- Do zobaczenia. - zgodził się Harry, wkładając skurczoną torbę dziecięcych rzeczy do kieszeni szaty. - No to chodźmy. - dodał, szczerząc zęby do Artura i Molly.
- Prowadź. - zasugerował Artur, biorąc Molly za ramię. Harry nucił przypadkową melodię, gdy wyszedł z pubu przez mur na Pokątną. Po przejściu kawałka Artur zdawał się orientować, gdzie się kierują.
- Och. - mruknął. Harry uśmiechnął się szeroko i zatrzymał przed sklepem.
- To tutaj. Wchodźcie. - Pchnął drzwi i wszedł do środka, z łatwością chowając się przed pięścią, która pojawiła się, gdy drzwi się otworzyły. - Ojej! Próbujecie mnie teraz pozbawić głowy? - Bliźniacze rude głowy wyjrzały przez drzwi swojego pokoju pracy i uśmiechnęły się szeroko.
- Próbujemy ci tylko wbić trochę rozumu do głowy. - zapewnił go Fred.
- Każdy, kto tu przyjdzie, powinien mieć choć trochę rozumu. - mruknęła Molly, gdy Artur zamknął za nimi drzwi.
- Mama! Tata! - bliźniacy krzyczeli w szoku.
- Harry, jak namówiłeś ich, żeby tu przyszli? - zapytał George.
- Po prostu zasugerowałem, żebyśmy spotkali się z dwoma innymi Juniorami, którzy nie są w Hogwarcie. - powiedział chytrze Harry.
- Juniorzy? - Fred zmarszczył brwi, więc Harry od niechcenia uniósł rękę, by pociągnąć za naszyjnik. Oczy obu bliźniaków znów się rozszerzyły. - Próbujesz nam powiedzieć...
- ...Że mama i tata...
- ...Zostali Juniorami!?
- Tak. - Oczy Harry'ego rozejrzały się ostrożnie po sklepie, a potem, gdy nazwał go całkowicie wolnym od żartów, uśmiechnął się do Artura. - Podoba mi się ta nowa nazwa.
- Och Merlinie! - Bliźniacy udali, że mdleją.
- Naprawdę, wy dwoje. - Harry zaśmiał się. - Molly, Arturze, zostawię was z tymi dwoma idiotami. Fred, George, wprowadźcie ich trochę. - dodał, rzucając bliźniakom poważne spojrzenie.
- Jasne, stary. - zgodził się George, podczas gdy Fred wślizgnął się z powrotem do pokoju pracy. - Ale jeśli możesz poczekać chwilę, Fred da ci coś dla naszego kochanego Ronusia.
- Mówiąc o Ronie, słyszeliście o jego ostatnim wykroczeniu? - zapytał Harry.
- Co teraz zrobił? - zapytał Fred, wracając z pudełkiem w jednej ręce.
- Pobił Ginny z powodu tego pierścionka. - odparł Harry, zaciskając usta. Obaj bliźniacy zmrużyli oczy.
- Dostanie od nas sowę. - warknął Fred.
- Bardzo wredną sowę. - dodał zimno George.
- Masz. - Fred podał mu pudełko. - Połóż je pod poduszką i zamknij zasłony, gdy pójdzie do łóżka.
- Chcę wiedzieć, co to jest? - zapytał Harry z chichotem, wsuwając pudełko do drugiej kieszeni szaty.
- Pająki. - bliźniacy odezwali się rzeczowo. Harry uśmiechnął się złośliwie.
- Będę pewien, że to zrozumie. Wielkie dzięki. - Skinął głową. - Teraz zostawię was w rękach waszych rodziców. Mam do zrobienia zakupy. - I wśród bolesnych jęków bliźniaków opuścił sklep, ponownie schylając się pod niebezpieczną pięścią.
Harry szybko zlokalizował "Uroki Chippera" i podszedł do sklepu. Po wewnętrznej stronie drzwi wisiał urok. Kawałek pergaminu pod nim twierdził, że był to urok przeciwko włamaniom. Przewrócił oczami i wszedł do sklepu, który był pełen życia, chociaż był jedynym klientem. Uśmiechnął się do kobiety siedzącej przy frontowym blacie, a potem poszedł przeszukać półki. Było wiele uroków piękna i innych takich rzeczy, których nie miałby pożytku, chociaż mogłyby go mieć jego koleżanki. Uroki na bocznej ścianie miał na celu utrzymanie domu i Harry musiał powstrzymać śmiech, przy niektórych bardziej niedorzecznych. W końcu, jaki dom potrzebowałby uroku przed kurzem na suficie? Podczas przeglądania zwrócił uwagę na wyraźny urok przeciwko ciąży i natychmiast przejrzał opis. Nie powiedział nic o tym, czy mogłoby to przeszkodzić w obecnej ciąży, więc postanowił zapytać. Wraz z siostrą, która spotykała się z Teodorem, chciał, żeby miała jakąś formę ochrony, i byłoby miło zdobyć ją dla Pansy i Hermiony, zakładając, że nie zaszkodzi to dziecku Hermiony. Nigdy więcej żadna z jego przyjaciółek nie zajdzie w ciążę przez przypadek.
- Przepraszam?
- Jak mógłbym panu pomóc? - zapytała wiedźma, tworząc bańkę z gumy do żucia.
- Co do uroku ciąży, czy wpłynęłoby to na obecną ciążę? - Wiedźma zachwiała się lekko, jakby nie spodziewała się takiego pytania od chłopca.
- Dlaczego? Czy Twoja dziewczyna jest w ciąży? - Harry skrzywił się.
- Blisko. Jedna z moich przyjaciółek zaszła w ciążę dzięki jej byłemu i bardzo chciałbym znaleźć sposób, aby to się nie powtórzyło. - Czarownica obejrzała urok, a potem westchnęła.
- Nie, przez większość czasu nie wpływa to na obecną ciążę. Możesz dać swojej przyjaciółce ten urok, ale zanim zacznie go nosić, poproś o sprawdzenie tego u magomedyka.
- Dziękuję. - Harry posłał jej lekki uśmiech, po czym wrócił do kosza z ciążowymi urokami i wyciągnął trzy. Potem kontynuował przechadzkę, wpatrując się w różne uroki, które dziewczyny mogą lubić, ale tak naprawdę nie widząc niczego dla siebie ani innych przyjaciół. Skręcił za róg do nowych półek i otworzył szeroko oczy. Wszystko w tym korytarzu było pomocne. Uroki zwiększające szybkość, siłę i inteligencję przykuły jego uwagę, gdyż wszystkie stały w szeregu. Uśmiechnął się szeroko i zdobył po jednym dla siebie, Ginny, Hermiony, Draco, Pansy, Teodora, Blaise'a i Seamusa. W ostatniej chwili postanowił także zdobyć zestaw bransoletek dla Neville'a i zanotował w pamięci, aby zdobyć bransoletkę i każdy z uroków, które wszyscy mieli, kiedy je zobaczy. Byłby to piękny prezent świąteczny dla drugiego dziedzica Gryffindora, nawet gdyby było trochę za późno. Harry przecież mógł sobie na to pozwolić. Każdy urok był w cenie tylko jednego lub dwóch sierpów. Następny interesujący urok, który zobaczył, nie był stworzony dla bransoletki. Zamiast tego miał być kolczykiem i zamieniał każdy słyszany język na język ojczysty. Zmieniło to także to, co powiedziało na język, w którym chciałoby coś powiedzieć. Jeśli bawiło się nim wystarczająco często, prawdopodobnie mogłoby nauczyć się dowolnego języka, który chcesz.
~ Hej, Tom, miałbyś coś przeciw jakbym przekuł sobie ucho?
~ Święty Merlinie! O co ci chodzi?!
~ Mają naprawdę fajny urok, który działa jak tłumacz, ale to kolczyk.
~ To dlatego, że musi mieć kontakt z twoją krwią, aby zadziałało ~ Tom westchnął.
~ Tak? Czy dziura nie zamknie się po chwili?
~ Tak byłoby normalnie. Jednak z tego rodzaju kolczykiem stanie się częścią twojego układu krążenia, wrastając w ucho. Jeśli kiedykolwiek chcesz go wyjąć, możesz i staje się zwykłą dziurą w kolczyku.
~ Niezłe...
~ Dobrze, że nie masz żadnych rodziców, panie Potter, albo śmiem twierdzić, że byłbyś uziemiony, nawet biorąc pod uwagę takie myśli.
~ Hej, jestem pełnoletni. I mam rodziców; nazywają się Molly i Artur. ~ Harry czuł, jak Tom przewraca mentalnie oczami.
~ Tak, tak. Przepraszam, że zapomniałem. Weź go, jeśli chcesz. Masz rację, kiedy mówisz, że jesteś pełnoletni. Jeśli ci się nie podoba, zawsze będziesz mógł go wyjąć.
~ Znakomicie! Kocham Cię!
~ Ciągle to mówisz... ~ wymamrotał Tom, przerywając swój koniec połączenia, aby mógł skoncentrować się na tym, co robił, zanim Harry mu przeszkodził. Harry dodał tłumacza do swojego powoli rosnącego stosu z uśmiechem. Potem szedł dalej korytarzem. Tak naprawdę nie widział już żadnych uroków, które wzbudziłyby jego zainteresowanie, choć był jeden lub dwa zaklęcia, które, jak sądził, jego przyjaciele mogli polubić i zanotował, żeby wrócić tutaj na ich urodziny. Oglądając nowy rząd, Harry znalazł zaklęcia chroniące przed zaklęciami, truciznami, złamanymi kośćmi i zaklęciem Obliviate. Wyciągnął dwa uroki dla Neville'a, które już dostali od Ślizgonów. Przypominając sobie Lockharta, dodał po jednym uroku przeciwko Obliviate dla każdego z nich, do swojego rosnącego stosu. Przy odrobinie szczęścia może też pomóc Neville'owi. W pewnym momencie Harry znalazł urok, który chronił noszącego przed działaniem Veritaserum. Obrócił kryształowy urok między dwoma palcami, obserwując, jak zbiera światło i odbija je z powrotem w tęczy kolorów. 'Wygląda na to, że to butelka, którą Snape zagroził mi w czwartym roku...'
~ Mówiłeś coś, Harry?
~ Znalazłem urok przeciwko Veritaserum, Tom.
~ Pozwolisz mi na chwilę pożyczyć twoje oczy? ~ zapytał Tom, a Harry przekazał kontrolę bez narzekań. ~ To standardowa fiolka na Veritaserum, Harry. O ile mogę stwierdzić, jest to użyteczny urok, choć nie mam pojęcia, jak mogliby stworzyć taki urok. Weź go. ~ Harry spojrzał z powrotem na tacę, która miała o wiele mniej zaklęć niż jakikolwiek inny, i westchnął na cenę.
~ Dwa galeony?!
~ Wiedziałem, że będzie to drogie. Taki urok zawsze będzie kosztowny, ale zawsze warto. Chipper's też nie jest miejscem, gdzie sprzedawane są śmieci. Jeśli nie chcesz dostać jednego dla wszystkich, nie musisz. Zdecydowanie jednak zdobądź jeden dla siebie. Będziesz głównym celem Veritaserum, jeśli ktokolwiek kiedykolwiek cię złapie.
~ Wiem, wiem. Wiem wszystko, co siedzi ci w głowie, a także mam informacje o Zakonie Feniksa. ~ Harry westchnął, po czym wyciągnął wystarczająco dla swoich ośmiu przyjaciół, plus jednego dla siebie, i włożył ich do koszyka, który miał. ~ Czy Ślizgoni wciąż tam są?
~ Tak.
~ Powiedz im, żeby oddali mi po jednym galeonie. Powiedz to też Herm i Seamowi, jeśli ich zobaczysz. W innym wypadku ja im po prostu powiem.
~ A Gin i Neville?
~ Neville nawet nie wie, że to dostanie. Jeśli może mi dać galeona, to wspaniale. Jeśli nie, nie mam nic przeciwko. On jest prawie rodziną. Jeśli chodzi o Gin, Weasley'owie są wystarczająco biedni, nawet bez mojej prośbie o galeon na urok dla ich córki, zwłaszcza że mogła sama wyciągnąć go ze skarbca Pottera i przekazać.
~ Słuszna uwaga.
~ Chcesz jeden?
~ Nie, dziękuję. Jeżeli kiedykolwiek mnie złapią, mam wrażenie, że będę nie żył, zanim spróbują wyciągnąć ode mnie informacje. Jeśli jednak taka sytuacja miałaby miejsce i chcieliby mnie przesłuchać, mam na to gotowy plan, który wymyśliłem dekady temu.
~ Czyż nie jesteś genialnym czarodziejem?
~ W każdym razie bransoletki nie są w moim stylu.
~ Jesteś idiotą. Porozmawiaj ze swoimi uczniami.
~ Tak, Harry, Tom potulnie odpowiedział. Cokolwiek powiesz, Harry. ~ Harry zachichotał i skręcił za róg w coś, co wyglądało na ostatni rząd. Uwagę przykuł urok w kształcie płomienia, który odpychał ogień. Dodał go więc do pozostałych. Ten obok niego, zaklęcie chroniące przed chłodem w kształcie powiewu powietrza, prawie ominął, ale potem przypomniał sobie chłód lochów i chwycił po jednym dla każdego ze swoich przyjaciół ze Slytherinu. Następny urok, który mu się podobał, kasował wszelkie uroki lokalizujące, nałożone na użytkownika. To również, zgodnie z tym, co mówiła mała tabliczka, uniemożliwiłoby widzenie noszącego użytkownika na przedmiotach podobnych do Mapy Huncwotów, chyba że na takim przedmiocie zapisało się, aby pokazywał konkretne osoby, pomimo uroku (poproś o zaklęcie w recepcji). Biorąc pod uwagę, co może się stać, jeśli ktoś inny dostanie Mapę Huncwotów lub będzie miał coś podobnego, Harry wrzucił po jednym uroku dla każdego ze swoich przyjaciół do swojego koszyka. Znalazł urok, żeby się nie upił i wrzucił go do koszyka dla Neville'a. Nie było wielkiej szansy, że ten młody człowiek się upije, ale nigdy nie można być zbyt ostrożnym, a to był Neville. Na samym końcu rzędu stała taca z urokami, które pozwoliłyby noszącemu widzieć przez peleryny niewidzialności, mikstury i zaklęcia. Najwyraźniej działało to mniej-więcej tak, jak magiczne oko Szalonookiego Moody'ego, ale Harry nie był pewien, czy to oko widziało przez mikstury i zaklęcia. Poświęcił chwilę, by umieścić stworka podobnego do małpy, pod którego postacią był urok. Przypominając sobie Hermionę, która zmusiła go do przeczytania swojej książki Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć po raz ostatni przed swoimi SUMami, przypomniał sobie bestię. To był Demimoz, z którego sierści na ogół szyto Peleryny-Niewidki. Czując się bardzo dumnym z siebie, zebrał wystarczająco dużo dla wszystkich i skierował się w stronę bransoletek, dla Neville'a i lady. Wiedźma zerknęła na niego, ukrywając czasopismo podejrzanie przypominające tygodnik "Czarownica".
- W końcu koniec?
- Tak. - Harry postawił kosz na blacie i ściągnął po bransoletę ze stojaka obok niego, dodając go do stosu. - To chyba wszystko. - Czarownica uśmiechnęła się.
- Tak myślałam. Późne prezenty świąteczne?
- Nie, tak naprawdę nie. Po prostu niektórzy z moich przyjaciół dostali dali nam wszystkim urocze bransoletki i kilka uroków na Boże Narodzenie. - Uniósł nadgarstek, sprawiając, że bransoletka była dla niej widoczna. - I zasugerowano, żebym poszedł do sklepu, kiedy jadłem lunch z rodzicami mojej dziewczyny.
- Nieźle. - Czarownica skrzywiła się współczująco. Harry uśmiechnął się szeroko.
- Przypuszczam, że pomaga to, że są prawie rodziną, więc ufają mi w sprawie ich córki. W każdym razie przyjaciel, który zasugerował, żebym tu przyszedł, wspomniał także o zdobyciu więcej uroków dla wszystkich. Myślę, że po prostu nie dostaną prezentów urodzinowych w tym roku.
- Świetny pomysł. - Ostrożnie wysypała wszystkie uroki, zatrzymując się, by zmarszczyć brwi, widząc urok Veritaserum. - Niech mnie diabli. Nie widziałam tego uroku od lat.
- Naprawdę? Można by pomyśleć, że będzie popularny... - Czarownica uśmiechnęła się smutno.
- Moja prababka je zrobiła, ale tajemnica jak, umarła wraz z nią. Ponieważ były za bardzo popularne, mój dziadek rzucił zaklęcie na tacę, dzięki czemu stały się widoczne tylko dla tych, którzy desperacko ich potrzebują. - Jej oczy padły na jego bliznę. - Przypuszczam, że należysz do takiej kategorii, prawda, panie Potter? - Harry wygładził włosy nad blizną z grymasem.
- Prawdopodobnie.
- I trochę dla twoich przyjaciół. Dobrze. Prawdopodobnie też będą ich potrzebować. - Mrugnęła do niego i nabiła je za pół ceny. - Tylko nie mów mojemu tacie. - Harry zachichotał.
- Nie zamierzam tego robić. Staram się zdecydować, czy mam zmusić przyjaciół do zapłaty po galeonie. Teraz zastanawiam się, czy nie prosić o pół galeona.
- Osiem sykli i piętnaście knutów. Powiedziałbym, żebyś zmusił ich do zapłaty galeona. W ten sposób, jeśli kiedykolwiek zgubią ten urok, nie będziesz aż tak stratny. - Harry zachichotał.
- Założę się, że byłaś w Slytherinie.
- Jak zgadłeś? - drażniła się wiedźma, wbijając inne uroki za pełną cenę. Kiedy sięgnęła po urok Zaklęć Translokacyjnych, zatrzymała się. - Chcesz do tego zaklęcia?
- Poproszę. - Harry pokiwał głową. Pochyliła się i wyciągnęła małą broszurę.
- Tylko ten, czy chcesz też dziewięć?
- Tylko ten jeden. Mniej wiedzą, lepiej dla mnie. - stwierdził Harry, śmiejąc się do niej. - Czy działa to za każdym razem?
- Tak. Licznik zaklęcia również jest tutaj.
- Czy można rzucić to zaklęcie na odległość? - Czarownica rzuciła mu dziwne spojrzenie.
- Właściwie nigdy nie próbowałam. Jeśli się dowiesz, daj mi znać. Większość ludzi kupuje je tylko dla siebie, ale dobrze byłoby wiedzieć, na wypadek, gdyby została ponownie zapytana.
- A jeśli powiedzmy, twój wróg zna zaklęcie wpływające na urok. Czy może to wpłynąć na ten urok?
- Nie. Wszystkie sprzedawane tu uroki są powiązane z magicznym podpisem ich właściciela. Jeśli zostaną kupione jako prezenty, będą się trzymać magicznej sygnatury zarówno dawcy, jak i odbiorcy, dopóki odbiorca uzna, że dawca jest godzien zaufania.
- Ciekawe... - mruknął Harry, przeczesując palcami włosy. - Podstępny ten urok.
- Owszem. Próbuję od dwudziestu lat i nadal nie mam pojęcia, jak to dokładnie działa. To bardzo denerwuje.
- Zapewne. - Harry uśmiechnął się lekko. - Czy to już wszystko?
- Tak. Łącznie osiemnaście galeonów i trzy sykle. Wow.
- Co? - zapytał Harry, wysypując pieniądze ze swojej torebki na ladę.
- Być może właśnie ustanowiłeś rekord w ilości pieniędzy wydanych na jedną transakcję. Poczekaj, pozwól mi zawołać tatę. - Zeskoczyła ze stołka i pobiegła po schodach za ladą. Harry uśmiechnął się i skończył układać pieniądze, a potem schował to, czego nie potrzebował. Jego torba na pieniądze nagle stała się bardzo, bardzo lekka. Zanim skończył, młoda czarownica wróciła z czarodziejem, który wyglądał na siedemdziesiątkę.
- Panie Potter, miło mi pana poznać. - powiedział mężczyzna, ściskając dłoń Harry'ego. - Jestem Haden Chipper. Moja córka nazywa się Odele, o czym zapewne zapomniała wspomnieć. I widzę, że ponownie zapomniała plakietki z imieniem.
- To nie moja wina, że to moja druga szata. - mruknęła Odele pod nosem. Harry ukrył uśmiech za swoją ręką.
- Czy to naprawdę takie dziwne, że ktoś wydał osiemnaście galeonów? - Haden się roześmiał.
- Cóż, dla nas tak jest. Ostatni rekordzista uzyskał dowolny urok. Czy chciałbyś coś jeszcze z naszych półek? Odele mówi, że kupiłeś kilka uroków Anty-Veritaserum, więc wątpię, żeby był inny urok, który by pana zaciekawił równie bardzo. - Harry stuknął się w brodę.
~ Tom, chcesz coś?
~ Właściwie chciałbym, żebyś mnie zostawił w spokoju. Nie wyglądam dobrze w bransoletkach, pamiętasz?
~ Auć. ~ Harry uściskał Czarnego Pana mentalnie, po czym ponownie skierował uwagę na czarodziei przed sobą.
- Nie wiem. Jakieś sugestie dla siedemnastoletniego czarodzieja, który jest jeszcze w szkole i jest ścigany przez każdą czarownicę lub czarodzieja w magicznym świecie, aby go zabić lub oczekuje, że go uratuje? Odele się roześmiała.
- Rozumiem, że nie lubisz być w centrum uwagi.
- Nienawidzę tego. - zgodził się Harry. Nadeszła kolej Hadena, by postukać się w brodę.
- Jeśli chcesz, pracowałem nad zaklęciem odpychającym ludzi, kiedy chcesz być sam. Tak naprawdę nie zostało ono przetestowane w sytuacjach, do których prawdopodobnie przywykłeś, ale powinno wystarczyć. Możesz oczywiście ustawić, aby nie wpływał na niektóre osoby i sam decydujesz, kiedy chcesz go używać, a kiedy nie. Obawiam się jednak, że nie jest przeznaczony do bransoletek z urokami. - Harry zamruczał.
- Czy to jeden z tych rodzajów, które muszą mieć kontakt z twoją krwią, żeby zadziałał? - Haden spojrzał na niego z zaskoczeniem. - Przyjaciel mi to wyjaśnił. - nerwowo zaoferował Chłopiec, Który Przeżył.
- Zatem masz mądrego przyjaciela. Tak, aby mógł działać, musi mieć kontakt z twoją krwią. Widzę, że masz zaklęcie tłumacza, ale ten urok nie powinien być noszony jako kolczyk. To właściwie część tatuażu, co jest jednym z powodów, dla których prawdopodobnie nigdy nie będzie na sprzedaż.
- Tata lubi jego projekty. - zgodził się Odele, kończąc transakcję zielonookiego. Harry sprawiał wrażenie, jakby się nad tym zastanawiał, i niepewnie sięgnął myślą do umysłu Toma.
~ Czy wciąż jesteś wściekły? ~ spytał ostrożnie.
~ Nie jestem na ciebie zły, kochanie. Po prostu Dumbledore był tu ostatni raz, sprawdzając ten głupi szlaban. Przepraszam, że warknąłem.
~ Doskonale zrozumiałe. Podsłuchiwałeś?
~ Dlaczego miałbym zrobić coś takiego?
~ Ponieważ jesteś Ślizgonem i zawsze tak robisz. ~ Tom zachichotał.
~ Tak, słuchałem. Śmiem twierdzić, że tatuaż byłby prawdopodobnie bolesny, ale warto. Jeśli naprawdę tego chcesz.
~ Tak długo, jak to lubisz ~ Harry wydedukował, powstrzymując śmiech.
~ Oczywiście. ~ Harry spojrzał na Chippera.
- Właściwie podoba mi się ten pomysł. Wygląda na to, że byłoby to interesujące i lubię denerwować moją dziewczynę.
- Zakładam, że umieściłbyś go w widocznym miejscu. - zaoferował Odele z chytrym uśmiechem.
- Zdefiniuj widoczne. - poprosił Harry, rozśmieszając dziewczynę. Haden zachichotał i schował wszystkie nowe uroki Harry'ego do torby.
- Prawdopodobnie mogę również włożyć tłumacza do twojego ucha.
- Chciałbym. - zgodził się Harry.
- Dobrze. Odele, opiekuj się sklepem. Panie Potter, jeśli proszę za mną... - Poprowadził nastolatka po schodach.
- Czy jest ustawiony wygląd tatuażu? - zapytał Harry.
- Nie. - Haden uśmiechnął się. - Cokolwiek chcesz, oczywiście w granicach rozsądku.
- Rozumiem. - Harry potargał włosy. - Mógłbyś zrobić walczącego bazyliszka i feniksa?
- Obawiam się, że nie mam żadnych obrazów bazyliszka. - Haden westchnął smutno, otwierając drzwi i wprowadzając Harry'ego do środka.
~ Wiesz, ten szkic, który dałem ci, Vitare sunącą przez komnatę, powinno wciąż znajdować się w kieszeni twojej szaty. ~ podsunął mu Tom.
~ O! Tak! Dzięki, Tom.
~ Wiedziałem, że ci się spodoba... ~ Tom mruknął ponuro. Harry szybko przytulił mentalnie swojego kochanka, po czym wyjął szkic z kieszeni i uśmiechnął się szeroko, gdy bazyliszek Vitare syknęła do niego cicho.
- Mam szkic, które jeden z moich przyjaciół aurorów podarował mi w czasie świąt Bożego Narodzenia.
- W takim razie mógłbym to zrobić. - Wyciągnął rękę i Harry podał mu szkic. - Niesamowite. Twój przyjaciel to narysował? - Harry pokiwał głową. - Wyrazy uznania. Tak, zdecydowanie mogę to zrobić. Czy chcesz, żeby bazyliszek i feniks mogli się poruszać?
- Możesz to zrobić?
- Oczywiście.
- Więc tak, proszę. - Haden uśmiechnął się szeroko i położył rysunek, który zrobił Tom, z dala od niebezpieczeństwa, przekazując torbę z urokami Harry'ego. - Usiądź, a najpierw zrobimy kolczyk, potem tatuaż.
- Gdzie znajduje się urok na tatuażu? W atramencie? - zapytał Harry, siadając po włożeniu uroków do wolnej kieszeni.
- Tak, dokładnie. - Haden położył dłoń na ramieniu młodszego czarodzieja. - Gdzie chcesz kolczyk? Lewe ucho czy prawe? - Harry zastanowił się przez chwilę, po czym uśmiechnął się.
- Lewe, proszę.
- Bardzo dobrze. Chrząstka czy płat?
- Chrząstka. - zdecydował Harry.
- W porządku. - Haden podniósł kolczyk do ucha Harry'ego. - Gotowy?
- Tak.
- ~ * ~ -
- Bolą mnie plecy. - stwierdził Harry, wchodząc do klasy Toma. Draco, Teodor, Pansy i Blaise nadal tam byli, ale dołączyli do nich Ginny, Hermiona, Seamus, Neville i Severus.
- Mówiłem ci, że będzie bolało. - powiedział łagodnie Tom z miejsca, w którym siedział na biurku Neville'a. Wyglądało na to, że pokazuje chłopcu coś w tekście o Czarnej Magii.
- Harry Potterze! Czy to kolczyk?! - krzyknęła Hermiona, widząc błysk srebra w uchu Harry'ego. Harry uśmiechnął się złośliwie i delikatnie dotknął lewego ucha.
- Tak.
- Och... Masz urok tłumacza. Jestem pod wrażeniem. Ja nie miałabym tyle odwagi. - Pansy westchnęła.
- Właśnie dlatego jest Gryfonem. - skomentował Draco, zarabiając cios od Ginny, która siedziała między nim a Teodorem.
- Co masz dla nas? - zapytał Blaise.
- Kto powiedział, że coś mam? - Harry podszedł do przyjaciółki, wyciągając torbę od Narcyzy i przekazując ją Hermionie, która wciąż patrzyła gniewnie na kolczyk. - Tutaj, to od Narcyzy. Nawiasem mówiąc, Draco, twoja mama mówi cześć.
- Super. - mruknął sucho Draco. Hermiona pisnęła i rzuciła się na Harry'ego.
- Dziękuję Ci!
- Boli. - powiedział Harry łagodnym głosem. Hermiona natychmiast odskoczyła. - Dzięki. Moje plecy naprawdę bolą. W każdym razie to od Narcyzy, a nie ode mnie.
- W porządku, Harry. Co tym razem sobie zrobiłeś? - Ginny zrzędziła.
- Ma tatuaż. - odpowiedział Tom za nastolatka. Zapadła długa cisza, kiedy wszyscy wpatrywali się w Harry'ego.
- TY MASZ CO?! - Hermiona wrzasnęła. Harry skrzywił się.
- Dziękuję, Marcusie. Mam tatuaż, Hermiono. Nie waż się na mnie krzyczeć.
- Tak, to nie tak, że może to cofnąć lub cokolwiek innego. - zauważył Neville. - Czy możemy go zobaczyć? - Harry westchnął i, w odpowiedzi, po raz drugi zdjął płaszcz i szatę, po czym odwrócił się, by im pokazać. Feniks i bazyliszek prowadzili wojnę na jego plecach. Obraz miał około dwudziestu pięciu centymetrów z każdej strony. Haden powiedział, że gdy ból ustąpi, oba stworzenia prawdopodobnie będą sięgać poza obszar, w którym zostały pierwotnie zrobione.
- Cholera jasna, Harry. To niesamowite. - mruknął Teodor w ciszy, jaka nastała. Jego głos zdawał się również zachęcać pozostałych do mówienia, ponieważ wszyscy, w tym Severus i Hermiona, zgodzili się, że im się podoba. Tom podszedł do młodego mężczyzny bez koszuli z małym słoikiem w dłoni.
- To powinno uchronić cię przed dużym bólem. - zaoferował łagodnie. - Chcesz, żebym cię tym nasmarował?
- Proszę. Tylko bądź ostrożny. - Harry westchnął z wdzięcznością.
- Usiądź. - Tom poprowadził Harry'ego do biurka, rzucił płaszcz i szatę gdzieś obok, i posadził Harry'ego na desce. Następnie odkrył krem i delikatnie zaczął nakładać go na tatuaż.
~ To jest cudowne. Dobry wybór. ~ Harry oparł brodę na dłoniach i zamknął oczy.
~ To dlatego, że jesteś niesamowitym artystą. ~ Tom zachichotał cicho.
- Zasypiasz, Harry?
- Nie. Po prostu jestem bardzo, bardzo zrelaksowany. Widzisz, jeśli naprawdę byłbyś Śmierciożercą, jestem pewien, że mógłbyś znokautować wszystkich Drętwotą i zaciągnąć mnie do Voldiego, bez problemu. Czy przestaniesz okazywać taką nieufność Marcusowi, dyrektorze? - Wszyscy oprócz Harry'ego i Toma odwrócili się, by zobaczyć, jak Dumbledore wychodzi z cienia.
- Imponujące.
- Jasne, profesorze. Mam urok, który pozwala mi przejrzeć zaklęcia niewidzialności, gdy byłem u Chippera. - mruknął Harry.
- Czy masz takie dla reszty z nas? - zażądała Pansy.
- Kiedy Marcus skończy nakładać krem na moje plecy, możecie je mieć. Jednak wszyscy oprócz Ginny, Neville i Herm są mi winni po galeonie.
- Dlaczego oni nie? - Seamus narzekał, nawet gdy on i czwórka Ślizgonów przeszukiwali kieszenie w poszukiwaniu pieniędzy.
- Ginny jest moją dziewczyną, Herm uczyniła mnie ojcem chrzestnym swojego małego bachora, a rzeczy dla Neville'a to późny prezent świąteczno-urodzinowy. - wyjaśnił Harry, przewracając oczami. - A i tak nie dostaniecie ich wszystkich. Muszę się jeszcze pobawić z kilkoma. - dodał, upewniając się, że wszyscy widzą, jak spogląda w stronę stojącego za nim Dumbledore'a.
- Gotowe. - powiedział Tom, cofając się i ponownie chowając krem.
- Dziękuję Ci. - Harry westchnął, ostrożnie się rozciągając. - Dużo lepiej.
- Co to jest? - zapytała Ginny, spoglądając na pojemnik w rękach Toma.
- Vicks Vapo-Rub. - powiedział wesoło Czarny Pan, odkładając go do szuflady biurka. Hermiona, Seamus i Harry wymienili spojrzenia, zanim załamali bezradnie ramiona. Tom zmarszczył brwi. - Co? Jest naprawdę dobry w przypadku magicznych tatuaży.
- Skąd to wiesz? - Harry narzekał. - Nie mów mi, że masz takowy. - Tom spojrzał na swojego kochanka.
- Może i tak, ale dobrze to ukrywam.
- Nie potrzebowałem tego mentalnego obrazu, Marcusie. - Ginny jęknęła, chowając twarz w dłoniach.
- W takim razie nie powinnaś go sobie wyobrażać. - odparł Tom, wracając na swoje miejsce na biurku Neville'a. - Czy jest coś, co możemy dla ciebie zrobić, dyrektorze?
- Odwiedzam tylko członków mojego personelu i kilku uczniów. - zaoferował Dumbledore, uśmiechając się łagodnie.
- Założę się, że tak. - mruknął Harry, wstając i przerzucając kieszenie płaszcza w poszukiwaniu większej z dwóch torebek od Chippera. - Nawiasem mówiąc, myślałem, że szpiegostwo jest cechą Slytherinu. Sądziłem, że jesteś Gryfonem. - Rzucił starszemu mężczyźnie wyzwanie. Wszyscy w pokoju wciągnęli gwałtownie powietrze i wstrzymali je, czekając, co zrobi dyrektor. Dumbledore posłał Harry'emu poważne spojrzenie spod swoich półksiężycowych okularów.
- Dziesięć punktów od Gryffindoru, panie Potter.
- Kiedy mnie wydalisz, proszę pana ? Jak daleko mam się posunąć, zanim cokolwiek z tym zrobisz? - Harry splunął, a szmaragdowe oczy błysnęły.
- Harry... przestań... - szepnęła Hermiona.
- Gdybym zabił studenta, wydaliłbyś mnie wtedy? A może po prostu uznałbyś to za jeszcze jedną ofiarę w swojej głupiej, małej wojnie z Voldim-Moldim? - Harry zadrwił. Oczy Dumbledore'a błysnęły niebezpiecznie. Każdy rozsądny czarodziej wycofałby się, ale Harry już się tym nie przejmował.
- Proszę uważać, panie Potter. - ostrzegł.
- Ciągle to mówisz, ale nie zrobiłeś z tym nic. Na cholernego Merlina, faworyzujesz mnie, tak jak Snape faworyzuje Ślizgonów. - kontynuował Harry, ignorując przerażoną publiczność.
- Jesteś zawieszony na miesiąc. Zabierz swoje rzeczy, zabieram cię z powrotem do Dursley'ów. - powiedział w końcu Dumbledore.
- Wreszcie. - mruknął Harry, przewracając oczami i odwracając się do przyjaciół. Rzucił torbę Tomowi, który ledwo ją złapał. - Marcusie, jestem pewien, że możesz je rozdać. Herm, zaopiekuj się sobą. Tylko nie przesadzaj. Marcus, upewnij się, że najpierw sprawdzisz ten urok dla Herm z Madame Pomfrey. Ginny, trzymaj się z daleka od kłopotów i nie bij chłopaków za bardzo. Seam... - rzucił irlandzkiemu czarodziejowi pudełko od bliźniaków. - Bliźniacy kazali mi położyć to pod poduszką Rona i zablokować zasłony. Chciałbym wiedzieć, co się stanie. Blaise, traktuj go dobrze, kiedy mnie nie będzie, i nie pozwól mu się upić. Ten urok nie bardzo pomógł.
- To dlatego, że Seam upija się do ostatnich możliwości. - zaproponowała Pansy, próbując się uśmiechnąć i okropnie zawiodła.
- Słuszna uwaga. Seam, przestań pić. Profesorze Snape, trochę się rozluźnij. - Harry rozejrzał się po pokoju. - Wszyscy wyglądacie, jakby ktoś właśnie umarł, rany. Wrócę za miesiąc.- Hermiona głośno zaszlochała i rzuciła się w wyczekujące ramiona Harry'ego.
- Ty... N-nie możesz iść... - szlochała Hermiona. Harry przytulił ją i pocałował w czubek głowy.
- Wszystko będzie dobrze, Herm. Nie martw się. - Spojrzał na swoich przyjaciół i powiedział: - Zaopiekujcie się nią. - Wszyscy przytaknęli stanowczo, nawet Severus.
- Teraz, panie Potter. - zawołał chłodno Dumbledore.
- Nie masz serca, dyrektorze. - zawołał Harry, oddzielając się od Hermiony.
- I jesteś teraz zawieszony na kolejny miesiąc. - odparł Dumbledore.
- Ups. - Harry uśmiechnął się do Hermiony. - Nic mi nie będzie, zaufaj mi. - Dziewczyna przytaknęła tępo, a Harry naciągnął szatę, przewracając płaszcz na jednym ramieniu. - Pa, wszyscy! Do zobaczenia w marcu! - zawołał radośnie, a potem wyszedł za wściekłym dyrektorem. Tom przez dłuższą chwilę wpatrywał się w milczeniu w torbę w swoich dłoniach. Nagle uderzył pięścią w blat biurka.
- Ten drań! Cholerny stary człowiek! - Jego oczy wróciły do szkarłatu i były mokre, jakby powstrzymywał łzy. - Hermiono, chodź tutaj. - powiedział łagodnie, wyciągając ramiona do dziewczyny. Hermiona podbiegła do pocieszającego uścisku i schowała twarz w szacie Toma, szlochając. Tom zamknął oczy i cicho załkał. - Niech go diabli. - Wszyscy inni odwrócili wzrok i starali się nie płakać. Severus usiadł na krześle przy biurku i ukrył twarz w dłoniach, kręcąc głową.
- Głupota.
- To takie głupie. - wymamrotał Draco, rzucając pióro na blat biurka, ledwo omijając stos papierów, które miał oceniać.
- To nie jest głupota. - Neville westchnął. - To Harry.
- To, cholera, to samo. - warknęła Ginny, ocierając dziko mokre policzki.
- Nie do końca. - Seamus westchnął, wpatrując się w pudełko w swoich rękach. - W końcu zrobił swój krok. Teraz czas na nasz. Ginny, ty teraz dowodzisz; co powinniśmy zrobić? - Dzikie brązowe oczy wystrzeliły wokół grupy Juniorów.
- Teraz? Teraz zemścimy się. W stylu Harry'ego Pottera.
*mocking (jedno słowo) = kpić | making fun of (trzy słowa) = żartować; po Polsku lepiej brzmi to w liczbie liter
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top